Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2008, 23:11   #65
Vimes
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
Życie jest pełne niespodzianek… Jednego dnia człowiek ucieka przed tłumem rasistowskich wieśnioków z widłami, wykrzykujących wzniosłe i światłe hasła pokroju: „Zenek łapaj za widły, na stos z zieloną poczwarą!”, tudzież krótkie ale za to jak treściwe: „ZA ZIEELOONYYM!”, następnego zaś jest czczony jako bóstwo przez niezbyt rozgarniętych buszmanów z zapomnianej przez Bogów wiosce. Trzeciego za to dla odmiany siedzi w świątyni Khemetry jako pretendent do szat kapłańskich bogini, o której wie w sumie tyle jak się nazywa, oraz to że wyznawany przez nią światopogląd dosyć radykalnie różni się od jego własnego.

Pewnie zapytacie po jakiego diabła w takim razie pakowałem się tej świątyni? Odpowiedź jest do bólu prosta – dal pieniędzy i spokoju. Przez lata podróżowania po świecie i spotykania kapłanów i wyznawców wszelkiej maści doszedłem do jednego wniosku – ostatnia rzeczą która jest potrzeba do bycia kapłanem jest wiara. Większość tych, których spotkałem do tej pory była zwykła bandą oszustów, która szukając wygodnego i spokojnego życia żerowała na ludzkiej głupocie i naiwności. Wystarczy zbudować (za pieniądze z datków rzecz jasna) odpowiednio pokaźną świątynię, oraz stwierdzić, że zna się jedyną prawdziwą i absolutnie niepodważalną odpowiedź na odwieczne pytania ludzkości takie jak: „Co będzie potem?”, tudzież „Co było przedtem?” oraz wszystkich o innych poglądach wsadzać na stos i człowiek ma zapewniony szacunek i poważanie. Potem wystarczy postraszyć że Ci-Na-Górze bardzo się będą gniewać jeśli nie złoży im się co najmniej raz w miesiącu ofiary wysokości powiedzmy... 10 sztuk złota i jest się ustawionym do końca życia.

Jak łatwo się domyślić taki rodzaj pracy mi i Ilafowi bardzo odpowiadał. Tak więc wylądowałem w świątyni – poniekąd bardzo ładnej i zadbanej, ale raczej niezbyt w moim guście – czekając na mającego zjawić się podobno niebawem (choć to słowo było już moim skromnym zdaniem rozciągane do granic możliwości....) inkwizytora.

-Jeeeeeeeeeeeeeeeeej... –rozległo się w mojej głowie – On ma w ogóle zamiar przyjść...?Ile my tu już czekamy?!

-Nie wieeem Ilaf... Wyglądam na zegarynkę? Chyba niezbyt, prawda? Przyjdzie jak przyjdzie, śpieszy Ci się..? – Odparłem naszyjnikowi w myślach.

-Śpieszy nie śpieszy, ale przyjść by mógł. Pół dnia tu sterczymy! –amulet ze zdenerwowania podskoczył mi na piersi – Chyba że tak lubisz robić za ciecia świątynnego...

-No odgadłeś moje najskrytsze marzenia Ilaf! Gratuluję! Od zawsze marzyłem żeby być cie... O patrz ktoś wchodzi, może to on...


Faktycznie ktoś wszedł do świątyni. Nie musiałem się nawet odwrócić żeby to stwierdzić, gdyż wrót tak ogromnych jak te, które znajdowały się w tej świątyni nie da się otworzyć nie powodując przy tym niezwykłego hałasu.

-Tyyyyyyy!!! On też jest zielony! On też jest zielony! – ilaf z wrażenia łomotał mi na piersi.

Zaintrygowany obróciłem się i mym oczom ukazał się dosyć niecodzienny widok. W świątyni stało dwóch przybyszy i jeden z nich niewątpliwie był zielony. Zieloność była jedną z zasadniczych cech, które odróżniały orki od reszty ras zamieszkujących ten świat. A przybysz jednoznacznie był orkiem, na co wskazywała na przykład budowa jego ciała. Miał grubo ponad dwa metry wzrostu oraz mięśnie, które wystarczyły by dla dziesięciu normalnie zbudowanych ludzi. Teraz nie wyglądał jednak jakby był w najlepszej formie o czym z kolei świadczyły świeże, głębokie rany na nodze oraz otaczająca go lekko czerwonawa aura z której biło tłumione co prawda z całych sił, ciągle jednak wyraźne cierpienie.

Jego towarzysz był postacią równie oryginalną, żeby nie powiedzieć że bardziej. Mimo że widziałem juz wcześniej legendarnych krasnoludzkich Zabójców, to za każdym razem widok któregoś z nich robił na mnie ogromne wrażenie...
Z chwili zamyślenia wyrwał mnie ork, przemawiając do mnie tymi słowami:

- Pozdrowion bądź Szlachetny Panie! Niech światło nigdy Cię nie opuszcza, niech nigdy również nie nadejdą czarne dni dla tego miejsca. Jestem Barbak i służę Palladine’owi. Czy zaszczycił byś mnie chwilą rozmowy?

-Również bądź pozdrowiony, niech Khemetra czuwa nad wami. Jestem Akrenthal. Oczywiście, pytajcie o co chcecie.

- Wraz z moimi przyjaciółmi, przybyliśmy niedawno w te okolice. Nieopodal na trakcie byliśmy świadkami niepokojącego zdarzenia, czy też może czegoś co było jego efektem. Złożyłem przysięgę umierającej i w tej chwili poszukuję dwóch chimer oraz Trolla. Możliwe iż znajdują się w niebezpieczeństwie. Czy wiesz coś może na ich temat? Troll jest raczej postacią rzucającą się w oczy w miejscu takim jak to. Może coś zauważyłeś Szlachetny Panie?

-Tak, faktycznie wiem cos na ten temat. Jakiś czas temu na jednej z moich przechadzek – lubię bowiem co jakiś czas przejść się po okolicy – trafiłem na dosyć niecodzienną scenę. Snułem się wtedy lasem w poszukiwaniu... grzybów...

-Dosyć specjalnych grzybów ja bym dodał... –
Rozległo się w mojej głowie ale zignorowałem złośliwą uwagę amuletu...

-...kiedy ze strony traktu dobiegły mnie dosyć dziwne odgłosy. Zaitrygoany podkradłem się w tamtym kierunku i ujrzałem trzech drabów pakujących do wozu gigantyczny wór z którego dobiegały odgłosy które w tej sytuacji spokojnie mogę określić jako... trollowate. Po zapakowaniu odjechali na... – kilka szybkich gestów reka pozwoliło mi się upewnić co do położenia konkretnych stron świata – wschód. Mam nadzieję że ta informacja wam pomoże...

-Innym Ciekawym zdarzeniem, było napotkanie Warga na jednej z tutejszych farm. Piękne zwierze najwyraźniej jest zagubione i czyni pewne spustoszenie. Pierwsze nasze spotkanie skończyło się niestety kiepsko dla mnie. Czy mógłbym prosić o pomoc? Chciałbym jak najszybciej ruszyć jego śladem i zapobiec dalszym stratom tak w inwentarzu jak i innych dobrach.

Jego prośbę poparł również krasnolud, wspominając cos jeszcze o jakimś konflikcie, jednocześnie potwierdzajac moje podejrzenia co do jego profesji.

-Tak, oczywiście nasza świątynia służy pomocą. Zaraz zawołam brata Kartenta, który opatrzy twoje rany.

Po tych słowach udałem się na tyły świątyni gdzie znajdowały się cele innych kapłanów. Była to swoją drogą chyba najbardziej nieodpowiednia nazwa, jaką mogły dostać pomieszczenia, w których dane było mieszkać tutejszym duchownym. Były to bowiem całkiem przestronne mieszkanka, bogato urządzone i właściwie z wszelkimi luksusami. No ale cóż, dzięki odpowiedniej nazwie ludzie myśleli przynajmniej że kapłani żyją w ubóstwie...

Po jakimś czasie powróciłem do dwóch wędrowców razem z bratem Karentem, który zajął się opatrywaniem orka w tym zaś czasie krasnolud, który wyraźnie od dłuższego czasu zbierał się z zadaniem tego pytania w końcu wypalił:

-Stary skąd masz takie oczy. Dużo bym oddał za coś takiego! To istny obłęd.

Cóż miałem powiedzieć... Moje oczy zawsze miały kolor dosyć dziwny jak na standardy obowiązujące na planie materialnym. Ale swój teraźniejszy wygląd zawdzięczają – a przynajmniej tak przypuszczałem Sherashie zażywanej przeze mnie niestety dosyć regularnie...

- Haha.. W miarę regularnie... jesteś ćpunem, stary spójrz prawdzie w oczy... – rozległ się w mojej głowie szyderczy głos Ilafa

-Dzięki za przyjacielskie wsparcie... naprawdę wielkie dzięki kolego... – odparłem mu w myślach na głos zaś powiedziałem:

-Nie wiem tego na pewno, ale przypuszczam że jest to efekt zbyt częstego zażywania przeze mnie pewnej substancji... A może jakiś wrodzone predyspozycje... Ale chyba jednak nie, ponieważ nie urodziłem się z takimi oczami. A może to efekt zgłębiania sztuk psioniki..?

W tym czasie brat Karent opatrzył już orka i udał się z powrotem do celi, Barbak za to spytał siemnie dlaczego w świątyni jest tak pusto. No i weź rozmawiaj z takimi ludźmi... Na wejściu do świątyni wisi gigantyczna kartka z wypisanym koślawymi runami wyższego kapłana z napisem: „Msze odprawiane są codziennie o godzinie 20, oraz w Dzień święty co godzina od 10 do 20” ale kto by się trudził czytaniem takich pierdół...

-Msze odbywają się dopiero w późnych godzinach wieczornych, dlatego na razie jest tu pusto. Jeśli chcesz możesz przyjść około ósmej wieczorem. Tymczasem może udalibyśmy się gdzieś porozmawiać? Czuję bowiem że macie więcej spraw do obgadania, a kto to widział gadać o suchej gębie? – Tutaj spojrzałem pytająco na dwójkę przybyszów.
 
Vimes jest offline