Smok był wielki... Diego nie potrafił powiedzieć, co robiło największe wrażenie - ogromne skrzydła, czy długie jak sztylety zębiska. I nic dziwnego, że znaczna część osób z placu wzięła nogi za pas, nie zwracając uwagi na przeszkadzającą im w tym resztę widzów, wpatrujących się w osłupieniu w potwora...
Dopiero widok pikującego smoka wyrwał z transu tych, co się w niego wpatrywali i skłonił ich do skierowania się w stronę najbliższego wyjścia...
Przeraźliwy huk sprawił, że Diego przestał zwracać uwagę na cokolwiek... Dopiero po chwili potrząsnął głową usiłując pozbyć się resztek dokuczliwego szumu, przeszkadzającego mu w myśleniu.
Rozejrzał się dokoła.
Smoka nigdzie nie było. Ciemna plama na środku rynku z pewnością nie mogła być resztkami potwora, który z pewnością nie był tak głupi, by się tam rozbić.
"Cholerna iluzja" - pomyślał Diego.
Ludzie wokół niego powoli dochodzili do siebie, jednak poruszali się dość wolno. Jedynie grupka ciemno odzianych sylwetek posuwała się w stronę szafotu.
Posiłki, które dziwnie szybko zjawiły się na placu zostały zaatakowane przez część mieszkańców, widocznie niezbyt sprzyjających burmistrzowi. W totalnym zamieszaniu nie bardzo było widać, kto z kim walczy... I kogo warto poprzeć...
- Zmywamy się stąd - powiedział Diego do Jednookiego.
Zajęty wypatrywaniem drogi odwrotu nie dostrzegł w porę strażnika, który najwyraźniej w świecie potraktował go jak jednego z zamachowców.
Słysząc trzask łamanych kości Diego obrócił się do krasnoluda.
- Dzięki - powiedział do towarzysza, który jednak tego chyba nie usłyszał. Ogarnięty jakimś dziwnym szałem Jednooki uniósł topór i ruszył w stronę podium, kierując się na paru odzianych w żółte stroje strażników, którzy najwyraźniej zapałali do niego taką samą sympatią. Diego , który marzył raczej o jak najszybszym opuszczeniu placu chcąc niechcąc ruszył za nim...
Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-06-2008 o 22:13.
Powód: Poprawka boldowania ;)
|