Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2008, 20:39   #171
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Nóż tak ostry był narzędziem kogoś dbającego o swoje rzeczy. Mógł to być pedancik lub ktoś wprawiony w bojach, dobrze znający cenę zasłużonego oręża, który nie raz mógł wybawić go z opresji. Przykładając zacięty palec do ust pozbawiając dalszej utraty krwi na ubrania doszedł do takich wniosków Balius. Kiedy ujrzał zmaltretowaną trójkę mógł jeszcze więcej wydedukować niż o nożu. Poszukiwania tej trójki Barryego doprowadziły ich do nie małych kłopotów. Jeszcze bardziej musiał się starać ukryć swoje zdziwienie i wybałuszenie oczu, kiedy zobaczył wchodzących do środka Cohena i Revana. Oni a bardziej Cohen, wyglądali jakby również mieli do czynienia z bijatyką. Każdy najdrobniejszy zakątek jego umysłu wołał aby dowiedział się wszystkiego co się stało, wszystkiego. Zwyciężył w jakiś sposób pragnienie wiedzy i zaduszoną ciekawość przez zdrowy rozsądek aby wstać jakby nic nigdy się nadzwyczajnego nie stało i skierował swoje kroki ku drzwiom. Nie zamierzał narażać własnego życia. Jeśli ktoś był na tyle potężny by otruć opata w centrum klasztoru i zbiec to i tak nie miałby żadnych problemów z włamaniem się tu i wymordowaniem całej grupy, ale po co miałby jakiś ułomny żebrak czy drobny partacki złodziej zabijać ich z powodu głupoty, nie zamknięcia drzwi. Chowając z powrotem klucz do kieszeni, wrócił odrobinę uspokojony, że drzwi są zabezpieczone przed kimś mało ważnym. Siadając na swoim sienniku spogląda na przybyłych.
-Rano, będzie co opowiadać-krzywy uśmieszek przemknął przez twarz Baliusa.- A do tego czasu pora wypocząć.
Rozłożył się na plecach zakładając splecione dłonie pod głowe i wpatrywał się chwilę w sufit. To będzie trudna noc w odczuciu blondyna, wśród morderców i degeneratów społecznych, którzy mogli go tej nocy zabić. Przez myśl przemknęła mu tylko jedna myśl zanim zasnął.
"Oby przeżyć do rana!"
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 20-05-2008, 19:42   #172
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
„ Co za ćwok, zdejmij wreszcie tą lampę kupo łajna!” – rzucał w myślach Barry, próbując utrzymać blondyna na odpowiedniej wysokości. W rzeczywistości był jednak zły, że tak osłabł ostatnimi czasy, było to niewątpliwie oznaką starzenia się. W końcu mięśnie nie wytrzymały, a efekt pozostawiał wiele do życzenia.

Wojownik właśnie podnosił się z bruku rozmasowując szczękę.

- Co z Tobą do cholery? Nie dałeś rady przez głupie pięć minut utrzymać mnie na rękach? Krasnoludy potrafią dźwigać ciężary trzykrotnie cięższe od siebie i dają radę.

- Zawrzyj jadaczkę fircyku bo ci zęby powybijam! – Barry dał upust wściekłości i natychmiast złagodniał.

Machnąwszy ręka zrezygnowany kontynuował dalej.- Dobra choć już do tego magazynu. Najważniejsze, że tą lampe już mam. posiadasz jako podróżnik coś takiego jak krzesiwo? Bo jak nie to przyjdzie nam czekać na innych. I nie myśl sobie, że będę rozpalał ogień przy użyciu kamienia i noża. Tak nóż! Coś wspominałeś o tym swoim znalezisku. Jak będziemy MIEĆ światło, obejrze to Twoje cacko.

Najemnik rzucił krzesiwo Baliusowi z siłą, która określałaby to raczej jako ciśnięcie. Po chwili zadowolony spojrzał na światło. Nikłe, bo nikłe, ale wreszcie starania przyniosły jakiś efekt. Powoli wszedł do pomieszczenia i bez słowa przekazał nóż blondynowi. Pocierał swą brudną, tłustą skołtunioną brodę, podczas gdy tamten go oglądał. W pewnym momencie zaciął się, a najemnik zarechotał.

- Jest ostry jak brzytwa, widać to na pierwszy rzut oka. Możesz mi go już oddać. – rzekł z zadowoleniem.

Barry zdawał sobie sprawę z tego, że niebawem wrócą jego kompani. To, że nie było ich tak długo, niechybnie oznaczało kłopoty.

W tym momencie drzwi otwarły się, a do pomieszczenia weszli niedoszli skazańcy. Jeden z nich był ranny, co z pewnością nie rokował dobrze dla Barryego. Ten zmierzył ich ponurym wzrokiem i niepozornie się przemieszczając ustawił się tak, by w każdym momencie móc sięgnąć po broń. To, że nie ufał zbytnio tym bandytom, nie oddawało jego emocji w dostatecznym stopniu. Następnie do pomieszczenia weszli kolejni dwaj mężczyźni z „bandy”. Powiedział tylko jedno zdanie.

- Będę czuwał.

Z zadowoleniem spojrzał, że Balius zamknął tym razem drzwi. Co jak co, ale wiedział że blondyn ma głowę na karku. W żadnym stopniu nie obwiniał się za stan towarzyszy. Mogli spokojnie poczekać w karczmie, zamiast gnać na łeb na szyję w niebezpieczne miejsca. On, w przeciwieństwie do nich umiał o siebie zadbać.

-Rano, będzie co opowiadać-krzywy uśmieszek przemknął przez twarz Baliusa.- A do tego czasu pora wypocząć.

Wojownik zgrzytnął zębami, ledwo panując nad sobą by nie uderzyć w twarz bandyty. Wiedział, że jeśli zaatakuje, wszyscy rzucą się na niego. I tylko, z dawna zapomniany i skryty gdzieś zwykle, zdrowy rozsądek go powstrzymywał.

Po chwili Barry odszedł do miejsca gdzie spał wcześniej i usiadł na sianie. Wziął w ręce swój toporek, i z dłońmi mocno nań zaciśniętymi czekał w ciemnościach, aż ktoś odważy się i do niego przyjdzie. Postanowił zaczekać, aż wszyscy zasną, póki sam spocznie, mimo, iż był znużony.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline  
Stary 21-05-2008, 11:17   #173
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Louis wszedł do magazynu podtrzymując Raziela. Fakt, że w środku paliło się światło zdziwił go nieco. Nie mógł sobie przypomnieć czy wcześniej znajdowała się tu jakaś lampa. Jednakże nie zastanawiał się nad tym długo. Nie słuchał Baliusa, pomógł jedynie Razielowi położyć się pod ścianą. Był zmęczony i nie miał najlepszego humoru. Miał ciężki dzień i nie chciał z nikim rozmawiać.

Aczkolwiek widok Barrego rozsiadającego się na słonie jakby nigdy nic podniósł mu ciśnienie. Spojrzał się na niego drwiąco i splunął na podłogę.
- Widzę, że miewasz się dobrze - powiedział z nieukrywaną ironią. - Przez ciebie pijaczyno i twoje łażenie mieliśmy nie miłą przygodę. Ty się szlajasz, a my musimy cię szukać po całym tym zawszonym mieście. Pewnie żeś spał gdzieś w jakim rynsztoku i gdy się obudziłeś poszedłeś do magazynu. - Przerwał na chwilę by zaczerpnąć powietrza. - Mamy zadanie do wykonania i szukanie twojej zachlanej mordy jest tylko stratą czasu. Mam nadzieję, że drugi raz błędu takiego nie popełnisz. Jak wychodzisz w grupie to sie grupy trzymaj.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 30-05-2008, 22:10   #174
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Justicar wszedł za Louisem i Razielem. Był zmęczony, miał nadzieję że położy się jak najszybciej albo się upije. Po słowach towarzysza spojrzał na Barrego i dodał:
- To przez ciebie sukinkocie jeden czy czym ty tam byłeś popsuł mi się pistolet. Ale przynajmniej wiemy już co nieco o tym trucicielu… tak mi się zdaje. -
Usiadł na podłodze wypuszczając powietrze przez zęby. Zdjął z ramion plecak i wyjął flaszkę. Ze zdziwieniem zobaczył że jest pusta. Schował ją ze złością z powrotem.
-Jutro idziemy do jednego lasu obok. Większość tubylców się go boi więc pewnie jesteśmy obłąkani. Ktoś idzie ze mną? Nie chce mi się opowiadać ale w każdym razie jeden cyrulik może coś wiedzieć a kilka dodatkowych monet też by się przydało. Obudź mnie Barry jak będzie świtać. Muszę znaleźć kogoś kto by mi naprawił broń.-
Młodzieniec położył się. "Jeśli znowu będę miał te cholerne sny to się powieszę."
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 05-06-2008, 08:57   #175
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Na zarzuty Louis i Justicara, Barry odpowiedział jedynie mruknięciem, a mina oraz trzymany w rękach toporek nie skłaniały do dalszej dyskusji. Najmniej zainteresowani jakąkolwiek dyskusją zdawali się być Cohen i Revan, którzy nawet słowem nie odezwali się do reszty kompanii. Jedynym, co zrobili, było przygotowanie sobie posłań, na których zresztą od razu się położyli zapadając w sen. Zresztą nie tylko oni okazali się mało rozmowni, wszyscy bez wyjątku znużeni byliście trudami tego dnia i nie mieliście zbytnio ochoty by rozmawiać o tym, co wam się przydarzyło; kiedy oczy kleją się od zmęczenia.
W końcu jeden po drugim kładliście się spać z nadzieją, że ranek przyniesie nie tylko odpoczynek, ale i jakiś pomysł na rozwiązanie problemów.

Pobudka, jaką otrzymaliście nie do końca spełniała wasze oczekiwania. Obudził was potworny łomot i wściekłe wrzaski, które dobiegły do was chwilę później.
Bardziej zdziwieni, niż przestraszeni wybiegliście na zewnątrz, tylko po to, by dostrzec, że powodem całego harmidru są dwa wozy. Koń zaprzęgnięty do jednego z nich najwyraźniej spłoszony czymś, starał się uciec i wciągnął swój wóz prosto na inny, właśnie mijany, czego skutkiem było zderzenie i zaklinowanie się kół.
Teraz zaś obserwowaliście wspólnie z grupką kilkunastu gapiów, jak jeden z woźniców złorzecząc ruszył na drugiego z kułakami. Walka, choć zażarta, nie trwała zbyt długo, dość szybko zjawiła się czwórka strażników, którzy szybko rozdzielili wściekłych mężczyzn i kazali usunąć wozy, żeby nie tarasowały drogi, co biorąc pod uwagę rosnący sznur pojazdów za nimi, było rozsądnym pomysłem.

Kiedy jednak chcieliście wrócić z powrotem do magazynu zatrzymał was jeden ze strażników.
- To wy jesteście tą grupką pomagającą klasztorowi? - Kiedy skinęliście niepewnie głowami, kontynuował - Macie się stawić, wszyscy, u kapitana straży dziś w południe. Chce z wami porozmawiać. – Nie zwracając już na was więcej uwagi strażnik oddalił się, by pomóc reszcie rozczepić wozy.

Po wejściu do magazynu znów powitał was kurz, i brud widoczne, w świetle, przebijającym się przez szpary w zabitych dechami oknach. Na swoim sienniku, oparty o ścianę nadal spoczywał Raziel. Na jego czole perlił się pot, a dłonie dostrzegalnie drżały, jednak był przytomny i najwyraźniej świadomy tego, co się dzieje. Co nie zmieniało faktu, że wyglądał na chorego i wycieńczonego, wyglądało na to, ze bez maści oferowanej przez cyrulika sam z tego nie wyjdzie.
W końcu ciszę przerwał w końcu sam Raziel:
- Do południa mamy jeszcze sporo czasu. Wczoraj rozdzieliliśmy się, czy dobrze czy źle, teraz to mało ważne. Chyba najlepszym wyjściem będzie, żeby każda z grup streściła, co ją spotkało, bo na przykład ja za cholerę nie wiem, co tu robi ta lampa uliczna, ale z kolei wy nie wiecie, czemu jestem w takim stanie. Ale lepiej będzie jak opowie wam to Louis lub Justicar, ja nie do końca pamiętam co się stało, no a przynajmniej pamiętam do pewnego momentu. Wiec jak? Kto zacznie? -
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 07-06-2008, 11:30   #176
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
- Dobrze, ja opowiem co nas spotkało - Louis stwierdził po słowach wycieńczonego Raziela. Stan towarzysza nie był najlepszy i widać było, że szybko nie stanie na nogi. Bretończykowi było go nieco żal, bo przecież nikt nie jest godzien, nawet taki przestępca jak on, by atakowano go zatrutym ostrzem. Banita nie lubił takich nieczystych zagrań. Oczywiście sam stosował w życiu wiele sztuczek i zasadzek, ale trucizny nigdy by się nie odważył użyć.

- Wczoraj jak wiadomo - kontynuował - udaliśmy się do karczmy. W pewnym momencie na chwilę wyszedł Barry - wymawiając imię towarzysza spojrzał na niego srogim wzrokiem. - Myśleliśmy, że zaraz wróci, ale tak nie było. Ta pijaczyna gdzieś polazła, a my udaliśmy się go szukać. W jakimś zaułku napotkaliśmy podejrzanych typów i wywiązała się między nami walka. W tedy to Raziel został raniony zatrutym ostrzem. Już mieliśmy skończyć z tą podstępną hołotą, ale zjawili się strażnicy i tamci odeszli. Byli to jak się okazało szlachcic i jego słudzy. Zwał się... - przerwał na chwilę by przypomnieć sobie nazwisko. Spojrzał wymownie na Raziela i Justicara jakby oczekiwał, że mu pomogą, lecz oni też chyba nie mogli sobie przypomnieć nazwiska szlachcica.
- Wolfgang von Grettman! - niemal wykrzyknął z zadowoleniem Louis. - takie było nazwisko herszta tej bandy. Podobno niezłe ziółko z niego, ale idźmy dalej... Udało się nam zanieść Raziela do medyka i tan go opatrzył. Zaproponował mam, byśmy przynieśli z lasu jakieś rzeczy dla niego. W zamian dostalibyśmy specyfik, który postawiłby Raziela na nogi. Początkowo uważałem, że to tylko strata czasu, ale patrząc na niego teraz wydaje mi się, że będzie trzeba z tej możliwości skorzystać. Wolę strażnikom nie dawać pretekstu by nas o morderstwo towarzysza mogli oskarżyć.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 07-06-2008, 14:02   #177
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Blondyn siedząc na swoim sienniku oparł się o ścianę wysłuchując opowieści z dnia poprzedniego, jednego z jego nowych kompanów. Nie cieszyła go perspektywa robienia sobie wrogów. A ten Wolfgang już z nazwiska nie podobał się Baliusowi. Reszta opowieści może nie była za ciekawa, jednak kolejne zlecenie, które mogło spowodować strate czasu przez grupe przykuło uwagę blondyna. Według jego mniemania grupa znowu się podzieli. I na pewno nie chciał być z Revanem w grupie. Dodatkowo wizja podróży do miejsc niebezpiecznych gdzie na życie czycha masa niebezpieczeństw była dla niego okropna. Wolał już zajmować się dochodzeniem w osadzie. Postanowił zaraz po Louisie powiedzieć co nie spotkało go.
-Niewielu się rzeczy dowiedziałem. Po pierwsze doszedłem do karczmy jakiejś i tam wybadałem sprawe spalonego magazynu, który o dziwo należał do klasztoru. Podobno klech nie obchodzi za bardzo co tam się stało. Widać nie zadali sobie nawet trudy by nam o tym powiedzieć. Nieważne.-Balius przejechał palcami przez włosy zaczesując je do tyłu i przejechał dłonią po policzku oceniając zarost.-Kiedy tam byłem nie znalazłem niczego. Magazyn był przynajmniej dwu poziomowy i nie zostało tam już za wiele. Nie posprzątano tam nawet pomimo tego, że stało się to tydzień temu. Część kamieni i cegieł wykorzystano do naprawy uszkodzeń okolicznych budynków. Kiedy wróciłem tutaj do magazynu on-wskazał tu palcem Barryego-już tu był. Aby nie siedziało nam w ciemnościach skołowaliśmy jedną z lamp. Potem doszliście Wy.
Balius nie wspominał więcej rzeczy związanych z Barrym. Jeśli choć część była warta opowiadania to on uzna, że warto im powiedzieć. Zresztą, może ten wojownik nie będzie chciał się wszystkimi informacjami dzielić z grupą. Tak czy siak pozostawiał to już woli wojownika.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 07-06-2008, 19:29   #178
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Strudzony towarzysz najemnika najwyraźniej miał mu coś ciekawego do powiedzenia.

- Widzę, że miewasz się dobrze - powiedział z nieukrywaną ironią. – Przez ciebie pijaczyno i twoje łażenie mieliśmy nie miłą przygodę. Ty się szlajasz, a my musimy cię szukać po całym tym zawszonym mieście. Pewnie żeś spał gdzieś w jakim rynsztoku i gdy się obudziłeś poszedłeś do magazynu. - Przerwał na chwilę by zaczerpnąć powietrza. – Mamy zadanie do wykonania i szukanie twojej zachlanej mordy jest tylko stratą czasu. Mam nadzieję, że drugi raz błędu takiego nie popełnisz. Jak wychodzisz w grupie to sie grupy trzymaj.

Następnie drugi, najwyraźniej zachęcony wypowiedzią kompana dał upust swej goryczy.

- To przez ciebie sukinkocie jeden czy czym ty tam byłeś popsuł mi się pistolet. Ale przynajmniej wiemy już co nieco o tym trucicielu… tak mi się zdaje.

Barry spokojnie przyjrzał się kipiącemu złością mężczyźnie. Zastanowił się chwilę, czy nie odpowiedzieć podobnie, po czym zdecydował się na odwrotne posunięcie. Był już całkowicie trzeźwy.

- Lepszym wyjściem byłoby, gdybyście na mnie zaczekali, miast wszczynać naprędce poszukiwania, które mogły wepchnąć was w kłopoty. Wasza szkoda nie jest moją winą, ale mam nadzieje, że uda mi się ją jakoś – tu zaciął się, starając sobie przypomnieć słowo, jakie kiedyś usłyszał z ust wysokiego wojskowego oficera – zakompensować. – Od mówienia spocił się lekko. Sprawiał teraz wrażenie nie zwykłego brudnego opoja, a raczej obieżyświata, który przeżył zbyt wiele, by chcieć to pamiętać.

Po tej wymianie zdań rozłożył się wygodniej. Parę godzin czuwał, w obawie, by któryś z bandytów-kompanów nie zaszedł go w nocy, lecz w końcu zmorzył go sen.

Rano zerwał się z bronią w ręku i dzikim wzrokiem, słysząc na zewnątrz łomot i ludzkie okrzyki. Cały czas niosąc swój toporek, wyszedł prędko na zewnątrz by zobaczyć co się dzieje. Widząc iż dwa wozy po prostu zderzyły się ze sobą, miał już wrócić do budynku, gdy usłyszał głos strażnika.


- To wy jesteście tą grupką pomagającą klasztorowi? - Macie się stawić, wszyscy, u kapitana straży dziś w południe. Chce z wami porozmawiać.

Wojownik nie odwracając się wysłuchał co strażnik ma do powiedzenia, po czym ruszył do magazynu. Wewnątrz odchrząknął głośno, gdyż kurz wdarł mu się do nozdrzy i gardła. Jedyną osobą jaka pozostała w budynku, był ranny kompan. Widać, nie było z nim dobrze, skoro nie mógł nawet ruszyć się z siennika.

„Zasłużyłeś sobie na to gnojku! I nie waż się patrzeć na mnie z winą” - powiedział sobie w myślach.

W końcu, gdy wszyscy weszli do środka, ranny towarzysz odezwał się:

- Do południa mamy jeszcze sporo czasu. Wczoraj rozdzieliliśmy się, czy dobrze czy źle, teraz to mało ważne. Chyba najlepszym wyjściem będzie, żeby każda z grup streściła, co ją spotkało, bo na przykład ja za cholerę nie wiem, co tu robi ta lampa uliczna, ale z kolei wy nie wiecie, czemu jestem w takim stanie. Ale lepiej będzie jak opowie wam to Louis lub Justicar, ja nie do końca pamiętam co się stało, no a przynajmniej pamiętam do pewnego momentu. Wiec jak? Kto zacznie?

Barry poszedł po swoją kuszę i zaczął czyścić ją na błysk lekko wyświechtanym kawałkiem materiału, po czym oparł się o wygodnie o ścianę. Także chciał posłuchać, co przydarzyło się reszcie.

- Wczoraj jak wiadomo – rzekł jeden z kompanów – udaliśmy się do karczmy. W pewnym momencie na chwilę wyszedł Barry - wymawiając imię towarzysza spojrzał na niego srogim wzrokiem. Wojownik odpowiedział mu wzrokiem który wskazywał że jego kusza do doskonałe mordercze narzędzie i dobrze nim włada.
- Myśleliśmy, że zaraz wróci, ale tak nie było. Ta pijaczyna gdzieś polazła, a my udaliśmy się go szukać. W jakimś zaułku napotkaliśmy podejrzanych typów i wywiązała się między nami walka. W tedy to Raziel został raniony zatrutym ostrzem. Już mieliśmy skończyć z tą podstępną hołotą, ale zjawili się strażnicy i tamci odeszli. Byli to jak się okazało szlachcic i jego słudzy. Zwał się...

- Wolfgang von Grettman! - niemal wykrzyknął z zadowoleniem drugi. – takie było nazwisko herszta tej bandy. Podobno niezłe ziółko z niego, ale idźmy dalej... Udało się nam zanieść Raziela do medyka i tan go opatrzył. Zaproponował mam, byśmy przynieśli z lasu jakieś rzeczy dla niego. W zamian dostalibyśmy specyfik, który postawiłby Raziela na nogi. Początkowo uważałem, że to tylko strata czasu, ale patrząc na niego teraz wydaje mi się, że będzie trzeba z tej możliwości skorzystać. Wolę strażnikom nie dawać pretekstu by nas o morderstwo towarzysza mogli oskarżyć.

Następnie głos zabrał blondas

- Niewielu się rzeczy dowiedziałem. Po pierwsze doszedłem do karczmy jakiejś i tam wybadałem sprawe spalonego magazynu, który o dziwo należał do klasztoru. Podobno klech nie obchodzi za bardzo co tam się stało. Widać nie zadali sobie nawet trudy by nam o tym powiedzieć. Nieważne.- Barry słuchał go z uwagą. Może nie darzył go zbytnią sympatią, ale przez te parę godzin udało mu się go choć trochę poznać, a przez to traktował go w pełni jako kompana „w walce”.

-Kiedy tam byłem nie znalazłem niczego. Magazyn był przynajmniej dwu poziomowy i nie zostało tam już za wiele. Nie posprzątano tam nawet pomimo tego, że stało się to tydzień temu. Część kamieni i cegieł wykorzystano do naprawy uszkodzeń okolicznych budynków. Kiedy wróciłem tutaj do magazynu on-wskazał tu palcem Barryego-już tu był. Aby nie siedziało nam w ciemnościach skołowaliśmy jedną z lamp. Potem doszliście Wy.

Barry zerknął na innych i uznając iż jego kolej by coś powiedzieć, zaczął, co jakiś czas głaszcząc pieszczotliwie swoją kuszę.

- Uhm. Więc było tak. Po tym jak wyszedłem pijany z karczmy, ruszyłem za… - tu starał sobie przypomnieć za czym, toteż potarł parę razy czoło, marszcząc brwi – za kimś kto ruszył uliczką na plac targowy…. To był chyba jakiś staruszek, krzepki jak cholera, ledwom za nim biegł, a potem zniknął gdzieś i czorta więcej nie widziałem. Patrzę na plac, a tam tłum, gwar, drą się jakby ich ze skóry obdzierano, a na środku jakaś łysa świnia przemawia do tłumu. Strażnicy, choć ich dużo, spokojnie się gapią. Idem sobie w stronę tłumu, a tu bum! – podniósł głos dla lepszego efektu – Jakiś szczeniak potknął się o mnie. Nie wiele myśląc złapałem go, a wił się gnój jak węgorz. Przytrzymałem go i wypytałem dokładnie co się dzieje. Gadał że gówno wie, i bronił się jak mógł. Na jakiegoś szlachciurę albo kupca wyglądał, nie pamiętam dokładnie. Puściłem go i poszedłem w tłum. A tam łysy tłuścioch z obstawą jakichś zbirów zaczął gadać coś – że wszystko wina możnych, że mnisi są źli, że ludziom nie pomagają. I dalej rzucał wyzwiskami na klechów i zastanawiał się głośno co tam knują, że nigdy nie wychodzą z klasztoru...Podrzegacz jednym słowem. No i jakiś chłop się zdenerwował i ujął za mnichami. Gadał że leczą ludzi i tym podobne. Rozległ się gwar i zaczęła się burda. Strażnicy się zmyli, ja zresztą po odepchnięciu paru nerwowych suczych synów także. Wróciłem tu i zdobyłem lampę z Baliusem. Przy okazji pod naszym magazynem znalazłem nóż, który ktoś musiał zostawić – pokazał wszystkim ostrze – jest cholernie ostry, więc osoba która go miała musiała o niego dbać. A o swoją broń dbają tak tylko ludzie z pewnych fachów. –tu potarł rękami długa, brudną i splątaną brodę, wyglądając jakby nad czymś myślał bądź był świerzo upieczonym filozofiem i spojrzał się po nich, by wywrzeć większy efekt. Dzisiejszej nocy spędził parę godzin myśląc o tym nożu i był dumny z tego, co jego opity, ale czasem dobrze działający łeb wymyślił. Dziś sam siebie szokował, co utwierdzało go w zdaniu że warto być trzeźwym.

Wzmianka o wyprawie do lasu, wyraźnie poprawiła mu humor, który walczył jednak ze strachem. Zabobony miały zwykle jakieś źródło, ale to, że wreszcie ma jasny cel i będzie mógł być może coś zabić dawało mu satysfakcję.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 07-06-2008 o 19:33.
Umbriel jest offline  
Stary 11-06-2008, 12:39   #179
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Justicar obudził się. Był wypoczęty ale wolał by pospać jeszcze przez dluższy czas. Niestety, chałam mu to uniemożliwił. Wstał i spojżał na to co działo się za drzwiami magazynu. Wyglądało na to że zacznie się bijatyka. Po chwili podszedł do drzwi strażnik i przekazał wiadomość. Pewnie chciał coś powiedzieć o sprawie truciciela no bo po co mieli by ich wzywać? Chyba, że ktoś z nich coś przeskrobał. To wydawało się najprawdopodobniejsze.
Mężczyzna ziewnął słuchając rozmowy towarzyszy.

-Pójdziemy najpierw do tego lasu? Czym szybciej przyniesiemy cyrulikowi to czego chciał tym szybciej dostaniemy nagrodę.-
Justicar miał ochotę coś zjeść. Na przykład takią pieczeń. Mlask. Pyszne. Ale jeszcze bardziej zostawiłby w cholerę to całe zadanie od mnichów. Wtedy jednak pewnie by go znaleźli, nie zamierzał opuszczać narazie tego miasta. Zresztą na tym być może zarobi chociaż wątpił w to, że otrzyma sakiewkę złotych monet i będzie mógł się nimi cieszyć do końca życia. No i musiał znaleźć jakiś nowy zawód, nie miał ochoty wracać do armii ale czół się dziwnie bez swoich przyjaciół. Zresztą i tak już wszyscy nie żyli.
-Kiedy będzie południe? Nie wydaje mi się żebyśmy wstali o świcie. Właściewie to jestem pewien, że nie.-
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 12-06-2008, 02:09   #180
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Rozmawiając o zdarzeniach poprzedniego dnia początkowo umknął wam fakt, że Revan wraz z Cohenem milczeli uparcie z sobie tylko wiadomego powodu. W końcu, po wypowiedzi Justicara pierwszy z nich odchrząknął znacząco.

- Do południa zostało nam trochę czasu, nie wiem, jak daleko jest do domu tego cyrulika o którym wspomnieliście, ale chyba dalibyśmy radę zjeść coś i zapytać się o szczegóły. Oczywiście o ile chcemy iść do tego całego lasu. W każdym razie dopytać się o parę rzeczy nie zaszkodzi, przecież to nas do niczego jeszcze nie zobowiązuje, prawda? Poza tym siedząc tak na tyłkach nie zbliżymy się nawet na krok do rozwiązania sprawy, a chyba każdy z nas chciałby ją mieć jak najszybciej za sobą? Więc tak jak mówiłem, proponuje iść coś zjeść, a potem udać się do medyka. Najlepiej, gdyby rozmawiali z nim tylko ci, którzy widzieli się z nim wczoraj, bo cholera wie jak zareaguje kiedy banda facetów wpadnie mu do domu wypytując o jakiś las.

Niespodziewanie dla wszystkich do rozmowy włączył się sam Raziel, który z trudem utrzymując się w pozycji na wpół- siedzącej popatrzył na was ze zmęczeniem wypisanym na twarzy.

- Jeśli wam to nie przeszkadza, to ja pozostanę tutaj. Nie jestem specjalnie głodny, a i tak nie sądzę, żebym mógł iść o własnych siłach, tylko bym was spowalniał i zawadzał. Zresztą nie musicie wcale zgadzać się na propozycję tego cyrulika. Diabli wiedzą co czai się w tamtym lesie, nie wspominając już o poświęconym temu czasie. Nie jest ze mną, aż tak źle jak to wygląda i jak się solidnie prześpię, to sądzę, że powinno mi przejść w ciągu jednego lub dwóch...

Cierpki ton głosu Cohena, nagle przerwał rannemu.

- Tylko, że przez te dwa dni będziesz leżał praktycznie bezbronny, więc ktoś musiałby cały czas z tobą być i cię pilnować, a to już mocno, by nam przeszkodziło. Tak, jak mówił Louis, mogą nas nawet posądzić o morderstwo, bo przecież w oczach straży jesteśmy tylko zbieraniną bandytów. Zresztą, co takiego może być w tym całym lesie? Dzikie zwierzęta? Z tym sobie chyba powinniśmy poradzić, nie sądzicie?
Ale nie o to mi chodzi. Przydałoby się pozyskać przychylność kogoś obeznanego z miastem, a cyrulik, jakby nie patrzeć ma do czynienia z niemal każdym i o każdym co nieco wie. Możemy zyskać cennego informatora, a to byłaby spora pomoc. Więc według mnie powinniśmy przystać na ofertę medyka.


- Ja sądzę, podobnie. W końcu to nie powinno nam zająć wiele czasu, tyle co dojść do tego lasu, znaleźć to, czego potrzebuje cyrulik i wrócić z powrotem. W końcu to nie jest chyba aż tak daleko? Wspominał coś o odległości?

Revan spojrzał pytająco w stronę Louisa i Justicara.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172