Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2008, 09:57   #32
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Im głośniej rozbrzmiewał śpiew tym bardziej mrok cofał się z pomieszczenia gospody. Haerthe powoli i z wahaniem otworzył oczy nadal gotów ujrzeć szkliste oczy dawno umarłych dwórek. Odetchnął jednak z ulga zobaczywszy wnętrze już nieco opustoszałej izby i wychodzących niechętnie z ukryć gości Butterbura. Z pewnym trudem podniósł się z kolan i zabrał z podłogi nadal lekko dymiący nóż. Obita skórą rękojeść dobrze izolowała ciepło. Podszedł do leżącego zaraz obok mężczyzny zgiętego w pół jakby ostatnim jego gestem było złapanie się za brzuch. Faktycznie, dookoła coraz szersze kręgi zataczała rosnąca powoli kałuża krwi. Krwawy bąbelek na ustach rannego słabo, ale jednak widocznie unosił się i opadał dając niewielkie nadzieje.

- Ten tu jeszcze żyje! - krzyknął bezosobowo. Tak jak się spodziewał obecni spojrzeli tylko przez chwilę na niego wzrokiem mówiącym ni mniej ni więcej jak: "I co w związku z tym?" - Nikt się nie zna na leczeniu?
Spojrzał z nadzieją na Orendila, który w tej chwili siedział przy lekko dymiącym człowieku pojękującym przy każdym dotyku magika. Nie chciał zabierać się samemu za opatrywanie takich ran. To nie było zwykłe złamanie, czy rana cięta.

Nagle stanął jak wryty jakby przypomniawszy sobie o czymś ważnym i nie czekając na odpowiedź Orendila wybiegł na zewnątrz i pobiegł wzdłuż budynku w stronę stajni. Tak jak się spodziewał, drewniane wrota były roztrzaskane, a wnętrze puste. Minąwszy zgrabnie ułożone w kostki siano, wyszedł na zewnątrz, przytknął palce do ust i głośno zagwizdał. Przez chwilę ciszy wstrzymał oddech wyczekując znajomego dźwięku. Rżenie dosłyszał dopiero po dłuższym momencie i zaraz potem zobaczył kasztankę w towarzystwie paru jeszcze koni wyłaniającą się zza jednego z budynków. Widocznie co sprytniejsze zwierzęta, w tym i koń Orendila uciekły wraz z nią. Uczucie ulgi i niewymownego zmęczenia ogarnęło Haerthe.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline