Wątek: Dziecię Chaosu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2008, 00:16   #40
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Pośród tłumu, oprócz czarnych nici zwiastującej śmierć, snuła się leniwie lekka mgiełka. To dziwne, zważywszy na to, co sobą reprezentuje. Mgiełka jednak przybrała na sile, prawie zasłaniając wszystko i wszystkich. Wulryk czuł to, czuł jak mgła otacza go, i odciska na nim swoje piętno…

Wydawało się to nieprawdopodobne, ale ludzie zignorowali pijanego Kislevitę. Zignorowali też fakt, że kilku strażników z tłumu i na podeście wycelowało w jego pierś miecze i kuszę. Zignorowali też to, a nawet sam Jeremił, że obok jego ucha minął go bełt. Kilka cali i byłoby po wszystkim. Nikt nie zauważył też, że kat prawie opuścił topór na łeb skazańca, ponaglany nawołaniami burmistrza. Wjeżdżającego na plac krytego wozu, który bezpardonowo wręcz i bez ostrzeżenia wjechał prosto na plac rozpychając boleśnie ludzi też nikt nie zauważył. Smoka za to wyłaniającego się zza klifu, a tym samym za ludźmi krzątającymi się na podeście, od strony morza, zauważył każdy. I tak długo jak stali, tak długo zajęło się uciekanie pośród wrzasku i rozpędzonego wozu, do którego dołączyła gromada ludzi z różnych zakątków rynku. Było ich znacznie mniej niż strażników, ale dzięki zaskoczeniu zdołali w błyskawicznym tempie dotrzeć do sceny.

Smok ten. Wielkie bydle o wysokości około pięciu rosłych ludzi, ze skrzydłami tak wielkimi jak żagle galeona, z szyją długości tego masztu, co te żagle trzyma, zakończonej brzydką jak noc gębą gada, która łypała żółtymi gałami wściekle jak stary, sprośny dziadyga za panienkami. W gębie tej rząd białych, i wielkich jak głownie sztyletów trzymała człowieka, a raczej jakiś krwawy ochłap. Bestia wzniosła się nad plac na znaczną wysokość, wzniecając tym tylko przerażenie ludności. Wszyscy, a przynajmniej ci, którzy nie uciekali jak szaleni, czyli wciąż około połowy placu rynku, z uwagą śledzili szary punkt na niebie, gdy pośród mieszczan przeciskali się zakapturzeni spiskowcy, w stronę skazańca, burmistrza i biednego Jeremiła. Biednego, gdyż teraz boleśnie strącony z podestu leżał na bruku wśród gęstego pyłu wzniesionego przez stopy uciekających. Kulił się, gdyż czasem ktoś zawadził go, z różnym skutkiem, kopiąc, i przewracając się o niego.

Podczas tej chwili rozległ się okropny wrzask i przerażenie. Teraz każdy uciekał gdzie tylko mógł.
- PIKUJEEE!!! – Wielka, szara bestia w przeciągu kilku chwil pokonała dość spory dystans, jaki dzielił ją od ziemi, i niczym piorun kulisty leciała w dół wieszcząc zagładę. Lili, które nie wytrzymała, rzuciła się, dziwiąc sama sobie, na ratunek Kislevicie. Ale było już za późno. I kiedy bestia była już naprawdę blisko, wszystko momentalnie ucichło.

Ogromny huk spowodowany nagłym wybuchem pobił wszelkie okna i wstrząsnął całym rynkiem, a także czasowo ogłuszył wszystkich. [b]Diego[b], który najszybciej ocknął się, z ogromnym zdziwieniem spojrzał na plac i ludzi leżących jak ścięte zboże na nim, oraz na płonące szczątki wozu, wokół którego rysował się znaczny krąg czerni, gdzieniegdzie widać było spalone zwłoki, ale generalnie mało ludzi zginęło od eksplozji. Widać było, że miała wprowadzić pewne zamieszanie, jednak znacząco przesadzili z ładunkami wybuchowymi. Niektórzy w ogóle nie odzyskają słuchu. Tylko szlak ciemnych sylwetek nieustannie maszerował do podestu. Za murkiem klifu, a więc w dolnej dzielnicy portowej dało się zauważyć kilka bardzo ciemnych słupów dymów, a w krótkiej chwili po nagłym zniknięciu smoka, miastem wstrząsnęła seria pomniejszych eksplozji.

Wulryk ocknął się na ziemi, przygnieciony jakimś grubym mężczyzną. Wzrok przestawił mu się z powrotem, abyś mógł ocenić sytuację. Nie przejmując się nim zbytnio, kilkoma ciosami łokci pozbawił się ciężaru. W swojej głowie słyszałeś tylko jeden mentalny przekaz. Magia! wrzeszczał prawie Pip. I miał rację, ktoś tu sobie brzydko igrał z potężnymi mocami… Iluzja, to pewne.

Spiskowcy wydawali się spóźnić. Okapturzony łeb potoczył się gładko po deskach i spadł na bruk, gdzie podniósł go jeden z zakapturzonych ludzi.
- To nie on. – rzekł z przekąsem do towarzyszy.
- Bić się za Księcia Viscontiego! Musi być w zamku! – zamachowców było około trzech dziesiątek, strażników drugie tyle. Wykorzystując jednak podstęp zdołali wyrżnąć wszelkich strzelców i już byli na podeście, gdzie rozpętała się regularna walka. Do ludzi na rynku powoli dotarło, co się stało, i dziwnym trafem znaczna część ludności wspomogła spiskowców, posyłając w kierunku idących z odsieczą strażników grad kul, bełtów, strzał i kamieni. Okiennice otwarły się na oścież, i wnet rynek powtórnie zadrżał od wystrzałów i huków samopałów i muszkietów. Spiskowcy całkowicie ignorowali ludność miejską, a gdy jakimś cudem pojawiły się kolejne posiłki dla strażników, walki się zmogły, a pośród nich dało się usłyszeć nawoływania burmistrza, który pod osłoną straży uciekał z placu
- Wyrżnąć ich wszystkich! Wszystkich! Strzelać, aby zabić!

Diego, niesłusznie posądzony o współpracę ze zbrodniarzami, dostałby w łeb od strażnika. Za współpracę, czy za przypadek, i tak by dostał, gdyby nie krasnolud, wpadający w niego z takim impetem, że połamał strażnikowi kości. Ten widząc kilku żółtych biegnie do nich, przeciskając się pomiędzy ludźmi ze swoim toporem i dzikim okrzykiem na ustach.

Wulryk, który był dość blisko sceny był zmuszony dość szybko bronić swojego życia. Po załatwieniu strażnika, w zasięgu jego wzroku pojawił się obraz przedstawiający tego pijaka, co wyskoczył na scenę, oraz kilku strażników przymierzających się do zadania mu ostatecznego ciosu. To wszystko widziała też Elizabeth. Gdy wstała z bruku, wokół niej rozległy się odgłosy walki i jęki konających, acz niestety, bardziej niż przyzwoicie rozszarpana suknia, która teraz wyglądała jak strzępek luźno wiszącej szmaty, zbyt nęciła pewnego człowieka, który nie zważając na otoczenie, ruszył na nią.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 05-06-2008 o 16:05.
Revan jest offline