Milo biegł ulicami miasta. Nie wiedział gdzie jest ani co robił w tym mieście. Totalna pustka w głowie. Wiedział tylko, iż gonią go drowy... i coś jeszcze. Usłyszał wizg za swoimi plecami, lecz wedle starej zasady: "Gdy uciekasz, patrz przed, a nie za siebie!" nie odwrócił głowy by spojrzeć co się dzieje. Na ścianach biegły równo z nim małe i większe pająki - słudzy Pajęczej Królowej. Znów usłyszał wizg i parę strzał poleciało w jego kierunku. Nie trafiły celu, gdyż Milo gwałtownie skręcił w lewo. W biegu wyciągnął miecz "Trollobujcę" lecz jego niebieska poświata zgasła, po czym ostrze zaczęło topić się jak gdyby polane kwasem. Milo z żalem odrzucił resztkę rękojeści - tyle zostało z jego kochanej broni. Wtem małemu niziołkowi zaświtała inna myśl
- Ciem... - chciał użyć swej zbroi aby zniknąć w cieniu lecz słowa grzęsły mu w gardle, jak by coś dusiło go niewidzialną dłonią.
Milo spanikowany biegł dalej. Wtem zza zakrętu wybiegł troll z podciętym gardłem krzycząc:
- Arrgh mały morderca... leżącego... phprfl - krew wypływająca z gardła przeszkadzała mu mówienie - złodziej... i ... morderca - wydusił rozcapierzywszy ręce, ruszając w kierunku uciekiniera.
Milo znów zmienił kierunek uciekając w ciemny korytarz. Nogi mu coraz bardziej ciążyły. Zaraz padnę!. Z bocznego korytarza wyczołgał się człowiek. Miał zmasakrowaną twarz, nie mówiąc już o reszczie ciała. Milo go rozpoznał. To on podarował mu miecz przed śmiercią.
- Miałeś zanurzyć go w trolowej krwi! A gdzie on teraz jest!? No gdzie? - wyciągał swe ręce w kierunku niziołka, lecz ten nie czekając na resztę biegł dalej.
Niespodziewanie ujrzał światło na końcu korytarza. Milo poczuł narastającą ulgę. Już miał wyjść z podmroku gdy nagle drogę zagrodziły mu dwa inne niziołki i sześć innych istot. A raczej zombii niziołków oraz zakrwawione imitacje ludzi, elfów i jednego kobolda.
- Milo...
- Milo...
Łotrzyk nagle uświadomił sobie, że to jego starzy przyjaciele, i nowa drużyna...
- NIIEEEEeeeeeeeeeeee!
- NIIEEEEeeeeeeeeeeee! - Milo z krzykiem obudził się z koszmaru, spadając z ławy na podłogę. Szybko podniółsł się z miejsca grożącego mu zwaleniem stołu na łeb i dostrzegł swego towarzysza odskakującego od ściany prawie trzymając się za twarz. Krew ściekała mu po twarzy tworząc makabryczny widok
-Dumpt. Zaraz zwy... - chwycił się za usta i w ostatniej chwili przełknął strawę podchodzącą do gardła. Łeee.
- Aaaaaaaaaaa - krzyk elfiego wojownika tylko pogarszał sytuację. - Moje oczy!
Niziołek usłyszał małe zamieszanie na piętrze, jakby coś nagle się obudziło i szybko zbierało ekwipunek. Elhan zawodził i jęczał. Z zaplecza wyskoczył karczmarz z wielkim nożem w ręce, a tuż za nim jego rodzina, i wszyscy momentalnie zbledli.
Nagle coś ciężkiego uderzyło o wrota tawerny:
-Jebut
Wilk łowcy warczał z podkulonym ogonem lekko cofając się do tyłu. Milo nie wiedział co zrobić. Ta sytuacja mnie przerasta! . Kolejne uderzenie o drzwi:
-Jebut
- Pomóżcie mi, zróbcie coś, moje oczy...
Milo nie wiele się zastanawiając wymruczał pod nosem:
- Ciemność moją matką,
Ciemność moim stróżem,
Z ciemności śmierć cię sięgnie
Gdy w ciemność się zanurzę. - po czym ukrył się w cieniu, w kącie tak aby przed sobą mieć drzwi i schody z piętra. Nie wiedział czy go widać czy nie. Nie zaprzątał sobie tym głowy. Kusza! Bełt! No dobra, czym kolwiek jesteś Milo wbije ci bełcik w twój tyłek! Na smętne portki dziadunia! A jeśli ty tyłka nie masz? O Yondalo!. Przygotował kuszę gotową do strzału i celował we wrota. Wtem uderzanie ustało. Jednak zamiast tegou słyszał ciężkie kroki po podłodze piętra. Ba! Nawet kusz z podłogi zleciał na dół. Następnie szybkie jakby na złamanie karku schodzenie ze schodów ewidentnie istoty większej niż człowiek, a co dopiero kobold nakłoniły Milo aby swój cel przybrał postać która zaraz pojawi się na schodach. Złodziejaszek poluzował miecz w pochwie aby nie zaklinował się w razie konieczności i wycelował kuszą w ciemności. Pokaż się tylko. No pokaż! Ja cię zabiję! Nie mogę zawieść zaufania dziadunia! Nie mogę!
__________________ Why so serious, Son? |