Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2008, 22:08   #219
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
-W takich sytuacjach jak ta, w której się znaleźliśmy rada i Książę powinni działać wspólnie. A podkopywanie autorytetu Księcia jest już skrajnie nieodpowiedzialne. – Wzrok Lipińskiego spoczął na osobie Mercedes a ona poczuła się zaskakująco nieswojo.

Momencik, momencik... Skrajnie nieodpowiedzialne? - pomyślała ale nie powiedziała tego na głos. Nie widziała potrzeby aby tłumaczyć się przed Lipińskim. - Wypowiadanie wojny pod wpływem impulsu jest skrajnie nieodpowiedzialne. Plan wysłania tłumu ludzi na rzeź jest skrajnie nieodpowiedzialny. Wreszcie wychodzenie w momencie, gdy należy podjąć naradę wojenną. To jest skrajna nieodpowiedzialność. Niech więc nie prawi mi kazań o podkopywaniu autorytetu księcia. Najwyraźniej różnorako interpretujemy pojęcie lojalności. Nie mam zamiaru zaszkodzić Aligariemu. Jeśli taki były mój zamysł osiągnęłabym go, zapewne nie poprzez jawne i szczere wygłaszanie swoich opinii. Poczekałabym po prostu aż zrealizuje swój irracjonalny plan, doprowadzi do rzezi śmiertelników, zaszkodzi tym utrzymaniu maskarady w mieście a podczas starcia straci sporą część swoich podwładnych. Może Lipiński jest tak pobłażliwy, że poklepałby go po fakcie po ramieniu i pocieszył z powodu fiasku tej akcji. Ale ja jestem realistką a i Camarilla nie wykazałaby się zapewne tak wysoką empatią co Nosferatu. Po prostu wyciągnęliby konsekwencje, możliwe, że włącznie z pozbawieniem go jego świeżo zagarniętego tytułu. Mogłoby to nam nawet być na rękę zważywszy, że kolejnego księcia mogliby powołać spośród rady. Ale tak się składa, że takie stanowisko kompletnie mnie nie interesuje. Byłabym wyjątkowo nieodpowiednią osobą w tej roli.

Entuzjazm zgasł w niej tak szybko jak się pojawił. Usiadła tuż obok Lasalla jakby szukając podpory w jego pobliżu. Na moment z jej idealnej twarzy opadła maska, którą z przez cały czas z takim trudem utrzymywała. Westchnęła i oparła podbródek na skrzyżowanych ramionach. Szczególnie teraz, w tej szkolnej ławce wyglądała jak mała dziewczynka. Zagubiona i zmęczona, ukryta za warstwą mocnego makijażu, która usilnie stara się sprawiać pozory kogoś kim w rzeczywistości nie jest. Antoine obrzucił ją spojrzeniem zdradzającym mieszankę troski i współczucia. Poczuła, że delikatnie pogładził jej plecy w geście otuchy.

- Dobrze więc – powiedziała cicho, ledwo mogli dosłyszeć jej słowa. Nie zdradzała śladu wzburzenia czy obrazy, raczej rezygnację. Podniosła dłonie w geście kapitulacji. – Nie mówmy więc nic. Przytakujmy grzecznie główkami i przyklaśnijmy w dłonie jak stado wiernych psów. Niech książę robi co mu się rzewnie podoba. W zasadzie nic mnie to nie obchodzi.

Znów odpłynęła myślami. Jaką żałosną namiastką dawnej Mercedes była w tej chwili. Kiedyś nie cofnęłaby się przed niczym, była ostrym i wyrafinowanym graczem a teraz nie potrafiła wykrzesać z siebie odrobiny energii by bronić własnego zdania.

- ...Dziwi mnie także, ze jest tutaj nieobecny, kiedy zdecydowane są najważniejsze kwestie wojny. - Lasalle kontynuował - Może dobrze byłoby, gdyby ktoś z państwa go poprosił o przyjście. Jeżeli wy, jako jego rada, uważacie, że jest to wskazane, tak jak mi się to wydaje? Może pan Vengador udałby się po niego?

- Ja pójdę - rzuciła od niechcenia Merceds i uniosła się z miejsca. Chciała już stąd wyjść. Poczuć chłód nocnego powietrze i ukryć się w kojącym mroku. Ale przede wszystkim chciała zejść z oczu Lipińskiemu. Było jej zwyczajnie wstyd, że poddała się tak łatwo. - Zresztą i tak chciałam zamienić słówko z Sorre - i już zniknęła za drzwiami zanim Vegandor zdążył choćby rozważyć propozycję archonta.

Prawdę powiedziawszy z Sorre rozmawiać nie miała zamiaru. Nie przepadała za jego towarzystwem, a już na pewno nie łączyły ich żadne sprawy, o których mogłaby z nim dyskutować. Kobieciarz z przerośniętym ego. Mętny, śliski i nieszczery. Oto jej opinią na jego temat. Nadawał on się jedynie do tego, aby go zlać do butelki, zakorkować i wstawić do barku. Chociaż pewnie nie odważyłaby się nawet poczęstować jego posoką co zacniejszych gości. Smak krwi mógłby trącić przebijającą nuta jego próżności i megalomanii.

- Cretino - skwitowała w ojczystej mowie i głośno cmoknęła w wyrazie zdegustowania na wspomnienie jakimi raczył ją tanimi umizgami gdy ostatnio się spotkali.

Za chwilę jednak jej myśli powędrowały na zupełnie inny tor i uśmiechnęła się do siebie smutno. Niegdyś władza i polityka działały na mnie jak najmocniejszy afrodyzjak. Tak dobrze się czułam w centrum wydarzeń. Kipiałam energią i dynamizmem. Intrygantka i manipulantka. Mało kto mógł mi dorównać na paryskich salonach w sztuce otrzymywania tego, co chciałam osiągnąć. Książę był ze mnie taki dumny... A teraz? Cóż, wiele się zmieniło. Może zbyt wiele? Ale czy potrafiłabym ponownie czerpać z tego radość? Teraz kiedy nie widzę celu swoich działań? Co mogłabym osiągnąć w tej prowincjonalnej mieścinie jaką jest Reykjavik? Ja, która kocham splendor i wysokie sfery. Zaczynam po woli zapominać jaka przyczyna mnie tutaj przygnała. Chciałam coś odszukać. Coś, co najwyraźniej jest mrzonką, ułudą, plotką. Pogódź się, że już zawsze będziesz zgorzkniała i pusta w środku. Będziesz jedną połówką roztrzaskanej na dwoje filiżanki. Jesteś może zrobiona z najdroższej i najkruchszej porcelany, ale nadal pozostajesz tylko skorupką, którą zmiata się na szufelkę i wyrzuca do kosza. Nie będziesz potrafiła wykorzystywać swoich umiejętności jak to miałaś w zwyczaju kiedyś. I oczywiście tutaj brakuje ci jeszcze jednej istotnej karty w talii, którą w Paryżu miałaś zawsze pod ręką. Nosferatu i dostępu do ich informacji. Chociaż tutaj są nowi Nosferatu - pomyślała zaraz jak gracz odbijający nadlatującą z przeciwka piłeczkę - Musisz tylko zadbać aby mieć z nimi korzystne relacje - zaraz jednak odgoniła od siebie ten niedorzeczny pomysł - Tylko po co? Nie widzę już w tym celu. - Rozbawiło ją jak przed momentem wpuściła się w to bezkresne koryto jakim są polityczne intrygi. - Niegdyś mój żywioł. A teraz?... Chyba tylko zabawa, która chwilowo odgania umysł od posępnych myśli. Po co mi w ogóle była ta cholerna mowa? Chyba chciałam się po prostu przekonać, że nie wyszłam z wprawy. Może więc nie wyszłam, i czego to dowodzi, co zmienia? Nic. Zupełnie nic...I jest jeszcze Lasalle. Ach... Kolejna rozrywka czy może coś więcej? - Powaga tego stwierdzenia mocno ją zaniepokoiła. - Skoro o tym rozmyślasz znaczy, że traktujesz go inaczej. A to nie wróży nic dobrego. Raz zżyłaś się z kimś mocno. Zbyt mocno. A teraz snujesz się po tej śnieżnej krainie jak widmo wampira, którym kiedyś byłaś. Rozłąka wyrwała ci kawałek duszy... Duszy? Absurdalne. Przecież nie mam duszy. Bóg mi ją odebrał w chwili gdy mnie przeklął. I choć na to nie zasłużyłam, on wystawił potężną pięść zza tej swojej przytulnej niebieskiej zasłony i pokazał mi na odchodnym zaciśniętą pięść. Bóg! Niech go szlag! Ac co do Antoina to nie mogę porównywać go do niej. Jego dopiero poznałam, relacje z nią to zupełna inna liga. To brzemię, którego nie da się z niczym porównać.

Zdała sobie sprawę, że dotarła wreszcie na miejsce, gdzie książę nadal pogrążony był w rozmowie z Sorre. Wytężyła słuch by dosłyszeć strzępki trwającej rozmowy. Nigdy nie zaszkodzi wiedzieć o czym prawią. Znów wymusiła na sobie nieprzystępną, posągową maskę. Standardowo uśmiechnęła się czarująco i przywitała z Sorre podając mu dłoń.

- Jak zwykle miło pana widzieć, panie Sorre. Zostałam wysłana aby sprowadzić cię książę z powrotem. Taka narada wymaga twojej obecności, jak możesz przypuszczać.

Poczekała aż mężczyźni skończą rozmowę. Potem ujęła Roberta pod rękę i ruszyli w stronę wejścia. Zaczęła lekkim tonem:

- Książę... Nie wszystkim podoba się pański plan szybkiego uderzenia, na domiar z użyciem śmiertelników jako mięsa armatniego – szepnęła. Wyglądała przy tym niewinnie, jakby sama nie miała z tym stanowiskiem nic wspólnego. - Na szczęście pan Lipiński znalazł sposób aby skutecznie zablokować zdolności hrabiny co podniesie w wojnie nasze szanse. To byłaby dobra chwila aby wycofał się pan ze swoich wcześniejszych pomysłów, może istotnie zbyt pochopnych. Proszę jeszcze raz to przemyśleć, jak mogłoby zagrozić to utrzymaniu maskarady i niepotrzebnie zwróciło uwagę na całą sprawę.

A potem opowiedziała mu co dotychczas ustalili. Znudzonym tonem, który nie zdradzał śladu niedawnego zapału. Podzieliła się swoją wiedzą o mieście jak zrobiła to wcześniej z resztą i dopowiedziała o najnowszych rewelacjach Lipińskiego.
 
liliel jest offline