Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2008, 18:06   #6
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Uniosła się do pozycji siedzącej i ujrzała przed sobą jakąś obcą twarz. Przez chwilę rozglądała się wyraźnie zbita z tropu w poszukiwaniu Vince’a, tego jednak nigdzie nie było. A przecież jeszcze przed momentem rozmawiali, gdzie więc mógł się podziać? A później ów chłopak znów się odezwał i na dodatek mówił zupełnie bez sensu.

- Amber! Amber! Dlaczego? Co się dzieje? Kim ty jesteś? – Wyszeptał a ona zdała sobie sprawę, że to jego szept słyszała przez cały ten czas gdy leżała uwięziona pod stertą gruzu. Dlaczego więc ten człowiek znał szczegóły ich wspólnego życia? Dlaczego zwracał się do niej jakby był jej mężem? Co się u diabła dzieje? Co ci pieprzeni kultyści wymyślili? Poddają ją jakiejś wymyślnej próbie psychologicznej? Zachciało im się testów a ona ma być ich królikiem doświadczalnym?

- Mogłabym zapytać cię o to samo palancie! Bawi cię to? Trzymasz z tymi cholernymi sekciarzami i chcecie zamieszać mi w głowie, tak? - Amber często działała impulsywnie i łatwo było wyprowadzić ją z równowagi. Także teraz. A może szczególnie teraz - Otóż pozwól, że cię rozczaruję! Nie dam się wciągnąć w wasze szaleństwo, rozumiesz! Co zrobiłeś Vince’owi skurwielu, że zdradził ci szczegóły z naszego życia! I po jaką cholerę bawicie się ze mną w te wasze chore gierki? - Była wściekła. Jej umysł nie obejmował jeszcze całości obrazu ale wiedziała, że to jakaś mistyfikacja wymierzona wprost w jej osobę. Cokolwiek się działo ten chłopak brał w tym udział i teraz za to zapłaci, chociażby tylko z tego powodu, że nawinął jej się pod rękę.

Poderwała ciało i z impetem wpadła na niego podcinając mu nogi. Ręce miała skrępowane co znacznie utrudniało działanie ale wykorzystała moment, że chłopak stracił równowagę i usiadła na nim okrakiem. Wcisnęła mocno kolana w okolice jego barków skutecznie go unieruchamiając.

- Co ty wyprawiasz dziewczyno? - wrzasnął nieznajomy – Zejdź ze mnie!
- Nie ruszę się stąd dopóki nie powiesz mi gdzie jest Vince i czy nic mu nie jest!

Mimochodem zerknęła na swoje nogi. Może dlatego, że było je widać w pełnej okazałości z powodu plisowanej mini spódniczki. Długie szczupłe opalone. Szczególnie kolor skóry zaczął ją zastanawiać. Nie do takiego widoku przywykła. Czyżby zafundowali jej parę wizyt na solarium kiedy była nieprzytomna? To wszystko nie trzymało się kupy. Z zamyślenia wyrwało ją dzikie warknięcie chłopaka, który wierzgnął ostro i przewrócił ją na plecy.

- O czym ty bredzisz dziewczyno? Ja jestem Vince! Początkowo myślałem, że ty jesteś moją żoną, ale najwyraźniej pomyliłem ją z wariatką w twojej osobie!

Vince? Nie wyglądał jak on, ale było w nim coś, co go do niego upodabniało. Ruchy, intonacja głosu, sposób w jaki ściągał brwi gdy był wzburzony. Poczuła, że krew odchodzi jej z głowy. Podniosła się z trudem i usiadła na topornej drewnianej belce.
- Może jednak nim jest – przemknęła jej obłąkana myśl. - Nie wygląda jak on, ale jakkolwiek nieprawdopodobnie może to wyglądać, czuję gdzieś w środku, że istotnie nim jest.

- Jak się nazywa moja pomylona ciotka z Nebraski?
- A skąd mam, cholera, wiedzieć, jak wygląda twoja rodzina? Co ja, Twój mąż, czy ki diabła? No, w zasadzie nie mąż, raczej chłopak, sądząc po twoim wieku. 16, 17?
- A ty niby wyglądasz na więcej? – Odpaliła, ale po chwili znów przemówiła spokojnie. Nawet skrzywiła wargi w ironicznym uśmiechu. Dobrze, podejmie na moment tę okrutną grę i prędzej czy później złapie go na kłamstwie. To nie może być przecież on, to niedorzeczne. Wciąż nie dopuszczała tego do świadomości. - Jak się więc nazywa ciotka Amber z Nebraski?
- Ciotka Amber? A, to inna sprawa, ale, co cię to obchodzi? Wątpię, żeby Amber miała taką przyjaciółkę, jak ty. I nie wiem dziewczyno, co ci się poprzestawiało w głowie, ale proszę nie zachowuj się jakbyś była moją żoną, bo widzę na własne oczy, że nią nie jesteś do cholery. Chyba postradałaś zmysły – po chwili znów mówił spokojnie, jak miał to w zwyczaju Vince, wpatrywał się w nią jednak podejrzliwie i wycofał się kilka kroków w tył, aby utrzymać bezpieczny dystans na wypadek gdyby znów coś strzeliło jej do głowy. – No, niech ci tam będzie – dał za wygraną. - Victoria.
- Co ciotka Victoria wozi zawsze w bagażniku swojego pickupa?
- Shotguna oczywiście. Lubi mieć go przy sobie na wszelki wypadek, co zawsze wydawało mi się dosyć dziwne. Ale zaraz, zaraz. Dlaczego wypytujesz o te szczegóły? O co ci chodzi?
- Już za moment ci to wyjaśnię. Ostatnie pytanie. Podaj datę waszego ślubu?
- Poczekaj... Niech pomyślę. To zdaje się był maj. Dwudziesty. Nie dwudziesty drugi. Hm...- zamyślił się i warknął rozdrażniony. - Co to za przesłuchanie do cholery? Miałaś powiedzieć co tu się dzieję i dobrze ci radzę, podaj jakieś wyjaśnienia albo nie ręczę za siebie. Gdzie jest moja żona?

To spadło jak grom. Vince nigdy nie pamiętał daty ich ślubu, a jeżeli tak, to czy ten chłopak ... ten chłopak? To bez sensu! Może zwariowali? No, ale na takim wniosku trudno budować jakieś sensowne działanie. A jeśli to jednak prawda? Ale jaka prawda? Takich rzeczy nie ma, nie dzieją się. Nie, po prostu nie! Zbyt wiele faktów jednak potwierdzało tę nonsensowną hipotezę. A najważniejszym z nich był ten, że ona sama była Amber, wiedziała o tym, ale jej nogi, jej dłonie ... o ludzie, nawet w tym pyle, kurzu widać było, iż są inne niż te, które pamiętała. Jeżeli zaś ona doświadczyła takich zmian, to czy Vince też?
- No dobrze – stwierdziła ostrożnie. – Przyjmijmy to idiotyczne założenie, że jesteś Vince'em, czyli, jeśli tak, wypadałoby, że jesteś moim mężem.
- Czyli dalej utrzymujesz, że jesteś moją żoną? - Usiadł wreszcie i zamknął oczy jakby nad czymś się poważnie zastanawiał. - No dobrze, załóżmy więc, że istotnie nie wyglądasz jak ona, ale nią jesteś...

- A ty nie wyglądasz jak Vince, ale także nim jesteś, dla ścisłości - przerwała mu gniewnie. – Nie wiem, co nam zrobili ci maniacy, ale w jakiś przedziwny sposób wtłoczono nasze umysły do obcych ciał - podłapała desperacko tą myśl. Sens tych słów dotarł jednak do niej z opóźnieniem. Zszokowana otworzyła szeroko usta i wytrzeszczyła oczy. Wyglądała tak jakby dowiedziała się przed chwilą o istnieniu pozaziemskiej cywilizacji.
- Wierzysz w to? – Sceptycyzm chłopaka walczył z uznaniem faktów, które widzieli i doświadczali obydwoje.
- Niespecjalnie, ale po prostu nie przychodzi mi nic innego do głowy? Masz jakiś inny pomysł?

- Nie – pokręcił głową. – Ale ten mi zakrawa na teorie spiskowe rodem z tanich filmów science-fiction. Jeśli na prawdę jesteś Amber musisz mi to jakoś udowodnić, dziecino. O mam, jeżeli jesteś Amber, to będziesz wiedzieć, gdzie jest mój telefon komórkowy? No i co ty na to?
- Dobre pytanie – oceniła w duchu, coraz bardziej przekonana, że to Vince. Znała jego logikę rozumowania. Któż oprócz ich wiedziałby bowiem, że jej mąż wściekły na poranne wydzwanianie cisnął komórkę do akwarium?
- Ze skalarami – powiedziała głośno. – Z Atosem, Portosem i Aramisem – przypomniała imiona rybek, które nadali im kiedyś w przypływie chwili dobrego humoru.
- Aaa ... – zobaczyła, że chce coś powiedzieć, ale tylko potrząsa głową nie mogąc wypowiedzieć słowa wydobywając z gardła jakieś nieartykułowane dźwięki.

Nagle usłyszeli poruszenie gdzieś na zewnątrz.
- Amber? Chyba słyszałem jakieś głosy. - Chłopak nagle uniósł głowę i zaczął nasłuchiwać.
- Tutaj! –Wrzasnął ile miał sił. – Tutaj! Jesteśmy tu ... – Nie dokończył. Nastąpił trzask, a potem kolejny huk i metalowy właz zbiornika otwarł się z trzaskiem. Do środka wpadło kilka osób w kombinezonach strażaków. Z zewnątrz doleciał ich smród spalenizny i chmura ciemnego dymu wypełniła pomieszczenie. Ktoś odciągnął ją od Vince’a i uniósł na ręce. W całym chaosie sytuacji straciła go z oczu.

Strażak wyniósł ją przed budynek starej fabryki, a raczej jej zgliszczy. Gdzieniegdzie nadal szalały płomienie, ale w większości budowla stała się jedynie parującym szkieletem dawnej konstrukcji. Potwierdzało to bez wątpienia, że doszło tu do silnego wybuchu. Nie dostrzegła też śladu kultystów. Czy wszystkich strawił pożar, czy zdołali ujść z miejsca katastrofy?

Wylądowała w karetce. Ktoś wreszcie uwolnił jej ręce. Młody sanitariusz podsunął jej pod nos maskę z tlenem i obejrzał oględnie.
Niezbyt energicznie odepchnęła jego dłoń i powiedziała tonem, który miał zabrzmieć ostro, ale wyszedł nadzwyczaj niepewnie:
- Nic mi nie jest. Czy ktoś może mi powiedzieć, gdzie jest Vince?
- Masz na myśli chłopaka, który przeżył oprócz ciebie? - Sanitariusz zachowywał się jak istna oaza spokoju. Jej wzburzenie nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. - Zabrała go inna karetka parę minut temu. A teraz proszę się grzecznie położyć, albo będę zmuszony dać ci coś na uspokojenie młoda damo – jego ton był rzeczowy i zdradzał, że z pewnością spełni groźbę jeśli nie będzie skłonna współpracować.

Ułożyła się więc posłusznie. Następnie czekał ją kilkuminutowy szaleńczy rajd na sygnale. Gdy dojechali na miejsce sanitariusz wepchnął ją siłą na wózek inwalidzki pomimo jej stanowczych protestów i zapewnień, że czuje się dobrze. Wtedy nastąpił pierwszy szok. Wózek mknął niebezpiecznie szybko, pchany przez nadzwyczaj upartego i dobrze zbudowanego pracownika sektora medycznego. Dojechali do przeszklonych drzwi wejściowych, gdy refleks jej własnego oblicza mignął w ich lustrzanej powierzchni. Poderwała się na równe nogi, stanęła jak wryta i patrzyła z niedowierzaniem. W miejscu, gdzie spodziewała się zobaczyć swoje odbicie, znajdowała się młodziutka, ładna blondynka, ubrana w doszczętnie zniszczony szkolny mundurek. Dotknęła z niedowierzaniem własnej twarzy. Jakby w odpowiedzi na to dłonie blondynki w lustrze powędrowały ku swej buzi, już nie dziewczęcej, ale jeszcze nie kobiecej. Mimo, że ta umazana była sadzą i pyłem Amber z łatwością rozróżniła jej ładne rysy. Musnęły dłonią wydatne usta, łagodnie zarysowane łuki brwiowe i mały prosty nos.

- Przecież to niemożliwe ... – szepnęła, lecz nim skończyła sanitariusz ponownie wepchnął ją na wózek i pogroził jej palcem jakby była małą dziewczynką.

Wstrząs był silny. Choć wiedziała, akceptowała, ze nie jest sobą, to pierwszy raz spojrzała w swoje nowe oblicze. Ładne, lecz jakże obce.
- Co robić? Jak żyć? – Myślała nie zwracając uwagi na otoczenie. W tym czasie krzątało się wokół niej kilkoro ludzi. Zadawali wiele pytań, ale na żadne z nich nie potrafiła udzielić im odpowiedzi. Włącznie z tym wydawałoby się najprostszym, jak się nazywa.

- Szok pourazowy ... amnezja – słyszała glos lekarza. Na razie nie starała się wyprowadzić ich z błędu. Jej wersja przekwalifikowała by pewnie jej stan z amnezji na schizofrenie paranoidalną, a tego z pewnością nie chciała.

Wtedy do jej jednoosobowej sali weszła kolejna pani doktor. Kobieta o aksamitnej cerze i życzliwym uśmiechu.
- Skarbie, w obecnej sytuacji najlepiej abyśmy upewnili się, czy nie jesteś ofiarą przemocy fizycznej. Takie rzeczy najlepiej sprawdzić od razu. Chyba wiesz o co mi chodzi?
- Podejrzewacie, że ktoś mnie zgwałcił? - Rzuciła oburzona, nie tyle pomysłem, że ktoś mógł wykorzystać niecnie jej nową powłokę, co tym, że ona nie miałaby o tym najmniejszego pojęcia.
Badanie trwało krótko i nie zrobiło na Amber wrażenia. Nawet rozbawiło ją trochę podejście lekarzy. Traktowali ją jak małą skrzywdzoną dziewczynkę. A ona była przecież dorosłą kobietą. Przynajmniej psychicznie, bo jej ciało określało ją mniej więcej na siedemnaście lat.
- W porządku – podsumowała pani doktor, – nie ma śladów ingerencji. Nie doszło do gwałtu ani zbliżenia. Ale mogę z pewnością orzec, że dziewicą to już nie jesteś.
- Nawet pani nie przypuszcza od jak dawna – odparła w przypływie wisielczego humoru.
Kobieta zmierzyła ją potępiającym wzrokiem i wyszła pośpiesznie wyraźnie zgorszona jej postawą.

Dopiero później umyli ją i przebrali w szpitalną koszulę. Pobrali krew, przebadali generalnie a nawet zawieźli na rezonans. Po całej serii badań była już solidnie wymęczona. Wreszcie lekarz prowadzący zlitował się nad nią i zalecił dać jej spokój.

- Postaraj się teraz odpocząć – powiedział i poklepał ją przyjaźnie po ramieniu – Policja jest już w drodze ale pozwolę im z tobą pomówić dopiero rano. Chcą ustalić waszą tożsamość i dowiedzieć się, co się w zasadzie stało w fabryce.
- Waszą tożsamość? - Rzuciła z nadzieją – A więc... - miała powiedzieć „Vince,” ale w porę ugryzła się w język – chłopak, który był tam ze mną przebywa na terenie szpitala?
- Tak, nic mu nie jest. Leży piętro wyżej. Niebawem będziesz mogła się z nim zobaczyć, ale na razie to niemożliwe. Nie zrozum mnie źle, ale najpierw porozmawiacie ze szpitalnym psychologiem. Ta sytuacja musiała być dla was wyjątkowo ciężka.

Chwilowo jego wyjaśnienia jej wystarczyły. Nie oswoiła się jeszcze z nowym stanem rzeczy, ale w tym momencie nie miała po prostu siły od nowa wszystkiego analizować. Była skrajnie wyczerpana. Zasnęła, zanim usłyszała zgrzyt drzwi zamykających się za lekarzem.
 
liliel jest offline