Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2008, 15:52   #31
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
W ciemnościach "klatki" schodowej ukazał się potwór prawie dwa razy większy od biednego poszukiwacza przygód. Czarna czupryna skrywała jego twarz a ciało zdawało się nie materialnie białe. Przerażająca persona z dużą prędkością zmierzała w kierunku ukrytego w ciemnościach niziołka. Milo nic się nie zastanawiając nacisnął spust swej lekkiej kuszy. Bełt poszybował z olbrzymią, jak dla niziołka, siłą w stronę serca maszkary. Trafił bez błędnie. No może pomijając to iż celem nie był potwór lecz przyjezdny i niczego nie spodziewający się człowiek. Milo dopiero teraz zauważył swą śmiertelną, dla człeka, pomyłkę. Ofiara błędu jęknęła cicho po czym legła jak długi na podłodze. Milo usłyszał krzyk należący do którejś z kobiet po czym odgłos osuwania się ciała. Ranny wykrztusił jakieś słowa lecz łotrzyk ich nie zrozumiał. Albo może nie chciał rozumieć. Zabiłem człowieka! Ja? Nie!!! Nie może być! Na smętne kalesony dziadunia! Nie może! Nie umieraj!
- Nie umieraj - szepnął półgłosem. Ze schodów schodziła kolejna maszkara. Milo znów wycelował i pociągnął za cyngiel. Byłby strzelił ponownie gdyby nie to iż kusza nie naładowana była. To przecież Johan! Uspokój się! To, że ten człowiek ma twój bełt w piersi nie znaczy to, iż nie żyje! Pewnie tylko udaje. Nieee! Kogo ty chcesz oszukać? Przez ciebie nie
zobaczy już słońca o poranku i o mało co byś Johana ukatrupił! Jesteś mordercą! Mordercą! Nie to tylko zły sen! Zły sen! Zaraz się obudzisz.
Myśli kotłowały się w łebku małego człowieczka.
- Niech ciemności się rozstąpią - wyjąkał spanikowany Milo z szeroko otwartymi oczami podbiegając do swej ofiary. - Nie, nie, ty jeszcze żyjesz! No powiedz to! Obudź się! - krzyczał niziołek. Łezka zaczęła spływać mu po policzku. Na twarzy odmalowało się przerażenie. Serce zaczęło bić mu jak młot w kowadło.
- Frzecież to być frawdą nie może! - słowa jednak zostały zagłuszone w ogólnym hałasie jaki panował w izbie. Ktoś do niego krzyczał lecz nie dotarło to do świadomości Milo. Kątem oka zauważył niebieską poświatę. Jakaś kobieta stała nad łotrzykiem, unosząc święcące dłonie przy ranie czarnowłosego. Ubrana była w szatę założona na kolczugę. Jej włosy spięte w kok nadawały jej wygląd nauczycielki. Całkowitego efektu dopełniały okulary w kształcie kół. Wypowiadała jakieś niezrozumiałe słowa, a rana człowieka zasklepiała się powoli. Kapłanka!
- Froszę cię, fomuż mu. Ten człowiek umiera! Ulecz go! Froszę! - krzyknął do niej błagalnym wyrazem twarzy. Kilka łez pociekło mu po twarzy...
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 09-06-2008, 11:41   #32
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Blajndo ledwo co dotarł na schody, wyjrzał w dół i już miał szczękę opadniętą w tym samym kierunku co spojrzenie:

- O w mordę! - tylko tyle był w stanie jego umysł w tej chwili wyprodukować. Spojrzał na leżącego w pobliżu mężczyznę, którego całkiem niedawno widział biegnącego do schodów, a teraz ledwo żywego w sporej plamie z pewnością własnej krwii, nad którym siedziała i wymawiała jakieś dziwne inkantacje czy zaklęcia nieznana mu dotąd dziewczyna. Z pewnością starała się go uleczyć:

- Pojawiła się w odpowiednim momencie. - kolejna krótka i równie prosta myśl zawitała mu w umyśle, po czym próbował się uśmiechnąć, lecz bezskutecznie. Pozostał mu w głowie tylko obraz tego uśmiechu, kiedy to uświadomił sobie co mogłoby się stać gdyby to akurat on pierwszy dobiegł do tych schodów... Przez kolejną chwilę obserwował w ciszy i otępieniu co się działo w głównej sali gospody, a widząc stojącego już na dole Johana i jego gadziego przyjaciela ulżyło mu lekko. Wyszukał wzrokiem trzech kolejnych towarzyszy, Milo jęczącego coś w swoim języku, maga siedzącego z zaciśniętymi pięściami i oniemiałego łucznika... odnalazł też w końcu swego włochatego przyjaciela - Wherkens, był już spokojny, żadnego warczenia, a wręcz odwrotnie, bo gdy ujrzał swego pół-elfiego "brata" jego zachowanie zbliżyło się do typowego zachowania psów, czyli ogon zaczął śmigać mu na lewo i prawo - był z pewnością zadowolony, że nic mu nie jest. Chłopak ponownie próbował się uśmiechnąć lecz gdy jego oczy powędrowąły w stronę okna, to zamiast uśmiechu powrócił tylko dziwny, pusty i przerażony wyraz twarzy, gdyż właśnie dostrzegł źródło wcześniejszych wrzasków:

- Elhan! - szepnął i bez zastanowienia zaczął zbiegać ze schodów, skacząc po dwa i trzy schodki, znalazł się na dole w trymiga, grzebiąc już w swej podróżnej torbie:
- Gdzie ten przeklęty Zestaw uzdrowiciela... O! jest! Miejmy nadzieję, że coś tym zdziałam...
Podbiegł do kompana pełen dobrych chęci, nie zwracając w ogóle uwagi na niezbyt normalne zachowanie pobliskiego kota, gdy już dojrzał jego pokaleczoną twarz wróciły mu wspomnienia, których nie spodziewał się w tym momencie:

- Cholerne trupy!... cholerne zombiaki!... Pamiętaj o zasadach... nie pozwalaj żadnemu przetrwać... - pokręcił szybko głową i opamiętał się w moment - głos ojca zniknął. Przyklęknął przy towarzyszu i najspokojniej jak to było możliwe w danej chwili, rzekł:

- Nie ruszaj się chwilę i pozwól mi obejrzeć tę ranę... - wyjął coś z małego pudełeczka i rozpoczął wycieranie krwii z poszarpanej twarzy kolegi.
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 09-06-2008 o 15:13.
ŚLePoX jest offline  
Stary 09-06-2008, 13:12   #33
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Matko wszelakakiej Magii, dał mi siłę, daj mi rozum, daj mi wiedzę.
Modlił się cicho Siabo, czekając na owo coś ze schodów. Po chwili się pojawiło... Człowiek. Zwykły człowiek. O, żesz! To tylko człowiek. No tak, w końcu to karczma, pewnie on także zbudził się na ten chałas i przestraszony postanowił zbiec na dół sprawdzić co się dzieję. Na wszelką magię jak ulga! - pomyślał.
Siabo odechnął i usmiechnął się zamykając oczy. To ma być ta bestia? Chyba poniosła mnie wyobraźnia. Czego się spodziewałem? Może jakiegoś wielkiego upiora? Chyba za dużo zastanawiałem się nad teorią Elhana. Na szczęście nie byłem, aż takim głupcem i nie poraziłem tego mężczyzny mocą,jak tylko się pojawił.

W tym momencie ktoś krzyknął. Laumee Harr otowrzył oczy i zamarł. Mężczyzna, który zbiegał po schodach dostał bełtem w korpus i przewrócił się na podłogę gospody. Żona Mivala krzyczała, ze strachu a jego córka osunęła się nieprzytomna na ziemię.

Kto? - przemknęło czrodziejowi przez głowę, po czym dojrzał człowieka i kobolda schodzących po schodach. Czyżby któryś z nich? W tym momencie z ciemności pojawił się Milo. Zrobił to tak nagle, że mag zastanowił się przelotnie, czy na pewno tylko on zna się tutaj na iluzjach. Niziołek z przestraszoną miną i z wyrazem jakby chciał zwymiotować podbiegł do trafionego bełtem mężczyzny. Miał w ręku kuszę.

- O Kurwa! - wymsknęło się magowi dokładnie w tym samy momencie, kiedy gospodarz krzyknął "Cholera jasna" co razem dało efekt w stylu "O Kurwa Jasna!".
To on! Milo! Musiał spanikować! Nie wytrzymał presji, a do tego chyba za dużo wypił. Alkohol. Jak ja nie nawidzę alkoholu! Zabija w Tobie wszystko co mądre! I nic nie daje poza ułudą szczęścia. Kiedyś Siabo nawet słyszał jak jacyś chłopi śpiwają, że piwo to "szczęścia paliwo". Poza tym - podjął swe myśli czarodziej - mały ma niewyszkolony umysł. Za szybko reaguje. Jego ręka jest szybsza niż myśl, a to nie zawsze dobrze. To myśl powinna być szybsza. Na co dowód mamy pod schodami. O cholera. Będziemy mieli kłopoty. Przeprawa z tą od Helma może być ciężka.

- Cholera - powiedział cicho czarodziej - Na Wielkie Tajemnice coś ty zrobił! - słowa swe skierował do łotrzyka ale ten ich nie usłyszał. I nie było to dziwne gdyż teraz jedyne co robił, to wydzierał się w niebogłosy. "Nie, nie, ty jeszcze żyjesz! No powiedz to! Obudź się!"

W tym czasie na scenie pojawiła się kolejna aktorka tego dramatu. Do tej samej osoby, która najpierw oberwała od Mila, a teraz była besztana przez...Mila, że nie che się obudzić, podeszła kobieta w okularach i blond włosach uczesanych w kok. Wyglądała na mądrą osobę.
A to kto to? Całkiem ładna osóbka. Owa "ładna osóbka" uklękła przy rannym i coś powiedziała, czego mag nie dosłyszał a po chwili zaczęła rzucać zaklęcie. Siabo zobaczył lekką poświatę bijącą z rąk dziewczyny i poczuł delikatny zapach goździków. Zawsze czuł zapach goździków, gdy w pobliżu były rzucane czary leczące i zawsze w takich wypadkach zastanawiał się czy to tylko jego osobiste doznanie. Wiedział bowiem, że każdy inaczej reaguje na różne efekty magiczne. Oczywiście mowa tutaj o takich delikatnych doznaniach jak smak eliksirów czy woń wyczuwalna podczas zaklęć, a nie kto będzie bardziej poparzony po uderzeniu ognistej kuli. Rzucany aktualnie przez kobietę czar nie był zbyt mocny, gdyż zarówno zapach jak i poświata nie były zbyt mocne. Przy tych najpotężniejszych wersjach (również "butelkowych") zapach aż drażnił nozdrza i otępiał umysł, a kolor był wręcz rażący. Może to nie najwyższy poziom wtajemnieczenia, ale wystraczający by pomóc rannemu.

Kapłanka? Jeśli tak, to mamy szczeście. Widocznie Mystra nad nami czuwa. Rana się zasklepiała co wyraźnie ucieszyło niziołka, który zdąrzył się popłakać. Co jeszcze się stanie Mystro? Czy może mnie coś jeszcze zaskoczyć? Okazało się, że tak. Ta noc miała do zaoferowania wiele niespodzianek.

Najpierw Kobold Harkh zaczął wydawać rozkazy. Co najdziwniejsze mówił z sensem. Może trochę ostro, ale z sensem. Dostało się Johanowi a także Milo. Po chwili kobold zwrócił się do Siabo:

- A ty idź pogadać z tamtymi - pokazując na karczmarza i jego rodzinę. Siabo uśmiechnął się, co przyszło mu z dużym wysiłkiem, ponieważ zarówno obecna sytuacja jak i fakt, że czarodziej był już okropnie zmęczony, nie dawały powodu do śmiechu.
- Dobrze, widzę, że przynajmniej Ty masz głowę na karku - powiedział cicho do kobolda, po czym chciał coś dodać w języku, jaki usłyszał przed chwilą z ust Harkha, a miał nieprzyjemność znać. Postanowił jednak na razie przemilczeć ów fakt. Być może nie jest to odpowiedni moment aby popisywać się wiedzą.

Czarodziej rozejrzał się po karczmie. Panujący jeszcze przed chwilą chaos ustępował miejsca porządkowi. Blajndo już starał zająć się swym elfim kolegą Elhanem, a jego wilk merdał ogonem. Widocznie tylko on ma powody by się szczerze cieszyć. Siabo postanowił wykonać sugestię "koboldziego mędrca", który w przekonaniu Laumee Harra był chyba kiedyś przyzwyczajony do rządzenia. Zaledwie ruszył w stronę karczmarza a usłyszał pytanie kapłanki
- czy ktoś może mi powiedzieć co się tutaj dzieje? Leżałam u góry, w swoim pokoju, gdy usłyszałam krzyki i jakieś odgłosy… Czemu ten człowiek jest ranny…?
- Droga Pani porozmawiamy za chwilę wszyscy razem, tylko zamienię słówko z gospodarzem - powiedział szybko Siabo, tak ażeby wszyscy nie rzucili się do chaotycznych wyjaśnień, bądź do wyzwisk jak w przypaku kobolda. Spojrzał na człowieka imieniem Mival, który stał z wielkim nożem rzeźnickim w ręku. Uśmiechnął się i powiedział

- Szanowny gospodarzu, schowajcie ten nóż, co byście się nie skaleczyli. Mnie też obawiać się nie musicie, gdyż jestem przyjacielem. - jak chciał potrafił być przekonujący, zmieniając styl i ton wypowiedzi. Po raz kolejny przekonał się o tym gdy Mival odłożyl nóz - Musimy porozmawiać - podjął już ciszej Siabo. - Chodzi o to, mości karczmarzu, że tej nocy zostaliśmy zaatakowni, czego dowodem jest ta okropna rana Ehlana. Wątpie czy odzyska wzrok. Dlatego musisz nam wybaczyć całą zaistniałą później sytuację, której nieszczęśliwym bohaterem był Milo i ten nieznajomy nam mężczyzna - wskazał w okolice gdzie niziołek i kobieta klęczeli nad nieprzytomnym mężczyzną Oby tylko przeżył - Był to nieszczęśliwy wypadek, spowodowany strachem jak i także zbyt dobrym refleksem naszego małego przyjaciela. Poza tym gdyby ów człowiek, który teraz ma bełta w piersi krzyknął z góry schodów, owej sytuacji pewnie by nie było. W każdym razie, musisz przyznać, że też byłeś przestraszony po tym, jak coś z zewnątrz uderzało w drzwi, prawda? Więc wcale Cię nie dziwi, że wszyscy przestraszyli się Zwłaszcza Ci o słabych umysłach., iż na schodach może być owo coś. To nic złego się bać. Tylko głupiec by się w takiej sytuacji nie przestraszył. Albo ktoś doświadczony. Mały Milo też się przestraszył a jednak postanowił bronić Twego przybytku przed nieznanym. Popełnił jednak błąd. Błędy jak wiemy zdarzają się każdemu. Prawda? Mam nadzieję, że nie doniesiesz na niego ani na mnie i moich towarzyszy. Pewnie, że nie, prawda? W końcu tak jak my, i Ty jesteś pożądnym obywatelem. Co do tego rannego. Ponieważ może on zgłaszać, powiedzmy, pewne zastrzeżenia do bezpieczeństwa w tym przybytku i to z naszej winy, czuję się zobowiązany do jakiejś rekompensaty. Myślę, że Milo się ze mną zgodzi. Więc jakyb były jakieś problemy, to niech pan mu powie, że dostanie pieniądze w formie zadośćuczynienia, a także co ważniejsze, może liczyć na przysługę czarodzieja. To samo tyczy się pana. Myślę, ze to uczciwa propozycja dla Twego klienta i Twej rodziny prawda? Czyli rozumiem, że w razie pytań Mary, powie pan, że to był wypadek tak? I, że wszystko już zostało załatwione? Wspaniale - powiedział Siabo.

Postanowił wykorzystać swój talent oratorski do przekonania karczmarza do swych racji. Wiedział, że był dobrym mówcą choć daleko mu było do mistrzostwa. W swej krótkiej przemowie postanowił wykorzystać parę dobrych kart. Przede wszystkim pokazanie karczmarzowi, że także nasza grupa ucierpiała, poza tym danie mu do zrozumienia, że nasze cele są szlachetne, choć Siabo sam do końca nie był pewien, czy jego towarzysze są naprawdę szlachetni, a także wykorzystał motyw peiniędzy. Nie jeden barman siedział by cicho jak by mu się dało sztukę złota, ale Mival chyba do nich nie należał. Miał tylko nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, to Mivał nie zażąda zbyt wygórowanej ceny. A jeśli tak, to czarodziej poprosi o trochę gotówki swych "przjaciół" z poza drużyny. Kolejną kartą było to, że odwołał się do emocji i mądrości karczmarza w sposób, który sugerował, że jeśli karczmarz się nie bał to jest idiotą. Siabo z doświadczenia wiedział, że ludzie z własnej woli nie przyznają się do niewiedzy i idiotyzmu. Ignoranci. Postawił też karczmarza przed faktem dokonanym , co także było dobrym posunięciem, gdyż mało kto chciał i potrafił wyjść z tego typu zaułka.
Teraz iluzjoniście przyszło do głowy coś jeszcze. Coś powodowane jego obolałym sercem i tęsknotą. Spojrzał gospodarzowi w oczy i rzekł poważnie:

- Jest jeszcze coś. Twoja córka. Zora. Bardzo przypomina mi kogoś kogo kochałem a utraciłem. Mam na myśli moją siostrę Ishvin. Zora jest do niej łudząco podobna. Przez chwilę myślałem nawet, że to ona. W tej mieścinie dzieją się dziwne rzeczy i jest bardzo niebezpiecznie, dlatego - Laumee podnióśł spokojnie ręce i odpiął z szyi mały łańcuszek z okrągłym medalionem, który schowany był pod koszulą, wraz z innym medalikiem. Przedstawiał on okrąg z siedmioma gwazdami i czerwoną mgłą pośrodku. Symbol Mystry. - To należało do Ishvin - pokazał ojcu Zory i podał mu mówiąc - niech pan przekaże to córce. Bardzo tego pragnę. To jest symbol Mystry, Pani Splotu, Matki Wszelkiej Magii. Niech Zora to nosi, a Mystra będzie jej strzegła. Mam nadzięję, że ocali ją to od wszelakich nieszczęść.

Świetny ruch! Niedosyć, że łapówka, to jeszcze dana w sposób zbudzający litość - pomyślał umsył szpiega. Umysł, ale nie serce. Serce myślało raczej: Ishvin nie mniej mi tego za złe. Zawsze będe miał Cię w sercu. Ona jest do Ciebie taka podobna. Dlatego musiałem to zrobić. Dwie strony umysłu Siaba toczyły cichą wojnę.

Czarodziej zamyślił się. Czuł, że jest zmęczony. Tyle jeszcze było do zrobienia, a on po prostu padał z nóg. Wiedział jednak, że nie może jeszcze odpocząć. Spojrzał na rannego elfa i zobaczył dziwne zachowanie kota. Nie mial siły jednak go analizować. Niespodzianka. Nie spodziewał się, że ten wieczór, a właściwie noc, będzie tak męcząca.

Potrzebował snu i kąpieli. Spojrzał jeszcze na kapłankę. I kobiety - pomyślał jeszcze przelotnie, co spowodowało pojawienie się lekkiego uśmiechu na jego ustach. To ci dopiero niespodzianka! O czym ty teraz myślisz, w takiej chwili? Przestań się na nią gapić w ten sposób! - skarcił sam siebie, po czym ruszył do uzdrowicielki ciekaw, czy ktoś zaczął z nią rozmowę.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 10-06-2008 o 08:21.
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 09-06-2008, 15:45   #34
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Elhan wciąż czołgał się po podłodze w poszukiwaniu miecza. Nie przychodziło mu to łatwo, jego zmysły były otępiałe. Zewsząd dochodziły zagłuszone krzyki, na które elf nie zwracał uwagi. W głowie wciąż krążyły mu obrazy rozdziawionej paszczy pełnej kłów, na dodatek potwór był pozbawiony skóry, a po głowie chodziły mu robaki! Nie wiedział w jaki sposób potwór go zaatakował, to było zbyt szybkie, a spływająca krew i kłujący ból w mgnieniu oka przesłoniły mu obraz. Elf poczuł jak coś wokół niego człapie. W końcu po miauczeniu rozpoznał kota, który zapewne przyplątał się tutaj zaciekawiony wydarzeniami. Nie zwrócił jednak uwagi na to, że pupilek rodziny karczmarza krąży wokół niego jakby szykując się do ataku.

W końcu elf usłyszał wyraźniej znajomy głos Blajnda. Ze słów tropiciela wynikało, że szuka w plecaku torby uzdrowiciela, co przyniosło elfowi wielką ulgę. Apteczka z pewnością przynajmniej częściowo ukoi ból. Wojownik przewrócił się na plecy i zastygł w bezruchu zgodnie z zaleceniem pół-elfa. Poczuł jak tropiciel zmywa wilgotną szmatką krew z jego twarzy. Z jęków roznoszących się po pomieszczeniu elf zauważył, że nie tylko on jest ranny.
"Czyżby potwór dostał się do środka?" - pomyślał - "Ech... jakim byłem głupcem!" - skarcił się w myślach - "Nie powinienem zaglądać za zasłonę. Tylko sprowadziłem kłopoty na niewinną rodzinę karczmarza i moich towarzyszy. Moja ciekawość wpędzi kiedyś mnie do grobu, mam jednak nadzieję, że nikogo więcej, tylko mnie."
 
Sinthael jest offline  
Stary 10-06-2008, 15:41   #35
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Nieznajoma kobieta po zjawieniu się w głównej sali karczmy szybko zajęła się rannym mężczyzną, używając na nim magii leczniczej. Niebieska poświata wniknęła w ciało pechowca powodując, że twarz mężczyzny zaczęła nabierać prawidłowych dla żywych osobników kolorów. Ranny zamrugał oczami, po czym nadal mocno skołowany rozglądnął się wokół siebie. Zdecydowanie było z nim lepiej, a krwawienie ustało, nadal jednak z jego torsu wystawał nieszczęsny bełt.
- Cholera - Szepnął lekko spanikowany na widok pocisku w swoim ciele i zadrżał. Siedział gdzie wcześniej, oparty plecami o ścianę, nie bardzo wiedząc co teraz począć - Ludzie, co wyście mi zrobili?! - Oburzył się w końcu, żądając pewnie wyjaśnień i dalszej pomocy?.

Jego wybawicielka, również nie bardzo wiedząc co się dzieje, omiotła spojrzeniem wszystkich na sali, także domagając się odpowiedzi na kilka pytań. Z jasnymi włosami spiętymi w kok i ze srebrnymi drucikami na nosie wewnątrz których tkwiły szkiełka, wyglądała na jakąś uczoną lub kogoś podobnego. Wielu z was prawidłowo zidentyfikowało przedmiot na jej twarzy jako "okulary", chociaż z tego co wiedzieliście nosili je raczej zgrzybiali starcy, siedzący całe swe życie w księgach. Czy więc kobieta miała jak i oni problemy ze wzrokiem, zbyt intensywnie ślepiąc latami w jakieś zwykłe czy też magiczne zapiski?. W przeciwieństwie jednak do typowych uczonych nie była ani stara, ani brzydka. Co więcej, wyglądała nawet całkiem całkiem po dokładniejszym przyjrzeniu się i "przebiciu" przez typowy wygląd mola książkowego.

W tym też czasie Milo to spoglądał na wybawicielkę sytuacji, to na rannego, dziękując bogom za pomyślne zakończenie jego fatalnego błędu. Sam nie miał pojęcia co by było, gdyby z jego ręki zginął niewinny człowiek, i szczerze powiedziawszy nie chciał o tym myśleć. Pomyłka doprowadziła do wyjątkowo szybkiego wytrzeźwienia, i Niziołek przysięgał sobie, że już nigdy nie tknie trunków. Czy jednak naprawdę tak miało być, pokaże czas... .

Johan, jak to zwykle, marudził coś niezrozumiale pod nosem, ale za to Kobold Harkh odezwał się wyjątkowo głośno i wyjątkowo z sensem. Zaczął wydawać pozostałym polecenia, i o dziwo, wysłuchano go bez większego marudzenia. Każdy więc zajął się czymś sensownym, pamiętając jednak, że dziwny stwór wciąż może być gdzieś blisko, jeśli już nie na piętrze karczmy. Ślepym Elhanem zajął się Blanjdo do spółki z asystującym mu Elfim wojem Szadedem, który milczał już od dłuższego czasu jak nigdy. Nie widząc innej możliwości, jedyną rzeczą jaką zrobili, było wytarcie towarzyszowi twarzy z krwi, a następnie zabrali się za obwiązanie bandażem oczu. Posadzili go przy jednym ze stołów, dodając mu nieco słownie otuchy, oraz wkładając w dłoń upuszczony miecz, by chociaż w ten sposób Elhan mógł poczuć się nieco raźniej w ciężkich chwilach.

Laumee Haar zajęty był zaś tłumaczeniem karczmarzowi zaistniałej sytuacji, wyjaśniając wylewnie wszystkie szczegóły. Mival w miarę słuchania słów mężczyzny zaczął się uspokajać, czego najlepszym przykładem było szybkie schowanie sporych rozmiarów noża. W miarę jak Siabo mówił i mówił, jego słuchacz coraz częściej przytakiwał i przytakiwał, aż w końcu nie robił nic innego, tylko machał głową w dół i górę. Laumee musiał się naprawdę mocno wysilać, żeby nie parsknąć w czasie swych wyjaśnień Mivalowi prosto w twarz, kojarząc jego zachowanie z kukiełkami na sznurkach, które parę razy w swym życiu widział na prymitywnych przedstawieniach ulicznych. Siabo mówił jednak z sensem, Mival zaś głupcem nie był, i szybko pojął aluzję do "zadośćuczynienia" i ofiarowany na początek medalik-symbol Mystry.

- Zora? - Zdziwił się karczmarz, biorąc od Maga "błyskotkę" ze srebra i oglądając przez chwilę wyjątkowo blisko swojego nochala - Taaa... dobra, dam jej to, a co do... - Nie dokończył, ponieważ wspomniana osóbka wyskoczyła z zaplecza przybytku, słysząc najpierw Siabo, a później własnego ojca wymawiającego jej imię.

- Co? - Spytała wyjątkowo prostacko z nieco wzburzoną fryzurą. Miała na sobie zwykłą koszulę nocną i stała boso, przyciągając oko nie tylko Laumee.

Najwyraźniej wyskoczyła z łóżka, w końcu była już północ, albo i po niej?. Mival spojrzał to na nią, to na Siabo, znowu na nią i na Maga, po czym w końcu się niechętnie odezwał:
- To dla ciebie, prezent od tego pana, ma cię chronić przed stworem - Podał jej medalion, a oczy rudowłosej zrobiły się wyjątkowo duże. Na twarzy pojawił się wielki uśmiech, niemal równocześnie z czerwienią strzelającą na jej policzkach.

- Dzię... dziękuję panie - Bąknęła do Laumee, lekko dygając w niby ukłonie.
- Zora do łóżka - Dobiegło gdzieś z tyłu nawoływanie matki - Sergor już leży a ty co, koniec tego dziewojo!.

Zora zniknęła więc również szybko, co się pojawiła, a karczmarz dodatkowo zamknął drzwi prowadzące do prywatnych izb. Spojrzał na Siabo, na resztę towarzystwa, po czym podrapał się po brodzie.
- Jeśli stwór jeszcze gdzieś jest lepiej być cicho. Miejcie się na baczności i mi tu niczego nie rozkradajcie - Wskazał na ladę, pod którą trzymał flaszki wina i beczkę piwa - My idziemy spać, co wam też radzę, lub przynajmniej postaramy się poleżeć w spokoju w łożach. Wam pewnie też by się to przydało, jutro pewnie trza będzie pogadać z Marą, zabrać rannego do świątyni. Powiem że to był wypadek, w końcu tak to widziałem czyż nie? - Jakoś tak dziwnie się uśmiechnął - Dobrej nocy - Dodał, po czym zniknął za drzwiami i przez chwilę jeszcze było słychać jak zamyka je jakimiś zasuwami.

Po tym jak Mival ze swoją rodzinką zabarykadował się w swoich prywatnych izbach, a wy zanieśliście rannego mężczyznę do jego pokoju, nastała cisza. Nigdzie nie było widać, czy też słychać tajemniczego potwora, wilk zachowywał się całkiem spokojnie, natomiast czarny sierściuch krążący jeszcze przed chwilą wokół rannego Elhana gdzieś zniknął. Nie pozostało chyba więc już nic innego jak udać się na spoczynek, chociaż może po tym co zaszło wypadałoby pozostać nieco czujnym i spać przysłowiowo z otwartym okiem. Mniej lub bardziej zmęczeni mieliście znowu kilka nowych pytań oraz poznaliście nową osóbkę. Nie znaliście nawet jej imienia, ale liczyła się w końcu pomoc w potrzebie, a nie szczegóły.

Było już naprawdę późno... .
 
Buka jest offline  
Stary 12-06-2008, 14:17   #36
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Siabo był znużony. Powieki same mu się zamykały, ziewał co chwilę, a do tego czuł jakby miał zemdleć. A tyle jeszcze było do zrobienia. Potrzebował snu. Niestety nie zapowiadało się, by ten luksus został zapewniony czarodziejowi wystarczająco prędko. Potrzebował kąpieli. Tej jednak mógł się spodziewać dopiero rano. O ile Zora będzie o tym pamiętać. Zora...

Ale się ucieszyła gdy zobaczyła mój dar dla niej. Jej uśmiech jest taki ładny. Zupełnie jak Ishvin. Oby tylko Zora nie skończyła tak jak moja kochana siostrzyczka. Widać, że jest mądrą osóbką. Podejrzewam, że dzięki rodzicom. Tak, a ci chyba uwarzają, że mam na nią chrapkę. Dobre sobie. Jak mógłbym mieć ochotę na przespanie się z kimś, kto do złudzenia przypomina moją siostrę?! Przecież to praktycznie kazirostwo! O co oni mnie posądzają?! Może jeszcze o nekrofilię co? Co z tego, że jest naprawdę ładna? Nawet gdyby nie była podobna do Ishvin, to przecież nie zakręciłbym w głowie nastolatce! Jestem na to trochę za stary! Dziwna rzecz, ale czuję się za nią odpowiedzialny.

Czarodziej wyrwał się z przemyśleń o rudowłosej osóbce, gdyż usłyszał, że ranny mężczyzna już zaczyna mieć pretensje. Właściwie to nic dziwnego, ale Siabo był już zmęczony, a jak on był zmęczony, szybko wpadał w skrajne nastroje. Każdy kto potrafiłby odczytać emocje, i próbowałby zrobić to z Laumee Harrem w przeciągu ostatnich chwil dostałby zawrotu głowy, albo stwierdziłby, że Siabo powinien się leczyć na głowę. Najpierw iluzjonista był znudzony i zamyślony. Później trochę się rozbudził, a nawet miał ogromną chęć działania. Przez chwilę się bał, tylko po to by wpaść w nostalgię, spowodowaną wspomnieniami po siostrze, a następnie prawie wybuchnął śmiechem gdy rozmawiał z karczmarzem o naprawdę poważnych sprawach. A teraz? Teraz Siabo czuł złość. Nie na głupi wybryk Mila, ale wręcz przeciwnie. Czuł złość na ofiarę pomyłki łotrzyka. Siabo podszedł więc szybko do człowieka i powiedział :

- Co myśmy Ci zrobili? - spytał jadowitym głosem Siabo - jeśli się nie mylę to właśnie uratowaliśmy życie! Tak, pewnie zaraz powiesz coś w stylu "przecież to wy do mnie strzeliliście! To był zamach na moje życie". A ja się spytam: po co żeś złaził na dół?! Jaki demon Cię podkusił?! Słyszałeś hałasy na dole, więc musiałeś sprawdzić co się dzieje, tak ?! Po jaką cholerę!? Gdyby w izbie działy się jakieś złe rzeczy, dajmy na to, banda oprychów chciałaby złupić gospodę, wpadłbyś tu i co?! Próbowałbyś uspokoić złoczyńców?! Przekupić?! Wygnać?! A może czujesz się powołany do jakiś bohaterskich czynów?! Pobiłbyś ich?! Oddał w ręce sprawiedliwości?! Nie rozśmieszaj mnie! Jakoś na takiego nie wyglądasz! Spójrz na siebie! Jesteś nikim! Wątły i słaby, a do tego pozbawiony rozumu i wyobraźni! Byle goblin zabiłby Cię gdyby tylko chciał! Zeszczałeś się w gacie, bo dostałeś bełtem! "Och jak boli"! Ale Ty nawet nie wiesz co to jest ból! On to wie! - wskazał na oślepionego elfa - Chcesz poczuć to co on? Nie?! Więc sie łaskawie zamknij! Ten tutaj - tym razem pokazał na niziołka - łzy wylewał żebyś tylko nie zginął, a Ty jeszcze pretnesje masz!? Wiesz co tu się dzieję?! Coś nas zaatakowało i wydłubało oczy naszemu przyjacielowi! Pewnie nigdy nie odzyska wzroku! - dwa ostatnie zdania powiedział tak, żeby elf ich nie słyszał - A Ty żyjesz - czarodziejowi znowu zmieniał się nastrój. Czuł, że już się uspokaja, więc mówił już spokojniej i rozsądniej - więc masz za co dziękować bogom. Padłeś ofiarą strasznej pomyłki, jednak pomyśl o tym inaczej. Ty żyjesz. Wielu ludzi nie ma tego szczęścia. Zobacz ile miałeś szczęścia, że ta dobra i miła kobieta - wskazał na uzdrowicielkę - była akurat tutaj, gdy potrzebowałeś pomocy. Udzieliła Ci jej i chwała jej za to! Słuchaj, wiem, że cierpisze, ale zapewniam Cię, że wszyscy tutaj są skołowani, przestraszeni i zmęczeni. I zapewniam, że wszyscy cieprimy. Spójrz na ślepego elfa. Spojrz na roztrzęsionego niziołka. Jak myślisz ,jest im lekko? Ale oni nie lamentują! Więc, nie zachowój się jak pępek świata. Obiecuje Ci, że dostaniesz zadośćuczynienie za Twe krzywdy - powiedział mężczyźnie, po czym spytał Mila - prawda przyjacielu?

Czarodziej wstał i uśmiechnął się do rannego, a także do Mila najlepiej jak tylko mógł. Wszystko go już bolało. Był wyczerpany, ale musiał jeszcze trochę się pomęczyć. Skierował swe oczy na kobietę w okularach, a następnie rzekł

- Szanowna Pani - ujął ją za dłoń i lekko pocałował w ręke - jestem Siabo Laumee Harr, ten niziołek to Milo, ten ranny elf to Ehlan, a opiekują się nim: elf Szaded, a także półelf Blajndo. Ten człowiek natomiast, to Johan, a jego mały przyjaciel, to Harkh - Siabo przedstawił wszystkich nieznajomej, wskazując na każdą osobę w odpowiednim momencie. Okazało się, że znał ich imiona, choć wcześniej zdawało mu się, że jest inaczej. Spojrzał
na nich przelotnie, ciekawe czy mają coś do powiedzenie, po czym podjął - Chciałaś Pani wiedzieć co się tutaj dzieje więc spieszę z wyjaśnieniami. Opowiem to jednak skrótowo, gdyż dosłownie padam z nóg. Cała nasza kompania przybyła do owego lokalu przed paroma godzinami. Nie mieliśmy konkretnego celu. Zatrzymaliśmy sie tutaj na nocleg. Gdy nadszedł czas spoczynku, zauważyliśmy dziwne zachowanie karczmarza. Wypytawszy go o to, dowiedzieliśmy się, że te miasteczko, ma jakieś problemy. Pewnie Pani już o tym słyszała. Gdy nadszedł czas, wszyscy postanowili udać się na spoczynek. Tylko ja i Ehlan zamarudziliśmy przy stoliku. Wtem usłyszeliśmy jakieś podejrzane odgłosy i mój towarzysz wyjrzał przez okno. Właśnie wtedy coś go zaatakowało i stracił wzrok. Zaczął krzyczeć z bólu i trwogi. Do tego owe "coś" zaczęło dobijać się do karczmy. Wszyscy się rozbudzili i zaczął się Chaos. Właśnie wtedy na schodach pojawił się ów człowiek - wskazał na rannego - i Milo nie wytrzymując presji nacisnął na spust kuszy. To była nieszczęśliwa pomyłka. Nikt nie chciał krzywdy tego człowieka. Po chwili Pani, zaszczyciła nas swą pomocą. Resztę już Pani widziała. To mniej więcej tyle. Chciałbym podziękować za udzieloną pomoc i jednocześnie prosić, by spróbowała Pani pomóc Ehlanowi.

Czarodziej skończył mówić. Miał nadzieję, że kobieta zrozumiała jego przekaz. On sam uważał, że to był bełkot a nie prawdziwe zrelacjonowanie wydarzeń, ale cóż począć. Nie miał już sił na cokolwiek. Poczuł drapanie w gardle, a że był blisko stolika, na którym stal kufel z niewypitym do końca piwem, zaspokoił pragnienie. Następnie spojrzał na kobolda, który tak mu zaimponował. Miał nadzieję, że ani on, ani żaden jego towarzysz, nie będzie miał mu za złe, że to on Siabo przedstawił ową sytuację.

Mystro daj mi siłę bym nie padł na ziemię i nie zasnął! - poprosił w myślach czarodziej.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 12-06-2008, 19:49   #37
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Prowadzony ręką Blajndo Elhan usiadł na ławie przy jednym ze stolików. Wciąż był nieco wstrząśnięty swoją ślepotą. Początkowo miał nadzieję, że jest ona magiczna i po pewnym czasie ustąpi, jednak wciąż była tylko ciemność. W dodatku elf odczuwał ciągły ból oczu, który z pewnością nie towarzyszy zaklęciu ślepoty. Słowa pocieszenia ze strony innych nieco podniosły wojownika na duchu . Gdy w jego dłoni pojawił się miecz Elhan wziął głęboki oddech. Dawna pewność siebie powróciła.
- Dziękuję... - rzekł podnosząc głowę w stronę Blajndo i Szadeda. Wojownik przypomniał sobie obrazy niewidomych ludzi, których dość często spotykał na ulicach miast. Do jego umysłu zawitały też opowiadania różnych ludzi o ślepych wojownikach, których umiejętności dorównywały innym nie pozbawionym oczu rębajłom.

Elf wiedział, że odtąd będzie musiał polegać na swoim instynkcie i pozostałych zmysłach. Z pewnością minie wiele czasu nim przyzwyczai się do swojego kalectwa, jednak młody wojownik patrzył daleko w przyszłość. Nie przejmował się zbytnio tym co już się stało; póki stoi tutaj, na Torilu, ma zamiar czerpać z życia pełnymi garściami.

Otrząsnął się z myśli i pokręcił głową, tak jakby rozglądał się po pomieszczeniu. Stare przyzwyczajenie pozostało, jednak elf nie mógł nic zobaczyć. Usłyszał ostre słowa Siabo skierowane do jakiegoś człowieka. Nie wiedział tylko do kogo. Elhan kierując się swoim słuchem i macając drogę swoim mieczem schowanym do pochwy podszedł do Siabo, który wciąż krzyczał na nieznajomego.
- Spokojnie przyjacielu - rzekł spokojnym głosem - Ten człowiek jest zwykłym plebejuszem i zapewne nigdy nie otarł się o śmierć, aż do teraz. - wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się lekko najwyraźniej pokazując, że pogodził się już ze swoim kalectwem.

Gdy Siabo przedstawiał po kolei wszystkich członków drużyny tajemniczej, aczkolwiek niezwykle pomocnej towarzyszce, Elhan ukłonił się nisko w stronę, z której dochodził dźwięk, gdy padło jego imię. Ze słów maga wywnioskował, że jest to kobieta. Późniejsza relacja Siabo wiele wyjaśniła ślepemu elfowi, co zaszło podczas gdy on leżał na podłodze z zakrwawioną twarzą. Człowiek, który doświadczył złości iluzjonisty najwyraźniej był zranionym przez bełt, natomiast kobieta, której przedstawił go Siabo była jego wybawicielką.

Elf powoli odczuwał zmęczenie, które było spotęgowane utratą wzroku. Ziewnął przeciągle.
- Bardzo dziękuję za pomoc panowie i panie - zwrócił się do wszystkich obecnych - Tymczasem jeśli pozwolicie udam się na piętro, aby zakosztować tak przeze mnie pożądanego snu. - odwrócił się na pięcie i wyszukując drogę mieczem i macając ręką przed sobą, skierował się w stronę schodów...
 
Sinthael jest offline  
Stary 12-06-2008, 20:47   #38
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Ostatnich kilkanaście minut spędziło chłopakowi sen z powiek w pełni, jednakże widok takich ilości krwii, kilku niezbyt ciekawych wspomnień i chwila hałasu pobudziłaby chyba każdego. Znów mógł czuć się potrzebnym i fakt ten uszczęśliwiał go, choć całym sercem współczuł oślepionemu koledze, oraz zrobił co tylko mógł by mu pomóc. Gdy już kończył wiązać opaskę na oczach kompana, rzekł:

- To powinno Ci pomóc, choć troszkę - uśmiechnął się lekko i chociaż okaleczony tego nie widział to z całą pewnością wyczuł w jego głosie życzliwość.
- Wybacz ale więcej nie jesteśmy w stanie zrobić, w każdym bądź razie nie w tej chwili, spróbujemy z rana odwiedzić tutejszego kapłana, może coś poradzi, chyba, że ta szanowna pani będzie tak dobra i obejrzy tę ranę. - spojrzał przelotnie na kobietę stojącą przy okaleczonym gościu i rozmawiającą z Siabem.
- Chodź, usiądziesz sobie przy stole. - rzekł do rannego po czym wraz z łucznikiem wzięli towarzysza pod ramie i odprowadzili go do stołu. Blajndo wrócił się w pobliże okna, podniósł jego miecz i oddał go właścicielowi:
- Trzymaj, nic się już nie dzieje ale z pewnością chciałbyś go mieć przy sobie - znów się delikatnie uśmiechnął i dodał - Spróbuj conieco odpocząć i nie ruszaj narazie tej opaski.

Podszedł do nieznajomej, która już stała obok zbudzonego klienta z bełtem w klatce piersiowej:
- Dziękujemy bardzo, za szybką pomoc. Jak mniemam Siabo już przedstawił sytuację jaka tu zapanowała? Przyznam się szczerze, że sam jestem ciekaw tego co dokładnie tu zaszło lecz wydaje mi się, że conieco sam już rozgryzłem - spoglądnął na modlącego się Milo'a ściskającego mocno swoją kuszę, oraz na stojącą nieopodal resztę towarzyszy, równie zszokowanych czy też zdziwionych.
- Tak więc możecie mi oszczędzić szczegółów, reszty dowiem się od mojego przyjaciela - kiwnął głową w stronę Wherkens'a, który szybko podbiegł do swego towarzysza.
- Ach, no jakże też mogłem zapomnieć... Blajndo B'ulletto jestem! - skinął nisko głową, gdyż nie był przyzwyczajony do okazywania szczególnych manier typu całowanie w dłoń (jakby nie było to połowę swego życia spędził wśród drzew, a drugą wśród przyjaciół z miasta, gdzie większość z nich była przez bogatych obywateli i kupców często brana za uliczników, włóczęgów, złodzieji, kieszonkowców, etc. czyli tak zwanych podejrzanych typów, przy których nie wyjmuje się sakiewek bez chęci, nazywanej wśród ludzi tego fachu, dzieleniem się i wśród których dobre maniery były ostatnią rzeczą jaką młody chłopak mógł poznać).
- Jeśli nasz towarzysz jeszcze o tym nie wspomniał to ja chciałbym prosić o obejrzenie ran naszego kompana, Elhana. - zrobiliśmy co w naszej mocy by zatamować krwawienie i ukoić choć troszkę ból, ale na długo się to nie zda... - sciszył swój głos - ...i trzeba uważać, bo jak zacznie mu się to źle goić to może później się okazać, że nie odzyska wzroku, albo wda się jeszcze jakieś zakażenie i... oby nie... - westchnął lekko gdy zauważył zbliżającego się Elhana, spojrzał na niego z lekkim uśmiechem raz jeszcze, po czym poczuł nagle, że zmęczenie powróciło. Wiedział, że musi sobie w końcu usiąść... chociaż na chwilę.

Podszedł do stołu, rozejrzał się po sali, w której został już tylko on, kilku towarzyszy i nieznajoma. Usiadł wygodnie na pobliskiej ławie, gwizdnął w stronę swego kudłatego przyjaciela, który machając ogonem podbiegł do niego i położył się tuż obok. Szepnął coś do niego bardzo cicho, po czym wilk zamruczał jak "dobry piesek" i przymknął oczy. Chłopak szeptał wciąż coś do niego, a wilk mając zamknięte oczy machał lekko swym łbem i zachowywał się tak jakgdyby wszystko rozumiał. Po dłuższej chwili Blajndo oparł się o stół, mając przy tym bardzo poważną i skupioną minę...
- To musiało być jedno z nich... - zacisnął pięść i wydawałoby się, że coś się w nim wręcz gotuje. Lecz po chwili, przymknął oczy, oparł głowę o blat stołu... Coś znów szepnął do swego wilka, który to automatycznie się podniósł. Podniósł głowę i zauważył, że wojownika już nie ma wśród rozmawiających:
- Widzę, że Elhan już dotarł na górę, dobrze, to ja również wracam do łóżka, Wherkens pójdzie ze mną, będzie spał w moim pokoju, koło drzwii, tak więc uważajcie jak będziecie wchodzić by go nie nadepnąć... Bardzo tego nie lubi. - lekko się uśmiechnął i ruszył w stronę schodów, a kudłaty wilk spokojnym krokiem podążył za nim.
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 12-06-2008 o 21:08.
ŚLePoX jest offline  
Stary 12-06-2008, 21:31   #39
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Mała bestia przyglądała się miejscu zdarzenia w nadziei że znajdzie coś ciekawego, coś co pozwoli stwierdzić czym był stwór, który zaatakował elfa. Jedno było jednak pewne, stwór był na tyle niebezpieczny, aby zmusić kobolda do poważnego zastanowienia się nad tym, czy nie wyjechać z miasteczka. Ale Johan pewnie tak łatwo nie opuści tego miejsca i nie pożegna się tak szybko z możliwością pomocy ludziom. Uparty człek, ale czasem pocieszny. Teraz stał i bełkotał coś niezrozumiałego w stanie upojenia alkoholowego. Pewnie jak zwykle o honorze, zemście i innych duperelach, którymi Harkh już od dłuższego czasu nie miał okazji zawracać sobie łba. Zwiadowca miał nadzieję, że nie będzie musiał znowu pomagać i wyciągać niesfornego wojownika z tarapatów. Ciężkie jest życie kobolda tutaj, na powierzchni. Ale jeszcze cięższe staje się ono w zbyt dużym tłoku, jaki właśnie panował w karczmie w której przebywali.

Na dodatek przylazła jakaś baba w okularach, a kmieć, który dostał strzał w pierś ocknął się. Po cholerę ona go leczyła? Mogła dziada zostawić umierającego, przynajmniej problemów by nie robił, a teraz. A teraz tłumacz się, bo mości panu nie podobało się to, że drużyna broni tu swojego życia. Z tymi ludźmi zawsze są problemy. Kobold juz miał odpysknąć coś postrzelonemu człowiekowi, lecz wyprzedził go Siabo. Gdy czarodziej ciągnął swój monolog, na twarzy małego stwora pojawił się dziwny, przebiegły uśmiech. Podobało mu się takie zachowanie. Iluzjonista nie patyczkował się z dziadem, tylko powiedział mu co myśli. Póki co trochę zbyt delikatnie, ale młodziak jeszcze się uczy.

W końcu bestyja oderwała się od sprawdzania okna. Zdała sobie sprawę, że nic ciekawego nie znajdzie. I bardzo dobrze, jeszcze znalazłaby jakiś powód dla którego Johan miałby większą ochotę zostać w mieście, a to byłoby bardzo niekomfortowe rozwiązanie dla naszego spryciarza. On chciał jak najszybciej wyjechać z tego miasteczka, ówcześnie nażerając się smakowitymi kotami i przy okazji może okradając jakiś warzywaniak albo rzeźnię. Ale póki co...

Kobold obejrzał znowu salę. Mało obchodziło go już co mówi reszta. Zachciało mu się spać, jak zwykle po takich akcjach był spragniony i głodny. Postanowił więc zdobyć jakieś pożywienie. Kot był, na czas pobytu w karczmie, nietykalny, a odgłosy pustki z żołądka coraz bardziej się nasilały. Harkh wszedł więc za ladę baru i przewracając niemal wszystko do góry nogami, wyciągnął bochen chleba i dużego buraka.
- To dziś dieta warzywna... - wycedził smętnie pod nosem, po czym wyciągnął z pod lady dwa, drewniane, kufle o pojemności jednego litra każdy i podszedł do beczki ze złocistym trunkiem. Szybkim ruchem ręki odkręcił kurek i po upływie kilkunastu sekund miał już dwa litry piwa w kuflach.

Gdy zakończył "czynności przygotowawcze", wziął pieczywo pod pachę, buraka złapał w zęby i niosąc w obu rękach kufle z piwem skierował się w stronę swojego pokoju. Nim jednak znalazł się w pokoju, wypluł na chwilę buraka, łapiąc go zgrabnie w ręce, po czym powiedział do wszystkich:
- Tego ślepego to już można zabić. I tak się do niczego nie przyda, a i sam pewnie niezbyt cieszy się ze swojego stanu. - po chwili rzekł jeszcze coś szybko, tak trochę na odwal się:
- Johanie. Jakbyś mógł uiścić rachunek, byłbym bardzo wdzięczny...
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)
Bulny jest offline  
Stary 13-06-2008, 20:56   #40
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Milo patrzył na zasklepiającą się ranę ofiary tego nieszczęśliwego wypadku. Niebieskie światło wręcz kojące dla oczu niziołka wnikało w strukturę tkanki mięśniowej człowieka. Jednak nadal Miolo'wy bełt wystawał mu z piersi. Chociaż fakt, iż normalne kolory wróciły na twarz niedoszłego nieboszczyka, łotrzyk nie czuł wcale ulgi. Będzie żył. Ale co z tego gdy umrzeć prawie mu się udało? O mało go nie zabiłem! Potem chciałem strzelić do Johana! Jestem mordercą?! Wtem ranny przemówił
- Cholera... Ludzie coście mi zrobili!?
- Eee... to moja wina... wziąłem Fana za coś... innego... Wystrzeliłem frzestraszony, foczym zdałem sobie sfrawę do kogo strzelam... Bardzo... bardzo frzefraszam! - wyjąkał niziołek ocierając schnące już łzy. - A... a Fani bardzi dziękuję... za fomoc... i ratunek... Mam u Fani dług do sfłacenia...
To przez alkohol! To on osłabił mi mój rozum i zdolności rozumowania! Nie, więcej go nie tknę!
- Na Yondalę! Nigdy nie tknę choćby szklaneczki tego przeklętego płynu! A wy jesteście światkami... - To, że wy tego nie rozumiecie to nic nie świadczy, nie tknę go!.

Nagle ni z tego, ni z owego, uzdrowiony zaczął się dopytywać się i nieść pretensję do poszukiwaczy przygód, i już Milo miał tłumaczyć się za swe czyny, gdy niespodziewanie Siabo wstawił się za niziołkiem i zaczął atakować nieszczęśnika. Ostro skrytykował jego postawę, wyrzucając mu w twarz co o nim myśli. Milo był zszokowany tym co usłyszał. To nie moja wina? Jak to? Nie rozumiem?

Gdy Milo usłyszał swoje imię, mimo wcześniejszego incydentu i zamieszania, nie zapomniał nauk które dziadunio pasem nabijał mu do głowy. No, a raczej do tyłka ale to szczegóły którymi chwalić się nie wypada.
- Milo Greenbottle jestem, do usług... - po czym skłonił się nisko zdejmując śmieszną czapeczkę z głowy. - Miło mi foznać. - wyprostował się, po czym zauważył Elhana zmierzającego do schodów. Wywali sie biedaczek! pomyślał po czym pobiegł pomóc rannemu wojownikowi dojść do pokoju. Poczekał, aż ten ułoży się wygodnie w łóżku i wyszedł na zewnątrz pomieszczenia. Wychodząc rzucił tylko "Dobranoc" ale nie zauważył jakim językiem się posługuje. Zmęczenie dopadło małego łotrzyka więc nie myśląc zbyt wiele położył się u wrót swego elfiego towarzysza. Przykrył się płaszczem, i zasnął. Nie spostrzegł już łowcy wchodzącego na piętro...
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172