Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2008, 01:37   #211
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Vengador śmiejąc się lekko, wyciągnął przed siebie dłoń z gałązką. Brian jednak nawet nie podniósł na niego wzroku. Nadal wpatrywał się w świeżo rozkopaną ziemię. Po chwili sięgnął po trzymany przez zapaśnika kawałek drewna. Wziął go i mocno zacisnął dłoń, zmieniając w kupkę drewnianych strzępków. Otworzył dłoń i dopiero teraz spojrzał swym kocim wzrokiem na Vengadora. Lekko wydymając policzki, zdmuchnął trociny w kierunku zapaśnika.
Sam uchwycił zakrwawionego trupa, wrzucił go do dołka i zaczął zasypywać. Osłupiały i wściekły Vengador dołączył do niego dopiero po chwili. Brian nie podarował mu już nawet krótkiego spojrzenia. Gdy przerzucono już ostatnią grudę ziemi, pierwszy rzucił swoją łopatę i odszedł w kierunku dworku.
Gangrel pamięta. Może przebaczyć, ale nigdy nie zapomni. A czasem... Czasem także nie przebacza.

*

Słysząc butną i gorącą przemowę księcia, Gangrel nie mógł opanować lekkiego rozbawienia. Siedział na krawędzi ławki, uśmiechał się pod nosem i spuściwszy wzrok wpatrywał się w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Trzeba było jednak przyznać, że słowa Aligariego zagrały na jego wyobraźni. Gdy mówił o jednej, szybko uciekającej osobie, która miałaby być osią podstępu już, już miał zgłaszać się na ochotnika...
Jednak wtedy włączył się George. I co ciekawe, mówił dużo rozsądniej od księcia.
Brian poczuł się rozbawiony jeszcze bardziej, jednak nic nie dał po sobie poznać, jedynie usadawiając się wygodniej na ławce. Przez myśl na powrót przemknęła mu owa pusta ściana w piwnicy...

-Ej, ty!

Głos Brujaha wyrwał go z zamyślenia. Na wspomnienie "gładkich buziek" Gangrel zacisnął palce na ławce, obnażył kły i syknął bezgłośnie w kierunku Goerga. Tamten jednak nic nie zrobił sobie z takiej reakcji wpatrując się tylko w Briana zmrużonymi oczami. Gangrel po chwili opanował się. Nadal jednak miał ochotę poczynić jakieś adekwatne porównanie do "buźki" Brujaha i na myśl przychodziło mu już nawet kilka uciesznych metafor. Jednak w tej samej chwili spojrzał przez okno, na wysiadającą z samochodu Mercedes i raptownie zmienił zdanie.
- Cenię sobie wasze uznanie, sire. Idę. - Skłonił się z przesadną dwornością. I poszedł.

*

Brian oparł się o futrynę drzwi wejściowych dworku i obserwował zbliżająca się parę Toreadorów. Ta nowa, Mercedes... Była chyba najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widział. A widział ich niemało!... Pewnie nie aż tak wiele, jak taki Antoine, niemniej jednak - aż zanadto. Jej ruchy, ciało, sylwetka... Co ktoś taki robi w takiej dziurze? Nic dziwnego, że Archont skakał koło niej jak na złotym łańcuszku.

Gdy tylko zbliżyli się bardziej, Brian oderwał się od futryny i stanął prosto.
- Pani Mercedes Ortega. - Skłonił się nieco niżej, niż to miał w zwyczaju. Toreadorka lekko uniosła dłoń. Gangrel ujął ją i ucałował. Podnosząc wzrok, spojrzał w jej głębokie oczy, samemu błyskając swą kocią zielenią.
- Na imię mi Brian. To dla mnie zaszczyt, że mogę panią poznać. Książe pragnie przywitać panią i zaprosić na naradę... Jeśli tylko uczyni nam pani ten zaszczyt. - Uśmiechnął się lekko i spojrzał na Mercedes. Nie zaprotestowała. - Proszę za mną - polecił i wykonał dłonią gest jakby mający zapraszać do przekroczenia progu.
- Panie Lasalle. - Skinął głową archontowi, jakby dopiero teraz sobie o nim przypominając. Po chwili prowadził już dwójkę nowo przybyłych do pomieszczenia zdezelowanej klasy szkolnej...
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 18-05-2008 o 13:58.
Hael jest offline  
Stary 18-05-2008, 13:51   #212
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
W obecności Lasalla czuła się wyjątkowo dobrze i to właśnie ją niepokoiło. Taki błogostan wydawał jej się nadzwyczaj niebezpiecznym uczuciem. Jakby jej czujność została rozmyślnie uśpiona. Targały nią sprzeczności. I dlaczego w ogóle była z nim tak niezwykle szczera? Wypowiadała głośno każdą myśl, która przychodziła jej do głowy, również te nie do końca pochlebne opinie na temat nowego księcia. Chyba faktycznie wpędzi się w kłopoty, w końcu to Archont. Gdyby tylko zapragnął zapewne mógłby uprzykrzyć jej życie. Co ty wyprawiasz Mercedes? Zachowujesz się jakbyście przyjaźnili się z nim od lat a przecież poznałaś go zaledwie dziś. Oprzytomniej wreszcie. Miała uczucie, że miotała się jak węgorz w wiadrze wody.

Dziwne uczucie. Nie pamiętała już nawet kiedy ostatnio czyjeś towarzystwo tak ją absorbowało a zarazem pobudzało. Ta gra zaczęła ją pochłaniać. Antoine był przystojny, czarujący, i działał na nią niemalże jak magnes, jakkolwiek nigdy w życiu by się przed min z tym nie zdradziła. Z zewnątrz chciała sprowadzić ich relacje do bezpiecznej płaszczyzny flirtu. To wystarczy.

Cholera, co się w zasadzie z nią działo? W sprawach romansów była wytrawnym graczem a zaczęła się zachowywać jak amatorka. Czyżby drapieżca padł wreszcie czyjąś ofiarą? A może tak po prostu pozwolić mu wygrać? Dlaczegóż by nie? - Ta myśl wydała się kusząca. - Poddać się jego urokowi? Dać się porwać rwącemu prądowi rzeki?

Nie mogła do końca wytłumaczyć swojego zauroczenia. W zasadzie to jego oddziaływanie wprawiało ją w zakłopotanie a nawet wzbudzało w niej lęk. To ona zawsze trzymała rękę na pulsie, to ona zawsze kontrolowała sytuację! Zmiana ról nie wchodziła przecież w grę!

Lasalle był wyjątkowy ale to w zasadzie nic zaskakującego. Był przecież Torreadorem, nie pierwszym, z którym przecież miała przyjemność obcować. Przez chwilę rozważała w głowie co ją w nim tak mocno pociąga. Może to jego melodyjny, hipnotyzujący głos, który upajał ją niczym najlepsza vitae? A może lekko zaróżowiona cera, która nadawała mu nadzwyczajny, niemal ludzki wygląd? Złudzenie na tyle przekonujące, że zapragnęła skosztować jego krwi. Czy smakuje tak wspaniale jak wygląda? Wyobraziła sobie tą bliskość, elektryzujące, niemalże erotyczne napięcie... Zapragnęła gładzić jego skórę, zatopić palce w miękkich włosach, pozwolić by spletli się ciasno, by ich krew się wymieszała. Jakby to było, mieć w sobie część jego samego? Płynną szkarłatną esencję jego wampirzej natury? Och, jesteś bezwstydna i rozwiązła Mercedes. Nic dziwnego, że Bóg tobą pogardza.

Przystanęła pogrążona w myślach. Zagapiła się przez dłuższą chwilę studiując detale jego rysów. Na jak długo będzie jej dane poddać się tej fascynacji? Czy jak zawsze przyjdzie ostatecznie znudzenie i zmęczenie? Odgoniła niechciane myśli i pokierowała je na bardziej rzeczowe, logiczne tory. Znów nieśpiesznie ruszyli w stronę drzwi wejściowych.

- Muszę przyznać, że nowy książę nie próżnuje – Mercedes znów wróciła do tematu nowego bossa rodziny w Reykjaviku. - Czy jego decyzja była aby mocno przemyślana? Niemniej jednak nie mam zamiaru długo tu zabawić. Przedstawię się tylko nowemu księciu, rozeznam odnośnie sytuacji wojennej i wracam do domu. Nie wiem jakie książę ma zamiary ale po wszczęciu wojny z wiedźmą jawi mi się jako osoba mało przewidywalna. Nie zdziwię się jeśli postanowią zorganizować tutaj koszary i ogłosić jakiś stan nadzwyczajnej gotowości. Cokolwiek by to nie było, ja wracam niebawem do domu. Nie ma takiej siły, która byłaby w stanie zmusić mnie abym spędziła dzień w tej ruinie. A czy mogę zapytać gdzie pan mieszka w naszym bajecznym, zazwyczaj skutym lodem mieście?

- Na razie w hotelu. - odparł Antoine. - Kupiłem co prawda miłą willę nieopodal. Właściwie niemal pałacyk z przepięknym ogrodem i termalnym jeziorkiem, w którym można się wspaniale wylegiwać nawet w środku zimy. Dookoła gałęzie drzew uginające się pod jasnymi czapami śniegu, różnorodne płatki białego puchu opadające wokół, powyżej gwiazdy i srebrny księżyc, a tam można się spokojnie ułożyć w półleżącej pozycji, rozluźnić, czuć ciepło omywające ciało, szczerze mówiąc, właśnie to spowodowało, że ją spośród innych szeregu wybrałem.

- Rozkoszny opis. I zabrzmiał prawie jak propozycja panie Lasalle. Proszę ostrożniej dobierać słowa albo będę zmuszona się wprosić na tą gorącą kąpiel. - w jej oczach błyszczały jakieś grzeszne iskry.

- Seniorita, do mnie przychodzą jedynie goście, proszeni, albo nieproszeni. Ci pierwsi są najmilej witani, natomiast ci drudzy... Proszę mi wierzyć, kiedy tylko skończę remonty, pani będzie należeć do tej pierwszej grupy i im częściej nawiedzi pani mój dom, tym większą sprawi mi przyjemność. Jednakże willa wymaga nieco przygotowań, przebudowy, przeróbek. Mój kamerdyner, Stephen, zajmuje się tym, ale remont jeszcze jakiś czas potrwa. Dlatego, póki co, obydwoje mieszkamy w hotelu. Całkiem sympatycznym zresztą na ulicy Laugavegur. Nazywa się CenterHotel Skjaldbreid.

- Hotel? - skrzywiła się z niechęcią - W takim razie nalegam aby pozwolił mi pan wykazać się swoją gościnnością. Chciałabym zaprosić pana do siebie, choćby dziś. Jestem pewna, że moja posiadłość przypadnie panu do gustu. Dom jest pokaźny i posiada wiele wolnych pokoi. Zatem bez obaw, nie będę się naprzykrzać, chyba że... - zatrzymała się, zerknęła na niego z ukosa i zmysłowo zmrużyła oczy – Chyba, że jednoznacznie wyrazi pan na to ochotę. Proszę się zastanowić. Oferuję panu bezterminowo luksusowe lokum, stały dostęp do świeżej, ciepłej krwi i dodatkowo moje boskie towarzystwo. Jak będzie panie Lasalle? Tylko głupiec by odmówił. A jeśli nadal się pan waha proszę rozważyć, że obecnie ze względów bezpieczeństwa lepiej byłoby trzymać się razem, nieprawdaż?

Co ty wyprawiasz Mercedes – zganiła się w myślach – obawiasz się jego bliskości i jak na życzenie zapraszasz lwa do swojego domu? Chyba oszalałaś.

- Siniorita, chyba tylko głupiec przyjąłby pani propozycję, bo mędrzec wiedziałby, że bez problemu pani czar owładnie nim bez reszty. Jednak mężczyźni szczęśliwie są głupcami, przynajmniej w większości. Szczęśliwie, gdyż nie zdajemy sobie sprawy z tej ukrytej potęgi kobiecego uroku. Ja zresztą także, dlatego chętnie i dziękuję za miłe zaproszenie dla nas, gdyż rozumiem, ze dotyczy ono także mojego kamerdynera. Zresztą tak, przyjmę pani propozycję, a kwestia bezpieczeństwa jest rzeczywiście jednym z wielu powodów, nie jedynym i nie najważniejszym.

- Wspaniale. - klasnęła w dłonie a na jej twarzy zawitał wyraz szczerej radości. Przez chwilę wyglądała jak mała dziewczynka, która dostała właśnie torbę łakoci. - Zatem będę oczekiwać pana, pana kamerdynera i każdego kogo zechce pan ze sobą zabrać. Myślę, że będziemy się razem znakomicie bawić. Nie wspominając, że to cudowna okazja aby bliżej się poznać.

Właśnie dochodzili do drzwi. Spostrzegła opartego o framugę młodzieńca, można by rzec chłopca o miłych, delikatnych rysach.
- Pani Mercedes Ortega...- zaczął.

Lewą ręką wciąż trzymała ramię Antoina, prawą wyciągnęła przed siebie i pozwoliła by nowo przybyły kurtuazyjnie ją pocałował.
- Widzę że nie na nawet potrzeby bym się przedstawiała. George musiał w takim razie już o mnie wspomnieć, mam nadzieję, że w samych pozytywach. - zaśmiała się czarująco.
- Książę pragnie przywitać panią i zaprosić na naradę... Jeśli tylko uczyni nam pani ten zaszczyt. Proszę za mną - polecił i wykonał dłonią gest jakby mający zapraszać do przekroczenia progu.

Młodzieniec posłał Antoine'owi chłodne, zdawkowe spojrzenie. Archont jednak nie dał się sprowokować. Kulturalnie skinął mu głową i odpowiedział:
- Witam cię szanowny członku Rady, Jacku Borowiczu z Gangreli. Miło znów cię widzieć.
Zawsze bawiło ją jak wszyscy mężczyźni w jej towarzystwie zmieniają się w rywalizujących ze sobą samców. A także jak nierzadko nieświadomie stają się dżentelmenami. Oczywiście Lasalle dżentelmenem był zawsze i w każdym calu, nie miała co do tego wątpliwości. Ale ten spektakl odegrany przez młodzieńca o ślicznej buzi skierowany był z pewnością wyłącznie dla niej. Zadowolona uśmiechnęła się do siebie bezwiednie. Pewna jej część wciąż domagała się by być w centrum uwagi, by ją hołubiono, obsypywano komplementami i prezentami. Płytkie, snobistyczne i trywialne odruchy sprawiały jej czasem ogromną uciechę.

Weszli wreszcie do sali, gdzie przebywała już śmietanka miejscowej rodziny z księciem Robertem na czele. Poczuła na sobie ich zaciekawione spojrzenia, wyprostowała się dumnie i przywołała szeroki, uroczy uśmiech. Z łatwością domyśliła się, który z nich jest księciem. Jakkolwiek Lasalle jak zwykle służył jej wsparciem. Podszedł do Aligariego wciąż prowadząc Mercedes pod rękę:

- Książę, proszę pozwolić mi przedstawić - Mercedes Ortega - jego melodyjny głos wypełnił małe wnętrze klasy.

Cóż za niegodne miejsce na narady na tak wysokim szczeblu.- pomyślała – Prymitywne i obskurne. Mam nadzieję, że nowy książę doprowadzi je wreszcie do przyzwoitego stanu. Ventrue nie mają co prawda tak wyrafinowanego poczucia smaku jak Torreadorzy, ale jednak dalece głębsze od Malkavian.

Wyciągnęła dłoń w kierunku Aligariego, skłoniła się dostojnie, posłała mu kolejny czarujący uśmiech i spuściła oczy w akcie udawanego onieśmielenia.

- To zaszczyt poznać nowego księcia. I proszę przyjąć ten drobny prezent – wskazała na trzymaną przez Archonta skrzynkę z krwią - abyśmy mogli wznieść wspólnie toast za naszego nowego zwierzchnika. Panuj nam mości książę długi czas i oby cała nasza społeczność opływała w dostatku kiedy Reykjavik będzie pod twoimi miłościwymi rządami.

W tym momencie usłyszała zbliżające się za plecami kroki i donośny baryton Georga:
- Mercedes, skarbie, jesteś wreszcie – oplótł ją rękami w pasie i przyciągnął do siebie. Poddała się jego dotykowi, pozwoliła by jego dłoń gładziła przez moment jej plecy. Chciał pocałować ją w usta ale w ostatniej chwili uchyliła się zgrabnie i jego wargi dotknęły ostatecznie jej policzka. George zmierzył ją lekko zdziwionym spojrzeniem ale ona zaśmiała się miękko i wczepiła palce w kosmyk jego długich włosów.

-Witaj George. Mam nadzieję, że choć troszkę się za mną stęskniłeś.

Jakby w odpowiedzi zacisnął mocniej dłoń na jej biodrze dając jej tym znać, że powinna trzymać się blisko niego. Mercedes zerknęła spłoszona na Lasalla jakby cała ta scena niespodziewanie ją zawstydziła. Nie wyzwoliła się z jednak z objęć Brujaha, wskazała za to gestem na Antoine'a i rzuciła formalnie:

- Antoine LasalleGeorge Pietrow, panowie zdaje się nie mieli jeszcze okazji się poznać.

- Witam wspaniałego wojownika, o którym tak wiele słyszałem. Jestem Antoine Lasalle – Torreador w pełnym szacunku geście wyciągnął dłoń do Brujaha. Zmusił go tym samym aby odpowiadając na powitanie wypuścił ją na chwilę ze swych objęć. Dostrzegła, że wymienili krzepki męski uścisk dłoni jakby potwierdzało to silny charakter obu panów. Lasalle kontynuował: - Wprawdzie widziałem już pana poprzedniego wieczora, ale jakoś nie było okazji się poznać. Cieszę się, iż udało się to teraz. Wprawdzie minęły lata, od kiedy jako oficer, jeszcze ludzki, prowadziłem szarże swojej konnicy, ale do tej pory raduje mnie widok prawdziwego wojownika.

Ta przemowa nieco zbiła Mercedes z tropu. Czyżby Lasalle próbował zdobyć sympatię Georga wskazując, że mimo odmiennego klanu mają ze sobą coś wspólnego? Ta myśl uderzyła ją z całą premedytacją. Oczywiście, że mają. Wojacy lubujący się w pięknych przedmiotach. Takich jak ona sama. Poczuła ukłucie żalu i ściągnęła gniewnie usta.

Poczekała aż mężczyźni skończą prezentację. Odwróciła się jeszcze tylko w stronę olbrzyma w masce i powiedziała ciepło:

- Pana również niezmiernie miło mi poznać. Mercedes Ortega. - wyciągnęła do niego dłoń. Mimo iż niewątpliwie stał przed nią przedstawiciel klanu Nosferatu nie zawahała się ani przez moment a na jej twarzy nie można było dostrzec najmniejszego śladu obrzydzenia czy zniesmaczenia.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 18-05-2008 o 16:38.
liliel jest offline  
Stary 18-05-2008, 23:57   #213
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Słowa George'a najpierw naprawdę zdenerwowały Stańczyka, lecz gdy w chwilę później zastanowił się nad jego pomysłami, dostrzegł w nich pewien sens... A przede wszystkim praktyczność. Faktem było to, iż Brujahy i Malkavianie, główny trzon ich "armii", nie byli zdolni do planów większych niż "odczekać i zaatakować". Mógł myśleć o szkoleniach, próbach namówienia do przestrzegania jego zasad, ale mógł zrobić coś o wiele prostszego...

Dostosować się.

- Rzec muszę, przyjacielu, iż faktycznie masz rację. Za dużo paragrafów uczyniło ten plan, jak to rzekłeś, chujowym.- Robert z przerażeniem zauważył, iż coraz mniej odrzucają go te paskudne słowa. Czyżby chamiał, by dostosować się do bandy prostaków pod jego rządami?- Twoje sugestie okazały się także ze wszech miar słuszne. Twe "mięcho" będzie bardzo przydatne przy walkach o zdobycie siedziby hrabiny, zaś pomysł z ludźmi... Cóż, spróbuję podburzyć jakiś tłum ku takim krokom. I to oni mogą spełnić rolę wabika. Niechaj wtargną, lub przynajmniej spróbują, do domostwa, gdy zaś ludzie Munk będą zajęci masakrowaniem tego motłochu, my podejdziemy do rezydencji od tyłu. Gdy padnie ostatni śmiertelnik, nasze wojska zajmą się atakiem na siedzibę. Zyskamy w ten sposób kilka niezwykle ważnych sekund, może nawet minutę bądź dwie... Co powiesz na takie uproszczenie, mons... George?

I gdy już stary harley'owiec miał odpowiedzieć na jego pytanie, do środka wszedł Archont wraz z Mercedes. I gdy po typowym dla Aligariego zmierzeniu wzrokiem Lasalle chciał równie niechętnym spojrzeniem ocenić postać kobiety, na chwilę oniemiał.

Była piękna. Książę przez wiele lat szukał w Carcassonne swej wybranki, w tym czasie ściągał na swój dwór wszystkie, które miały opinie urodziwych, ślicznych, pięknych. Żadna nie była tą, której szukał, żadna nie zasłużyła na miano esencji wdzięku, czystego piękna.

Oto kobieta, której poszukiwał blisko 500 lat temu, stanęła właśnie przed nim.

- Och, Słowa George'a najpierw naprawdę zdenerwowały Stańczyka, lecz gdy w chwilę później zastanowił się nad jego pomysłami, dostrzegł w nich pewien sens... A przede wszystkim praktyczność. Faktem było to, iż Brujahy i Malkavianie, główny trzon ich "armii", nie byli zdolni do planów większych niż "odczekać i zaatakować". Mógł myśleć o szkoleniach, próbach namówienia do przestrzegania jego zasad, ale mógł zrobić coś o wiele prostszego...

Dostosować się.

- Rzec muszę, przyjacielu, iż faktycznie masz rację. Za dużo paragrafów uczyniło ten plan, jak to rzekłeś, chujowym.- Robert z przerażeniem zauważył, iż coraz mniej odrzucają go te paskudne słowa. Czyżby chamiał, by dostosować się do bandy prostaków pod jego rządami?- Twoje sugestie okazały się także ze wszech miar słuszne. Twe "mięcho" będzie bardzo przydatne przy walkach o zdobycie siedziby hrabiny, zaś pomysł z ludźmi... Cóż, spróbuję podburzyć jakiś tłum ku takim krokom. I to oni mogą spełnić rolę wabika. Niechaj wtargną, lub przynajmniej spróbują, do domostwa, gdy zaś ludzie Munk będą zajęci masakrowaniem tego motłochu, my podejdziemy do rezydencji od tyłu. Gdy padnie ostatni śmiertelnik, nasze wojska zajmą się atakiem na siedzibę. Zyskamy w ten sposób kilka niezwykle ważnych sekund, może nawet minutę bądź dwie... Co powiesz na takie uproszczenie, mons... George?

I gdy już stary harley'owiec miał odpowiedzieć na jego pytanie, do środka wszedł Archont wraz z Mercedes. I gdy po typowym dla Aligariego zmierzeniu wzrokiem Lasalle chciał równie niechętnym spojrzeniem ocenić postać kobiety, na chwilę oniemiał.

Była piękna. Książę przez wiele lat szukał w Carcassonne swej wybranki, w tym czasie ściągał na swój dwór wszystkie, które miały opinie urodziwych, ślicznych, pięknych. Żadna nie była tą, której szukał, żadna nie zasłużyła na miano esencji wdzięku, czystego piękna.

Oto kobieta, której poszukiwał blisko 500 lat temu, stanęła właśnie przed nim.

- Och, mademoiselle - mówił, całując ją dłoń - Wiele osób na tej wyspie mnie zaskoczyło, lecz jeszcze nikt w tak pozytywny sposób jak panienka. Mercedes... To znaczy "pełna łaski". Nie pozostało nam nic innego, jak modlić się do Matki Boskiej, zresztą panny imienniczki, o to, byśmy i z nami zechciała się tą łaską podzielić. - mimo wielu mocnych słów, twarz Roberta była spokojna, jego głos podobnie. Gestykulacja prawą dłonią (lewa niezmiennie spoczywała na lasce) stwarzała pozory szczerości, lecz mogła być też tylko celowo markowanym odruchem.

Aligarii był zbyt dobrym graczem, by dać się zwieść jednej piękności.

- Z nieopisaną przyjemnością wzniosę z panną toast za powodzenie i przychylność losu dla Camarilli w tym mieście, lecz od dziecka wpajano mi jedną zasadę - nie łączyć przyjemności z pracą. I chociaż samo przebywanie w panny towarzystwie jest dla mnie nieopisaną przyjemnością, to tych innych muszę sobie odmówić.

Ciche uderzenie laską o ziemię. Mercedes zapewne prędko zrozumie, iż w ten sposób ten Ventrue oddziela kolejne myśli.

- Moi drodzy, mam naprawdę mało czasu. Niebawem przybędzie tu mój przyjaciel, Sorre, udam się z nim na mały rekonesans. Przy okazji planuje zdobyć kilku stronników, którzy niechybnie przydadzą się w wojnie. Do czasu mojego powrotu chciałbym widzieć tu opracowany przez was bardziej szczegółowy plan, rzec można - raport. Liczba zdolnych do walki, określenie naszego uzbrojenia, planowany dzień i godzina ataku... Wszystko, co niezbędne. Zaś Ciebie, George, prosiłbym więc o jak najszybszą ocenę mojego planu i, jeżeli możesz, umożliwienie mi jakiegoś kontaktu z twoją osobą. Chyba nosisz przy sobie ten cały telefon?

- Nie spinaj, Bob. Już piszę.

- Robert...-
mruknął niezadowolony skrótem wampir

- Bob, Rob, jeden chuj...- westchnął Brujah, podając księciu kartkę z dziewięcioma cyframi.

"666 665 666", przyjrzał się numerowi Stańczyk, "Dlaczego mnie to nie dziwi...?"
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 19-05-2008 o 22:01.
Kutak jest offline  
Stary 19-05-2008, 23:37   #214
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wydawszy rozporządzenia, Aligarii stuknął raz jeszcze laską i opuścił pomieszczenie klasowe z właściwym sobie spokojem.

Tak wiele do zrobienia, a tak mało czasu... Ogrom myśli przypływał i odpływał z umysłu księcia. W takim też stanie dotarł przed budynek swej siedzimy, gdzie Malkavianie szczelnie oblegli czarny samochód należący do Mercedes. Zainteresowany dziwnym poruszeniem wśród swoich podwładnych, Robert zbliżył się, by zobaczyć, co też tak zaintrygowało bożą gromadkę.

A Malkavianie nie tyle przypatrywali się sportowemu samochodowi, co upiększali je - oczywiście - wedle własnego poczucia piękna. Malowali na nim kwiatki, serduszka oraz za pomocą dziwacznych przyrządów odciskali na masce wesołe myszki zjadające serek.


W ruch poszły nie tylko mazaki, czy farbki, ale niewiadomo skąd wzięte spraye. Nawet książę, który nie bardzo orientował się w najnowszych trendach (ostatni wiek), zrozumiał, że piękna Toreadorka nie będzie ukontentowana z takiego przyozdobienia jej własności.

Władczym gestem Ventrue ujął przekazany przez Rolanda gwizdek i dmuchnął w niego. Ostry dźwięk zwrócił natychmiast uwagę Dżejów.

- Dość! Zmyjcie to natychmiast! Mercedes jest naszą przyjaciółką, a jak będzie zła, to nie pomoże nam w wojnie. Chcecie mieć z głowy Kukły? To już, pościerać!

Malkavianie wyraźnie zdziwieni takim obrotem sprawy, zaczęli kwękać i krzywić się, marudząc coś o wiekopomnym dziele i bezdusznej krytyce. Wreszcie jeden z nich zabrał głos:

- Ale my to właśnie robimy,
By pokazać jak panią lubimy,
Malujemy jej kwiatuszki,
Mamy nawet pół wróżki!
Nasz brat w bieli to polecił,
Konkurs dla nas taki sklecił,
A nagrodą – tak nam gada –
Będzie pyszna czekolada!

Trudno przypuszczać, żeby nawet ktoś taki jak Archont (a może zwłaszcza taki, jak on?), kazał oszpecić samochód Ortegi,. Doszło zatem do przekręcenia polecenia, a więc należało sprawę wyprostować. No i... pokazać kto tu rządzi.

- Czekoladę? Spytam się Mercedes przy najbliższej okazji, czy na samochodzie będą jakieś wzorki. Jak będą - szlaban na szachy, panowie. Jak nie będzie, to KAŻDY z was dostanie czekoladę, a do tego pomyśli się nad nowymi figurami...

- Jupi!!!


Gromkie wiwaty odpowiedziały słowom Aligariego. W jednej chwili Malkavianie zerwali się i pobiegli do dworu, tym razem szukając szmat oraz innych środków czyszczących. Ledwo zniknęli z oczu Kainity, gdy na podjazd – jak zwykle z piskiem opon – zajechał swoim żółtym kabrioletem Sorre.

- Witam szanownego pana! – krzyknął, nawet nie ściszając muzyki w radiu – Melduję się na wycieczkę krajoznawczą. Ma szanowny książę jakiś plan, co po kolei będziemy oglądać?

Nim Robert zdołał odpowiedzieć, przed dworek zajechało kolejne auto – biała półciężarówka z oznakowaniem międzynarodowej firmy kurierskiej. Na podjeździe zaiście zaczęło robić się ciasno.

Na dodatek Dżejowie również zaczęli wracać i pucować auto Toreadorki. Zainteresowany nowym goście Robert, nawet nie zauważył, że Dżejowie prócz szmat wyposażyli się też w grabki i szpachle, którymi zdzierali lakier.

Tymczasem jednak z ciężarówki wysiadł odziany w strój pocztowca mężczyzna i podszedł do Ventrue'a.

- Robert Aligarii?

- Em, tak. Zgadza się.

- Mam telegram dla pana.
– mężczyzna wysunął przed siebie jakiś zwitek kartek – Proszę tutaj pokwitować.


Złożywszy podpis we wskazanym miejscu, Stańczyk otrzymał niedużą, zalakowaną woskiem kopertę. Gdy pocztowiec skłonił się i odszedł do samochodu, wampir otworzył wręczony telegram. O dziwo był on napisany starodawną łaciną – tą sama, której Robert uczył się w szkole jezuitów.


Cytat:
Do szanownego Roberta Aligarii, księcia miasta Reykiawik

Decyzją rady sprzysiężonej w Wiedniu, ustanawiamy, iż tym razem miejsce w radzie miejskiej winna zająć osoba związana ze środowiskiem Reykiawiku, to jest pani Mercedes Rosario Ortega.
Jednocześnie pragniemy wyrazić obawę o właściwą kondycję władzy w mieście i przypomnieć, iż głównym zadaniem pana jest troska o byt naszego rodu w tymże mieście.
Z poważaniem:
C.
Gdy samochód kurierski opuścił podjazd budynku, zza zakrętu wyłonił się pieszy wędrowiec. Z uwagi na specyficzne odzienie oraz chód, bez trudu można w nim jednak było rozpoznać Karola Lipińskiego.


***

Kiedy drzwi zamknęły się za Stańczykiem, George nie czekając ani chwili, zasiadł za biurkiem nauczyciela, kładąc przy tym obute w ciężkie glany nogi na blacie. Uniósł do oczu raz jeszcze pozostawioną mapkę posiadłości hrabiny Munk, mrugając znad jej skrawka zalotnie w stronę Mercedes.

- No dobra mysie- pysie. Trafił nam się książę-wygodniś, ale ja nie zamierzam przez to wysyłać moich braci na zatracenie. Trza wiedzieć co i jak z tą wojną! Przydałoby się zrobić trochę szumu przed atakiem. Może jakiś pochód obrońców praw zwierząt? Albo lepiej: bojowników z matriarchatem!
Brujah wybuchnął rubasznym śmiechem.

Zamiast jednak podobnych żartów, w odpowiedzi usłyszał dźwięk czyjegoś telefonu. Z rozbawieniem Brian rozpoznał melodię „Living dead girl” Roba Zombie.

- Wybaczcie. – Toreadorka ujęła słuchawkę, a jej głos zdradzał lekką irytację. – Tak, Kim?

- Wybacz pani, że przeszkadzam, ale przyszedł bardzo pilny telegram do pani.

- Aha, o co chodzi?

- No... została pani wybrana do rady miasta. Ale...to nie wygląda na taką zwykłą rade, chodzi chyba... no sama pani wie. W podpisie jest tylko jedna literka: „C”.


By nie przysłuchiwać się perfidnie rozmowie, Vengador podszedł do okna i wyjrzał przed budynek. Poza księciem, który właśnie rozmawiał z tym swoim zarozumiałym adwokacinom, ujrzał Dżejów, którzy z wyraźnym ożywieniem kręcili się wokół jednego z aut.

„Co też te cholerne Sabatniki znów wymyśliły?!”
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-05-2008, 23:27   #215
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Moje gratulacje, seniorita Ortega, choć przyznam, że nie wiem, czy to dobra posada w przeddzień wojny. Niewątpliwie w pani osobie rada zyska wreszcie osobę znającą miejscowe realia – nie dodał, że obok Karola będzie to druga osoba w radzie, do której ma jakie takie zaufanie i sympatię. Gangrel bowiem wydał mu się dziwny. Wydawało się na początku, ze zaczynają się lubić, gdy nagle ten zaczął się zachowywać, jakby się na archonta obraził. Z jakich powodów? Trudno dociec. Natomiast wrestlingowiec to kupa mięśni, ale czy coś więcej?

Jednak to było mało istotne w tym momencie. Naprawdę spoglądał na nią z niepokojem. Mercedes sama powiedziała, ze nie lubi wojny, ani się wydawała na tym znać, tymczasem właśnie awansowała na jednego z głównych organizatorów starcia. Oraz na jednego z głównych odpowiedzialnych. Szlag trafił. Gdyby nie to archont przybrałby zwykłą pozę bezstronnego obserwatora obserwując poczynania ludzi księcia, ewentualnie wspierając tylko w najbardziej problematycznych sytuacjach.

Nigdy by się oficjalnie do tego nie przyznał, ale wejście Mercedes do rady sprawiło, iż chcąc chronić ją musiał pomóc wygrać tę batalię. Z drugiej jednakże strony w razie przegranej wszyscy mogliby polecieć ze stołków, albo, co gorsza, mogli paść. Pozycja archonta, gdyby pozostał poza konfliktem, ochroniłaby go od większości konsekwencji przegranej. Mógł także uratować, gdyby zaszła taka konieczność, Ortegę. Wprawdzie był to plan awaryjny, ale Antoine miał ten miły, a przedłużający życie, zwyczaj, ze plany awaryjne nie traktował jako luksus, lecz standardową konieczność. Dzięki temu nie miał może spektakularnych sukcesów, ale także omijał co groźniejsze pułapki. Istotne było, żeby połączyć obydwa elementy: wsparcie ataku oraz absolutną, urzędniczą bezstronność związana ze spychologią podejmowania decyzji oraz odpowiedzialności. Miał na to nawet pewien pomysł. Chciał także włączyć się do narady. Czekał tylko jeszcze na nadchodzącego Karola, który, jak uważał, swoim zdrowym rozsądkiem oraz niebagatelnym zasobem informacji, mógłby wiele wnieść.

Wyszedł na chwilę wyciągając komórkę i po chwili już rozmawiał z de Gou. To dziwne, ale tamten wydawał się bardziej zainteresowany Postinim, niż cała wojną. Mimo, ze poprzedni książę wyleciał za łamanie maskarady, Bick obiecał tylko zafrasowany nieco, że przekaże sprawę Etriusowi, sam zaś wypytywał o dziadka archonta:
- Słuchaj Bick, oświadczam ci, i możesz sobie nawet włączyć maszynkę do wykrywania kłamstwa: nie wiem, gdzie jest teraz Postini, nie wiem, czy jest na Islandii, ale nie przypuszczam, bo pewnie miałbym z nim kontakt, nie wiem też, jak się z nim skontaktować i nie mam jakiejkolwiek możliwości przekazania mu czegokolwiek. Jednym słowem, kompletnie nie wiem, co, gdzie, kiedy. Jak będę coś wiedział, to może pogadamy. Przy czym, przypominam, to nasze prywatne sprawy, natomiast Rada Camarilli wysłała mnie tutaj tyleż na urlop, co po to, by mieć oko na tego księcia. Obecnie szykuje się duża rozróba, która niezbyt przypadła mi do gustu, co niniejszym raportuję. Co więcej, czyjeś uderzenie może nastąpić rychło, dlatego chcę mieć dokładne wytyczne szefa. Dokładne, bo nie mam ochoty płacić za czyjeś byki. Jak nie dostanę konkretnego polecenia od szefa, to się nie wtrącam, bo nie mój biznes. Rzecz jasna, podkreślę, jako dobry przedstawiciel Rady Camarilli, niebezpieczeństwa wynikające z planu księcia Roberta. Jednak to wszystko, co mogę zrobić. A, jeszcze jedno, gratulacje za wybór nowego członka rady miasta. Pani Ortega wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Zna tutejsze stosunki i potrafi rozmawiać zarówno z rodziną, jak i ze zwykłymi ludźmi. To cenna zaleta. No, ale to tyle z mojej strony. Trzymaj się Bick.
Przerwał połączenie ledwo słysząc „do widzenia” rzucone przez de Gou. Nie chciał więcej rozmawiać, nie chciał mówić o dziadku ani o Mercedes. Zrobił jej dobrą opinię, ale zbytnia wylewność w jej sprawie mogła tylko zaszkodzić. No, ponadto zwalił decyzję na Wiedeń w sprawie strategii wojennej. Zaraportował dokładnie, nikt więc nie mógł mu zarzucić niekompetencji, bo przecież inaczej sam Wiedeń przyznałby się do własnej pomyłki. Skoro bowiem znali plany, aprobowali, nic nie zrobili, to trudno będzie komukolwiek coś zarzucić bez przyznania się do byka przez Radę Camarilli. Jednak wiedział, ze te wampiry prędzej zaczną pić mleko, niż potwierdzą, ze zrobiły gdzieś pomyłkę.


- Cóż, George, masz zamiar skorzystać z wspaniałego pomysłu księcia?
Odpowiedziało mu średnio chętne spojrzenie, walnięcie pięścią w stół i głośne „Kurwa!”, które jednak w tym przypadku nie odnosiły się do osoby pytającego, ale raczej wskazywały na niepewną sytuację.
- Tak myślałem – odparł Toreador po chwili przerwy. Domyślał się tego, że Brujahy, cokolwiek by powiedzieć o ich zapalczywości, to nie idioci. Dowodziło zresztą tego zdanie wypowiedziane przez George’a „Trafił nam się książę-wygodniś, ale ja nie zamierzam przez to wysyłać moich braci na zatracenie”.
- Osobiście pozwolę sobie zgodzić się częściowo z koncepcją księcia, natomiast cała jego wizja ataku jest co najmniej wątpliwa. Sam pomysł zrobienia zamieszania, które pomogłoby coś zrobić, jest nawet niezły, ale nie w wersji księcia Roberta. Wcześniej jednak zadam pytanie, obiło mi się uszy, że wiedźma potrafi przewidywać przyszłość. Czy to prawda?
- Szlag trafił! Na początku nie chciałem w to wierzyć, ale zbyt wielu chłopaków zapłaciło za to niedowierzanie. Jeśli wiedźma nie ma tego daru, to jest cholernie cwanym babsztylem, który potrafi przewidywać ruchy swoich wrogów na odległość dla nich nieosiągalną. Czy więc to magia, czy nie, wychodzi na to samo. Ale, jeżeli byś mnie pytał, to postawiłbym na to pierwsze
– burknął George, z jednej strony niechętnie patrzący na eleganckiego Toreadora, z drugiej ucieszony, że ktoś chce bardziej aktywnie uczestniczyć w przedsięwzięciu niż książę, który konflikt rozpętał, ale jego przeprowadzenia zostawił innym. Brujah się pewnie teraz zastanawiał nad wartością sojuszu, skoro szef alianckiej strony wyraźnie kładł lagę na wszystko. Lasalle miał tylko nadzieję, że Aligarii zaraz jednak wróci i weźmie aktywny udział w naradzie, co powinno zachęcić wszystkich do większego wysiłku, scementować ich w walce, podnieść morale etc. Nawet bowiem nie chciał myśleć, co się stanie, jeżeli w ich szeregi wkradną się niesnaski.
- Więcej niż plotki, niestety,
Strzec się trzeba tej kobiety,
Jestem pewny, że ta baba
Prekognicją dobrze włada
– włączył się w dyskusję Malkavianin, który nagle wszedł do pokoju z nie wiadomo jakiego powodu. Któż zresztą pojąłby powody Malkaian? Lasalle nawet nie miał zamiaru próbować, zaś przybysz kontynuował –
Wielu naszych zapłaciło,
Że jej tam nie doceniło.
- Dziękujemy za uwagę, niestety, mało pocieszającą, ale George, ja to widzę tak. Jeżeli wiedźma ma jakiekolwiek zdolności to mamy dwa wyjścia: albo uderzyć tak, żeby mimo zdolności po prostu nic nie mogła poradzić przytłoczona siłą oraz gwałtownością naszego uderzenia, albo znaleźć sposób na sparaliżowanie jej zdolności. Jeżeli wybieramy punkt pierwszy to nie ma co się wygłupiać, tylko trzeba uderzyć teraz i w tej chwili, kiedy może ona jeszcze nie jest przygotowana do starcia, nawet, jeżeli je przewidziała. Może nie ma przy sobie wszystkich sił, bo przecież do chwili załatwienia jej pachołka mogła jeszcze liczyć na rozejm. To pierwsza opcja, dość ryzykowna, ale w razie powodzenia dająca spore szanse błyskawicznego wygrania wojny. Zaskoczenie bywa czasem najlepszą bronią. Druga możliwość to obrona permanentna dopóki nie zdołamy sparaliżować jej daru, a jeszcze lepiej, gdyby się udało sprawić, że będzie podawał jej nieprawdziwe wiadomości. Inaczej to nie ma sensu. Uderzenie na wiedźmę jutro czy pojutrze nawet z podburzeniem całej ludności Rykiawiku będzie bezsensowne, bo ona będzie zawsze krok przed nami wręcz wykorzystując nasze pomysły. Teraz wracając do pomysłu księcia, jeżeli przyjęlibyśmy opcję drugą strategii, to rzeczywiście można zrobić jakieś działania maskujące, jakąś demonstrację, czy cokolwiek. Ale należy absolutnie się wystrzegać wspomnianej przez księcia „masakry”, chyba, ze idąc tutaj się przesłyszałem na korytarzu. Po pierwsze bowiem, nawet, jeżeli normalni ludzie przyjmą jakieś wyjaśnienia, które zdołalibyśmy im podsunąć, to nie inni nadnaturalni, nie przepadający za nami, po kolejne, przede wszystkim jednak łowcy, nam tego nie darują. Nie czarujmy się, jeżeli w Reykiawiku podczas wojen wampirzych będzie masakra ludności, zapłacimy za to straszliwą cenę. Nie mówiąc o drobiazgu, że wzrosłoby wtedy gwałtownie prawdopodobieństwo złamania maskarady. To szaleństwo po prostu. Dlatego wszelkie wykorzystanie ludzi tak, ale zrobienie jakiejś masakry, co miałoby nam być może ułatwić zadanie, stanowczo nie.

- Dla mnie na obecną chwilę podstawową decyzją jest: ryzykujemy atak teraz mając nadzieję, ze jest jeszcze nieprzygotowana do wojny, czy skupiamy się na obronie? Jeżeli natychmiastowy atak, to dajcie mapę obiektu, mamy chwilę na dyskusję, ustalenie strategii i jedziemy. Jeśli nie, to możemy pogadać nad neutralizacją mocy czarownicy. Co wy na to
? - Spojrzał na obecnych, zatrzymując dłużej wzrok na twarzach Mercedes, Karola i George’a.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 22-05-2008 o 09:16.
Kelly jest offline  
Stary 30-05-2008, 16:17   #216
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zakończyła rozmowę telefoniczną i znów uśmiechnęła się do wszystkich promiennie:
- Panowie, wygląda na to, że zostałam mianowana nowym członkiem rady. To zaszczyt zostać przyjętym do grona tak szacownych osób.

- Moje gratulacje, seniorita Ortega, choć przyznam, że nie wiem, czy to dobra posada w przeddzień wojny. Niewątpliwie w pani osobie rada zyska wreszcie osobę znającą miejscowe realia – powiedział Lasalle.

- Istotnie. Nie wiem na ile zdążyli się już panowie zapoznać z owymi „miejscowymi realiami". Mogłabym podsumować dla panów kilka faktów, ale może poczekamy z tym aż zbiorą się wszyscy. Nie lubię się powtarzać.

Książę wyszedł. Cóż za impertynencja. Jakie sprawy wydawały się teraz istotniejsze niż omówienie kwestii wypowiedzianej wojny? Tym bardziej, że to on rzucił hrabinie wyzwanie. A teraz jakby nigdy nic zwyczajnie się ulotnił. Och Robercie, chyba zbyt pewnie czujesz się na swoim stołku. - pomyślała a na jej twarzy wykwitł szelmowski uśmiech.

Lasalle dyskutował z Georgem. Słuchała ich uważnie analizując w głowie propozycje archonta. Jego rady wydawały się racjonalne.

- Osobiście bezpośredni atak, teraz kiedy wiedźma jest w pełni swojej mocy, jawi mi się jako ostateczność, której wolałabym uniknąć – skwitowała. - Zgadzam się, że sprawę powinniśmy najpierw wnikliwie przedyskutować i dać każdemu szanse oficjalnie zając stanowisko w sprawie.

W między czasie pojawił się Lipiński. Kolejny przedstawiciel najszpetniejszej wśród wampirzych rodzin. Mercedes podeszła do niego zdecydowanym krokiem obdarzając go ciepłym życzliwym uśmiechem. Bez wahania podała mu dłoń by się przedstawić:

- Niezmiernie miło mi pana poznać Karolu. Pan Lasalle bardzo pochlebnie się o panu wyrażał. To zaszczyt poznać przedstawiciela klanu, który nader wysoko ceni sobie wiedzę i cechuje się mądrością. Takie przymioty w obecnej sytuacji mogą okazać się na wagę złota. - uczyniła lekki ukłon w jego kierunku.

Sama uważam, że takie zalety warte są każdej ceny – dodała cicho. Te słowa były przeznaczone już tylko dla uszu Lipińskiego. Zbliżyła się bardzo blisko niego a jej dłoń delikatnym, prawie niezauważalnym gestem musnęła jego policzek - Zresztą jak pisał Exupery - „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Wy jesteście doskonałym potwierdzeniem tej tezy - posmutniała na chwilę i jakby odpłynęła myślami. Zaraz jednak wróciła do rzeczywistości i znów wyczarowała na twarz olśniewający uśmiech.

Stanęła za Georgem kładąc dłonie na jego ramionach. George był esencją siły a teraz, kiedy Mercedes miała zamiar przemówić do wszystkich, chciała trochę z jego siły zaczerpnąć. Podkreślić tym, że są ze sobą zżyci i poniekąd może cieszyć się jego poparciem. Nieistotne czy rzeczywiście byłby jej przychylny, ważne że w tej chwili sprawiali takie wrażenie.

W sali byli już wszyscy. Poza Robertem oczywiście. Postanowiła niecnie wykorzystać jego nieobecność. Jako rada stanowią przecież oddzielne ciało, powinni mieć okazję podyskutować w odosobnieniu. Tym bardziej, że mieli o czym rozmawiać. Nie muszą, a wręcz nie powinni, być posłuszni księciu. Są zobligowani do posiadania własnego zdania, nawet jeśli diametralnie różni się od jego. A ona spróbuje teraz to odmienne zdanie przeforsować wobec ogółu.

- W porządku panowie. Proponuję przypomnieć, że jako rada – rozbawiło ją jak szybko wczuła się w nową rolę, zupełnie zresztą niepożądaną przez siebie – mamy prawo zakwestionować decyzje księcia większością głosów. Osobiście sprzeciwiam się jego propozycji szybkich i nieprzemyślanych działań, na dodatek z użyciem tłumu śmiertelników jako przynęty. I to teraz kiedy hrabina może z łatwością przewidzieć każdy nasz ruch. - Mówiąc to przechadzała się po sali wpatrując się każdemu z osobna głęboko w oczy. Na dłużej zatrzymała się przy Brianie, okrążyła go przesuwając dłoń po jego ramieniu a na koniec szepnęła mu do ucha – To ważne abyśmy trzymali się razem. Musimy być rozsądni za nas i za księcia zarazem, bo jemu najwyraźniej brakuje wyobraźni.

Zbliżyła się następnie do Vegandora, zatrzymała na moment przy nim i znów zaczęła mówić. Przypomniała sobie komentarz Antoine'a na jego temat. Określił go jako narwanego i porywczego osobnika.

- Wiem, że niektórzy z nas pałają chęcią działania. Pochopne akcje mogą jednak obrócić się przeciwko nam. To, że zastanowimy się nad planem i przygotujemy solidnie w niczym nam nie uwłacza. Opóźnienie ofensywy nie znaczy przecież, że jesteśmy tchórzami. Wręcz przeciwnie. Potrzeba nam dobrej strategii, informacji jak zablokować umiejętności wiedźmy. Bez tego atak istotnie jest bezcelowy.

- Panowie – podeszła teraz do Karola – apeluję do waszego rozsądku. Wy Nosferatu wiecie lepiej niż inni, że najpierw należy zebrać odpowiednią wiedzę aby później stosownie jej użyć. Na bezpośredni atak będzie jeszcze czas. - znów odwróciła się do reszty. Wyglądała jak polityk, który bierze udział w kampanii wyborczej - Proponuję abyśmy zawetowali decyzje księcia. To my tak naprawdę, nie Aligarii, posiadamy ostateczny głos, nie zapominajcie o tym. Dzierżenie władzy to także przyjmowanie odpowiedzialności za swoje decyzje. Zgadzam się z panem Lasallem, że masakra zwykłych ludzi użytych jako „mięso armatnie" mogłaby przykuć niepotrzebnie uwagę, nie wspominając o tym, że Camarilla nie byłaby zapewne zachwycona takim obrotem sprawy. Mamy się nie ujawniać, nie wychodzić z cienia. Sprowokowanie masakry miejscowej ludności zapewne nie dobrze wpłynie na zachowanie maskarady.

- Książę nader łatwo podejmuje decyzje. - Stanęła znów za plecami Georga, który wciąż siedział przy biurku z nogami skrzyżowanymi na jego blacie. Jej smukłe ręce niby pędy trującego bluszczu oplotły jego barki. – Nie wspominając o tym skarbie – zwróciła się bezpośrednio do niego – że to ty masz ostatnie słowo, czy rzucić w sam środek rzezi swoich ludzi. Książę może wydać ci rozkaz ale to ty masz wśród nich posłuch. To ciebie kochają, za tobą pójdą, twoje imię będą skandować rzucając się w wir walki. Zawsze byłeś lojalny wobec swoich współbraci. Wiem, że nie będziesz niepotrzebnie ich narażał. Jeśli istnieje sposób aby osłabić najpierw moc hrabiny, by zminimalizować straty w ludziach, to chyba powinniśmy rozważyć w pierwszeństwie taką opcje. Jeżeli wiedźma potrafi czytać przyszłość możemy założyć, że o naszych planach wie już w momencie ich powstawania. Frontalny atak byłby więc najgłupszą rzeczą jakiej moglibyśmy się podjąć. Będzie na nas czekała, zwarta i przygotowana, my zaś dobrowolnie podsunęlibyśmy jej nasze gardła pod nóż.

Przysiadła na rogu biurka. Zerknęła przez okno kontrolując czy Aligarii wciąż rozmawia z Sorre, czy nadal ma czas na porozmawianie jedynie z członkami rady, za plecami księcia.

- Podsumowując kilka faktów... Może niektóre z nich nijak mają się do wojny ale informacja jest skarbem panowie, niewiedza zaś prowadzić może do niepotrzebnych błędów. Zacznę więc od ogólnych wyjaśnień. Reykjavik jest miastem specyficznym, o czym już zapewne zdążyliście się przekonać. Głównie z powodu przeważających pośród społeczności Kainitów przedstawicieli klanu Malkavian. Każdy jego członek jest chodzącą kopią Chrystusa. Dlaczego się przebierają? Ponieważ krąży legenda, że Gehenna zacznie się właśnie na Islandii. Gdzieś zaś w Reykjaviku znajdują się wrota piekieł a Malkavianie za najwyższy cel stawiają sobie nie dopuścić do ich otwarcia. Dżeje poczuwają się wybrani do wypełniania bożej misji i przyjęli rolę strażników owych wrót. Zważmy też na to, że ktoś w ich chorych umysłach musiał tą myśl zasiać. Jeśli miałabym być szczera i wyjawić osobistą opinię na ten temat, przypuszczam, że ktoś tutaj pociąga za sznurki marionetek jakimi są Dżeje. Mam podstawy sądzić, co jednak jest czysto hipotetyczne, ponieważ nie chcę rzucać czczych oskarżeń, że Roland włada zakazaną dyscypliną jaką jest demencja. Byłby on wówczas zdolny przelać swój obłęd na umysły tych, którzy go otaczają. Tym bardziej, że oblegają go jego współbracia, jakże podatni na takie sugestie...

- Co do owych „wrót piekielnych" osobiście podejrzewam, jeśli oczywiście one, bądź coś na ich kształt faktycznie istnieje, że najbardziej prawdopodobnym miejscem ich lokalizacji jest nic innego jak właśnie Elizjum lub jego otoczenie. Mlkavianie będąc ich obłąkanymi strażnikami staraliby się raczej przebywać stale w ich pobliżu. Nie zapominajmy jednak, że to tylko legenda i jako taką powinniśmy ją traktować. Wolę jednak o tym wspomnieć ponieważ nigdy nie wiadomo co może okazać się informacją istotną.

- Pozostaje jednak pytanie dlaczego Roland miałby mieszać w umysłach pozostałych Malkavian? Może stary książę działa z większym rozmysłem niźliby wszyscy mogli podejrzewać? A może jest tylko kolejnym pionkiem, nad szachownicą zasiada zaś ktoś zupełnie inny? Podkreślam raz jeszcze, że to tylko moja prywatna teoria. Jako członek rady poczuwam się do obowiązku podzielenia się nią, ile w niej jednak prawdy, nią mam pojęcia.

- Kolejną sprawą jest oczywiście hrabina Gertruda Munk. Czarownica stoi na czele grupy znanej jako Wysłannicy Księgi. Jest to zakon, który tworzy ona wraz ze spokrewnionymi sobie kobietami, jej domniemanymi córkami. Ich kapłanem jest niejaki Lalkarz, którego mieliście już sposobność poznać. Ponoć jego wzrok potrafi uwięzić dusze. Ktokolwiek znajdzie się w jego towarzystwie powinien więc unikać jego spojrzenia. Pomocne mogłyby także okazać się okulary przeciwsłoneczne, jakkolwiek to jedynie mój domysł. Zakon wydzielił specjalną strefę w mieście, do której zabraniają wchodzić „nieboskim" istotom. Faktem jest, że nieliczni, którzy naruszyli granice owej strefy ginęli. Trudno też powiedzieć jaka jest faktyczna liczebność samych czarownic. Znam zaledwie kilka imion: Natalie, Tina, Katarzyna, Rossa, Sabine. Ponoć jedna z nich łajdaczyła się z wilkołakiem, ale to znów tylko plotka.

- Co do wampirów w mieście, oprócz grupy Brujahów pod przewodnictwem Georga, jest jeszcze kilka osób. Pierwszą jest Krwawa Merry. W Reykjaviku przebywa okresowo. Ma prywatne zatargi z hrabiną, obsesyjnie realizuje jakiś swój plan. Bóg jeden wie co on zakłada. Wciągnęła w niego przedstawiciela klanu Nosferatu o imieniu Gustav. Merry zaraziła go niedawno swoją manią. Możliwe też, że Gustav pokusił się na ową księgę, od której wziął swoją nazwę zakon. Co miałaby ona zawierać, nie wiem. Faktem jednak jest, że Gustav zaginął i najrozsądniej będzie jeśli założymy, że nie żyje. W mieście przebywa jeszcze jeden Toreador – Tyler Durden. Mieszka wraz ze mną na obrzeżach miasta. Jest biegły w walce, jakkolwiek posiada specyficzny charakter. Nie łatwo zmusić go do czegokolwiek. To wampir niezwykle niezależny i generalnie niechętnie wdający się w rozmowy. Przypuszczam, że sprawa wojny niewiele go obejdzie, jakkolwiek Nożownik, bo tak go tutaj zwą, kieruje się własną pokrętną logiką, której nie sposób pojąć. Trudno mi więc powiedzieć jak ustosunkuje się do konfliktu z hrabiną.

Zgrabnym ruchem zeskoczyła z biurka i stanęła naprzeciw pozostałym. Uderzała jej pewność i siebie i stanowczość z jaką wygłaszała własne zdanie. Niewątpliwie potrafiła zgrabnie przemawiać i sprawiała przy tym wrażenie osoby, która zawsze otrzymuje to czego chce.

- Podzieliłam się z wami moja wiedzą. Teraz jest czas abyście wy podzielili się własną oraz ustosunkowali się do decyzji księcia. Pamiętajcie, że każda, nawet najmniej istotna w waszym mniemaniu informacja, może okazać się kluczowa. Im więcej będziemy wiedzieć, tym szerszy obraz całości pozwoli nam to zakreślić. Pamiętajcie, że wszyscy jedziemy na przysłowiowym, wspólnym wózku. Przede wszystkim musimy być wobec siebie szczerzy i sobie zaufać. Musimy przyłożyć wszelkich starań aby znaleźć słaby punkt hrabiny i wykorzystać go przeciwko niej. To absolutnie koniecznie aby dowiedzieć się jak zablokować jej zdolności. Może Roland albo Merry wiedzą też coś, co mogłoby naprowadzić nas na jakiś ślad.

Wpatrywała się w twarze towarzyszy oczekująco. Ciekawiło ją czy przystaną na jej pomysły i co mają do powiedzenia ze swojej strony.
 
liliel jest offline  
Stary 31-05-2008, 22:50   #217
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński


Obawy kompozytora jakoby miał się spóźnić na obrady wojenne okazały się mocno przesadzone, całe grono kainitów z wyjątkiem Księcia dyskutowało na temat planu ataku. Lipiński kiwnął jedynie głową na powitanie nie chcąc przerywać wypowiedzi Antoina.

Wzrok Karola szybko wyłapał nową osobę, piękną wampirzyce z wizji, jaką przekazał mu Archont. Tym bardziej był zaskoczony ze słów gratulacji w jej kierunku z okazji zostania członkinią rady.

Kobieta bardzo serdecznie go powitała podając mu dłoń, co już było dosyć niezwykłe a na dodatek nie szczędziła mu słów pochlebstwa.

- Niezmiernie miło mi pana poznać Karolu. Pan Lasalle bardzo pochlebnie się o panu wyrażał. To zaszczyt poznać przedstawiciela klanu, który nader wysoko ceni sobie wiedzę i cechuje się mądrością. Takie przymioty w obecnej sytuacji mogą okazać się na wagę złota. - uczyniła lekki ukłon w jego kierunku. - Sama uważam, że takie zalety warte są każdej ceny – dodała cicho.

- Pani Ortega, również miło mi panią poznać i oficjalnie powitać w radzie miasta. Mam nadzieję, że będzie nam się bardzo dobrze współpracowało. – Odpowiedział swoim ciepłym głosem, obserwując uważnie zza ciemnych okularów swoją rozmówczynie. Nie zamierzał dać się zwieść jej pięknym słowom. Czas pokaże na ile są szczere.

„Ech potrafi zakręcić sobie mężczyzn wokół palca” – pomyślał przysłuchując się przemowie wampirzycy i gestom, jakie stosowała.- " Doprawdy Książę mógłby się od niej wiele nauczyć."

Lipiński sprawiając wrażenie wyłączonego w tym czasie, wyjął z wewnętrznej kieszeni garnituru mały zużyty notatnik i ołóweczek, po czym zaczął szybko w nim bazgrać. Najwyraźniej zadowolony z rezultatu schował ołówek z powrotem i jednym szybkim ruchem wyrwał jedną ze stron. Złożył ją starannie na pół i czekając dogodnej chwili aż uwaga większości skupi się na kobiecie. Wtedy to zwinnym ruchem wsunął skrawek papieru w ręce Archonta.
Cytat:
Wiem, że masz kryształ, który posiada wielką moc. Ponadto wiem, kto posiada drugi taki kamień. Porozmawiajmy na osobności.
Gdy wampirzyca skończyła przemowę, kompozytor podreptał na środek sali zaplótłszy uprzednio ręce za plecami i przemówił swoim pięknym donośnym głosem jak to w sytuacjach, gdy chciał skupić uwagę innych.

-W takich sytuacjach jak ta, w której się znaleźliśmy rada i Książę powinni działać wspólnie. A podkopywanie autorytetu Księcia jest już skrajnie nieodpowiedzialne. – Zwrócił się tu głównie do Pani Ortegi. – Niemniej jednak nasz przełożony nie jest istotą nieomylną i pomysł z wmieszaniem istot ludzkich uważam również za wielce nietrafiony. Sama zaś wojna została już wypowiedziana, teraz nie można się wycofać. To postawiłoby nas zresztą w kiepskiej pozycji w ewentualnych pertraktacjach pokojowych z hrabiną Munk. Możemy jednak coś zaradzić na nieciekawą sytuację, w której się wszyscy znaleźliśmy …

Nosferatu zamilkł na parę sekund, lecz zanim ktoś zdążył wejść mu w słowo, oznajmił nieoczekiwanie.
- Wiem co a w zasadzie kto jest kluczem do zablokowania daru hrabiny i zyskania tym samym szansy na zaskoczenie przeciwnika. – Zrobił krótką pauzę dając pozostałym czas na przetrawienie tego co przed chwilą powiedział. – Rozalia Munk córka hrabiny. Pani Ortega wspomniała o niej, jest to ta sama, wiedźma, która ponoć ma dziecko z wilkołakiem. Ma dar podobny do hrabiny i może nim zablokować zdolności swej rodzicielki. Niestety jej miejsce pobytu jest nieznane, jednakże przeczucie podpowiada mi, iż jest gdzieś tu, w Rejkiawiku. Niewykluczone, że to nie kto inny a Malkavianie ukrywają ją. Jeżeli państwo coś na ten temat wiedzą, to jest to najlepsza chwila żeby o tym powiedzieć.

Kainita przez moment stał pogrążony we własnych myślach, przypomniał sobie jak jeszcze niedawno tymi samymi słowami doprowadził Marry do wściekłości. Miał nadzieje, że tym razem to się nie powtórzy. Tym samym liczył, że swoimi słowami ostudził zapędy nowej członkini, która nadspodziewanie szybko zaczęła siać nieporządek.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 31-05-2008 o 22:58.
mataichi jest offline  
Stary 02-06-2008, 13:07   #218
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Och, po wypowiedzi Mercedes aż uśmiechnął się do siebie wspominając słowa jakiejś zagranicznej piosenki „Kobiety są gorące”. Dziewczyna grała ostro. Pomyśleć, że jeszcze niedawno dekadentka preferująca „erotyczny tumiwisizm” jako styl życia, nagle zmieniła się w ambitnego członka rady. Choć, sądząc po totalnej kokieterii wszystkich obecnych na zebraniu sztabowym styl pozostał ten sam, tylko poziom się trochę zmienił. Antoine nie wiedział, czy to dobrze, czy niezbyt. Ogólnie, wyrwanie dziewczyny z marazmu i pewnej obojętności, którą wyczuwał, stanowiło coś pozytywnego, ale miał także nadzieję, że wyrafinowana, dzika kotka, nie zmieni się w przebiegłą, śmiertelnie groźną kocicę.

- Jak rozumiem więc, obecnie skupimy się, przypuszczam, że wszyscy obecni są zgodni, na obronie, póki, rzecz jasna, nie znajdziemy możliwości zablokowania mocy czarownicy. Oczywiście, nagłe uderzenie jest ryzykowne, nawet bardzo, ale znacznie mniej niż propozycja księcia. Być może nowy władca Rejkiawiku jest bardziej obyty w kwestiach polityki niż taktyki. Dziwi mnie także, ze jest tutaj nieobecny, kiedy zdecydowane są najważniejsze kwestie wojny. Może dobrze byłoby, gdyby ktoś z państwa go poprosił o przyjście. Jeżeli wy, jako jego rada, uważacie, że jest to wskazane, tak jak mi się to wydaje? Może pan Vengador udałby się po niego? – Lasalle wybrał najmniej pewnego członka rady oraz osobę, która najmniej się udzielała. Oprócz Briana, rzecz jasna, ale mimo wszystko Gangrel, choć żywił do Antoine’a jakąś irracjonalna niechęć, dawał większe szanse aktywnego udziału w pracach prowizorycznego sztabu, niż wrestlingowiec.

- Pani Ortega przedstawiła nam sytuację w mieście. Ponieważ wojna może być niebezpieczna dla każdego członka rodziny, może owe wspomniane przez panią wampiry dałyby się namówić na bliższą współpracę. Proponuję, żeby pani Ortega porozmawiała z owym Toreadorem, a ty, Karolu, gdybyś był uprzejmy z ową Krwawą Merry. Pani Ortega wspominała o jej kontaktach z Nosferatu, więc przypuszczam, że twoja osoba byłaby najodpowiedniejsza. Najlepiej jeszcze tej nocy lub najdalej na początku następnej. Proponowałbym, żeby George spróbował opracować jakąś konkretną taktykę uderzeniową przy założeniu, że uda się nam zrealizować zablokowanie zdolności wiedźmy. Najlepiej byłoby, żeby wspomógł cię w tym książę. Po pierwsze może się czegoś nauczy, po drugie, ma swoje lata, chyba, więc może błyśnie jakąś naprawdę ciekawą myślą, która pozwoliłaby zaskoczyć wiedźmę. Co do owego zablokowania zdolności naszej przeciwniczki, mam pewną koncepcję, ale do tego potrzebuję zdrowego kawałka przemyśleń oraz kontaktu z Wiedniem. W zależności, co Bick mi powie, będę wiedział, co czynić dalej. Tak czy siak na następnym spotkaniu, które, tuszę, będzie następnej nocy, usłyszycie państwo o moim sukcesie lub niepowodzeniu w tej sprawie.

Kontakt wiedeński była Lasalle’owi, rzecz jasna, niepotrzebny, lecz chciał odciągnął uwagę zebranych od Rossy. Któż orientuje się bowiem, co Karol wiedział o dziewczynie, czy, co wiedziała Mercedes? Owszem, zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji oraz potrzeby szybkiego działania, dlatego planował, że wychodząc z domu księcia wstąpi do Rossy. Archont starał się być lojalnym przyjacielem. Miał nadzieję, że Rossa zgodzi się im pomóc, ale nie chciał ją wplątywać w sieć intryg wampirzych. Zdawał sobie bowiem sprawę, ze niemal każdy będzie chciał wykorzystać jej zdolności. Cóż, większość wampirów pragnie potęgi oraz władzy, podczas gdy on stanowił jeden z nielicznych wyjątków.

- A, i mam nadzieję, że te propozycje oraz działania nie przeszkodzą nam jednak w koncercie, Karolu. Cieszyłem się, że przyjąłeś zaproszenie, gdyż nieczęsto mam taką okazję. Chętnie posłucham muzyki w towarzystwie prawdziwego melomana oraz porozmawiam na interesujące nas tematy – informacja dla Lipińskiego była czytelna. Antoine nie chciał się zdradzać z posiadaniem szafiru, ale w sytuacji, kiedy Karol już wiedział, ukrywanie tego było bezsensowne. Lepiej zresztą, że on, niż inni członkowie rady, a już szczególnie książę. Zresztą, jeżeli Rossa wyraziłaby zgodę, planował wspomnieć jemu także o niej. A nie chciał rozmawiać tutaj. Na terenie posiadłości księcia ściany miały uszy bardzo długie. Zupełnie inaczej wyglądał ustalony grubo wcześniej koncert, na który zapraszał zresztą wszystkich, nie tylko Lipińskiego. Jadąc tam, albo spacerując po koncercie mogli swobodnie porozmawiać.
 
Kelly jest offline  
Stary 08-06-2008, 22:08   #219
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
-W takich sytuacjach jak ta, w której się znaleźliśmy rada i Książę powinni działać wspólnie. A podkopywanie autorytetu Księcia jest już skrajnie nieodpowiedzialne. – Wzrok Lipińskiego spoczął na osobie Mercedes a ona poczuła się zaskakująco nieswojo.

Momencik, momencik... Skrajnie nieodpowiedzialne? - pomyślała ale nie powiedziała tego na głos. Nie widziała potrzeby aby tłumaczyć się przed Lipińskim. - Wypowiadanie wojny pod wpływem impulsu jest skrajnie nieodpowiedzialne. Plan wysłania tłumu ludzi na rzeź jest skrajnie nieodpowiedzialny. Wreszcie wychodzenie w momencie, gdy należy podjąć naradę wojenną. To jest skrajna nieodpowiedzialność. Niech więc nie prawi mi kazań o podkopywaniu autorytetu księcia. Najwyraźniej różnorako interpretujemy pojęcie lojalności. Nie mam zamiaru zaszkodzić Aligariemu. Jeśli taki były mój zamysł osiągnęłabym go, zapewne nie poprzez jawne i szczere wygłaszanie swoich opinii. Poczekałabym po prostu aż zrealizuje swój irracjonalny plan, doprowadzi do rzezi śmiertelników, zaszkodzi tym utrzymaniu maskarady w mieście a podczas starcia straci sporą część swoich podwładnych. Może Lipiński jest tak pobłażliwy, że poklepałby go po fakcie po ramieniu i pocieszył z powodu fiasku tej akcji. Ale ja jestem realistką a i Camarilla nie wykazałaby się zapewne tak wysoką empatią co Nosferatu. Po prostu wyciągnęliby konsekwencje, możliwe, że włącznie z pozbawieniem go jego świeżo zagarniętego tytułu. Mogłoby to nam nawet być na rękę zważywszy, że kolejnego księcia mogliby powołać spośród rady. Ale tak się składa, że takie stanowisko kompletnie mnie nie interesuje. Byłabym wyjątkowo nieodpowiednią osobą w tej roli.

Entuzjazm zgasł w niej tak szybko jak się pojawił. Usiadła tuż obok Lasalla jakby szukając podpory w jego pobliżu. Na moment z jej idealnej twarzy opadła maska, którą z przez cały czas z takim trudem utrzymywała. Westchnęła i oparła podbródek na skrzyżowanych ramionach. Szczególnie teraz, w tej szkolnej ławce wyglądała jak mała dziewczynka. Zagubiona i zmęczona, ukryta za warstwą mocnego makijażu, która usilnie stara się sprawiać pozory kogoś kim w rzeczywistości nie jest. Antoine obrzucił ją spojrzeniem zdradzającym mieszankę troski i współczucia. Poczuła, że delikatnie pogładził jej plecy w geście otuchy.

- Dobrze więc – powiedziała cicho, ledwo mogli dosłyszeć jej słowa. Nie zdradzała śladu wzburzenia czy obrazy, raczej rezygnację. Podniosła dłonie w geście kapitulacji. – Nie mówmy więc nic. Przytakujmy grzecznie główkami i przyklaśnijmy w dłonie jak stado wiernych psów. Niech książę robi co mu się rzewnie podoba. W zasadzie nic mnie to nie obchodzi.

Znów odpłynęła myślami. Jaką żałosną namiastką dawnej Mercedes była w tej chwili. Kiedyś nie cofnęłaby się przed niczym, była ostrym i wyrafinowanym graczem a teraz nie potrafiła wykrzesać z siebie odrobiny energii by bronić własnego zdania.

- ...Dziwi mnie także, ze jest tutaj nieobecny, kiedy zdecydowane są najważniejsze kwestie wojny. - Lasalle kontynuował - Może dobrze byłoby, gdyby ktoś z państwa go poprosił o przyjście. Jeżeli wy, jako jego rada, uważacie, że jest to wskazane, tak jak mi się to wydaje? Może pan Vengador udałby się po niego?

- Ja pójdę - rzuciła od niechcenia Merceds i uniosła się z miejsca. Chciała już stąd wyjść. Poczuć chłód nocnego powietrze i ukryć się w kojącym mroku. Ale przede wszystkim chciała zejść z oczu Lipińskiemu. Było jej zwyczajnie wstyd, że poddała się tak łatwo. - Zresztą i tak chciałam zamienić słówko z Sorre - i już zniknęła za drzwiami zanim Vegandor zdążył choćby rozważyć propozycję archonta.

Prawdę powiedziawszy z Sorre rozmawiać nie miała zamiaru. Nie przepadała za jego towarzystwem, a już na pewno nie łączyły ich żadne sprawy, o których mogłaby z nim dyskutować. Kobieciarz z przerośniętym ego. Mętny, śliski i nieszczery. Oto jej opinią na jego temat. Nadawał on się jedynie do tego, aby go zlać do butelki, zakorkować i wstawić do barku. Chociaż pewnie nie odważyłaby się nawet poczęstować jego posoką co zacniejszych gości. Smak krwi mógłby trącić przebijającą nuta jego próżności i megalomanii.

- Cretino - skwitowała w ojczystej mowie i głośno cmoknęła w wyrazie zdegustowania na wspomnienie jakimi raczył ją tanimi umizgami gdy ostatnio się spotkali.

Za chwilę jednak jej myśli powędrowały na zupełnie inny tor i uśmiechnęła się do siebie smutno. Niegdyś władza i polityka działały na mnie jak najmocniejszy afrodyzjak. Tak dobrze się czułam w centrum wydarzeń. Kipiałam energią i dynamizmem. Intrygantka i manipulantka. Mało kto mógł mi dorównać na paryskich salonach w sztuce otrzymywania tego, co chciałam osiągnąć. Książę był ze mnie taki dumny... A teraz? Cóż, wiele się zmieniło. Może zbyt wiele? Ale czy potrafiłabym ponownie czerpać z tego radość? Teraz kiedy nie widzę celu swoich działań? Co mogłabym osiągnąć w tej prowincjonalnej mieścinie jaką jest Reykjavik? Ja, która kocham splendor i wysokie sfery. Zaczynam po woli zapominać jaka przyczyna mnie tutaj przygnała. Chciałam coś odszukać. Coś, co najwyraźniej jest mrzonką, ułudą, plotką. Pogódź się, że już zawsze będziesz zgorzkniała i pusta w środku. Będziesz jedną połówką roztrzaskanej na dwoje filiżanki. Jesteś może zrobiona z najdroższej i najkruchszej porcelany, ale nadal pozostajesz tylko skorupką, którą zmiata się na szufelkę i wyrzuca do kosza. Nie będziesz potrafiła wykorzystywać swoich umiejętności jak to miałaś w zwyczaju kiedyś. I oczywiście tutaj brakuje ci jeszcze jednej istotnej karty w talii, którą w Paryżu miałaś zawsze pod ręką. Nosferatu i dostępu do ich informacji. Chociaż tutaj są nowi Nosferatu - pomyślała zaraz jak gracz odbijający nadlatującą z przeciwka piłeczkę - Musisz tylko zadbać aby mieć z nimi korzystne relacje - zaraz jednak odgoniła od siebie ten niedorzeczny pomysł - Tylko po co? Nie widzę już w tym celu. - Rozbawiło ją jak przed momentem wpuściła się w to bezkresne koryto jakim są polityczne intrygi. - Niegdyś mój żywioł. A teraz?... Chyba tylko zabawa, która chwilowo odgania umysł od posępnych myśli. Po co mi w ogóle była ta cholerna mowa? Chyba chciałam się po prostu przekonać, że nie wyszłam z wprawy. Może więc nie wyszłam, i czego to dowodzi, co zmienia? Nic. Zupełnie nic...I jest jeszcze Lasalle. Ach... Kolejna rozrywka czy może coś więcej? - Powaga tego stwierdzenia mocno ją zaniepokoiła. - Skoro o tym rozmyślasz znaczy, że traktujesz go inaczej. A to nie wróży nic dobrego. Raz zżyłaś się z kimś mocno. Zbyt mocno. A teraz snujesz się po tej śnieżnej krainie jak widmo wampira, którym kiedyś byłaś. Rozłąka wyrwała ci kawałek duszy... Duszy? Absurdalne. Przecież nie mam duszy. Bóg mi ją odebrał w chwili gdy mnie przeklął. I choć na to nie zasłużyłam, on wystawił potężną pięść zza tej swojej przytulnej niebieskiej zasłony i pokazał mi na odchodnym zaciśniętą pięść. Bóg! Niech go szlag! Ac co do Antoina to nie mogę porównywać go do niej. Jego dopiero poznałam, relacje z nią to zupełna inna liga. To brzemię, którego nie da się z niczym porównać.

Zdała sobie sprawę, że dotarła wreszcie na miejsce, gdzie książę nadal pogrążony był w rozmowie z Sorre. Wytężyła słuch by dosłyszeć strzępki trwającej rozmowy. Nigdy nie zaszkodzi wiedzieć o czym prawią. Znów wymusiła na sobie nieprzystępną, posągową maskę. Standardowo uśmiechnęła się czarująco i przywitała z Sorre podając mu dłoń.

- Jak zwykle miło pana widzieć, panie Sorre. Zostałam wysłana aby sprowadzić cię książę z powrotem. Taka narada wymaga twojej obecności, jak możesz przypuszczać.

Poczekała aż mężczyźni skończą rozmowę. Potem ujęła Roberta pod rękę i ruszyli w stronę wejścia. Zaczęła lekkim tonem:

- Książę... Nie wszystkim podoba się pański plan szybkiego uderzenia, na domiar z użyciem śmiertelników jako mięsa armatniego – szepnęła. Wyglądała przy tym niewinnie, jakby sama nie miała z tym stanowiskiem nic wspólnego. - Na szczęście pan Lipiński znalazł sposób aby skutecznie zablokować zdolności hrabiny co podniesie w wojnie nasze szanse. To byłaby dobra chwila aby wycofał się pan ze swoich wcześniejszych pomysłów, może istotnie zbyt pochopnych. Proszę jeszcze raz to przemyśleć, jak mogłoby zagrozić to utrzymaniu maskarady i niepotrzebnie zwróciło uwagę na całą sprawę.

A potem opowiedziała mu co dotychczas ustalili. Znudzonym tonem, który nie zdradzał śladu niedawnego zapału. Podzieliła się swoją wiedzą o mieście jak zrobiła to wcześniej z resztą i dopowiedziała o najnowszych rewelacjach Lipińskiego.
 
liliel jest offline  
Stary 08-06-2008, 23:22   #220
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Brian siedział na skraju ławki, z założonymi rękami. Miał ogromną ochotę pozostać biernym - on się nie nadawał do myślenia... Choć nie, to ni było to. Aktualnie po prostu nie miał na to najmniejszej ochoty.

Gdy Ortega przesunęła dłoń po jego ramieniu, Gangrel lekko uniósł oczy. Poczuł... Nic. Tyle już lat, a jego nadal zadziwiały cienie wampirzej egzystencji, w rodzaju, na przykład, braku układu nerwowego, a z nim także i nieocenionych stref erogennych.
Mercedes była ponadprzeciętną kobietą, temu nie dało się zaprzeczyć. Brian mimowolnie nadstawił uszu, gdy zaczęła mówić, obserwował jej ruchy, wyczuwał melodię głosu… Jej erotyczne gry były tyleż godne podziwu, co na swój sposób zabawne. Gdy po chwili zaczęła dramatyzować, Gangrel całkiem już bezczelnie uśmiechnął się pod nosem. Jednak po chwili… Mercedes jakby zgasła. A tuż za nią zgasł także i uśmiech Briana.

Gdy wyszła, w pomieszczeniu zapadła nienaturalna cisza. Lasalle uczynił ruch, jakby chciał za nią pobiec. Cóż, trudno mu się dziwić.
Brian tymczasem uznał, że chyba najwyższy czas wreszcie coś powiedzieć. Gdy tylko się odezwał, oczy zgromadzonych, jakby zdziwione nagłym ujawnieniem się w pomieszczeniu zwróciły się na Briana. On sam stał nadal z założonymi rękami i wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeni.

- Wszyscy zgadzamy się, że z frontalnym, bądź nie, atakiem należy poczekać. Przynajmniej do chwili aż odnajdziemy tą – zakręcił dłonią w powietrzu – spółkującą z wilkołakami wiedźmę. Ja jednak myślę, że posłużenie się śmiertelnikami wcale nie jest takim głupim pomysłem. Oczywiście, jeśli tylko zrobić to w odpowiedni sposób. Czy słyszeli państwo kiedyś o Pogromie Kieleckim? – raptownie przeskoczył na inny temat – Załóżmy, że nie. Otóż, pewnego dnia, niedługo po Drugiej Światowej, gdzieś w Polsce, zaginął chłopiec. Ktoś podniósł larum, że z dziecko porwali Żydzi, coby je rytualnie zamordować. Tłum zwalił się pod żydowską kamienicę, przyjechała policja, poczekała spokojnie aż motłoch zmasakruje 40 osób, a chłopiec odnalazł się nieco później, zupełnie gdzie indziej. Nie sądzę, by społeczeństwo, pod pewnymi względami, zbyt rozwinęło się od tamtego czasu. Odpowiednia plotka, zamieszanie, napuszczenie na wiedźmę tłumu czy policji mogłoby nam bardzo pomóc…

Miał ochotę dodać jeszcze, że frontalny atak brzmi ekscytującą i że można i tego spróbować, mimo wszystko. Ugryzł się jednak w język i postanowił zachować resztki pozorów poważnego Kainity.

I tylko iść wreszcie do piwnicy, do pustej ściany…
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172