Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2008, 21:48   #185
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Doji

- Dobra opowieść Mirumoto-san. Całkiem do rzeczy. Zaniosę ją mnichom z Koshin... choć im pewnie bez końcówki. - Uśmiechnąwszy się mężczyzna poprawił rynsztunek i kontynuował - Samurajowie, czas na mnie. Bayushi-san, jesteś pierwszym Skorpionem jakiego spotykam. Nie obraź się, nie pasujesz do obrazu Skorpionów, o jakich słyszałem. Jeśli kiedyś będziesz chciał zostać obrońcą Cesarstwa, odnajdź mnie. Jestem synem Hida Kannou Getsoumaru, który jest gunso w Czwartej Strażnicy. Także i wy, Skorpioni panie Hida i panie Mirumoto, jesteś tam mile widziani.

Skłoniwszy się, krótko ostrzyżony Hida pobiegł za oddalającym się już oddziałem, w biegu nakładając hełm i szykując łuk.
Fukurou odpowiedział ukłonem na ukłon Kraba, po czym spojrzał w kierunku Gór Zmierzchu, bardziej z ciekawości, niż z potrzeby. O ile dobrze pamiętał, dostrzegł tam chmury otulające szczyty gór...Znak że nastąpiło tam załamanie pogody. Był ciekaw czy Osano-Wo nadal wyładowuje swój gniew.
- Czas i nam ruszyć w drogę.- dodał i powoli ruszył dalej nie czekając na towarzyszy. Tempo jakie nadał Subayai wszak szybkie nie było. Więc Krab i Skorpion bez problemu mogli nie tylko dogonić, ale i wyprzedzić Smoka, jeśli byłoby to potrzebne.
Fukurou jedną dłonią trzymał cugle, druga, zaś opierał na rękojeści wakizashi i palcami dotykał figurki sowy z jadeitu. Ich obecność zawsze dodawała Smokowi otuchy, tak jak obi z motywem jednorożców przypominał mu... Nieważne zresztą, co przypominał.
Otucha bowiem Smokowi była potrzebna, gdyż decyzję jaką miał podjąć długo rozważał w swym sercu. Wspomniał wędrówki z dziadkiem...To były szczęśliwe czasy, bez bólu w sercu, bez odpowiedzialności, bez trudnych decyzji...

Ziemie klanu Ważki ,Okolice Kyuden Tonbo połowa miesiąca Shiby, rok 1108

Staruszek powoli zbliżał się do wioski, w towarzystwie podrostka. Nie był to jednak zwykły starzec. Niski nawet jak na Rokugańczyka, w dodatku jeszcze przygnieciony do ziemi wiekiem wydawał się być dodatkiem do daisho które nosił. Kimono jego było czyste, lecz marnej jakości. Wiele prań sprawiło że zielona barwa kimona zblakła, a mon Klanu Smoka jego plecach bardziej przypominał jaszczurkę niż smoka. O wiele bardziej widoczny był mon rodziny Mirumoto. Dość długie włosy starca, jak przerzedzona broda były śnieżnobiałe. Lecz biel ta nie pochodziła od barwników, a była efektem wieku samuraja. Śmiałe spojrzenie różnobarwnych oczu i energiczny krok świadczył o tym, że ów starzec nic sobie nie robił z faktu, że osiągnął już okres inkyo i powinien porzucić żywot bushi, by zostać mnichem...
Tuż za starcem podążał sapiąc głośno podlotek w znacznie droższym kimonie, za to obładowany niczym tragarz różnego rodzaju pakunkami i zabezpieczoną bronią. Co sprawiało dość komiczne wrażenie.
- Żwawiej , żwawiej Fukurou-kun... Kraby biegają w pełnej zbroi , podobnie objuczone jak ty. A ty mając jedynie pakunki ledwie powłóczysz nogami. Chcesz mi wmówić że syn rodziny Mirumoto jest gorszy od Krabów? Skup się na oddechu i na drodze przed tobą, a nie na ciężarze!- mówił starzec
- Hai ojiisan.- wystękał spod pakunków Fukurou.
Nagle starzec zatrzymał się...Fukurou stanął obok dziadka i spytał. - Co się stało sensei-sama?
Musashi wskazał palcem wioskę do której zmierzali. Było w niej widać sporo bushi w charakterystycznych zbrojach.
- Poselstwo Lwów... -rzekł Mirumoto Musashi.
- To źle?- spytał Fukurou.
- Lwy nie negocjują Fukurou-kun. Lwy żądają z pogardy godnym brakiem finezji. Tak samo jak i u Krabów, dyplomacja jest słabym punktem Lwów. - rozpoczął jeden ze swych wykładów Musashi.- A skoro są tutaj, to ich celem jest Kyuden Tonbo. Lwy nie przepadają za Ważkami, zaś Ważki są związane z naszym klanem. Czegokolwiek dotyczą żądania Lwów, możesz być pewien, że pośrednio dotknie to Smoków.
- Plotki musiały być prawdziwe.-rzekł Fukurou.
- Trafne spostrzeżenie wnuku.- potwierdził Musashi... Plotki o morderstwie popełnionym na ziemiach Ważki, szybko rozniosły się po okolicy. Śmierć wysoko postawionego Lwa i zbezczeszczenie jego zwłok, poprzez zostawienie, by gniły... Taka zbrodnia nie przepada bez echa. Morderca musiał owego Lwa bardzo nienawidzić, skoro zdecydował się na tak wyrafinowaną zemstę.
- Matsu Hachizuke Ikodai.- wspomniał na głos Fukurou imię zmarłego. Takie przynajmniej wymienił Tonbo Hogen, urzędnik sprawdzający dokumenty podróżne, Musashiego i jego ucznia. Ojciec Hogena miał okazję i honor stoczyć przyjacielski pojedynek na bokeny z Musashim. I z tego powodu Hogen uważał dziadka Fukurou za osobę na tyle bliską jego rodzinie, by zwierzyć się z kłopotów, jakim było nieuniknione przybycie poselstwa Lwów. - Ojiisan, co wiesz o Matsu?
- Matsu to rodzina skrajności. Bardzo honorowi i bardzo porywczy.- rzekł enigmatycznie Musashi.- Pogodzić ziemię i ogień... Ciekawe jak ten problem rozwiązałby Shinsei-sama.
Zbliżając się do wioski, oboje widzieli chłopów na pracujących polach ryżowych, przygiętych do ziemi bardziej niż zwykle. Na środku wioski wbity był sztandar Lwów. Zaś sami bushi Lwów wędrowali po wiosce w pełnym rynsztunku bojowym. Jakby nie przybyli w gościnę, a zajęli tą wioskę w trakcie wojennej kampanii. Robiło to komiczne wrażenie, zważywszy że samurajów Lwów, było zaledwie dziewięciu. I wszyscy, jak zauważył Fukurou, niewiele starsi do niego. Zapewne dopiero przeszli gempukku. Niemniej sam sztandar ozdobiony był wizerunkiem Fukurokujina- Fortuny Mądrości. Co świadczyło o tym, że w Lwy są poselstwem i przybyły na ziemie Ważki w pokojowych zamiarach. Co bynajmniej nie łagodziło pełnej utajonego napięcia atmosfery jaka panowała w wiosce.
Musashi szedł jednak nadal raźnym krokiem, zupełnie jakby nie zauważał zgromadzonych tutaj Lwów. Za nim zaś podążał ciężko dysząc, Fukurou. Młode Lwy schodziły mu z drogi, gdy gniewne spojrzenia napotykały zielone i brązowe oko Musashiego. Stary samuraj Smoka ignorował głośne splunięcia Lwów, mające odwrócić od nich uwagę złych duchów, jakie podobno podążają za tak naznaczonym przez Karmę. Musashi był przyzwyczajony do takiego zachowania u innych od dzieciństwa.
Na głównym placu wioski, na ławeczce pod starym i rozłożystym drzewem tekowym siedział młody bushi w wyjątkowo ozdobnej i zapewne drogiej zbroi i podobnie efektownym daisho. Fukurou uznał go za przywódcę tej kliki... I z zazdrością przyglądał się daisho, do którego on sam, praw jeszcze nie miał. Jego gempukku miało się dopiero odbyć za półtora roku.
Koło owego młodego bushi kręcił się chłop w dość bogatych, jak na człowieka jego stanu, szatach. Zapewne naczelnik wioski...Sądząc po lękliwym głosie heimina, młode Lwy okazały się uciążliwymi gośćmi.
Musashi jednak zdawał sobie nie zwracać uwagi na siedzącego bushi tylko od razu skierował się w kierunku karczmy, a za nim Fukurou.
Młody samuraj spod drzewa tekowego na ten widok krzyknął.- Stój, ktoś ty?!
- Grzeczność nakazuje, byś zanim zapytał o imię, sam się przedstawił samuraju.-
rzekł Musashi, po czym dodał.- Jestem tylko starym bushi, wędrującym z wnukiem po ziemiach Ważki.
- To Mirumoto ‘Wąż’ Musashi, wystarczy spojrzeć na tsuby u jego daisho.- rzekł osobnik siedzący w cieniu drzewa tekowego, a przez to, dotąd skryty przed wzrokiem Fukurou. Po tych słowach wstał i wyszedł z cienia. Szare kimono, jedynie katana u obi i niedbale ogolona twarz znamionowały godność owego osobnika... Był roninem.
- Nie wypieram się tego, a wy kim jesteście, skoro wypytujecie mnie jakbyście byli prawowitymi właścicielami tych ziem?- spytał Musashi.
-Jestem Matsu Hachizuke Sangai, na ziemiach Ważki zhańbiono członka mej rodziny.- odparł butnie młody bushi.
- Współczuję twojej stracie samuraju.- rzekł w odpowiedzi Musashi.
- Nie potrzebuję twego współczucia starcze.- rzekł Sangai gniewnym głosem.
- Mirumoto Musashi-sama, czyż ktoś twego pokroju nie byłby idealnym mordercą? Starzec który oficjalnie jest już mnichem nazwiska którego nie można powiązać z jego klanem.- rzekł ronin.
- Odważne słowa ze strony człowieka fali...Którego przeszłości nikt nie może potwierdzić, ne?- odparł hardo Musashi.- Ale ja nie jestem mnichem bez nazwiska...Przy moim obi nadal jest daisho.
- Sumimasen, jeśli uznałeś me słowa za obraźliwe.- odparł pospiesznie ronin z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
- Śliskie twe słowa roninie...Ciekawe do kogo z nas bardziej pasuje tytuł węża.- rzekł w odpowiedzi Musashi.
Całej tej rozmowie przysłuchiwał się młody samuraj Lwa wyróżniający się od reszty, dwoma cechami. Był większy od reszty Lwów i jego zbroja była znacznie gorszej jakości. Zapewne należał do uboższej części Klanu Lwa. Fukurou zauważył też, że ów wielki Lew, położył dłoń na katanie i spojrzał wyczekująco na Sangai. Ten zaś skinął lekko głową.
- Słyszałem, że umiesz walczyć samuraju... Tak przynajmniej mówią.- rzekł butnie ów duży bushi podchodząc do starca.
- Więc zapewne musi to być prawda, chłopcze.- rzekł spokojnym głosem Musashi do Lwa dwukrotnie wyższego od niego.
- Ja uważam Smok-san, że po prostu nie trafiłeś na trudnego przeciwnika.- dodał młody Lew.- Na przykład, zapewne nie walczyłeś z Matsu.
- Więc zapewne pod Matsu których pokonałem, musieli się podszywać pod członkowie nie z tego klanu. Co za niehonorowe zachowanie z ich strony, ne? -
rzekł Musashi.
- Stawaj do walki Mirumoto-san. Ja Matsu Yasuo udowodnię, że opowieści o twych umiejętnościach szermierczych są nieprawdziwe.- rzekł butnie młody bushi Lwa wyciągając katanę, a Fukurou stwierdził w duchu, że rodzice wyjątkowo źle dobrali imię swemu dziecku*.
- Że też tobie się uda, to co nie udało się wielu innym? - zaśmiał się Smok po czym dodał.- Nie przystoi staremu smokowi bić się z lwiątkiem. Co to za walka? Jedno kłapnięcie od niechcenia paszczą... I koniec.
- Tchórzysz!-
zakrzyknął Yasuo licząc, że ta wypowiedź sprowokuje Musashiego do walki.
- Czyż lis może stchórzyć przed zającem?- spytał filozoficznie stary Smok.
- Wyciągnij katanę i broń się Smok-san!- krzyknął Yasuo.- Chcę cię honorowo pokonać.
- Gdybym miał w dłoni źdźbło trawy, ten pojedynek byłby wyrównany, ale nie mam nic.- zakpił Smok.- Może więc odłożymy walkę, aż znajdę ładne źdźbło?
Rozwścieczony tymi słowami samuraj Lwa ruszył z furią na Smoka. Musashi nie sięgnął po oręż, nie schodził z drogi samuraja. Wydawało się, że celowo ignoruje atak Yasuo. Dopiero tuż przed uderzeniem zszedł z drogi ostrza katany. Fukurou rozpoznał w tym elementy drogi powietrza. "Powietrze nie stawia oporu, przez co nie można go zranić. Atakując powietrze, atakujesz siebie. Bądź jak powietrze, obróć siłę przeciwnika przeciw niemu".
Będąc blisko wydarzeń, młody Smok mógł zauważyć, jak Musashi wyprowadza szybki i silny cios w plecy Yasuo wytracając z go równowagi. Inni widzieli jedynie jak młody bushi się wywrócił.
- Oro, oro... zanim zaczniesz walczyć, naucz się chodzić... Pierwsza lekcją jaką winieneś opanować w kendo jest właśnie chodzenie. Chodź tak, by przeciwnik nie mógł cię zajść od tyłu. Samuraj, który na to pozwala...Nie pożyje za długo.- powiedział Musashi do podnoszącego się z ziemi samuraja.
- Zamilcz.- wycedził przez zęby Yasuo, czerwony na twarzy... z powodu gniewu, czy z powodu wstydu? Tego Fukurou nigdy się nie dowiedział.
Tymczasem z karczmy wyszły kolejne osoby, zapewne z powodu zamieszania... Strój wyraźnie wskazywał na ich status i pochodzenie. Shugenja z rodziny Kitsu.
Najstarszy z nich rzekł do Yasuo.- Co to za zamieszanie Matsu Hachizuke Yasuo-san?
Sangai błyskawicznie wstał i odrzekł.- Matsu Yasuo-san wyzwał na pojedynek obecnego tu Mirumoto-san, złamawszy w ten sposób twój zakaz wszczynania walk Kitsu-sama.
Słysząc te słowa, Yasuo klęknął, wyciągnął nerwowym ruchem wakizashi i przygotowywał się do popełnienia seppuku... Nie była to może w pełni poprawna forma, ale w obecnej sytuacji...
Nim jednak zdążył wbić krótki miecz, Musashi błyskawicznym kopnięciem wytrącił z dłoni wakizashi młodemu bushi... Po czym rzekł.- Nie odbył się tu żaden pojedynek Kistu-sama. Jestem pewien, że bym coś takiego zauważył, a Mastu-san przypomniałby o zakazie swemu podwładnemu, zanim doszłoby do jego złamania, ne?
- Co?...-Sangai zbladł, po czym pospieszenie zaczął przytakiwać.- Tak, oczywiście, że tak.
- Co więc się stało?- spytał najstarszy z Kitsu.
- Nic wielkiego... ów młody bushi z typowym dla Lwów podejściem do dyplomacji poprosił mnie o lekcję. A ja udzieliłem mu jej.- rzekł Smok.- W końcu nikomu z nas nie zależy na niepotrzebnym rozlewie krwi, ne?
- Hai, dość już krwi rozlało się ostatnio.-
odparł shugenja.

Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, początek godziny Shiby

Smok otrząsnął się ze wspomnień. Zatrzymał wierzchowca...Przez chwilę milczał. Długo bowiem roztrząsał ile powinien ujawnić swoim towarzyszom. Zbyt mało ilość informacji mogłaby źle wpłynąć na ocenę sytuacji przez Kraba i Skorpiona...Zbyt duża...Fukurou czuł, się jak smok odsłaniający miękkie podbrzusze w oczekiwaniu na cios. Nie chciał odsłonić swego serca, bał się niezrozumienia. W końcu Kraba ukształtował Mur, Skorpiona...Fukurou nie chciał wiedzieć co ukształtowało Skorpiona. Czy będą w stanie postawić się w jego sytuacji? Na to pytanie, odpowiedź padnie na następnym postoju.
Subayai ruszył z miejsca posłuszny woli swego jeźdźca...W końcu, czas zmierzyć się z nieznanym.
By odgonić ponure myśli Fukurou wspomniał słowa Kraba o Hida Kisadzie. Smok nieco zazdrościł Krabom takiego przywódcy klanu. Co prawda, jako członek rodziny Mirumoto wiernie służył i podziwiał Togashi Yokuni, ale...Fukurou musiał przyznać, że zdystansowany do świata i mało przystępny Togashi Yokuni-sama nie potrafił wzbudzić takiej gorliwej miłości u swych bushi, jak Hida Kisada. Nawet dla swych wiernych bushi Togashi Yokuni- sama był równie niedostępny jak góra na której mieszkał.

* Yasuo - spokojny , pokojowy, cichy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-10-2009 o 12:46.
abishai jest offline