Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2008, 12:26   #41
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Ambustiel
Kot, mądre ślepia spojrzały w niebo z tęsknotą. Czyżby kot też pragnął wrócił na piedestały nieboskłonu? Na ulicy ktoś spacerował, jeden człowiek, lecz inny. Jakby też powiązany z niebem, z dobrem, z Jehową. Jak on wyglądał? Spojrzałeś i już go nie było. Znikł. Lecz co to? Na Twe słowa kot zjeżył się, wtulił w ciebie. Strachliwie i w pełni lęku. Zupełnie jak on, Twój ukochany anioł. Lecz co to znaczyło? Kot chciał być z tobą gdyż czuł się bezpieczniej, czuł więź na tym świecie. Czuł potrzebę wspólnoty. Wnet spojrzał na innych. Pełen lęku, obawy lecz też jakby ich leniwie zachęcając. By poszli razem z nim. Jakby to kot miał wolę, wolę strachu i chciał mieć ze sobą Was. Czy to możliwe?

Uhmathael
Spojrzałeś na siebie. Lecz lęk ustał. Z Twojego strachu zrodziło się coś. Eleganci smoking, dziwne binokle na nosie, markowy zegarek na ręce. Czy to mijający czas był źródłem strachu? Strachu przed zbliżającym się końcem, strachu i boleścią za radością która znajduje się coraz bardziej od nas. Obok ciebie leżała czarna laska zakończona srebrną gałką. I tak ubrany poczułeś nikły promyk pewności siebie. Strach dalej był w Tobie, lecz w głębi serce, nie w ciele. Nie pętał cię. Wnet spojrzałeś na swą prawą dłoń. Trzymałeś kopertę, zamkniętą. Była na niej pieczęć, lecz jakby nie ziemska. I cos Ci mówiło żebyś ją schował i nie otwierał. Lecz czemu? Czułeś że nie jest Ci ona należna, że to kolejna próba. Kolejna? Były jakieś po upadku? Może... Może czas powstać, spojrzeć na innych, człowieka, zastanowić się. I ucałować braci w czoło.

Andrel
Żar, żar ogarnął Twe wnętrzności. Jakże dziwny płomień, zmył ostatnie resztki bólu po upadku. I nie parzył, lecz przyjemnie ogrzewał. Jakże miłe uczucie. Wszakże byłeś synem ognia. Byłeś? Jesteś? Kimże teraz jesteś. Kim będziesz?
Amen.
Te słowo Cię prześladuje. Kołacze w udręczonej jaźni. Lecz czemu? Najciekawsza jest świadomość upadku. Najgorszy jest ból poniżenia. Najprzyjemniejszy jest strach który mija kiedy jesteś z braćmi. Najlepszy... czy na tym świecie coś może się równać z niebiańskim wiatrem, nieskończonymi pałacami książąt czy widokiem na równiny Edenu?
[b]Amen.[/i]
Znowu...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 04-06-2008, 21:22   #42
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Musimy coś zrobić, bezczynność nie ma w sobie ni krztyny sensu.
A czy czyn ma?...


Przemijający czas przerażał mnie, przerażał, gdyż przemijał. W Niebiosach nie odczuwałem tego, nie odczuwałem przemijania. Sądziłem, wydawało mi się, że numery Dni nic nie oznaczają, że są nieważne, bez sensu.

Czy istnieje brak sensu?
Czy wszystko ma sens?
A może nic go w sobie nie ma?


Początek i Koniec, a pomiędzy nimi przemijanie tego pierwszego. Przemijanie Początku, by w końcu, na końcu odnaleźć Koniec. Czy on również przemija? Czy Koniec znika przemieniając się w Początek?

Koniec... co z nami się stanie? Co zaplanował nam Bóg, gdy Początek przeminie? Co czeka nas na końcu Początka, a co na początku Końca?
Skazani jesteśmy na przeminięcie, na zapomnienie, na bezsens.
Na Koniec. Jesteśmy skazani na Koniec. Koniec, który nie przeminie.


Myśli te ponownie napełniły mnie strachem. Przerażenie spłynęło gardłem przez przełyk, wlało się do żołądka, by tam przeżreć jego ściany i ogarnąć cały organizm, najmniejszą z komórek. Powiodłem wzrokiem przez własne człowiecze ciało. Strach mnie opuścił.
Opuścił me ciało, by zjawić się na nim.

Czarny jak słoma smoking przywierał do mej skóry, krępował ruchy szyi, był ciasny i nieprzyjemny, lecz nie bałem się go. Nie bałem się strachu.

Błysk, a obok niego czerń. Jak klinga miecza srebro przeszyło wszechobecną czerń, pozostawiając po sobie świetlistą smugę, która rozjaśniając czerń, odsłaniała nicość. Odsłaniała Koniec.

Zahipnotyzowany wodziłem wzrokiem za motylem pływającym w nicości mego umysłu. Czułem się pewnie, czułem się obecny, wszechobecny, utożsamiony z nicością, z Końcem, z tym co nadejdzie, gdy Początek przeminie.

Utonąłem.

Me usta wypełniła woda, podążyła drogą strachu, który wyparła z mego nieczułego ciała. Zalała płuca, wypełniła żyły, uciekała przez jamę nosową.
Odzyskałem władzę nad członkami, odzyskałem czucie w dłoniach, które zacisnąłem, gniotąc kopertę.

Rozluźniłem dłoń, otworzyłem ją niczym kwiat i rzuciłem weń kasztanowy wzrok. Kontrast. Czerwień krwi, tętniącej w mych żyłach odznaczał się na nieskazitelnej bieli. Okrąg, wypełniony purpurą ptasich piór. Koperta paliła, parzyła, me oczy widziały języki ognia liżące jej powierzchnię.

Lecz blasku nie było.

Impuls. Drgnienie przedramienia. Skurcz mięśnia, powodujący zgrzytanie kości.
Nie. Bezruch. Coś kazało mi kontynuować, schować informację, schować wiedzę, by pozostać w niewiedzy. By pozostać w nicości, czerni i bezsensie. By...
Zaprzeczenie. Nie chciałem poddawać się czyjeś woli, nie chciałem być czyimś niewolnikiem, niewolnikiem głosu dudniącego w mej głowie, rozsadzającego czaszkę 'schowaj'. Nie chciałem, lecz nie miałem sił, by się sprzeciwić. Nie miałem mocy, miałem tylko wolę.
Nowy początek. Być może informacja ta da nam nowe narodziny?

Wnętrze koperty pulsowało, przyciągało jak magnes.
Wolna wola, jesteś wolny, jak wszyscy inni. Daj Początek, daj nowość, prowadzącą do... . Nie wysłuchałem reszty własnej wypowiedzi. Rozpęknąłem się na dwoje, rozdwoiłem się. Początek zdarł papier, Koniec trzymał informację w garści. Stałem rozdarty, niezdecydowany.
Przegrałem Koniec, by zacząć nowym Początkiem.

Wolno, z nikłym bólem rozluźniałem kolejne palce, by ujrzeć kwiat. Ogarnąłem go wzrokiem, pochłonąłem. Me źrenice odbierały bodźce, które zamieniane w impulsy wędrowały do mózgu, by przekazać mi Początek, informację.
 
__________________
.

Ostatnio edytowane przez Baranio : 04-06-2008 o 21:29. Powód: Niepokój spowodowany czasownikiem 'pękłem'.
Baranio jest offline  
Stary 15-06-2008, 23:28   #43
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Cisza. Ambu zazgrzytał zębami. Jakby rozmawiał z zombie. On mówi, a one wbijają w niego nieprzytomne spojrzenia. Nie, pomyłka. Tu było gorzej, oni nawet na niego nie spojrzeli. Teraz zapewne powinien zacząć rwać włosy z głowy, rzucać się po sali, próbować zwrócić na siebie uwagę. Ambu odgarnął włosy z czoła i zwinnie zgniótł butem papierosa, którego właśnie upuścił na podłogę. Nic dziwnego, że bunt upadł, skoro aniołowie nawet nie są w stanie ze sobą zamienić kilku zdań. Wszystko jest tylko oparte na rozkaz/wykonanie rozkazu. Nawet podczas buntu zachowano anielską hierarchę. Anioł złapał za klamkę i zamarł. Jakie to byłoby proste. Tak po prostu opuścić tą salę i odejść. Problem polegał na tym, że nogi przecież przyniosły by go tu z powrotem. Myśli i tak by tu wróciły. I ten cholerny kot. Kątem oka spojrzał na Morfa, który już zdecydował za nich dwóch, co też teraz będą robić. Ambu westchnął. I podszedł do starego telewizora marki Phillips pozostawiając drzwi nadal zamknięte, jakby czekające na kogoś innego. Może na pielęgniarkę, która już dawno powinna przyjść, skoro bezczelnie sami odpięli się od szpitalnej aparatury i wskazywała ona obecnie, że w tej sali leżą cztery trupy, których serca po prostu przestały pracować? Rozsiadł się wygodnie na krześle, które przysunął sobie sprawnym ruchem. I nacisnął guzik "On". Kineskop brzdęknął, po czym zaczął się rozgrzewać. Powoli na ekranie zaczęły zmieniać się kolorowe obrazki, które tęczą odbijały się na twarzy Ambu. Kot, nie wiadomo kiedy się przyplątał, zaczął ostrzyć swoje pazury na jego dżinsach.
- Przestań. - syknął cicho i posadził go sobie na kolanie. Zaczął delikatnie go głaskać patrząc na kobietę, która czytała z kartki wiadomości. Jej usta poruszały się, jednak nie dało się słyszeć ani dźwięku. "Możliwe, ze powinienem wyłączyć mute, ale mam wrażenie, że nawet to by ich zbytnio nie otrzeźwiło." Westchnął i starał się czytać z ruchu warg, cóż to spikerka starała się przekazać jej słuchaczom. Po kolei pojawiły się informacje o chorobie przenoszonej przez importowane bydło, kręgach w zbożu, ataku terrorystycznym w Iraku i spotkaniu głów państw Europejskich w Klagenfurcie. Co nie pozwalało jednoznacznie nawet stwierdzić gdzie się obecnie znajduje. Ciekawe czy gdyby wyszedł na zewnątrz i po prostu spytał jakiegoś przechodnia co to za miasto - "ciekawe jaka byłaby jego reakcja?" Kot mruczał zadowolony.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 26-06-2008, 12:24   #44
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Maestriel, upadek:

A język mój będzie głosił Twoją sprawiedliwość
i nieustannie Twą chwałę.
(Ps 35, 28 )


Czemu to tak musi boleć? Kiedy Ty spadasz niczym żałosna gwiazda zrzucona z nieboskłony. Okrutne jest ostrze Trona! Skóra piecze, skrzydeł już nie czujesz, nie czujesz szat, nie czujesz swego bytu. Tylko bezkres spadania, ciemność w oczętach których otworzyć się nie da. Grzmot wielkiej bitwy już minął, czy to może sama bitwa minęła? Czy Ty zmierzasz ku nicością w umarłych postawionych rzędzie? Co znaczy słowo umarłych? Właściwie to gdzie zmierzałeś? Kiedy to wraz z innymi maluczkimi rzucałeś kamieniami niby do celu tworząc góry, kiedy trzymałeś wichry i rzeźbiłeś kwiaty. I kiedy w zdumieniu Twym i sensu odkryciem doszyłeś do wzniosu. Doszyłeś? Czy gdziekolwiek zaprowadziło Cię to prócz tego boku wypełniającego Twe ciało? Ból, może się do niego przyzwyczaisz, lecz jak to niemożliwe kiedy z każda chwilą, nawet tą najmniejszą, boli inaczej i mocniej. W jaźni mamrocze głos Azazaela i Satanela, głos obwieszczający bunt przeciw tym którzy bronią dostępu do Jehowy. Jahwe, jakże teraz od niego daleko. Wielki trzask bitwy, chwała przeciw chwale, potęga przeciw potędze, moc przecie mocy, wola przeciwko bezwolnym Tronom, miłość do Jehowy i nienawiść do synów Adama przeciw oddaniu i służbie. Kiedy kazano się pokłonić Adamowi, kiedy Zakfariel skrzyżował gorejące ostrze z Azazelem... Ból! Trach! Ból! Koniec spadania!
Leżysz, wszystko piecze, boli, szczypie. Pali jaźń i ćmi całe ciało. Gdzie jesteś? Do Twego nosa dociera swą i smród. Tego nie było w niebie. Otchłań? Nigdy tam nie byłeś, lecz podobno powiadano że tam nie ma nic Tu było coś. Odgłosy i ból. Jakieś niepojęte słowa które znasz, lecz nie wiesz skąd, jakiś tajemniczy zew nieznanego. Czy to ziemia? Jaku tu śmierdzi! Jak to boli! Pisk opon, coś hamuje... znowu te słowa, takie obce niczym tysiące igieł w Twym sercu. Oczęta powoli otwierają się w boleści, ktoś dotyka ciała, podźwiga. Biorą na egzekucję...
-Ej, Dominik, co mu się siało do kurwy nędzy?
Boli, jesteś w mieście? Mieście? Jakie to słowo, co znaczy? Wiesz co oznacza, nie wiesz skąd jest. Cierpienie! Bezsilność!
Gdzie teraz jesteś? Te słowa mamroczące w głowie, ten ból, chociaż mniejszy, to obecny. Sala, czysta, lecz nadal śmierdzi. Śmierdzi człowiekiem, Ty nim przesiąkłeś. Noc, ciemna noc w szpitalu. Szpitalu? Znowu brzemię cierpienia odzywa się.
-Zdrowia, pieniędzy i pierwszy milion...
Co znaczą te słowa wymawiane przez kogoś z oddali. Boli! Znowu, lecz już mniej. Ktoś podchodzi, wzrok jeszcze mamrocze sennie i nie widzisz dobrze. Bierze twoje łuzko, prowadzi do sali, Podstawia, speszony lekarz... speszony? Te słowa... Lecz on milczy. Ciebie nie boli, on milczy. I wiesz dla czego, jesteś pośród trzech twoich braci. Uhmathael i Ambustiel.
Skurcz mięśni, podnosząca się powieka, serce które zabiło mocniej tłumiąc cierpienie. I ten lekarz, niezbyt wysoki szatyn, o ospałym spojrzeniu i zdziwionym wyrazie twarzy.

Wcześniej – Christianus, odejście
-Bracia. Ja dłużej tak nie mogę.
Spojrzał na Was takim zimnym spojrzeniem, niosącym ból wiecznego wartownika otchłani, jednego z aniołów siedmiu wielkich arami, a zarazem zemsty. Wpierw jego spojrzenie powędrowało na kota. Jakby pytając co i on uczyni. Anioł pytający kota? Któż mógł to wiedzieć. Pewnym krokiem podszedł do okna z miną szaleńca. Tak, Ci którym przewodził Douma zawsze byli dziwni. Lecz to była najczystsza forma szaleństwa, gdzie jaźń buntuje się przeciw rzeczywistości, a rozpacz jest silniejsza od świadomości.
Powolne kroczenie, szaleńcze i pełne bólu jakby każdy krok tutaj był niczym ostrze w jego ciele. Podszedł do okna, nawet na was nie spojrzał.
-Ja tu dłużej nie chcę być...
Słowa powiedziane z wyrzutem. Stanął na parapecie i skoczył. Spadał długo, nie było słychać uderzenia o ziemię. Wyglądało to jakby sam mrok nocy przyjął go do siebie, jakby swój pomagał swemu...
Tak oto Christianus upadł po raz drugi.

Po odejściu Christianusa – Andrel, ucieczka
Andrel sięgnął do kieszeni i wyjął z niej paczkę zapałek. Podpił jedną przyglądając się płomieniowi.
-Amen/
Zdmuchnął ogień, usiadł na ziemi.
-Za co, dobry Boże nasz? Słyszysz mnie?
W głosie pobrzmiewała rozpacz, tęsknota za wszystkim co utracił. Czy aby na pewno? Lecz skoro sam uznał że to utracił, to była prawda. Przyjrzał się Wam z odwiecznym pytaniem na ustach.
-Czemu?
Powstał z ziemi, powoli, flegmatycznie, jakby nie chcąc nic robić.
-Bracia...
Zebrał się w sobie by coś Wam opowiedzieć.
-Bracia... ukarano mnie niszcząc mój wkłada w świat, wypaczając tą wspaniałą roślinę... Bracia... Wybaczcie...
Jego kroki zaczęły pobrzmiewać po sali echem, jakże ziemskim. Raz, dwa trzy.
-Idę szukać. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Chciał już wyjść, stal w progu gdzie jego jaźń borykała się z dylematem, samotnej wędrówki i trwania pośród mu podobnych. Odwrócił się rzucając Wam spojrzenie pełne rozpaczy.
-Zdrowia, pieniędzy i pierwszy milion...
Powiedział do Was wychodząc z sali. To było takie ludzkie, słowa nowe i tak przesiąknięte człowiekiem, pychą i dumą. Zostaliście sami.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 30-06-2008, 00:35   #45
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Ambu nie mógł oderwać się od telewizora. Nic dziwnego, że ludzie potrafili się uzależnić od tych migających obrazków. Nierealny świat fantazji ubrany w podkoloryzowane ramy normalnego szarego życia. Można tego prawie dotknąć. Każdy chce tego skosztować. A wzrok dla ludzi to przecież główny zmysł "doświadczania" czyli oglądając praktycznie stawali się bohaterami.

Ambu przechylił głowę i dotknął ekranu. Przeskoczyła iskra i kopnęła go leciutko w dłoń. Obraz lekko się zniekształcił pod wpływem palca, rozchodziła się od niego tęcza. Ciepły kineskop zdawał się wyginać do środka.

I nagle Morf fuknął, zjeżył się, boleśnie wbił pazury w nogę Ambu. Ten lekko nieprzytomnie spojrzał w kierunku okna. A tamten anioł, z łóżka zaraz koło okna, wyskoczył przez nie. Tak po prostu. Mówił coś. I ta myśl ponownie przyczepiła się Ambu jakby ją kto klejem posmarował.

Już nie mógł? Nie mógł czego? Wyrzutów sumienia, bólu, tych wszystkich kłębiących się myśli - jak węże w koszu, jak zamotane włóczki wełny, jak makaron na talerzu - których wcześniej nigdy tyle nie było, ograniczenia ludzkim ciałem, zagrożenia, szaleństwa - CZEGO NIE MÓGŁ?!

A potem ten drugi. Poszedł "szukać" - w umyśle Ambu słowo to wiło się obślizgle. Szukać? Ambu spojrzał z wyrzutem na Morfa.
- Kazałeś mi czekać, na co? Na to, żebym też wygłosił jakiś monolog w tym teatrzyku? - szczęka sama mu się zacisnęła. Głębia zielonego ślepia nagle zdała się groźna sama w sobie. Pazury głęboko wbite podkreślały przesłanie. "Nie waż się mnie zostawić". "Majaczę". Ambu schował twarz w dłoni, a potem szybko odrzucił włosy z twarzy.

Jeszcze to "Zdrowia, pieniędzy i pierwszy milion..." Co to? "Aniołek postanowił zamienić się w człowieka? Życzenia składa? Dobre sobie." Ambu uśmiechnął się półgębkiem. I nagle zaczął się śmiać. Najpierw cicho, pod nosem, złośliwie. Potem coraz głośniej i coraz bardziej histerycznie. Jak to musi żałośnie wyglądać! Pokój pełen potencjalnych samobójców! Pierwszy raz brzuch bolał go ze śmiechu. Czyli aniołom nie jest dane czuć?

Zamarł. Nie dane czuć? Ale przecież, przecież, przecież kochał Boga. Kochał? Usłyszał wtaczanie kolejnego łóżka do sali. A Formidiel? Mimowolnie przygarbił się zasłaniając sobą kota, jednak ten zaniepokojony wystawił łeb poza kurtkę i śledził uważnie lekarza. "A narzekałem na nieobecność służby zdrowia. Proszę! Znów się pojawiła. " Tak dwa zupełnie odmienne stany, a ta sama nazwa. Czy umiejętność porównywania jest grzeszna?

Ambu uśmiechnął się pod nosem cynicznie. "Dałeś mi O Panie, możliwość porównania, żeby się przekonać co wybiorę?" Morf postanowił obwąchać nowo przybyłych, a kiedy ten kot coś postanowi... Ambu puścił go, żeby nie mieć zbyt postrzępionych spodni i rozsiadł się wygodniej, na ile pozwalało stare, rozklekotane krzesło zapewne pamiętające początek świata. "Otrzymałem werdykt. Wybory świadczą same sobą: wybrałem jak człowiek, więc nie jestem niczym więcej niż miernym człowiekiem. Albo jestem aż miernym człowiekiem. Urocze."

- Nie mogłem spać. - rzucił od niechcenia spokojnym tonem. - Może mogę dostać jakąś gazetę, żeby nie budzić moich towarzyszy? - niestety nie udało mu się pozbawić dwóch ostatnich słów ironii. Sam zresztą nie wiedział skąd się ona brała. Może też "człowieczał"? Aż strach się bać.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 03-07-2008, 21:06   #46
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Grzech Maestriela:

Dziwny impuls pobudził mego ducha. Czuję jak napływają i przepełniają mnie ogromy energii. Tak! Czuję w sobie moc. Nigdy nie czułem tak pewny, silny i mocarny. Jam twórca. Jam mistrz. Dziś zenit osiągnę, dziś moc moja się przesili.

Sam utworzę i uformuje sobie ludzkie ciało. Cóż to dla mnie ukształtować własną cielesność. Muszę tylko przybrać odpowiednią formę i wypełnić materialną powłokę. Duch mój promienieje i wznosi się na wyżyny. Mam moc, mam dość sił by samemu uformować mieszkanie dla mego ducha.

Wybrałem pozbawiony konturów i kształtu strzęp materii. Wyrwałem z niego fragment materii. Siłą woli wprawiłem go w ruch wirowy, aby obracał się niczym na garncarskim kole. Czas drgnął, a bezkształtna, materialna masa rozpalona do białości wibrowała w zawrotnym tempie wokół własnej osi.

Mocą mego ducha zacząłem dotykać wirującej materii. Szybko pojawiły się pierwsze kontury. Wniknąłem głębiej i skupiłem się mocniej tworząc szkielet konstrukcji. Kości twardniały i zastygały jakby scementowane. Prężyła się linia kręgosłupa i skryty w niej rdzeń kręgowy. Ciało drżało. Mięśnie kurczyły się i rozkurczały. Zwiększyłem nacisk i krew zaczęła krążyć inicjując podskórne życie. Kształtując nerwy pierwszy raz poczułem, że zaciera się granica między twórcą a tworem. Przeniknąłem do materialnej powłoki. Jednak czułem jakieś niedociągnięcia. Nagle na ciało padł promień światła, który znikł równie niespodziewanie jak się pojawił. Zaciągnąłem się pierwszym nieśmiałym oddechem i uświadomiłem sobie, że na mojej twarzy wykwitł uśmiech.

Tak oto dokonało się moje zejście w materię.

****

Lecę bystro! Wznoszę się! Lecę! Tam na szczyt. Rozcinam przestrzeń moją źrenicą jak mieczem. Usmolone obłoki i płonące chmury rzygają ognistym deszczem. Światło więdnie i mętnieje, blask słabnie. Żywioły przestały milczeć. Huki i grzmoty rozrywają ciszę na strzępy. Widzę krawędź świata.

Ukłucie bólu szarpnęło ciałem Maestriela.

- AAAAAAAAAAAAAAaaaaaaa… – okrzyk był pierwszą reakcją na ból.

Zostałem ugodzony. Fala ognia ogarnia moje ciało. Płonę i spadam w nicość jak meteor. Nie czuję przestrzeni. Nie czuję kierunku. Próbowałem się skulić jednak bezwład ogarnął moje ciało. Moje skrzydła płoną. Trawi je żarłoczny ogień. Pęd ogłuszył mego ducha. Spadam. Uderzyłem w coś”

Spotkanie materialnego ciała Maestriela z inną materią wywołało odgłos, który utonął wśród innych obcych dźwięków. Na krótką chwilę zgasło światełko świadomości Maestriela. Nieświadomość otuliła go jak mrok. Kiedy ponownie roznieciła się świadomość okrutne okruchy ból wgryzły się w ciało anioła. Maestriel upadł na twarz. Lecz nie tak jak pada się przed majestatem stwórcy. Po kilku chwilach szoku wsparł się na łokciach i nieznacznie uniósł głowę.

W nos anioła wwiercił się odrażający odór. Skurcz żołądka targnął całym obolałym ciałem. Kolejny skurcz wyszarpnął z wnętrzności jakieś resztki, które wylały się przez otwarte usta Maestriela. Ból nie ustępował. Z ust anioła zwisały girlandy śliny oblepione wszechobecnym pyłem.

- Ej, Dominik, co mu się stało do kurwy nędzy?- jakiś szorstki i obcy głos wpadł do ucha anioła.

Maestriel poczuł dotyk ciepłych, spoconych dłoni. Ktoś podźwignął go na nogi. Co kilka chwil ciałem anioła wstrząsały dreszcze. Maestriel strwożony ogromem bólu dostrzegł, że jest nagi. Ktoś go prowadzi. Ale dokąd? W umyśle mętlik. Powoli świadomość odpływa jak mały okręt znikający na skraju horyzontu.

****

- Zdrowia, pieniędzy i pierwszy milion... – z odmętów nieświadomości zbudził Maestriela czyjś czysty głos.

Maestriel przebudził się. Kiedy otworzył oczy zorientował się, że leży w łóżku i znajduje się w pomieszczeniu szpitalnym. Świadczyły o tym ściany wymalowane w stonowanych kolorach, sterylnie czyste sprzęty starannie porozmieszczane w sali oraz ogólne wrażenia ładu i porządku. Brud zniknął. Jednak Maestriel nadal czuł w nozdrzach nieprzyjemny zapach, który wywoływał uczucie mdłości.

W nogach łóżka stał milczący człowiek w białym kitlu i przyglądał się Maestrielowi nieobecnym wzrokiem. Anioł wyciągnął ręce spod kołdry i zapytał człowieka:

- Gdzie jestem? – w tym pytaniu zawierało się wszystko na co w obecnej chwili mógł zdobyć się Maestriel. Dopiero gdy pytanie zawisło w sterylnie czystej, szpitalnej przestrzeni anioł dostrzegł swie pozostałe osoby znajdujące się w sali. Teraz oczekiwał na wyjaśnienia nie tylko od człowieka w bieli, ale również od pozostałej dwójki.
 
Adr jest offline  
Stary 05-07-2008, 16:45   #47
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Przebudziłem się. Sen, wizja, majaczenie odeszły, lecz otępienie wszystkich zmysłów pozostało. Niezrozumiałe dźwięki napierające na me uszy. Tysiące nierozróżnialnych odcieni szarości, zieleni próbujących dotrzeć do moich źrenic, gdy tylko rozchyliłem powieki. Mieszanina niewyczuwalnych zapachów wdzierających się w nozdrza przy głębszym oddechu. Potok śliny spowodowany burzą nieprzewidywalnych smaków na moim wijącym się języku. Miliony malutkich stworzeń w równym tempie przebiegających po mym całym ciele.

- Bracia. Ja dłużej tak nie mogę. - Ciągle nie docierało do mnie to, co działo się dookoła. Widziałem wszystko dokładnie, słyszałem każdy, nawet najmniejszy szmer... a jednak nie rozumiałem. Nie potrafiłem pojąć. Nie potrafiłem określić czasu, miejsca, przeznaczenia słów. Chłodny wiatr zatańczył na równo ułożonych kafelkach szpitalnego pokoju. Rozwiewał szaty, prześcieradło? Łopot, jakby tysiące białych ptaków wzbiło się ku błękitnemu... niebieskiemu... granatowemu, czarnemu niebu. Wszystko wywrócone do góry nogami mknęło ku ziemi, niebu. A potem nieprzenikniona cisza trwająca wieki.

- Amen - podmuch zgasił wcześniej zapalony płomień, który wił się i bił pomarańczowym blaskiem. Teraz czarna, zwęglona końcówka. Niepotrzebna, zbyteczna, wylądowała na posadzce, tuż obok Andrela. Pełne bólu, rozpaczy i tęsknoty słowa ugodziły we mnie, wdzierając się przez bębenki do umysłu. Były przesiąknięte, nabite do granic możliwości, wylewał się z nich żal. Tak ludzki, taki ohydny tak...
- Idę szukać. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Nie spotkamy się już nigdy. Zgubisz się wśród ogromu i cudnego fałszu, bracie. Nie potrafiłem wypowiedzieć tych słów. Były poza moim zasięgiem, jak każde inne. Nie mogło tak być. Gdybym był w stanie, był na tyle silny, żeby...

- Nie mogłem spać. Może mogę dostać jakąś gazetę, żeby nie budzić moich towarzyszy? - Lód zmroził mnie, orzeźwiając i budząc, pełne ironii słowa. Dwa. Tak ludzka emocja, tak ohydna, zdradziecka.
- Gdzie jestem? - nowy głos. Nowe łoże, nowy upadek. Nowy ból i nowa rozpacz. Nowa niewiedza i nowa słabość.
- Wśród braci tonących w morzu ludzkiej ohydy... - nie wiedziałem w jaki sposób moje struny głosowe zwężały się, by nadać powietrzu uciekającemu z moich płuc brzmienie, które nadawało im sens i logikę zrozumiałą dla innych. Ciche słowa były jednak moje. Pierwsze, nowe, słabe, ludzkie. Skurcze ścisnęły moje ciało.

Pragnąłem, by wszystko co we mnie ludzkie, wyparowało.
Wiedziałem, że nie zostałoby ze mnie nic.
Stałem się człowiekiem, choć tak go nienawidziłem.
Lecz zaakceptować tego przez długi czas nie mogłem. Tych uczuć, strachu, żalu i nienawiści, dotąd mi obcych. Wcześniej było lepiej. Było perfekcyjnie, było idealnie i doskonale. Lecz dowiedzieć się o tym mogłem tylko teraz, gdy leżę pogrążony w strachu, bólu i żalu. Poznając.
 
__________________
.
Baranio jest offline  
Stary 06-07-2008, 14:57   #48
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Maestriel
Ludzie oczęta lekarza spojrzały na Was dziwnie, na Ciebie. Cóż mógł myśleć widząc dwóch dotychczasowych pacjentów, teraz ubranych, rześkich, do tego jeden w smokingu? Piwne oczęta młodego człowieka zdawały się komentować cały świat. I Identyfikator.
Doktor Dominik Signum.
Po cóż Twe oczęta zabłądziły na jego miano? Ty upadły, Ty upadły i żywy. Czy tak miało być? Jaźń powoli oswaja się z.... wstydem? Żałością? Czym jest ta gama odczuć? Ty, jeden z synów ognia, płomiennych, poczułeś żar w sercu. Żar zaprzepaszczonej nadziei, żar nowej otuchy.
-Eeeeeeeee...
Człowiek zbierał myśli błądząc wzrokiem po Ambustielu i Uhmathaelu. Nie patrzył na Ciebie. Trwało to wieczności, chwile wieczności nim pod nosem i wlepił wzrok w podłogę. Czy sama istota ziemi mogła dać ludziom odpowiedź? Co Ty poczujesz jak spojrzysz, powstaniesz w chwale. Chwale? Chwała orszaku Jedynego minęła...
-Skąd panowie się tu wzięli...?
Niepewne zapytanie jakby w boleści. Oto człowiek, przyjrzyj się mu aniele, przyjrzyj się smrodowi i słabości, udręczonej jaźni. Potem spójrz na swoja jaźń, zapach i niemoc...

Uhmathael
Koperta którą otrzymałeś była jeszcze cała, nie dałeś rady otworzyć coś zabroniło. Co? Jaźń bała się świata lecz go pragnęła.
-Eeeeeeeee...
Dysharmonia ludzkiego zamyślenia pobrzmiała w sali i Twych uszach. Upadłeś, te chwile żałości nagłym błyskiem wróciły. I minęły. Jesteś tu, jesteś i jesteś. Tylko jesteś.
-Skąd panowie się tu wzięli...?
Jakże nieważne pytanie. Kim Ty jesteś. Jesteś tym którym jesteś... Grzech na chwile zamącił w umyśle. Lecz przeminął. W jaźni przeminęła stagnacja, pojawiła się dynamika, chęć by wstać, odezwać się, dociec prawdy. Co z innymi, co z Tobą. Dwóch odeszło, jeden przyszedł. Po co to wszystko?

Ambustiel
Formidiel... ukochane anielskie lica. Gdzież się podziały? Morf zaczął ogarniać leniwie Dominika.
Dominik Signum
Po cóż było Ci jego imię i nazwisko. Po cóż wszystko. Jego wzrok wlepił się w Ciebie, z pytaniem, czymś czego nie mógł pojąć jego umysł. Jednocześnie na krańcach oczu pobrzmiewała boska iskierka, to co było powodem. Powodem rozkazu złożenie pokłonu Adamowi. Lecz boski okruch, dusza była lichsza i jakby... nieużywana.
-Eeeeeeeee...
Morf zwinął się w kłębek pogrążony w swych sprawach. Swych sprawach? A cóż kot miał mieć w głowie? Cóż znaczy wszystko. Głowa zabolała Cię.
-Skąd panowie się tu wzięli...?
Niemrawe słowa, dalej patrzył w podłogę. Cię bolała głowa, lekko szumiał... kto, co szumiał? Cóż czynić?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 08-07-2008, 01:14   #49
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Szum jakby zakłócenie na falach Ambu vs. Świat. "Ludzie myślą za dużo". Stanowczo za dużo. Nic dziwnego, że żyją tak krótko - ich umysły na skraju śmierci muszą już być strasznie zmęczone i starsze od ciała o kilkadziesiąt lat. Chociaż ten, jak mu tam, (Upadły rzucił okiem ponownie na tabliczkę z imieniem i nazwiskiem) Dominik Signum zdaje się nie korzystać z wrodzonych umiejętności. Może i lepiej?

Ból głowy stawał się coraz mocniejszy.

"Bracia w morzu? Nie, jak to było? Bracia tonący... A tak, bracia tonący w morzu ludzkiej ohydy. Prawdziwy poeta się znalazł. "
- Niektóre myśli mógłbyś zostawić na później. - Ambu zmusił się do uśmiechu, co wyszło mu bardzo sztucznie. Wstał z krzesła. Zdawała się go otaczać jasna, pełna kolorów aura, trochę magiczna - a wszystko przez migające światło ekranu tuż za jego plecami. Morf prychnął spadając niechętnie na podłogę, niezadowolony z utraty miękkich kolan, gdzie tak dobrze się przecież drzemało. Ambu pochylił się lekko i powolnym, spokojnym ruchem zapalił kolejny papieros. Była to mało udana próba oczyszczenia umysłu z zbędnych myśli. Z ruchliwego lotniska zrobiła się zatłoczona stacja metra. Po prostu Wspaniale.

- Doktorze nie widać? Leżymy. Jak nam przykazano. Tylko jak pana nie było, to odwiedziła nas ciotka i przyniosła trochę wygodniejsze ubrania na zmianę. Piżamki są mało wygodne i dość... przewiewne. - Twarz przecinał złośliwy uśmiech. Ciemne oczy wpatrywały się bez mrugnięcia w człowieka. Naprawdę ciężko było stwierdzić czy Ambu żartuje, czy się nabija, czy może stara się uwierzyć w to, co sam mówi. Biedny lekarz.

Kłamstwo. Ominięcie prawdy czy złamanie niepisanej zasady szczerości w komunikacji z drugim człowiekiem? A może nic takiego w ogóle nie istnieje? Skoro każdy człowiek postrzega świat za pomocą własnych niedoskonałych zmysłów (a ich niedoskonałość poczuł na własnej skórze - smród, ból, ściskanie w żołądku, głód, pragnienie papierosa, przerażenie, zagubienie, strach, cierpienie, miłość), a i pamięć zdawała się tylko pozornie odtwarzać wydarzenia z przeszłości (ludzie pamiętają tylko co chcą), może kłamstwo to nic innego jak przejaw subiektywności istoty stworzonej przez Boga? A jeśli ktoś planuje z góry kłamać? Jeśli jest wyrachowany? Z przyzwyczajenia?

Kolejne pytania pojawiały się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Każdy najmniejszy ruch wywoływał reakcję. A najgorsze jest to, że Ambu na nic nie znajdował odpowiedzi. To zupełnie jak labirynt uliczek w mieście, którego się nie zna. Dzięki mapie poszukujemy punktów orientacyjnych, ale ciągle musimy rozglądać się za innymi, próbując zapomnieć o poprzednich.

Głowa bolała coraz mocniej. Coś kluło wewnątrz czaszki, pulsowało, jakby zaraz miało wybuchnąć. Taka mała bomba, która znajduje się na 30 sekund przed wybuchem.

"CZY TO SIĘ MOŻE SKOŃCZYĆ?! TEN DWORZEC MYŚLI?!?"

Ambu założył włosy za ucho. Stała przed nim dusza prawie nieskalana myśleniem. Dusza prawie nieskalana grzechem. Dusza o szmaragdowych oczach. Form... teraz zabolało jak cholera gdzieś wewnątrz klatki piersiowej. W samej głębi jego własnej duszy. Teraz już nawet nie ma tej sztucznej bliskości. Nie może Go oglądać z odległości. Nie może patrzeć. Obserwować. Spotkać. Porozmawiać. Jak teraz żyć bez kawałka siebie?!

Kot otarł się o jego nogę, jakby wspierając Ambu w ciężkiej chwili. Można żyć dalej. Bez nogi czy ręki można żyć, więc i bez duszy można się obyć.
Ambu wziął delikatnie kota na ręce i pogłaskał delikatnie po zmasakrowanej głowie. Morf przyglądał się mu tymi niesamowicie zielonymi źrenicami przewiercając go na zewnątrz. Intrygujące. Jakże ten kot potrafił być złośliwie sadystyczny i jednocześnie serdecznie dbający (o własne interesy).

Ambu rzucił się na łóżko. Morf spojrzał na niego z wyrzutem rozluźniając wbijane pazury gdzieś w okolicach mostka. Czekał na dalszy ciąg. Nie lubił niespodziewanych ruchów.

- Panie doktorze, może jakiś środek na ból głowy? - Chociaż Ambu wolałby coś na brak myślenia lub utratę pamięci. Po czym zwrócił się wprost do nowo przybyłego - Tutaj, a tej obcej nam Ziemi, trzeba dużo myśleć. - po czym ponownie zwrócił się do doktora, którego imię zginęło gdzieś w mrokach niepamięci, Po cóż pamiętać? - Jesteśmy z Kanady.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 13-09-2008, 14:22   #50
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Człowiek rozejrzał się po was, zbierał myśli. Jakże te słowa potrafiły być dziwne, myśl, lekarz, chirurg, ortodonta, personifikacja, kobalt, aluminium, lektyka. Znasz wszystkie lecz jakże one obce. Lice Dominika rozjaśniało na chwilę kiedy Twój kot ruszył ku niemu leniwie. Usiadł niczym pies i zadarł łeb do góry.
-Ej Ty... Chodź ze mną do gabinetu, może coś mi wyjaśnisz...
Wielka była możliwość przystosowania się człowieka do otoczenia, nieprawdaż? Anioł się buntował, człowiek kalał przed silniejszymi. Małe ukucie w tym... sercu. Tak właśnie, w sercu kiedy Dominik wziął na ręce Twego kota i spojrzał na Ciebie. Cóż czynili inni upadli? To nie było ważne.
-No chodź...
Pogłaskał zwierzę, w oczętach Dominika pobłyskiwały pewne nerwy, zagadka i zew poznania nieznanego. Może to Tylko majak Twego umysłu? Lekarz ruszył na korytarz, powoli. Jego kroki odbijały się głuchym echem po szpitalu, a ciemność panująca tam nie była już tak straszna.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172