Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2008, 21:22   #42
Baranio
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Musimy coś zrobić, bezczynność nie ma w sobie ni krztyny sensu.
A czy czyn ma?...


Przemijający czas przerażał mnie, przerażał, gdyż przemijał. W Niebiosach nie odczuwałem tego, nie odczuwałem przemijania. Sądziłem, wydawało mi się, że numery Dni nic nie oznaczają, że są nieważne, bez sensu.

Czy istnieje brak sensu?
Czy wszystko ma sens?
A może nic go w sobie nie ma?


Początek i Koniec, a pomiędzy nimi przemijanie tego pierwszego. Przemijanie Początku, by w końcu, na końcu odnaleźć Koniec. Czy on również przemija? Czy Koniec znika przemieniając się w Początek?

Koniec... co z nami się stanie? Co zaplanował nam Bóg, gdy Początek przeminie? Co czeka nas na końcu Początka, a co na początku Końca?
Skazani jesteśmy na przeminięcie, na zapomnienie, na bezsens.
Na Koniec. Jesteśmy skazani na Koniec. Koniec, który nie przeminie.


Myśli te ponownie napełniły mnie strachem. Przerażenie spłynęło gardłem przez przełyk, wlało się do żołądka, by tam przeżreć jego ściany i ogarnąć cały organizm, najmniejszą z komórek. Powiodłem wzrokiem przez własne człowiecze ciało. Strach mnie opuścił.
Opuścił me ciało, by zjawić się na nim.

Czarny jak słoma smoking przywierał do mej skóry, krępował ruchy szyi, był ciasny i nieprzyjemny, lecz nie bałem się go. Nie bałem się strachu.

Błysk, a obok niego czerń. Jak klinga miecza srebro przeszyło wszechobecną czerń, pozostawiając po sobie świetlistą smugę, która rozjaśniając czerń, odsłaniała nicość. Odsłaniała Koniec.

Zahipnotyzowany wodziłem wzrokiem za motylem pływającym w nicości mego umysłu. Czułem się pewnie, czułem się obecny, wszechobecny, utożsamiony z nicością, z Końcem, z tym co nadejdzie, gdy Początek przeminie.

UtonÄ…Å‚em.

Me usta wypełniła woda, podążyła drogą strachu, który wyparła z mego nieczułego ciała. Zalała płuca, wypełniła żyły, uciekała przez jamę nosową.
Odzyskałem władzę nad członkami, odzyskałem czucie w dłoniach, które zacisnąłem, gniotąc kopertę.

Rozluźniłem dłoń, otworzyłem ją niczym kwiat i rzuciłem weń kasztanowy wzrok. Kontrast. Czerwień krwi, tętniącej w mych żyłach odznaczał się na nieskazitelnej bieli. Okrąg, wypełniony purpurą ptasich piór. Koperta paliła, parzyła, me oczy widziały języki ognia liżące jej powierzchnię.

Lecz blasku nie było.

Impuls. Drgnienie przedramienia. Skurcz mięśnia, powodujący zgrzytanie kości.
Nie. Bezruch. Coś kazało mi kontynuować, schować informację, schować wiedzę, by pozostać w niewiedzy. By pozostać w nicości, czerni i bezsensie. By...
Zaprzeczenie. Nie chciałem poddawać się czyjeś woli, nie chciałem być czyimś niewolnikiem, niewolnikiem głosu dudniącego w mej głowie, rozsadzającego czaszkę 'schowaj'. Nie chciałem, lecz nie miałem sił, by się sprzeciwić. Nie miałem mocy, miałem tylko wolę.
Nowy początek. Być może informacja ta da nam nowe narodziny?

Wnętrze koperty pulsowało, przyciągało jak magnes.
Wolna wola, jesteś wolny, jak wszyscy inni. Daj Początek, daj nowość, prowadzącą do... . Nie wysłuchałem reszty własnej wypowiedzi. Rozpęknąłem się na dwoje, rozdwoiłem się. Początek zdarł papier, Koniec trzymał informację w garści. Stałem rozdarty, niezdecydowany.
Przegrałem Koniec, by zacząć nowym Początkiem.

Wolno, z nikłym bólem rozluźniałem kolejne palce, by ujrzeć kwiat. Ogarnąłem go wzrokiem, pochłonąłem. Me źrenice odbierały bodźce, które zamieniane w impulsy wędrowały do mózgu, by przekazać mi Początek, informację.
 
__________________
.

Ostatnio edytowane przez Baranio : 04-06-2008 o 21:29. Powód: Niepokój spowodowany czasownikiem 'pękłem'.
Baranio jest offline