- To i ja kota ci nie oferuję- uśmiechną się Kiszcz pod wąsem- czasem trza taborek z towarem ochraniać, czasem należyności odebrać i przewieść żeby w niepowołane ręce nie trafiły-powiódł Kiszcz ręką po sali jakoby pola jakie obsiane pokazywał- a czasami tylko siedzieć i tymi to Indyiami oczy cieszyć, ot! jak to w handlu.-rzekł
Przy stole obok zasiadł niedawny rywal pana Jacka, od stóp samych po czarną czuprynę zlany potem jak borsuk, chwycił w garść szklanicę z winen i począl pić łapczywie, spode łba co chwila w kierunku pana Jacka pozierając.
Ostatnio edytowane przez Pan Starosta : 05-06-2008 o 16:40.
|