Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2008, 21:24   #31
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Zwątpienie ogarnęło Galdora.

Przypomniał sobie zatrucie Drzew w Amanie.
Przypomniał sobie bratobójstwo w Alqualonde i później w Doriath.
Przypomniał sobie Klątwę Madosa i Proroctwo Północy.

Opuścił bezsilnie ramiona, jego blask przygasł i miecz ledwo jarzył się czerwoną poświatą. Cienie otoczyły go i wyciągały chciwie palce ciemności w jego kierunku. Blask pochodni znów przygasł i ledwo było widać pojedyncze świetlne punkty w gęstniejącym oparze mgły. Światła w karczmie znów zgasły i tylko ogień w kominku ledwo żarzył się w ciemnościach.

Potężna postać cienia powiększyła się, jeszcze bardziej górując nad ledwie jaśniejącą w ciemnościach postacią elfa niby góra ciemności ...

Nagle poprzez opary i ciemności przedarł się pojedynczy promień światła i rozbłysł w klejnocie z pierścienia na palcu elfa. Ten podniósł głowę i spojrzał kierunku, skąd padał. To wschodziła gwiazda Gil-Estela, gwiazdy nadziei. A on był ostatnią nadzieją dla mieszkańców Bree.

Oczy znów się rozjarzyły wewnętrznym ogniem, gdy spojrzał wprost w zielone punkty w olbrzymim cieniu górującym nad nim. Podniósł rękę z pierścieniem ...

- Aiya Eärendil Elenion Ancalima! Amatire neca!

Światło gwiazdy padało prosto na klejnot umocowany w pierścieniu, który rozszczepił je i spotęgował tak, że cała sylwetka została objęta świetlistą poświatą. Cień skurczył się i cofnął. Miecz znów się rozjarzył mocnym światłem, pochodnie rozbłysły rozświetlając ulicę. Całą okolicę zalało światło wschodzącej gwiazdy wzmocnione już nie tylko mocą klejnotu, ale również pokrzepioną wolą Galdora.

- Nic do ciebie już nie należy. Odejdź tam, gdzie jest już twój pan. Nadzieja nigdy nie umiera i nawet twoje czyny są tylko częścią wielkiego planu Iluvatara.

Ilu Iluvatar en kare eldain a firimoin
Ar antarota mannar Valion: numessier.
Toi aina, mana, meldielto - enga morion:
Talantie. Melko Mardello lende: marie.
En karielto eldain Isil, hildin Ur-anar.
Toi irimar. Ilyain antalto annar lestanen
Iluvataren. Ilu vanya, fanya, eari,
I-mar, ar ilqa imen. Irima ye Numenor.
Nan uye sere indo-ninya simen, ullume;
Ten si ye tyelma, yeva tyel ar i narqelion,
Ire ilqa yeva notina, hostainieva, yallume:
Ananta uva tare farea, ufarea!
Man tare antava nin Iluvatar, Iluvatar
Enyare tar i tyel, ire Anarinya qeluva?


Zaśpiewał pełnym głosem w odpowiedzi na pieśń upiorów, zeskoczył z konia i lśniąc niby gwiazda, której światło go otaczało, z mieczem w dłoni i ruszył na spotkanie ciemności, a cienie cofały się przed jego blaskiem ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 09-06-2008, 09:57   #32
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Im głośniej rozbrzmiewał śpiew tym bardziej mrok cofał się z pomieszczenia gospody. Haerthe powoli i z wahaniem otworzył oczy nadal gotów ujrzeć szkliste oczy dawno umarłych dwórek. Odetchnął jednak z ulga zobaczywszy wnętrze już nieco opustoszałej izby i wychodzących niechętnie z ukryć gości Butterbura. Z pewnym trudem podniósł się z kolan i zabrał z podłogi nadal lekko dymiący nóż. Obita skórą rękojeść dobrze izolowała ciepło. Podszedł do leżącego zaraz obok mężczyzny zgiętego w pół jakby ostatnim jego gestem było złapanie się za brzuch. Faktycznie, dookoła coraz szersze kręgi zataczała rosnąca powoli kałuża krwi. Krwawy bąbelek na ustach rannego słabo, ale jednak widocznie unosił się i opadał dając niewielkie nadzieje.

- Ten tu jeszcze żyje! - krzyknął bezosobowo. Tak jak się spodziewał obecni spojrzeli tylko przez chwilę na niego wzrokiem mówiącym ni mniej ni więcej jak: "I co w związku z tym?" - Nikt się nie zna na leczeniu?
Spojrzał z nadzieją na Orendila, który w tej chwili siedział przy lekko dymiącym człowieku pojękującym przy każdym dotyku magika. Nie chciał zabierać się samemu za opatrywanie takich ran. To nie było zwykłe złamanie, czy rana cięta.

Nagle stanął jak wryty jakby przypomniawszy sobie o czymś ważnym i nie czekając na odpowiedź Orendila wybiegł na zewnątrz i pobiegł wzdłuż budynku w stronę stajni. Tak jak się spodziewał, drewniane wrota były roztrzaskane, a wnętrze puste. Minąwszy zgrabnie ułożone w kostki siano, wyszedł na zewnątrz, przytknął palce do ust i głośno zagwizdał. Przez chwilę ciszy wstrzymał oddech wyczekując znajomego dźwięku. Rżenie dosłyszał dopiero po dłuższym momencie i zaraz potem zobaczył kasztankę w towarzystwie paru jeszcze koni wyłaniającą się zza jednego z budynków. Widocznie co sprytniejsze zwierzęta, w tym i koń Orendila uciekły wraz z nią. Uczucie ulgi i niewymownego zmęczenia ogarnęło Haerthe.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 09-06-2008, 15:20   #33
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
Bolało, bolało jak cholera... Nie chciał się budzić... Przyjemniej było nie wiedzieć o niczym. Zamigotała przed nim postać mężczyzny pochylającego się nad nim. Jęknął słabo, po czym znów stracił przytomność...
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!
Keledrall jest offline  
Stary 09-06-2008, 19:30   #34
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
Orendil pochylił się nad Szramą. Położył rękę na jego ramieniu i wpatrywał w jego wykrzywioną bólem twarz (jakby bez tego nie była już wystarczająco zniekształcona).
- No nic. Nie ma czasu do stracenia. Panie Butterbur, zanieś mi go do jakiegoś pokoju. Przynieś mi czystej wody i szmat. Zdałoby się też trochę arthondu. Takie zielsko, rośnie gdzieś na pewno. Niech nikt inny mi nie przeszkadza, bo osobiście przemienię w żabę! No dalej, zabieraj go.
- Ehem, panie… A co z nim? Strasznie krwawi, szkoda chłopaka.
- Krwawi? – Mędrzec obejrzał się przez ramię. Zmrużył powieki. Chrząknął. Wytrzeszczył oczy, znów zmrużył i nareszcie, z całą fachową pewnością stwierdził. - Przecież on nie krwawi.
I rzeczywiście. Wraz z kolejną pieśnią elfa resztki złych wpływów zaczęły się rozwiewać. Z kątów pouciekały ostatnie ciemne poczwary, a krew po prostu się rozwiała. Ot kolejna sztuczka i mamienie umysłów. Iluzja. Mimo tego, mężczyzna wciąż zdawał się strasznie cierpieć. Pieśń umilkła.
- Jemu nie jestem w stanie pomóc. Albo to odleży i wyzdrowieje, albo to odleży i umrze. Chyba, że znalazłby się jakiś pradawny elf o wielkiej mocy, w dodatku skory do niesienia pomocy osaczonym ludziom. – Orendil wyraźnie bił się z myślami. Wręcz promieniował troską i współczuciem. Mimo wszystko postanowił nie dać ponieść się emocjom. - Ale tutaj? Nie, to nie często się zdarza. Zwłaszcza tutaj. Wlejcie mu brandy do gardła, niech chociaż na chwilę zapomni o bólu. Butterbur, idziemy.
I zniknęli na schodkach prowadzących do pomieszczeń na piętrze, ciągnąć ze sobą Szramę.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 12:58.
Keth jest offline  
Stary 09-06-2008, 20:27   #35
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


[MEDIA]http://ketheme.googlepages.com/AElberethGilthoniel.mp3[/MEDIA]

W drzwiach gospody stanęła oblana blaskiem postać. Wysoki i smukły niczym młode drzewo jegomość spoglądał w głąb karczemnej sali jaśniejącymi mocą oczyma. Wszyscy zamarli na chwilę, wpatrując się w owe dziwo z szeroko otwartymi ustami. Elf, bo jak się wszystkim zdawało właśnie z elfem mieli tu do czynienia, pospiesznie zarzucił na siebie szary płaszcz z lekkiego materiału, który to przygasił jego wewnętrzny blask i przestąpił próg gospody.

Wszyscy zadawali sobie jedno pytanie, lecz nikt nie miał odwagi wypowiedzieć je głośno. Onieśmielała ich dostojna, pełna majestatu postawa eldara. Zdawało się wszystkim, że to król z dawno zapomnianych czasów wszedł do ich prostej gospody. W końcu Tedd Butterbur, który właśnie powrócił z pięterka, gdzie zaprowadził owego dziwaka wraz z poparzonym łachmytą zdobył się na odwagę:
- Najszlachetniejszy panie... - wydukał - Jakże to? Cóż to tam się stało w ciemności?
Dostojny gość jedynie na blady uśmiech sobie pozwolił i oczy zmrużył jakby niedawne zdarzenia z wielką siłą wróciły do niego...

Pieśń rozbrzmiała z wielką siłą i niczym fala rozpędziła upiorne zastępy. Miecz gorzał czerwienią, a oczy... Ach któż zdolny jest opisać gniewne spojrzenie dostojnego eldara. Pierzchały cienie, ostatnie opary mgły rozwiewał zachodni wiatr. Złowieszczy szept umarłych przerodził się w jęk zgrozy i zawodu.
Lecz ten który zastąpił mu drogę nie znikł wraz z innymi cieniami. Wciąż tam był, skurczony w bijącym od elfa gwiezdnym świetle. Coś nakazywało mu pozostać, choć tego nie pragnął. Skoczył ku eldarowi sycząc z wściekłością. Wyszczerbione ostrze pomknęło na spotkanie elfiej klingi by rozpaść się w pył.
Może przepędziłeś moje sługi... - ledwie słyszalny głos zdawał się dochodzić nie z upiora lecz zewsząd i znikąd zarazem - To nie koniec, zapamiętaj, to początek!
Szkarłatne ostrze przeszyło upiora, który rozwiał się niczym opar mgły...

KONIEC PROLOGU
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 12-06-2008 o 14:49.
Avaron jest offline  
Stary 11-06-2008, 16:22   #36
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Upiory zniknęły tak samo jak mleczne opary otulające do tej pory miasteczko. Głos, niegłos, doskonale był słyszany przez elfa. Jednak nie zawahał się ani chwili, gdy upiór natarł. Był dość nieporadny, osłabiony potężną wolą i blaskiem gwiazdy bijącym od Noldora, a w dodatku opuszczony przez inne zjawy, więc pokonanie go nie stanowiło problemu. Szybkie cięcie zakończyło istnienie ducha.

Przez chwilę Galdor stał samotnie na pustej ulicy uwolnionej od mgły i oświetlonej latarniami, jakby nigdy nic się tu nie stało. Bree było bezpieczne i nigdzie nie było czuć naporu wrogiej woli. Na razie wycofała się.

Rozogniony walką i starciem z nieznaną jeszcze siłą eldar gwizdnął cichutko na swojego wierzchowca, który natychmiast podbiegł parskając z zadowoleniem, że w końcu całe zamieszanie się skończyło i otarł się chrapami o wyciągniętą dłoń. Elf pogłaskał delikatnie konia po głowie i szyi, po czym zabrawszy z jego grzbietu podróżną torbę klepnął go lekko po łopatce i kiwnął głową w kierunku stajni. Zwierzę posłusznie poszło we wskazanym kierunku, zaś podróżny skierował swoje kroki do karczmy, chowając po drodze miecz, którego stal odbijała teraz jedynie refleksy świecącego już bez żadnych przeszkód księżyca. Czuł się zmęczony pojedynkiem, który stoczył, choć nie doznał w nim żadnej rany.

Stanął na progu i od razu zwrócił uwagę na ciszę, jaka zapadła. Szybko narzucił na ramiona płaszcz, aby przykryć swój majestat, który mógł być ... onieśmielający dla niezwyczajnych przebywania w obecności pierworodnych śmiertelników.

- Najszlachetniejszy panie... - zebrał całą odwagę Tedd Butterbur - Jakże to? Cóż to tam się stało w ciemności?

Galdor odpowiedział mu ciepłym uśmiechem i rozejrzał się po sali. Wywrócony stół, osmalona od ognia podłoga i poprzewracane stołki były dowodem na zamieszanie, jakie tu przed chwilą panowało. Wszyscy zgromadzeni patrzyli w jego kierunku w milczeniu, jakby był następną zjawą. Spojrzenie elfa padło na leżacego na ziemi człowieka. Natychmiast dostrzegł głębsze cienie wokół sylwetki i nienaturalną bladość twarzy.

- Wybacz karczmarzu, ale pora nie jest odpowiednia, aby opowiadać, co się stało. Takich rzeczy lepiej słuchać w blasku słońca. Poza tym widzę, że niektórzy wymagają natychmiastowej pomocy, inaczej na zawsze stoczą się w Ciemność. - skinął głową w kierunku leżacego, szybko podszedł do niego mijając zdumionych gości, przykląkł, położył obok swoją sakwę i wziął go za rękę. Była zimna, trupio zimna, pomimo, że nie było widać na jego ciele żadnych obrażeń. Już wiedział co się stało.

- Przynieś natychmiast kubek z gorącą wodą. - wydał polecenie karczmarzowi, który od razu pobiegł do kuchni. Sam zaś położył jedną rękę na czole leżącego, zaś drugą ujął jego dłoń. Natężył wolę, aby odszukać go wśród ciemności, która ogarnęła duszę człowieka. Delikatna poświata, która jeszcze otaczała sylwetkę elfa całkowicie zniknęła. A może nigdy jej nie było? Cienie pogłębiły się w gospodzie, gdy Galdor skupił się, aby zawrócić duszę leżącego człowieka ze ścieżki, na którą weszła.

- Pel-entul! - powiedział z mocą. - Ata-vanta!

Chwilę czekał na reakcję. Czas dłużył się niemiłosiernie. Na szczęście rana była zadana niedawno, więc Ciemność jeszcze nie ogarnęła całkowicie duszy rannego. Ręka leżącego drgnęła i oczy na chwilę otworzyły się, aby spojrzeć wprost w twarz klęczącego obok eldara. Widząc to Galdor uśmiechnął się ciepło.

- Witaj z powrotem. Leż spokojnie.

Sięgnął do swojej torby i wyciągnął mały woreczek. Akurat Butterbur nadchodził z kubkiem pełnym parującej wody. Elf odebrał go od karczmarza i postawił na podłodze. Z woreczka wyciągnął kilka wysuszonych liści jakiegoś ziela, skruszył je w dłoniach i wsypał do kubka. Zapach kwiatów na łące skąpanej w słonecznym blasku rozszedł się po pomieszczeniu. Obecnym wydało się, że całe pomieszczenie rozświetliło się na chwilę i przyjemne ciepło rozlało sie po ich ciałach.

Galdor wziął kubek i delikatnie podtrzymawszy głowę leżącego podawał mu do picia. Twarz jego powoli nabierała życia i ręce stawały się coraz cieplejsze.

- Przygotujcie mu łóżko, musi wypocząć w cieple do jutra. - zwrócił się do karczmarza. - I jeśli można, to dla mnie też. Muszę chwilę odpocząć.

Schował woreczek z ziołami do sakwy, wstał, podniósł torbę i pomógł wstać leżącemu. Po czym podążył za karczmarzem do pokoi, prowadząc pod rękę rannego ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 11-06-2008 o 18:46.
Smoqu jest offline  
Stary 11-06-2008, 20:33   #37
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
Orendil zszedł na dół wolnym krokiem. Ręce miał umorusane, pewnie od medykamentów użytych na Szramie, czoło znów spocone, a wzrok mętny, śpiący. Posłał słaby, zmęczony uśmiech tym, którzy jeszcze ostali się w głównej sali.

- Dobra wiadomość, będzie żył. Teraz dochodzi do siebie. Poranne słońce na pewno go oziębi… otrzeźwi… ostudzi…? A nie… opanuje… nie… Aj! Po prostu sprawi, że poczuje się lepiej! Tak, właśnie to chciałem powiedzieć. – Mag wydał z siebie głośny świst powietrza, gdy odetchnął. – Innymi słowy, wszyscy ranni zostali poddani opiece. No. To można iść spać. To przyszedłem powiedzieć, chyba? Zaraz. A co z tym młodzieńcem? Był tu przed chwilą. Cienie wróciły by go zabrać? Mówcie szybko! – Rozpaplał się na dobre. W dodatku gadał od rzeczy. Oj, bardzo osłabiły go te wydarzenia. Domagał się wręcz odpowiedzi, nie dając czasu i szansy na nią. Słowa wyrzucił z siebie niemal na bezdechu. - Przecież to nie jest możliwe. Poszły sobie, już dzień, świta. Gdzie on jest? Kur już piał? Mówcie prędko. Przecież się nie schował pod miotłę, znaczy jak mysz pod miotłą. Oj… spać się chce, plotę głupoty. Pewnie Butterbur się nim zajął. Nie, nie ważne. Rano to ustalimy. Teraz idźcie spać. Pokoje są wolne, rozgośćcie się. Macie kilka godzin. Wybaczcie, ale jestem wykończony. Wyssały mnie całkowicie. Elf by się przydał jakiś, okład by zrobił. No nic, dobranoc. – I ponownie podreptał na górę. Nie czekał na reakcję i nie słuchał jej. Przez chwilę na schodach mignął jeszcze zarys jego szaty. Potem rozległ się głos zatrzaśniętych drzwi, pewno któregoś z pokoi. Chociaż, w tym stanie, równie dobrze mógł trafić do schowka na miotły.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 12:58.
Keth jest offline  
Stary 11-06-2008, 20:37   #38
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Rozdział 1
W drodze ku Rivendell




Zdawało się, że ranek przyszedł o wiele za szybko. Zmęczeni goście na dobre nie zdążyli przymknąć oczu, a już promienie słońca zaczęły przebijać się przez ciężkie zasłony chmurnego nieba. Rozśpiewały się ptaki, rozrabiając niemiłosiernie w gałęziach wiekowej gruszy, które to zaglądały do okien gospody. Ale ani złocące się słońce, ani i wesołe trele ptaków nie obudziły zdrożonych gości.

Gdzieś z dołu dobiegał straszny harmider. Raz to ktoś krzyczał, za chwilę jakaś niewiasta lamentować zaczęła jakby ją żywcem z biżuterii obdzierano. Coś dziać się musiało i to coś niezwykłego.

Ci którzy mimo zmęczenia zeszli na dół dostrzegli iście niezwykły widok. Tedd Butterbur z trudem wstrzymywał spory tłumek przed wdarciem się na teren gospody!

- W domu Slaybeerów pusto dzisiaj! - Krzyczał jakiś rozgorączkowany głos - I u Watermanów też nikogo! Ani żywej duszy panie Butterbur! A ludzie powiadają, że u was magi jakieś elfy i inne czorty siedzą!
- Pewnikiem to oni te upiorzyska sprowadzili! - Darł się jegomość o czerwonej twarzy i z lekka niekompletnym uśmiechu, który zwany był w okolicy jako Stary Ferny. - Jak nic powiadam wam! Bo wszystko co złe to z magii i kiepskiego piwa się rodzi!
- Ciszej ludzie! - Zawołał Butterbur łapiąc w swoje dłonie miotłę o tęgim trzonku, a jak wszystkie gałgany w okolicy wiedziały, gdy Tedd Butterbur chwyta za miotłę to znaczy, że żarty się skończyły. - Mówię wam przecież, że i tu ludzie poginęli, i że to te upiory ich porwały co przed nimi szanowny pan Orendill ostrzegał i przed którymi nas bronił. Wielce po tym całym nieszczęściu znużony, ale jak tylko wstanie jak nic wszystko nam wyjaśni. Tedy zbierzcie się przed gospodą gdy słonko najwyżej na niebie stanie. I innych przyprowadźcie bo to rzecz dla całego miasta istotna. To będzie walne zebranie wszystkich mieszkańców Bree! W południe! A teraz idźcie!

To mówiąc z trudem wypchnął ludzi na zewnątrz i drzwi z trudem zatrzasnął. Pod ścianę odstawił miotłę, pot z czoła otarł i zawołał:
- Jon nicponiu! Trzeba śniadania szykować dla gości! Jon...
Głos zamarł mu na chwilę gdy wspomnienia strasznej nocy doń wróciły. Jon znikł gdzieś w zamieszaniu i pewnikiem wśród żywych się nie odnajdzie. Westchnął ciężko pan Butterbur, oczy łzawiące (pewnikiem od krojenia cebuli) szmatką otarł i do kuchni w te pędy ruszył.
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 06-01-2009 o 09:50.
Avaron jest offline  
Stary 12-06-2008, 14:32   #39
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Butterbur odwrócił się na pięcie i podreptał przed elfem prowadzącym człowieka.

- Tędy, tędy proszę szlachetny panie - ciągle oglądał się za siebie, czy goście nadążają. Poprowadził ich przejściem do pomieszczeń z tyłu "Rozbrykanego Kucyka", do najlepszych pokoi, jakie miał.

- Tu może spocząć ranny. - karczmarz otworzył drzwi do jednego z pokoi. Galdor wprowadził Valina do środka i pomógł mu ułożyć się na łóżku. Po czym podążył za właścicielem do następnego pomieszczenia.

- To mój najlepszy pokój - powiedział Butterbur z dumą otwierając solidne, drewniane drzwi. - Wiem, że wielmożny pan przyzwyczajony na pewno do większych luksusów, ale w całej okolicy nikt nie ma lepszego pokoju.

Pokój udostępniony przez Butterbura był bardzo czysty, przytulny i przestronny. Właściwie to nie był pokój, ale apartament składający się dwóch pomieszczeń. W dodatku miał osobną łazienkę. W sam raz, aby w spokoju wypocząć po walce.

- To jest naprawdę wyśmienite miejsce. Rzadko gdzie można znaleźć takie wygody. - Galdor często podróżował i nieraz przychodziło mu spędzać wiele tygodni poza cywilizowanymi rejonami, gdzie pokój w najpodlejszej karczmie był porównywany do królewskich komnat.

Butterbur wpadł do środka i zaczął udoskonalać, w jego pojęciu, ustawienie mebli w pokoju. Przesunął stolik w okolice kominka, aby było cieplej. Odstąpił dwa kroki, przekrzywił głowę i pokręcił nią. Coś było nie tak. Znów podszedł do stolika i przestawił go o kilka centymetrów dalej.

- Dziękuję Ci mości Butterburze. Tak jak jest, jest idealnie. Nic nie trzeba poprawiać. - Noldor najwyraźniej chciał już pozostać sam.

- O tak, tak, pan jest zmęczony, już nie przeszkadzam. Zapraszam rano na śniadanie, na koszt firmy, że tak powiem. - Tedd kłaniając się szedł krok za krokiem z kierunku wyjścia, aż w końcu drzwi się za nim zamknęły.

Galdor rozejrzał się po udostępnionym apartamencie. Nie potrzebował tak na prawdę aż tak dużego pokoju. Po prostu chciał być przez chwilę sam, aby się uspokoić i chwilkę odpocząć. No i musiał się zastanowić, co dalej z całą sytuacją. Może wygrał jedną bitwę, ale walka wciąż trwała.

Akurat przez okno wpadł do środka promień księżyca. Noldor oczyścił swój umysł i pozwolił błądzić myślom po ich własnych ścieżkach. Chodził przy tym powoli po pokoju. W pewnym momencie zaczął cichutko śpiewać. Jakby w odpowiedzi księżycowe światło przybrało na sile i poświata wypełniła pokój ...

... pokój był pusty i ciemny. Zgaszony kaganek stał na stoliku, zasłony lekko kołysały się w podmuchach nocnego powietrza wpadającego przez otwarte okno. Lokatora nie było na miejscu ...

Galdor opuścił karczmę w środku nocy. Był pierworodnym, więc regenerował siły bardzo szybko. Ruszył na obrzeża miasteczka, aby sprawdzić, czy nie czają się tam pozostałości cieni, które przegonił wieczorem. Głęboka cisza nie była przerywana nawet ujadaniem psów. Zresztą żaden z nich nie wyczułby przemykającego się elfa nawet, jeśli ten przeszedłby im niemal przed nosem. Wszystko wyglądało dobrze. Żadnych śladów wydarzeń sprzed kilku godzin. Jedynie wciąż otwarta brama zdradzała, że działo się coś niezwykłego. Noldor zamknął ją na cztery spusty, aby nikt się nie przedostał. Nawet niestrzeżona była namiastką bezpieczeństwa. W kilku miejscach wyczuł ślad obecności upiorów, ale żadnych cieni nie odnalazł. Wszystkie musiały pierzchnąć po tym, jak stoczył walkę z ich panem.

Świt zaróżowił już niebo nad wschodnim horyzontem, gdy Noldor wracał do karczmy. Miasteczko powoli budziło się do życia, koguty piały, psy zaczynały ujadać. Nagle z oddali usłyszał głośny lament, jakby kobiety. Po chwili podobny odgłos dobiegł do jego uszu z innej strony.

"Więc nie wszystko jest tak, jak powinno ..."

Skierował swe kroki do stajni, aby sprawdzić, co się dzieje z jego wierzchowcem. Był pewien, że to mądre zwierzę samo sobie świetnie dało radę, ale on wykorzystywał jego przychylność do podróżowania i chciał okazać swoją wdzięczność za to zajmując się nim. Gdy wchodził do stajni, przywitało go ciche rżenie zwierząt. Przywitał się ze wszystkimi, zaś jego koń podbiegł do niego, gdyż nie było nikogo, kto mógłby go zamknąć w boksie. Pogładził delikatne chrapy i smukłą szyję. Zauważył też lekki ruch w sianie, z którego za chwilę wystawała rozczochrana głowa z mocno zaspanymi oczyma. Kiwnął tylko głową na powitanie.

- Będziemy musieli jeszcze chwilkę tu pozostać. Ci ludzie potrzebują pomocy i na pewno sami sobie z tym zagrożeniem nie poradzą. - wyszeptał wprost do ucha, gdy wierzchowiec oparł głowę na jego ramieniu. Sprawdził stan kopyt i pęcin, wyszczotkował i wymasował porządnie całe zwierzę. W pewnym momencie dobiegł do jego uszu coraz głośniejszy zgiełk. Jakaś grupa głośno rozmawiających ludzi zbliżała się do karczmy.

Wykorzystując tylne wejście wszedł do środka i udał się do pokoju rannego, którego wczoraj opatrywał. Nie powinien się jeszcze obudzić. Zioła, które wczoraj dostał miały też lekkie działanie nasenne, gdyż we śnie dusza i ciało najszybciej się regeneruje.

Poczekał chwilę, aż nasilający się hałas obudzi śpiącego.

- Dzień dobry, jak się czujesz? - zapytał z troską ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 14-06-2008 o 22:08.
Smoqu jest offline  
Stary 12-06-2008, 19:10   #40
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
Ciemności odstąpiły. Powoli zmysły zaczęły powracać. Niewyraźne kształty zaczeły nabierać ostrości. Ktoś pochylał się nad Valinem. Ten na ułamek sekundy przymrużył oczy, gdyż zdało mu się, że od postaci bije blask. Ten ktoś powiedział:

- Dzień dobry, jak się czujesz? - Głos przybysza brzmiał tak pięknie, melodyjnie, że w Valinie na chwilę starciła ważność chęć zemsty za Drominiona, troska o to, czy karczmarz przeżył. Liczył się tylko elf (bo co do pochodzenia obcego, człowiek nie miał wątpliwości) :

- Quel amrun, Cala'quessir - powitał elfa w jego języku. Choć miał wątpliwości, czy wszystko wypowiedział poprawnie, zdecydował się jednak to powiedzieć. - Czuję się już naprawdę dobrze.
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!
Keledrall jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172