Elhan wciąż czołgał się po podłodze w poszukiwaniu miecza. Nie przychodziło mu to łatwo, jego zmysły były otępiałe. Zewsząd dochodziły zagłuszone krzyki, na które elf nie zwracał uwagi. W głowie wciąż krążyły mu obrazy rozdziawionej paszczy pełnej kłów, na dodatek potwór był pozbawiony skóry, a po głowie chodziły mu robaki! Nie wiedział w jaki sposób potwór go zaatakował, to było zbyt szybkie, a spływająca krew i kłujący ból w mgnieniu oka przesłoniły mu obraz. Elf poczuł jak coś wokół niego człapie. W końcu po miauczeniu rozpoznał kota, który zapewne przyplątał się tutaj zaciekawiony wydarzeniami. Nie zwrócił jednak uwagi na to, że pupilek rodziny karczmarza krąży wokół niego jakby szykując się do ataku.
W końcu elf usłyszał wyraźniej znajomy głos Blajnda. Ze słów tropiciela wynikało, że szuka w plecaku torby uzdrowiciela, co przyniosło elfowi wielką ulgę. Apteczka z pewnością przynajmniej częściowo ukoi ból. Wojownik przewrócił się na plecy i zastygł w bezruchu zgodnie z zaleceniem pół-elfa. Poczuł jak tropiciel zmywa wilgotną szmatką krew z jego twarzy. Z jęków roznoszących się po pomieszczeniu elf zauważył, że nie tylko on jest ranny.
"Czyżby potwór dostał się do środka?" - pomyślał - "Ech... jakim byłem głupcem!" - skarcił się w myślach - "Nie powinienem zaglądać za zasłonę. Tylko sprowadziłem kłopoty na niewinną rodzinę karczmarza i moich towarzyszy. Moja ciekawość wpędzi kiedyś mnie do grobu, mam jednak nadzieję, że nikogo więcej, tylko mnie." |