Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2008, 08:57   #175
John5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Na zarzuty Louis i Justicara, Barry odpowiedział jedynie mruknięciem, a mina oraz trzymany w rękach toporek nie skłaniały do dalszej dyskusji. Najmniej zainteresowani jakąkolwiek dyskusją zdawali się być Cohen i Revan, którzy nawet słowem nie odezwali się do reszty kompanii. Jedynym, co zrobili, było przygotowanie sobie posłań, na których zresztą od razu się położyli zapadając w sen. Zresztą nie tylko oni okazali się mało rozmowni, wszyscy bez wyjątku znużeni byliście trudami tego dnia i nie mieliście zbytnio ochoty by rozmawiać o tym, co wam się przydarzyło; kiedy oczy kleją się od zmęczenia.
W końcu jeden po drugim kładliście się spać z nadzieją, że ranek przyniesie nie tylko odpoczynek, ale i jakiś pomysł na rozwiązanie problemów.

Pobudka, jaką otrzymaliście nie do końca spełniała wasze oczekiwania. Obudził was potworny łomot i wściekłe wrzaski, które dobiegły do was chwilę później.
Bardziej zdziwieni, niż przestraszeni wybiegliście na zewnątrz, tylko po to, by dostrzec, że powodem całego harmidru są dwa wozy. Koń zaprzęgnięty do jednego z nich najwyraźniej spłoszony czymś, starał się uciec i wciągnął swój wóz prosto na inny, właśnie mijany, czego skutkiem było zderzenie i zaklinowanie się kół.
Teraz zaś obserwowaliście wspólnie z grupką kilkunastu gapiów, jak jeden z woźniców złorzecząc ruszył na drugiego z kułakami. Walka, choć zażarta, nie trwała zbyt długo, dość szybko zjawiła się czwórka strażników, którzy szybko rozdzielili wściekłych mężczyzn i kazali usunąć wozy, żeby nie tarasowały drogi, co biorąc pod uwagę rosnący sznur pojazdów za nimi, było rozsądnym pomysłem.

Kiedy jednak chcieliście wrócić z powrotem do magazynu zatrzymał was jeden ze strażników.
- To wy jesteście tą grupką pomagającą klasztorowi? - Kiedy skinęliście niepewnie głowami, kontynuował - Macie się stawić, wszyscy, u kapitana straży dziś w południe. Chce z wami porozmawiać. – Nie zwracając już na was więcej uwagi strażnik oddalił się, by pomóc reszcie rozczepić wozy.

Po wejściu do magazynu znów powitał was kurz, i brud widoczne, w świetle, przebijającym się przez szpary w zabitych dechami oknach. Na swoim sienniku, oparty o ścianę nadal spoczywał Raziel. Na jego czole perlił się pot, a dłonie dostrzegalnie drżały, jednak był przytomny i najwyraźniej świadomy tego, co się dzieje. Co nie zmieniało faktu, że wyglądał na chorego i wycieńczonego, wyglądało na to, ze bez maści oferowanej przez cyrulika sam z tego nie wyjdzie.
W końcu ciszę przerwał w końcu sam Raziel:
- Do południa mamy jeszcze sporo czasu. Wczoraj rozdzieliliśmy się, czy dobrze czy źle, teraz to mało ważne. Chyba najlepszym wyjściem będzie, żeby każda z grup streściła, co ją spotkało, bo na przykład ja za cholerę nie wiem, co tu robi ta lampa uliczna, ale z kolei wy nie wiecie, czemu jestem w takim stanie. Ale lepiej będzie jak opowie wam to Louis lub Justicar, ja nie do końca pamiętam co się stało, no a przynajmniej pamiętam do pewnego momentu. Wiec jak? Kto zacznie? -
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline