Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2008, 11:41   #32
ŚLePoX
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Blajndo ledwo co dotarł na schody, wyjrzał w dół i już miał szczękę opadniętą w tym samym kierunku co spojrzenie:

- O w mordę! - tylko tyle był w stanie jego umysł w tej chwili wyprodukować. Spojrzał na leżącego w pobliżu mężczyznę, którego całkiem niedawno widział biegnącego do schodów, a teraz ledwo żywego w sporej plamie z pewnością własnej krwii, nad którym siedziała i wymawiała jakieś dziwne inkantacje czy zaklęcia nieznana mu dotąd dziewczyna. Z pewnością starała się go uleczyć:

- Pojawiła się w odpowiednim momencie. - kolejna krótka i równie prosta myśl zawitała mu w umyśle, po czym próbował się uśmiechnąć, lecz bezskutecznie. Pozostał mu w głowie tylko obraz tego uśmiechu, kiedy to uświadomił sobie co mogłoby się stać gdyby to akurat on pierwszy dobiegł do tych schodów... Przez kolejną chwilę obserwował w ciszy i otępieniu co się działo w głównej sali gospody, a widząc stojącego już na dole Johana i jego gadziego przyjaciela ulżyło mu lekko. Wyszukał wzrokiem trzech kolejnych towarzyszy, Milo jęczącego coś w swoim języku, maga siedzącego z zaciśniętymi pięściami i oniemiałego łucznika... odnalazł też w końcu swego włochatego przyjaciela - Wherkens, był już spokojny, żadnego warczenia, a wręcz odwrotnie, bo gdy ujrzał swego pół-elfiego "brata" jego zachowanie zbliżyło się do typowego zachowania psów, czyli ogon zaczął śmigać mu na lewo i prawo - był z pewnością zadowolony, że nic mu nie jest. Chłopak ponownie próbował się uśmiechnąć lecz gdy jego oczy powędrowąły w stronę okna, to zamiast uśmiechu powrócił tylko dziwny, pusty i przerażony wyraz twarzy, gdyż właśnie dostrzegł źródło wcześniejszych wrzasków:

- Elhan! - szepnął i bez zastanowienia zaczął zbiegać ze schodów, skacząc po dwa i trzy schodki, znalazł się na dole w trymiga, grzebiąc już w swej podróżnej torbie:
- Gdzie ten przeklęty Zestaw uzdrowiciela... O! jest! Miejmy nadzieję, że coś tym zdziałam...
Podbiegł do kompana pełen dobrych chęci, nie zwracając w ogóle uwagi na niezbyt normalne zachowanie pobliskiego kota, gdy już dojrzał jego pokaleczoną twarz wróciły mu wspomnienia, których nie spodziewał się w tym momencie:

- Cholerne trupy!... cholerne zombiaki!... Pamiętaj o zasadach... nie pozwalaj żadnemu przetrwać... - pokręcił szybko głową i opamiętał się w moment - głos ojca zniknął. Przyklęknął przy towarzyszu i najspokojniej jak to było możliwe w danej chwili, rzekł:

- Nie ruszaj się chwilę i pozwól mi obejrzeć tę ranę... - wyjął coś z małego pudełeczka i rozpoczął wycieranie krwii z poszarpanej twarzy kolegi.
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 09-06-2008 o 15:13.
ŚLePoX jest offline