Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-05-2008, 15:09   #181
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wewnętrzne dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage - terytorium Klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110


Też pytanie!

Basura cieszył się spokojem pawilonu po wyjściu swego Sensei. A tak do końca to zmagał się z myślami, które nie dawały mu spokoju. W ilu ruchach Sokoły przegrywają? Shogi? A jakie znaczenie ma ta plansza? Co to w ogóle mnie interesuje? Przecież każdy głupi wie że to tylko schemat. To tylko jakaś forma przedstawienia tego o czym mówili. Same zasady Shogi znaczenia nie mają!

Czy zatem mam powiedzieć że Sokoły nie przegrywają? Że nigdy nie przegrywamy? Że zawsze możemy wygrać jeśli odnajdziemy w sobie dość siły? Ja odnajdę!

Spokój.
Basura zmusił się do skupienia i oddzielenia umysłu od serca. Wszak droga samuraja zakłada ciągłą percepcję. Dobry samuraj to ten który w każdej chwili zachowuje pełną koncentrację. Czyż nie pięknie jest w tak trudnej chwili objąć umysłem zawiłości gry? Czyż to właśnie nie jest ciągła percepcja i sprawność umysłu do którego powinien dążyć?

Przyjrzał się układowi figur. Trzy.

Zadowolony z siebie i pełen zrozumienia wstał kierując się do wyjścia. Miał jeszcze wiele pracy do wykonania.

Energicznym krokiem skierował się w stronę znanego sobie pawilonu. Pewnym krokiem przekroczył rozsunięte drzwi. Skłaniając się w progu w stronę dwójki samurajów przebywających wewnątrz.

– Kenjiro Doji-sama, Manubo Kobo-sama – Młody Basura z szacunkiem zwrócił się do starszych, którzy z życzliwością zwrócili się w jego stronę. Choć Młodzian nie mógł być tego pewien, to jednak sposób w jaki się do nich zwykł zwracać wywoływał szacunek ze strony dwu yojimbo z klanu Żurawia. Wszak był dzikim Sokołem i nic tego nie mogło zmienić. A mimo to odnosił się z godnym uznania szacunkiem.
– Mam nadzieję że nie zakłócam Waszego spokoju. Przyszedłem pokornie prosić o … – Basura wyraźnie się zawahał. Tak jakby to co planował powiedzieć było niepoprawne:
- … Miecz. Opuszczam dom i będę potrzebował ostrza.
Starszy z dwójki yojimbo uśmiechnął się pogodnie spoglądając na oblicze syna swej Pani.
– Hai, Basura-kun. Przygotowałem coś dla Ciebie
Mówiąc te slowa, samuraj sięgnął po podłużny przedmiot zawinięty w bogato zdobiony materiał.
– To ostrze wykute na ziemiach twej matki. Jest nad wyraz ostre i dokładne. Tak samo jak dusza i uczynki osoby która może je dzierżyć. Miecz ten należał do najstarszego brata Twej czcigodnej matki. Pamiętaj o tym kiedy będziesz go nosił.
Basura skłonił się nisko przyjmując miecz wakizashi. Mimo materiału zdawało mu się że poczuł ciężar i chłód ostrza. Niemal dojrzał linie hamon.

Krzyk!
Ktoś przeciągle krzyknął. Chwilę później słychać było tupot nóg i czyjeś glosy. Yojimbo zareagowali instynktownie. Sięgając po miecze, Kenjiro w net znalazł się przy Basurze zasłaniając go własnym ciałem. Manubo zamarł przy drzwiach prowadzących do wnętrza pawilonu.

Obydwaj w tych samych pozycjach. Z rękoma na rękojeściach katan. Czujni choć zastygli w nieruchomych pozycjach. Szkoła Kakita. Piękni.

Cisza. Przez parę uderzeń serca nic się nie działo. Chwilę później ktoś podszedł do drzwi. Widać było napięcie i rosnącą czujność w sylwetkach Żurawi kiedy ktoś podchodził, wyciągał rękę, otwierał parawan.

Ubrany w szaty z błękitnym obszyciem dworzanin ukazał swe przestraszone oblicze. Jego ręce były we krwi, a wzrok krążył oszalały. Widząc bushi, ten upadł na kolana.

– Nie żyje… – wymamrotał samuraj w progu.

*****

Wszyscy zebrani wsłuchiwali się w relację. Heimin z pochyloną głową kończył relacjonować opowieść. Dworzanin siedzący obok zreflektował się i widać było powagę na jego twarzy. A dokładniej skrywany niepokój.

Wyobrażenie wydarzeń jakie miały miejsce wstrząsnęły Basurą. Gaki? Czy to możliwe że to one? Tylko z czego mogło to wynikać? Za jakie winy zły duch znalazł się tutaj? I dlaczego zabił tego sługę? Czy jego przeznaczeniem mógł być Basura?

Chłopak spojrzał na list leżący przed nim. Cały był we krwi. Prawdopodobnie to z nim związany był Gaki. Czy to oznaczało że nadal mógł być groźny? Gunso zapewne wiele mógłby powiedzieć. Teraz jednak go niebyło i trzeba było liczyć na wlasną wiedzę i ocenę sytuacji. Dojrzewasz Basura – tak już będzie.

Yojimbo pozostający obok stężał kiedy Basura sięgnął po list. Lecz nic nadzwyczajnego się nie stało. Sprawnie przełamał pieczęć uwalniając zawartość. Jakim że było rozczarowaniem kiedy kartka okazała się szkarłatem krwi.

…walka… stoczę… sześć… więc… jeśli… zostań… jako… prośba… wierzę… ważne… Kakita Dai

Czy cokolwiek prócz podpisu było w tym liście ważne? Czy wobec braku czytelności przekazu, może mieć to jakiekolwiek znaczenie? Dai potrzebował pomocy. Nawet jeśli chciał prosić o co innego, to mógł jej potrzebować. Niewiedza nie jest drogą samuraja. Należy ruszyć mu z pomocą.

Ale…
Basura spojrzał na ostrze które ofiarowane jemu wciąż spoczywało u jego boku. Wszelkie plany i wyobrażenie podróży wróciły jak echo. Jakże może pomóc przyjacielowi w takiej sytuacji.

Niewiedza nie jest drogą samuraja. Samuraj niema dylematów. – Basura ganił siebie w myślach. Faktycznie. Miał swoje obowiązki. Wypełni je. A to czy zdoła pomóc przyjacielowi pozostaje na drugim planie. Choć z drugiej strony mądry samuraj to ten który potrafi wiele lączyć i w każdej sytuacji ukazywać swe przymioty.

– Doji-sama, proszę Ciebie abyś odnalazł i sprowadził Hatsushita-gunso. To co miało miejsce nie można zbagatelizować. Być może będziemy potrzebowali pomocy znawców Gaki. – zwrócił się do jednego z yojimbo. Tym razem głosem pewnym, zdecydowanym. Tak podobnym do głosu Takatsukasa-karo.
– Doidoji – san. - zwrócił się do dworzanina – – Moja matka wielokrotnie komplementowała twoje umiejętności kaligrafii. Sam widziałem jak piszesz. Chyba nie będzie mylnym ocenić twe umiejętności jako znawcy. Czy nie?
– Hai, panie. Od lat zajmuje się kaligrafią z powodzeniem.
– Spójrz na ten list. Jest cały we krwi. Lecz świeża krew pokrywa stary atrament. Spróbuj odtworzyć znaki. Zmyć krew. A każde słowo jakie odczytasz przybliży nas do odgadnięcia tajemnicy tego zdarzenia. Potwierdź moje przypuszczenia, czy jest to sposób kaligrafii typowy dla twego klanu.
– I jeszcze jedno. Gdzie udał się Kakita Dai?

Ostatnie pytanie Basura zadał ogólnie. Nie kierując go do nikogo szczególnie.

Zapadła chwila ciszy. Ale nie dlatego aby ktoś ignorował lub okazywał brak szacunku najmłodszemu z zebranych. Raczej wywołało to zjawienie się kolejnej osoby. Wprost za plecami Basury. Niewidoczna dla niego, stała Pani tego domu. Stała i nie kryjąc radości i dumy wsłuchiwała się w słowa swego syna. Śledziła jego postawę. I była dumna widząc w nim swego męża. Dumnego. Wymagającego. Poważnego. Rozważnego i charyzmatycznego przywódcę, który w trudnej chwili potrafi odpowiednio się zachować.

Zaledwie w parę westchnień później kobieta zauważyła ślady krwi obecne w pomieszczeniu.
– Co tu się stało?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 15-05-2008, 22:07   #182
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Doji

- Czy jechaliście przez prowincje Jime i Doman? Czy drogi już są zatłoczone przez kupieckie karawany? Śpieszy nam się, a przed nami jeszcze prowincja Oga, potem Klany Wróbla, Lisa aż wreszcie na tereny Klanu Żurawia. Chcielibyśmy dojechać jak najdalej zanim rozpocznie się tłok na drogach i w zajazdach. – Smok tylko westchnął w myślach, gdy usłyszał słowa Skorpiona.
"Wszędzie widzieć wrogów...ciężki twój żywot Manji-san, jeśli w każdym usłyszanym słowie doszukujesz się jadu, w każdym czynie innych, zagrożenia "
- Powiedz mi, proszę, Hida Kannou Sesshun-san, jaka droga będzie nam najszybsza, a zarazem nie szybko się zapełni karawanami.
- Się zrobi. Odwiedzę Koshin w następnym miesiącu, to coś opowiem. Tylko, musiałbym wiedzieć co dokładnie mam opowiedzieć. Jak najlepsza opowieść być to powinna. - Popatrzywszy na Skorpiona poważnie, rzucił - Więc?
Manji-san nie wyglądał na skorego do opowiadania, więc Fukurou, przejął pałeczkę. Przymknął na chwilę oczy by sięgnąć po wspomnienia wyprawy, wciąż żywe i wyraźne w jego sercu. Po czym zaczął opowiadać, w czasie gdy Akito zdawał raport na temat pennagolanów. –Wyprawa zaczęła się późną nocą, szóstego dnia miesiąca Bayushi. Gdy do bram twierdzy dotarli dwaj poranieni samuraje, z oddziału Księżycowego Psa. Oddział ów maszerował z rannymi najkrótszą trasą do twierdzy, ale musiał się przebić przez czekające nań oddziały pod dowództwem Zaberu, jednego z Oni no Kyoso. Chui Hida Sago-sama zdecydowała się zabrać jeden guntai najbardziej wypoczętych ludzi, ale wspierany przez balisty... Usytuowaliśmy się w dogodnym miejscu i rozpoczęliśmy ostrzał wrogich sił. Chui Hida Sago-sama nakazała ufortyfikować nasze pozycje, tak by wyglądało iż nasza liczebność była większa niż w rzeczywistości. Początkowo Fortuny nam sprzyjały... Hida Sago-sama co chwila urządzała wypady z pozycji, masakrując co silniejsze grupki wroga...Całe wzgórze było lepkie od posoki pomiotu Nienazwanego, ginącego dziesiątki z naszych rąk. Balisty zasypywały wroga gradem pocisków. To był dzień rzezi wśród wrogów, wielki dzień chwały klanu Kraba...Tak się nam z początku zdawało. Nawet przybycie kolejnych trzech ogrów nie pomogło wrogowi. Nie mogli się oni równać z tak wielkimi bushi jak Hida Sago-sama i jej przyboczni. Ale byli oni tylko przynętą... Prawdziwy wróg, użył ich by wywabić Hida Sago-sama. I zabić... Walczyła dzielnie z tak potężnym przeciwnikiem. Niemniej Oni no Kyoso okazał się potężniejszy. A wraz z jego pojawieniem, liczebność goblinów stała się przewagą z którą nasz uszczuplony walką guntai poradzić sobie nie mógł. Zaberu drwił sobie z nas pokazując zatkniętą na yari głowę Hida Sago-sama. Wtedy Kaiu Ti Shin-sama przejął dowodzenie. Pod jego komendą mściliśmy się na wrogach zasypując ich pociskami...Dopóty ich starczyło. Następnie wykorzystaliśmy przygotowane uprzednio belki nasączone smołą. Potem użyliśmy elementów fortyfikacji, wzgórze było na tyle strome by móc je stoczyć na wroga. Aż nie pozostało prawie nic do zrzucenia, poza balistami... Kaiu-sama nakazał nam przygotować się do odwrotu, każda szóstka miała iść osobno, każda inną trasą, każda nie oglądając się na pozostałe, najważniejsze bowiem było, aby przekazać wiadomość co się stało. A potem jednym pociągnięciem liny spowodował, że balista, skorzystawszy z inżynierskiej wiedzy, zapadła się jakby pod własnym ciężarem, i w dół zbocza potoczyła się lawina belek i części, lawina do której dołączyły kolejne dwie maszyny, wraz z resztą przygotowanych na ten cel kamieni.
Nie widzieliśmy co się potem stało, ruszyliśmy bowiem zgodnie z rozkazem Kaiu-sama. Słyszeliśmy tylko jak wyzwał Zaberu do walki, by zyskać choć trochę czasu. Zginął więc bohaterską śmiercią lżąc wrogowi prosto w twarz... jak na bushi Kraba przystało. A i sam Zaberu przyznał, iż wielkimi utrapieniem był dla niego Kaiu Ti-shin-sama.-
Fukurou by uniknąć zbędnych pytań szybko wrócił do opowieści, nie dając Krabowi dojść do słowa. – Podobnie jak pozostałe grupy wyruszyliśmy wyznaczoną przez Kaiu Ti-shin-sama drogą. A naszą grupkę na cel wybrał sobie Zaberu... bawiła się z nami w kotka i myszkę zabijając jednego po drugim, przekomarzał, drwił. Stąd wiem, iż śmierć Kaiu-sama była heroiczna.
- Fukurou wciąż pamiętając piękną kobiecą twarz i sylwetkę potwora, tworzącą straszliwy kontrast z resztą ciała, czasami mówił o nim jak o kobiecie.
- Zaberu nie zauważył jednak jak Bayushi-san odłączył się by pognać niczym wiatr po pomoc... Oni no Kyoso była pewna swego zwycięstwa, nie zauważyła też zniknięcia Bayushi-san i to okazało się przyczyną jej zguby.- Fukurou zwrócił swe myśli do tamtych wydarzeń... i przed jego oczami wróciły wspomnienia walki z wieloręką poczwarą, wróciło ulotne wrażenie zmęczenia, dłoni drętwiejące na no-dachi. Przez chwilę znowu tam był, znowu czuł swąd krwi...posoki goblinów zmieszanej z ludzką. To było kilka najcięższych godzin w życiu Smoka...jak dotąd. – Toczyliśmy bój z atakującym z zaskoczenia potworem, nasz oręż zdołał utoczyć jej krwi... Lecz ona sama wydawała sie być niepokonana. Hida Saburo-san poświęcił życie by ułatwić nam trafienie pomiotu Fu Lenga, lecz mimo ciosów jakie zadawaliśmy ...
Tu Fukurou przerwał, by dopiero po chwili wrócić do opowieści.- ... Nawet gdy mi udało się obciąć Zaberu rękę. Nawet jej utrata nie zrobiła na bestii wrażenia. Później nasłała na nas hordę goblinów, zapewne by zająć nas podczas, gdy sama zapewne szukała Skorpiona. Słabe potworki, ale po tym wszystkim co przeszliśmy... Mogło nie starczyć nam sił. I pewnie nie starczyłoby gdyby nie... - Smok przez chwilę szukał odpowiedniego słowa.-... przemowa Hida Akito-san. Niewiele pamiętam z tego okresu, poza posoką, i falą zielonych potworków. Jakoś udało nam się przetrwać. Późniejsza wędrówka doprowadziła do nas ostatecznej konfrontacji z Zaberu. Spotkaliśmy ją bowiem atakującą Bayushi Manji-san, który wracajął z pomocą dla nas. Rozpoczęła się wtedy bitwa, w której tetstubo Akito-san przygwoździło pomiot Fu-Lenga, tak bym ja, i nie tylko ja... Byśmy mogli zadać mu ciosy, z których cios kryształowym sztyletem jakiego użył Bayushi Manji-san był ciosem zabójczym dla pomiotu Fu-Lenga... Ostatnia wyprawa Hida Sago- sama był a wyprawą pełną wielu bohaterskich czynów... - zakończył długą wypowiedź Smok.- ... choć dla wielu, ostatnią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-06-2008 o 07:22.
abishai jest offline  
Stary 21-05-2008, 12:49   #183
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; poranek trzeciego dnia miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Katsuo przystanął, oddychając ciężko. Jak nigdy miał ochotę położyć się i zasnąć. Niewielka oliwna lampka, którą jego przyjaciółka z rodziny Asahina uczyniła czymś więcej, mogła by dać mu ciepło tej nocy. W plecaku miał koc, którym mógł by się przykryć. Nie zmarzłby. Rankiem obudziłby się wyspany, wypoczęty i nawet sińce jakie zyskał w przeprawie z lawiną nie dokuczałyby mu tak bardzo.

Pokusa by się przespać ogarnęła go już dwa dni temu, ale walczył z nią wytrwale. Doskonale pamiętał, co powiedział mu starszy:

- Katsuo, by dostać się do Shiro Togashi, musisz pokonać całą górę, nie śpiąc. Jeśli choć raz zaśniesz, możesz równie dobrze wracać, bo już zawiodłeś.

- Shishio - wyjąkał, patrząc na swego mistrza - ale jak mogę nie spać, skoro wejście czasem trwa nawet cztery dni?!

- Nauczę Cię odpowiedniego kiho, dość znanego w naszym bractwie. Nazywa się ono Czwartą Bramą Świadomości.

Shinsei nauczał o bramach świadomości, sposobach, dzięki którym człowiek może pokonać swoje ograniczenia. W Braterstwie Shinsei poznanie takiej wiedzy było znaczące. Dlatego Katsuo czuł dumę i radość, że to jemu przypadła misja kurierska z Reihaido Shinsei do Shiro Togashi.

Przywoływał teraz to uczucie, jak i uczucie strachu przed porażką. Pozwolił sobie by je poczuć, a potem odrzucił obydwa, koncentrując się na swoim zadaniu. Jak zwykle, pomogło. Do czasu, gdy naszedł na śpiącą. Niewielka figurka zwiniętej w kłębek dziewczyny wywołała grymas zazdrości na twarzy czarnowłosego mężczyzny. Niewiele myśląc, kurier Bractwa Shinsei wyjąwszy koc z plecaka, narzucił go na nią, następnie postawił przy niej latarenkę i wyszeptał, rumieniąc się:

- Bo Twoje ciepło ogrzało mnie, Katsuo.

Następnie, w lekkim świetle niewielkiej latarenki, naskrobał parę słów na kartce, zwinął ją, przywiązał do uchwytu metalowej latarenki i powstał.

"Do diaska, faktycznie stoję na rozdrożu. Tak, jak przepowiedziałaś, Asahina-san. Za każdym razem, kiedy trzymam w dłoniach ten przedmiot, myślę o Tobie. Nie tak powinno być. Nie tak..."

Pozbywszy się choć części pokusy, rozmyślając nad własnymi niedoskonałościami i przywiązaniem do jednej osoby, a istotą Oświecenia, mnich z Reihaido Shinsei powolnym krokiem ruszył w noc, ku Shiro Togashi.



Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; niecałe ri od Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 22 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Rozpoczęła się gra w kotka i myszkę. Daidoji odbiła w las, ale tamci byli zbyt wprawni. Wkrótce Yuuki zorientowała się, że jej poruszenia jednak zwróciły uwagę, nie na tyle, by wszyscy rzucili się w pościg, ale dwu chętnych na nagrodę za jej złapanie wyślizgnęło się z zasadzki i podążało jej tropem. Nawet się szczególnie nie kryli, choć i tak poruszali się bardziej dyskretnie od niej samej. Znać było wprawę.

Mijanie zasadzki zajęło jej pół godziny i dopiero pod koniec tego manewru pozwoliła sobie na odetchnięcie. Mogła niemal wypisać sobie myśli śledzącej ją dwójki.

W końcu po co dzielić się nagrodą z innymi, skoro można mieć ją dla siebie?

Niestety, nadzieja, że prześladowcy poszarpią się między sobą zanikła po pół godzinie wędrówki. Yuuki nie miała też złudzeń, nawet gdy przestała wyczuwać gdzie ta dwójka jest, a do skraju lasu zostało jej może sto metrów. Oni jej nie zgubili. Czekali na okazję. Pytanie tylko, co dla nich było istotne? Złapanie jej żywcem, czy przywleczenie Trzynastu Kciukom jej ciała? Jeśli to pierwsze, musieli uderzyć jeszcze w lesie. Jeśli to drugie, wystarczyła dyskretna strzała w każdej chwili, nawet wtedy, gdy ona będzie na otwartej przestrzeni, gdzie żadne drzewo, gałąź czy krzew nie przesłoni ją przed strzałą.

Zamek majaczył przed nią swoim niezgrabnym konturem. Tak blisko, ale tak daleko zarazem...


Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Doji

- W rzeczy samej - Hida Kannou Sesshun odparł na pytanie o prowincje, nie doczekawszy się opowieści Skorpiona - tamtędy też wiodła droga. Nic ciekawego. Ruch zwykły, jeden jedno ciekawy się podróżnik trafił, shugenja Isawa, ciekawy nawet. W Oga może uda Ci się zobaczyć największego wojownika w całym Rokuganie, Bayushi-san; Czerwone Wachlarze miały ostatnio ciężkie przeprawy, Hida Kisada zapowiedział, że osobiście przyglądnie się wyborowi nowych oficerów. To będzie widok jaki będziesz mógł opowiadać swoim wnukom, samuraju Bayushi!

Mężczyzna z rodu Kannou z dumą wygłosił to obwieszczenie. Skorpion i Smok przywykli już do graniczącego z uwielbieniem szacunku, z jakim na temat Hidy Kisady wypowiadały się Kraby, a zwłaszcza ich bushi. Zresztą, opowieści o tym, jak wielkim był on wojownikiem sięgały daleko poza ziemie Kraba. Wielki Niedźwiedź, człowiek, który winien był zgolić głowę lata temu, a który wciąż prowadził największym wojennym wyprawom Cesarstwa, który wciąż dźwigał obowiązek jego obrony przed najgorszym, nieludzkim i niezrozumianym wrogiem - bohater i legenda. Kraby dumne były ze swojego przywódcy i pana. Prostą i niezachwianą dumą, z którą mogłaby rywalizować jedynie duma rodu Matsu z pani Lwów.

Fukurou westchnął i skupiwszy się, rozpoczął opowieść. Słysząc to, Akito uśmiechnął się lekko lecz nie skrócił relacji ani nie odszedł na bok. Rzeczowy Krab prostymi słowami zdawał raport i skończył go zdawać nim Fukurou dotarł do choćby połowy opowieści.

Gunso nie zwlekał, a choć Kraby może i by wysłuchały dalszej opowieści, i one spoważniały na wieść o pennagolanach. Jedynie Kannou pozostał, spokojnie dając znać Fukurou by ten kontynuował, a Smok szybko wrócił do opowieści. Gdy ją skończył, Krab z uznaniem walnął pięścią w do* i rzekł:

- Dobra opowieść Mirumoto-san. Całkiem do rzeczy. Zaniosę ją mnichom z Koshin... choć im pewnie bez końcówki. - Uśmiechnąwszy się mężczyzna poprawił rynsztunek i kontynuował - Samurajowie, czas na mnie. Bayushi-san, jesteś pierwszym Skorpionem jakiego spotykam. Nie obraź się, nie pasujesz do obrazu Skorpionów, o jakich słyszałem. Jeśli kiedyś będziesz chciał zostać obrońcą Cesarstwa, odnajdź mnie. Jestem synem Hida Kannou Getsoumaru, który jest gunso w Czwartej Strażnicy. Także i wy, Skorpioni panie Hida i panie Mirumoto, jesteś tam mile widziani.

Skłoniwszy się, krótko ostrzyżony Hida pobiegł za oddalającym się już oddziałem, w biegu nakładając hełm i szykując łuk.

Słońce sięgnęło zenitu.


Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 13 dzień miesiąca Psa

Krople wody pozostałe po deszczu skrzyły się w promieniach słońca przeświecającego przez malowane błękitem przerwy w chmurach. Hiroshi szedł powoli przez bambusowy zagajnik lekkim, spokojnym uśmiechem kwitując pojedyncze krople spadające jeszcze z gałęzi mocząc samurajski kok na jego głowie.

Nie oglądał się.

Dziewczynka pozostała z tyłu, zapewne wciąż siedząc pod drzewem, tak jak ja zostawił odchodząc bez słowa. Malunek został na ziemi obok niej, prezent, przypomnienie a także zapewne – usta młodego bushi rozciągnął mimowolnie szerszy uśmiech – przyczyna bólu tak zwanej dolnej części pleców w najbliższej przyszłości. Hishoshi znał dzieci. Był gotów się założyć, że zanim wyjdzie z zagajnika mała będzie już oglądać rysunek na wszystkie możliwe strony, a zanim dojdzie do świątyni Kaze-no-kami pokona wahanie, biegnąc z powrotem do twierdzy, aby opowiedzieć wszystkim o spotkaniu i pochwalić się zdobyczą. Lanie jakie dostanie od okasan widzącej dowód prawdziwości opowieści będzie miało zapewne epickie proporcje.

Młody bush wyszedł z zagajnika na trakt. Chłopu niosący drewno w stronę twierdzy zeszli z drogi zginając się w głębokim ukłonie.

Hiroshi przez moment bawił się myślą o prawdziwości zawołania matki Sakury. Czy istotnie mogła być Kitsune-tsuki? Chyba nie zdecydował po chwili zastanowienia. Zwykłe nieci brudne i poobgryzane paznokcie raczej nie mogły należeć do młodego kitsune. Choć bezsprzecznie charakter miała odpowiedni. Mały psotnik. Niewinny, pełen życia, skłonny do impulsywnego działania i popełniania głupstw.

Hiroshi uśmiechnął się pod nosem. Ciekawe jak go zapamięta. Uwierzyła, że ‘Feniks wie wszystko’ patrząc na niego z podziwem do jakiego zdolne są tylko dzieci. Młody bushi podumał przez chwilę nad sposobem w jaki rosną dorośli w młodych umysłach. On sam także miał kogoś takiego – Shiba Kensuke. Może 8 letni wtedy Hiroshi bawiąc się z bratem zawędrował na północny stok, na skarpę z drzewem wisielca, a wracając zabłądził. Przestraszonego nadejściem nocy, głodnego i całkowicie zagubionego chłopca ‘ocalił’ przypadkowo napotkany samuraj przechodzący dość blisko by usłyszeć wołanie. Tak blisko domu nie groziło mu żadne poważne niebezpieczeństwo, ale w oczach młodego Hiroshi, sytuacja wydawała się być śmiertelnie poważna. Do tej pory z drżeniem wspominał swój strach, kształt oblanej księżycowa poświata sylwetki oraz spokojny, pewny siebie głos bushi. Wydawał się mu wtedy twardy jak skała, pewny jak drzewa i pozbawiony strachu. Rozmowa podczas powolnej i niezbyt przecież długiej drogi do domu przez oblany światłem pełnego księżyca las pozostała w Hitoshi na długie lata. Do tej pory pamiętał tembr głosu Kensuke-san z niezwykłą wyrazistością.

Pytanie tylko, czy prawdziwy samuraj mógł mierzyć się ze wspomnieniem jakie Hiroshi nosił w pamięci. Wspominając Sakurę i patrząc na siebie młody bushi szczerze w to wątpił.

Wiatr rozwiewał włosy.

Rozpoczynający się w Kosaten Shiro trakt przecinał niewielkie, smagane wiatrem wzgórze, pozbawione drzew. Dalej, niżej zaczynały się już pierwsze porozrzucane chaty rybaków. Miejsce położenia świątyni było dobrane wyjątkowo dobrze. Zawsze było tu wietrznie.

A może – co Hiroshi przekrzywił głowę w namyśle – było na odwrót. Było wietrznie gdyż stała tutaj świątynia. Po chwili wahania młody bushi postanowi złożyć szacunek fortunie wiatru. Wchodząc po schodach, mijając kolejne tori Hiroshi z niepokojem zaobserwował dość dziwną scenę, rozgrywającą się przy jednym ze świątynnych domów. Sylwetka, w której podejrzewał swego onjin** ginęła w cieniu sylwetki chłopa, który dobiegłszy do shugenja zaczął coś gwałtownie perorować. Jego wielkie dłonie latały tam i z powrotem, Hiroshi zaś do końca nie wiedząc czemu, poczuł ukłucie niepokoju.



Korytarz przy wewnętrzym dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage - terytorium Klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110

Ciężar nowego ostrza za obi był niczym wobec ciężaru nowej odpowiedzialności. Wszyscy nagięli się do słów młodego chłopca łatwiej, niż trzcina nagina się wobec siły wiatru, a ten mimowolnie zdał sobie sprawę z jednej, istotnej rzeczy.

Wszyscy wokół patrzyli na niego i ku niemu. Pal sześć heimini, do tego był przyzwyczajony. Ale bushi! Ci ludzie, dorośli samuraje, którzy ryzykowali życiem po wielokroć, patrzyli teraz na niego i wyczekiwali na jego instrukcje. Oczekiwali, że ich poprowadzi, że nimi pokieruje. On, który nosił ostrze za obi od ledwie paru chwil.

Co tu się stało?

Głos matki domagał się wyjaśnień, choć pani domu nawet nie użyła rozkazującego tonu. Dworzanin z rodziny Daidoji, którego Basura pytał o kaligrafię, a który odebrał odeń przed momentem zakrwawiony zwój postąpił ku niej pół kroku, by móc go okazać, ale by nie odstręczać jej zbytnio widokiem krwi na jego rękach, ubiorze oraz na trzymanym przezeń przedmiocie.

Basura złapał się na myśleniu kategoriami gunso: ten człowiek przedłożył komfort jego matki nad to, co mogłaby ona się dowiedzieć z owego zwoju, zakładając, że widok krwi ją odstręczy. Ale, pospieszyła w sukurs inna część młodego umysłu, czy to było w jakiś sposób złe? W końcu to nie obowiązkiem jego matki było zajmować się czymś takim? Dworzanin zaś rozpoczął relację:

- Pani...

Ponownie wszyscy zebrani wsłuchiwali się w relację. Tak jak wcześniej półczłowiek, tak i dworzanin relacjonował z pochyloną na znak szacunku głową. Nie doszedł do końca, gdy do korytarza wpadło dwu bushi Sokoła z obnażonymi mieczami. Ruszyli ku ciału w tak kompletnym milczeniu i skupieniu, że co poniektórych przeszedł dreszcz. Jeden z mężczyzn wyjął spod zbroi kamienne ofuda na mocnym rzemieniu. Zdjął je przez głowę i powoli podchodząc do ciała, cały napięty, położył je na trupie. Zapadło milczenie, skonfundowany zachowaniem strażników Daidoji zamilkł, zaś dowódca straży pani domu, Kakita Rikuo Manami, przesunęła się dwa kroki do przodu, stając między ciałem i badającymi je strażnikami, a swą panią. Manami-san była dobrą yojimbo, o strasznej powierzchowności - jej twarz przecinała blizna, na zawsze psująca rysy dziewczyny. Historie na temat tej blizny różniły się w zależności od osoby opowiadającego, ale dzięki niej mało kto potrafił zdobyć się na odwagę by powiedzieć jej coś wbrew, zwłaszcza w twarz. Yojimbo Kakita prawidłowo zinterpretowali zachowanie swojej kapitan - zagrożenie nie minęło.

Faktycznie, bushi Sokoła jeszcze w dwu miejscach ułożył kamienną tabliczkę, nim powstał, czyszcząc i chowając ostrze. Skłonił się głęboko przed rodziną swego pana i rzekł poważnym głosem, nie pasującym do jego młodego oblicza:

- Gaki zabrał krew tego heimina pani. Należy otworzyć wszystkie okna i wpuścić do domu słońce. Należy oczyścić to miejsce i odprawić oharai. Należy też zbadać jakim sposobem gaki dostał się do środka. Rezydencja powinna być całkowicie bezpieczna, shugenja trzy dni odprawiali odpowiednie rytuały.

Pani Toritaka skinęła głową dwu bushi w szarozielonych kolorach.

- Arigato. Niech jeden z Was zajmie się tym. Doji-san, Daidoji-san, mój syn wydał Wam polecenia. - Jeden, niewielki gest dłonią i trzech mężczyzn zgięło się w ukłonie i ruszyło wypełnić rozkazy - Synu - słowo promieniało matczyną dumą, podobnie jak oczy pani Ichijo - nie spóźnij się na śniadanie załatwiając tę sprawę.

Uśmiechnąwszy się do swojego syna, Toritaka Ichijo w towarzystwie dwórek oraz swojej yojimbo ruszyła na śniadanie, pozostawiając sprawę gaki ukrywającego się gdzieś w rezydencji w rękach swego nastoletniego syna.

* korpus zbroji
** dobrodziej, dobroczyńca, patron, wybawca
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 07-07-2008 o 01:44. Powód: dodano obiecany kawałek
Tammo jest offline  
Stary 08-06-2008, 21:51   #184
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; poranek trzeciego dnia miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Nie miała pojęcia, że można wyspać się aż tak dobrze na stercie kamieni, mchu i porostów. rozciągnęła się na plecach i patrząc w niebo pozwalała ścięgnom wyprężyć się do granic ich możliwości. Tak ciepły dzień zwiastował przychylność Fortun, tylko dlaczego docierał... z boku?! Powoli przekręciła głowę by od razu odskoczyć jak oparzona od stojącego obok przedmiotu. Dłoń powędrowała ku rękojeści miecza a oczy gorączkowo poszukiwały zagrożenia. "Baka." Zrugała samą siebie. Jak mogła spać tak mocno by nie wyczuć zagrożenia?! Ładny z niej posłaniec skoro już trzeciego dnia w środku dziczy pozwoliła swej uwadze być ślepą i głuchą jak kamień. Nie było nikogo, a i tubus był na miejscu. Jedynym niepasującym elementem krajobrazu była ciągle płonąca latarnia. Mała Togashi sięgnęła ku źródłu światła i pozwoliła zaskoczyć się po raz kolejny gdy wraz z jej dotykiem lampion zgasł. Potrząsnęła niewielkim przedmiotem. Zgodnie z przewidywaniami nie usłyszała chlupania. Latarnia była pusta. A może nigdy nie była pełna? Kyoko nie czuła zapachu palonej oliwy lub łoju, do tego lampion był wystygł już całkowicie zadając kłam twierdzeniu, że palił się jeszcze kilka uderzeń serca temu. Do tego przywiązany do uchwytu niewielki papierek powinien przecież sczernieć od ciepła... Papierek?! Na nieubłagalność wizyty Emma-O jeśli dalej będzie wykazywać się tak małą spostrzegawczością przyjdzie jej kiedyś za to słono zapłacić lub zejść z tego świata zaskakując samą siebie. Uwolniła zwitek i odczytała zawartość. Gdyby nie ów list mogła by wmówić sobie, że to jej zawsze obecny opiekun postanowił zapewnić jej ciepłą noc, w co przy pewnej dozie samozaparcia była by w stanie uwierzyć. List niweczył to wszystko. Nawet jeśli Ojiisan potrafił pisać i zdobył by się na kłopot zostawiana jej wiadomości daleko byłoby jej od tonu nadanego przez rzeczywistego autora. Sposób adresowania wskazywał kogoś niższego społecznie, jednak wśród pospólstwa umiejętność pisania nie była powszechna. Chybotliwość pismu wskazywała, że piszący nie robił tego na co dzień. Mógł więc być czyimś sługą lub mnichem, inni byli niepiśmienni lub dużo bardziej w pisaniu biegli, poza tym to pustkowie też zawężało krąg możliwości. Pozostało być wdzięczną losowi iż ten, którego droga skrzyżowała się z jej ścieżką, nie okazał się wrogo nastawiony. Do tego mała Togashi otrzymała dodatkową wskazówkę. Tylko pół dnia drogi dzieliło ją od wioski która zapewni jej ciepły posiłek i nakieruje na odpowiedni szlak jej dalszej wędrówki. Zabrawszy latarenkę ze sobą ruszyła żwawym krokiem ku obiecanej przystani.
 
carn jest offline  
Stary 09-06-2008, 21:48   #185
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Doji

- Dobra opowieść Mirumoto-san. Całkiem do rzeczy. Zaniosę ją mnichom z Koshin... choć im pewnie bez końcówki. - Uśmiechnąwszy się mężczyzna poprawił rynsztunek i kontynuował - Samurajowie, czas na mnie. Bayushi-san, jesteś pierwszym Skorpionem jakiego spotykam. Nie obraź się, nie pasujesz do obrazu Skorpionów, o jakich słyszałem. Jeśli kiedyś będziesz chciał zostać obrońcą Cesarstwa, odnajdź mnie. Jestem synem Hida Kannou Getsoumaru, który jest gunso w Czwartej Strażnicy. Także i wy, Skorpioni panie Hida i panie Mirumoto, jesteś tam mile widziani.

Skłoniwszy się, krótko ostrzyżony Hida pobiegł za oddalającym się już oddziałem, w biegu nakładając hełm i szykując łuk.
Fukurou odpowiedział ukłonem na ukłon Kraba, po czym spojrzał w kierunku Gór Zmierzchu, bardziej z ciekawości, niż z potrzeby. O ile dobrze pamiętał, dostrzegł tam chmury otulające szczyty gór...Znak że nastąpiło tam załamanie pogody. Był ciekaw czy Osano-Wo nadal wyładowuje swój gniew.
- Czas i nam ruszyć w drogę.- dodał i powoli ruszył dalej nie czekając na towarzyszy. Tempo jakie nadał Subayai wszak szybkie nie było. Więc Krab i Skorpion bez problemu mogli nie tylko dogonić, ale i wyprzedzić Smoka, jeśli byłoby to potrzebne.
Fukurou jedną dłonią trzymał cugle, druga, zaś opierał na rękojeści wakizashi i palcami dotykał figurki sowy z jadeitu. Ich obecność zawsze dodawała Smokowi otuchy, tak jak obi z motywem jednorożców przypominał mu... Nieważne zresztą, co przypominał.
Otucha bowiem Smokowi była potrzebna, gdyż decyzję jaką miał podjąć długo rozważał w swym sercu. Wspomniał wędrówki z dziadkiem...To były szczęśliwe czasy, bez bólu w sercu, bez odpowiedzialności, bez trudnych decyzji...

Ziemie klanu Ważki ,Okolice Kyuden Tonbo połowa miesiąca Shiby, rok 1108

Staruszek powoli zbliżał się do wioski, w towarzystwie podrostka. Nie był to jednak zwykły starzec. Niski nawet jak na Rokugańczyka, w dodatku jeszcze przygnieciony do ziemi wiekiem wydawał się być dodatkiem do daisho które nosił. Kimono jego było czyste, lecz marnej jakości. Wiele prań sprawiło że zielona barwa kimona zblakła, a mon Klanu Smoka jego plecach bardziej przypominał jaszczurkę niż smoka. O wiele bardziej widoczny był mon rodziny Mirumoto. Dość długie włosy starca, jak przerzedzona broda były śnieżnobiałe. Lecz biel ta nie pochodziła od barwników, a była efektem wieku samuraja. Śmiałe spojrzenie różnobarwnych oczu i energiczny krok świadczył o tym, że ów starzec nic sobie nie robił z faktu, że osiągnął już okres inkyo i powinien porzucić żywot bushi, by zostać mnichem...
Tuż za starcem podążał sapiąc głośno podlotek w znacznie droższym kimonie, za to obładowany niczym tragarz różnego rodzaju pakunkami i zabezpieczoną bronią. Co sprawiało dość komiczne wrażenie.
- Żwawiej , żwawiej Fukurou-kun... Kraby biegają w pełnej zbroi , podobnie objuczone jak ty. A ty mając jedynie pakunki ledwie powłóczysz nogami. Chcesz mi wmówić że syn rodziny Mirumoto jest gorszy od Krabów? Skup się na oddechu i na drodze przed tobą, a nie na ciężarze!- mówił starzec
- Hai ojiisan.- wystękał spod pakunków Fukurou.
Nagle starzec zatrzymał się...Fukurou stanął obok dziadka i spytał. - Co się stało sensei-sama?
Musashi wskazał palcem wioskę do której zmierzali. Było w niej widać sporo bushi w charakterystycznych zbrojach.
- Poselstwo Lwów... -rzekł Mirumoto Musashi.
- To źle?- spytał Fukurou.
- Lwy nie negocjują Fukurou-kun. Lwy żądają z pogardy godnym brakiem finezji. Tak samo jak i u Krabów, dyplomacja jest słabym punktem Lwów. - rozpoczął jeden ze swych wykładów Musashi.- A skoro są tutaj, to ich celem jest Kyuden Tonbo. Lwy nie przepadają za Ważkami, zaś Ważki są związane z naszym klanem. Czegokolwiek dotyczą żądania Lwów, możesz być pewien, że pośrednio dotknie to Smoków.
- Plotki musiały być prawdziwe.-rzekł Fukurou.
- Trafne spostrzeżenie wnuku.- potwierdził Musashi... Plotki o morderstwie popełnionym na ziemiach Ważki, szybko rozniosły się po okolicy. Śmierć wysoko postawionego Lwa i zbezczeszczenie jego zwłok, poprzez zostawienie, by gniły... Taka zbrodnia nie przepada bez echa. Morderca musiał owego Lwa bardzo nienawidzić, skoro zdecydował się na tak wyrafinowaną zemstę.
- Matsu Hachizuke Ikodai.- wspomniał na głos Fukurou imię zmarłego. Takie przynajmniej wymienił Tonbo Hogen, urzędnik sprawdzający dokumenty podróżne, Musashiego i jego ucznia. Ojciec Hogena miał okazję i honor stoczyć przyjacielski pojedynek na bokeny z Musashim. I z tego powodu Hogen uważał dziadka Fukurou za osobę na tyle bliską jego rodzinie, by zwierzyć się z kłopotów, jakim było nieuniknione przybycie poselstwa Lwów. - Ojiisan, co wiesz o Matsu?
- Matsu to rodzina skrajności. Bardzo honorowi i bardzo porywczy.- rzekł enigmatycznie Musashi.- Pogodzić ziemię i ogień... Ciekawe jak ten problem rozwiązałby Shinsei-sama.
Zbliżając się do wioski, oboje widzieli chłopów na pracujących polach ryżowych, przygiętych do ziemi bardziej niż zwykle. Na środku wioski wbity był sztandar Lwów. Zaś sami bushi Lwów wędrowali po wiosce w pełnym rynsztunku bojowym. Jakby nie przybyli w gościnę, a zajęli tą wioskę w trakcie wojennej kampanii. Robiło to komiczne wrażenie, zważywszy że samurajów Lwów, było zaledwie dziewięciu. I wszyscy, jak zauważył Fukurou, niewiele starsi do niego. Zapewne dopiero przeszli gempukku. Niemniej sam sztandar ozdobiony był wizerunkiem Fukurokujina- Fortuny Mądrości. Co świadczyło o tym, że w Lwy są poselstwem i przybyły na ziemie Ważki w pokojowych zamiarach. Co bynajmniej nie łagodziło pełnej utajonego napięcia atmosfery jaka panowała w wiosce.
Musashi szedł jednak nadal raźnym krokiem, zupełnie jakby nie zauważał zgromadzonych tutaj Lwów. Za nim zaś podążał ciężko dysząc, Fukurou. Młode Lwy schodziły mu z drogi, gdy gniewne spojrzenia napotykały zielone i brązowe oko Musashiego. Stary samuraj Smoka ignorował głośne splunięcia Lwów, mające odwrócić od nich uwagę złych duchów, jakie podobno podążają za tak naznaczonym przez Karmę. Musashi był przyzwyczajony do takiego zachowania u innych od dzieciństwa.
Na głównym placu wioski, na ławeczce pod starym i rozłożystym drzewem tekowym siedział młody bushi w wyjątkowo ozdobnej i zapewne drogiej zbroi i podobnie efektownym daisho. Fukurou uznał go za przywódcę tej kliki... I z zazdrością przyglądał się daisho, do którego on sam, praw jeszcze nie miał. Jego gempukku miało się dopiero odbyć za półtora roku.
Koło owego młodego bushi kręcił się chłop w dość bogatych, jak na człowieka jego stanu, szatach. Zapewne naczelnik wioski...Sądząc po lękliwym głosie heimina, młode Lwy okazały się uciążliwymi gośćmi.
Musashi jednak zdawał sobie nie zwracać uwagi na siedzącego bushi tylko od razu skierował się w kierunku karczmy, a za nim Fukurou.
Młody samuraj spod drzewa tekowego na ten widok krzyknął.- Stój, ktoś ty?!
- Grzeczność nakazuje, byś zanim zapytał o imię, sam się przedstawił samuraju.-
rzekł Musashi, po czym dodał.- Jestem tylko starym bushi, wędrującym z wnukiem po ziemiach Ważki.
- To Mirumoto ‘Wąż’ Musashi, wystarczy spojrzeć na tsuby u jego daisho.- rzekł osobnik siedzący w cieniu drzewa tekowego, a przez to, dotąd skryty przed wzrokiem Fukurou. Po tych słowach wstał i wyszedł z cienia. Szare kimono, jedynie katana u obi i niedbale ogolona twarz znamionowały godność owego osobnika... Był roninem.
- Nie wypieram się tego, a wy kim jesteście, skoro wypytujecie mnie jakbyście byli prawowitymi właścicielami tych ziem?- spytał Musashi.
-Jestem Matsu Hachizuke Sangai, na ziemiach Ważki zhańbiono członka mej rodziny.- odparł butnie młody bushi.
- Współczuję twojej stracie samuraju.- rzekł w odpowiedzi Musashi.
- Nie potrzebuję twego współczucia starcze.- rzekł Sangai gniewnym głosem.
- Mirumoto Musashi-sama, czyż ktoś twego pokroju nie byłby idealnym mordercą? Starzec który oficjalnie jest już mnichem nazwiska którego nie można powiązać z jego klanem.- rzekł ronin.
- Odważne słowa ze strony człowieka fali...Którego przeszłości nikt nie może potwierdzić, ne?- odparł hardo Musashi.- Ale ja nie jestem mnichem bez nazwiska...Przy moim obi nadal jest daisho.
- Sumimasen, jeśli uznałeś me słowa za obraźliwe.- odparł pospiesznie ronin z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
- Śliskie twe słowa roninie...Ciekawe do kogo z nas bardziej pasuje tytuł węża.- rzekł w odpowiedzi Musashi.
Całej tej rozmowie przysłuchiwał się młody samuraj Lwa wyróżniający się od reszty, dwoma cechami. Był większy od reszty Lwów i jego zbroja była znacznie gorszej jakości. Zapewne należał do uboższej części Klanu Lwa. Fukurou zauważył też, że ów wielki Lew, położył dłoń na katanie i spojrzał wyczekująco na Sangai. Ten zaś skinął lekko głową.
- Słyszałem, że umiesz walczyć samuraju... Tak przynajmniej mówią.- rzekł butnie ów duży bushi podchodząc do starca.
- Więc zapewne musi to być prawda, chłopcze.- rzekł spokojnym głosem Musashi do Lwa dwukrotnie wyższego od niego.
- Ja uważam Smok-san, że po prostu nie trafiłeś na trudnego przeciwnika.- dodał młody Lew.- Na przykład, zapewne nie walczyłeś z Matsu.
- Więc zapewne pod Matsu których pokonałem, musieli się podszywać pod członkowie nie z tego klanu. Co za niehonorowe zachowanie z ich strony, ne? -
rzekł Musashi.
- Stawaj do walki Mirumoto-san. Ja Matsu Yasuo udowodnię, że opowieści o twych umiejętnościach szermierczych są nieprawdziwe.- rzekł butnie młody bushi Lwa wyciągając katanę, a Fukurou stwierdził w duchu, że rodzice wyjątkowo źle dobrali imię swemu dziecku*.
- Że też tobie się uda, to co nie udało się wielu innym? - zaśmiał się Smok po czym dodał.- Nie przystoi staremu smokowi bić się z lwiątkiem. Co to za walka? Jedno kłapnięcie od niechcenia paszczą... I koniec.
- Tchórzysz!-
zakrzyknął Yasuo licząc, że ta wypowiedź sprowokuje Musashiego do walki.
- Czyż lis może stchórzyć przed zającem?- spytał filozoficznie stary Smok.
- Wyciągnij katanę i broń się Smok-san!- krzyknął Yasuo.- Chcę cię honorowo pokonać.
- Gdybym miał w dłoni źdźbło trawy, ten pojedynek byłby wyrównany, ale nie mam nic.- zakpił Smok.- Może więc odłożymy walkę, aż znajdę ładne źdźbło?
Rozwścieczony tymi słowami samuraj Lwa ruszył z furią na Smoka. Musashi nie sięgnął po oręż, nie schodził z drogi samuraja. Wydawało się, że celowo ignoruje atak Yasuo. Dopiero tuż przed uderzeniem zszedł z drogi ostrza katany. Fukurou rozpoznał w tym elementy drogi powietrza. "Powietrze nie stawia oporu, przez co nie można go zranić. Atakując powietrze, atakujesz siebie. Bądź jak powietrze, obróć siłę przeciwnika przeciw niemu".
Będąc blisko wydarzeń, młody Smok mógł zauważyć, jak Musashi wyprowadza szybki i silny cios w plecy Yasuo wytracając z go równowagi. Inni widzieli jedynie jak młody bushi się wywrócił.
- Oro, oro... zanim zaczniesz walczyć, naucz się chodzić... Pierwsza lekcją jaką winieneś opanować w kendo jest właśnie chodzenie. Chodź tak, by przeciwnik nie mógł cię zajść od tyłu. Samuraj, który na to pozwala...Nie pożyje za długo.- powiedział Musashi do podnoszącego się z ziemi samuraja.
- Zamilcz.- wycedził przez zęby Yasuo, czerwony na twarzy... z powodu gniewu, czy z powodu wstydu? Tego Fukurou nigdy się nie dowiedział.
Tymczasem z karczmy wyszły kolejne osoby, zapewne z powodu zamieszania... Strój wyraźnie wskazywał na ich status i pochodzenie. Shugenja z rodziny Kitsu.
Najstarszy z nich rzekł do Yasuo.- Co to za zamieszanie Matsu Hachizuke Yasuo-san?
Sangai błyskawicznie wstał i odrzekł.- Matsu Yasuo-san wyzwał na pojedynek obecnego tu Mirumoto-san, złamawszy w ten sposób twój zakaz wszczynania walk Kitsu-sama.
Słysząc te słowa, Yasuo klęknął, wyciągnął nerwowym ruchem wakizashi i przygotowywał się do popełnienia seppuku... Nie była to może w pełni poprawna forma, ale w obecnej sytuacji...
Nim jednak zdążył wbić krótki miecz, Musashi błyskawicznym kopnięciem wytrącił z dłoni wakizashi młodemu bushi... Po czym rzekł.- Nie odbył się tu żaden pojedynek Kistu-sama. Jestem pewien, że bym coś takiego zauważył, a Mastu-san przypomniałby o zakazie swemu podwładnemu, zanim doszłoby do jego złamania, ne?
- Co?...-Sangai zbladł, po czym pospieszenie zaczął przytakiwać.- Tak, oczywiście, że tak.
- Co więc się stało?- spytał najstarszy z Kitsu.
- Nic wielkiego... ów młody bushi z typowym dla Lwów podejściem do dyplomacji poprosił mnie o lekcję. A ja udzieliłem mu jej.- rzekł Smok.- W końcu nikomu z nas nie zależy na niepotrzebnym rozlewie krwi, ne?
- Hai, dość już krwi rozlało się ostatnio.-
odparł shugenja.

Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, początek godziny Shiby

Smok otrząsnął się ze wspomnień. Zatrzymał wierzchowca...Przez chwilę milczał. Długo bowiem roztrząsał ile powinien ujawnić swoim towarzyszom. Zbyt mało ilość informacji mogłaby źle wpłynąć na ocenę sytuacji przez Kraba i Skorpiona...Zbyt duża...Fukurou czuł, się jak smok odsłaniający miękkie podbrzusze w oczekiwaniu na cios. Nie chciał odsłonić swego serca, bał się niezrozumienia. W końcu Kraba ukształtował Mur, Skorpiona...Fukurou nie chciał wiedzieć co ukształtowało Skorpiona. Czy będą w stanie postawić się w jego sytuacji? Na to pytanie, odpowiedź padnie na następnym postoju.
Subayai ruszył z miejsca posłuszny woli swego jeźdźca...W końcu, czas zmierzyć się z nieznanym.
By odgonić ponure myśli Fukurou wspomniał słowa Kraba o Hida Kisadzie. Smok nieco zazdrościł Krabom takiego przywódcy klanu. Co prawda, jako członek rodziny Mirumoto wiernie służył i podziwiał Togashi Yokuni, ale...Fukurou musiał przyznać, że zdystansowany do świata i mało przystępny Togashi Yokuni-sama nie potrafił wzbudzić takiej gorliwej miłości u swych bushi, jak Hida Kisada. Nawet dla swych wiernych bushi Togashi Yokuni- sama był równie niedostępny jak góra na której mieszkał.

* Yasuo - spokojny , pokojowy, cichy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-10-2009 o 12:46.
abishai jest offline  
Stary 13-06-2008, 21:04   #186
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, początek godziny Shiby


Manji podziękował za informacje skinieniem głowy.
- Rzeczywiście niewiele wiesz Hida-san o Skorpionach, a to co słyszałeś to bajki, którymi straszy się niegrzeczne dzieci. Klan, którego jestem cząstką, strzeże Cesarstwa, tak jak i Klan Kraba, jedynie przed innym wrogiem. - Manji przemawiał pewnym siebie, spokojnym głosem. Twarz skrywana przez maskę była naturalnie rozluźniona, obojętna.
- Może kiedyś Karma sprawi, że będę na ziemiach Kraba, wtedy moglibyśmy być razem w jednej szóstce.
Żegnaj!


"Teraz panie Kannou czekam na Twoje zdolności oratora, liczę, że zaniesiesz do twierdzy wiedzę o naszych planach podróży."

Rinoko przestępowała z nogi na nogę wyraźnie poirytowana bezruchem, Manji obrócił się w siodle do towarzyszy.
- Gotowy. - Wydobył łuk i strzałę, którą umieścił na cięciwie. - Fukurou-san, wydawało mi się, że doszliśmy do porozumienia w kwestii dowodzenia. Jesteśmy na terytorium Klanu Kraba, a więc Akito-san dowodzi. Jak będziesz tak łamał zasady to my odpłacimy Tobie tym samym na terytorium Klanu Smoka - ostatnie zdanie wyróżnił zmieniając ton ze spokojnego na głos przekomarzającego się dziecka.

- Jedziesz Akito-san? Gdzie planujesz rozstawić obóz? Może pojedziemy troszeczkę szybciej? Mogli byśmy poćwiczyć szybką jazdę, na pewno przydadzą się nam i naszym wierzchowcom takie manewry.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 16-06-2008, 14:01   #187
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Akito odpowiedział jedynie skinieniem głowy na nieformalne zaproszenie do Czwartej Strażnicy. Wciąż jeszcze bardziej był skupiony na opowieści Fukurou, która na nowo otworzyła rany, jakie tamte wydarzenia wywołały. Śmierć towarzyszy, walka z Zaberu, która pozostawiła szpecące blizny, spojrzenie jakim obdarzył go Hida Tubo na wieść o śmierci syna… Dla wielu samurajów opowieść o walce z Zaberu, byłaby chwalebna i godna, dla Akito była na razie jedynie przypomnieniem bolesnych doświadczeń. Oczywiście nie miał żadnych wątpliwości, iż gdyby teraz przyszło mu stawić czoła temu samemu niebezpieczeństwu, wiedząc jaką cenę przyjdzie za to zapłacić, nie zawahałby się wcale. To właśnie napawało go smutkiem, gdyż na Ziemiach Kraba, w walce ze stworami z Krain Cienia, w zwycięstwo wkalkulowane jest poświecenie, włącznie z najwyższą ofiarą z życia.

Pożegnał napotkanego Kraba, postanowił też nieco przyśpieszyć drogi.

- Gotowy. - Wydobył łuk i strzałę, którą umieścił na cięciwie. - Fukurou-san, wydawało mi się, że doszliśmy do porozumienia w kwestii dowodzenia. Jesteśmy na terytorium Klanu Kraba, a więc Akito-san dowodzi. Jak będziesz tak łamał zasady to my odpłacimy Tobie tym samym na terytorium Klanu Smoka - ostatnie zdanie wyróżnił zmieniając ton ze spokojnego na głos przekomarzającego się dziecka.

Akito obdarzył jedynie Manjego zdziwionym spojrzeniem, nie komentując wypowiedzianych słów. Po prostu nie dostrzegł momentu w którym Fukurou występnie pozbawiał Kraba dowodzenia, uzyskanego przecież w pocie czoła. Tak naprawdę Akito nie był chętny do brania odpowiedzialności za całą grupę, a tym bardziej do walki o takie przewodzenie. Wystarczyła mu ostatnia śmierć towarzyszy, którym dowodził, by na przyszłość dużo ostrożniej podejmować się tego typu odpowiedzialności. Dobrze jednak wiedział, że nie ma wielkiego wyboru. Nie mógł i nie chciał urazić towarzyszy przez odmowę, nie mógł ośmieszyć swego Klanu przez pokazanie własnego tchórzostwa, nie był tez na tyle zdolny jak Manji czy Fukurou by w inny, elegancki sposób zrzucić powierzone mu zadanie.

- Jedziesz Akito-san?

Z zamyślenia wyrwało go pytanie Manjego

- Skoro tamci przejechali w spokojnie, myślę, że moglibyśmy nadrobić trochę czasu na najbliższym odcinku drogi. Trochę mniej rozglądania się i przystanków, trochę więcej szybszej jazdy. Szybko nie nadarzy się nam kolejna taka okazja.

Spojrzał w tym momencie na Fukurou, gdyż to jemu najbardziej zależało na czasie, wystarczyło proste kiwnięcie głową, by upewniony Krab przyśpieszył konia. Nie było to oczekiwanie na pozwolenie, lecz jedynie upewnienie się, gdyż pomimo tego całego przewodzenia, Akito dobrze wiedział, że gdyby teraz Smok spowolnił, to i on zrobiłby podobnie.

- Gdzie planujesz rozstawić obóz?


Manji jakby celowo rozwijał pajęczą nić pytań, co prawda Akito nie wiedział w jakim celu to robi, jednak taka porcja dociekań co do sposobu dalszej jazdy, sugerowała, że te pytania nie służą jedynie zaspokojeniu ciekawości Manjego.

- Przecież nie powiem Manji–San, że tu rozstawimy obóz, ani też nie powiem, że przy najbliższej rzecze, bo nie wiem nawet czy na jakąś natrafimy. Właściwsze było by pytanie o to kiedy postawimy obóz, ale i na to jeszcze Ci nie odpowiem, to już zależeć będzie od stopnia zmęczenia naszego i koni, oraz od dogodności miejsca.

Uśmiechając się pogodnie do Manjego.

- Ogólnie mogę powiedzieć, że miejsce w którym planuję przystanąć, będzie musiało spełniać choć podstawowe wymogi bezpieczeństwa, więc za takowym możecie się rozglądać.

- Może pojedziemy troszeczkę szybciej? Mogli byśmy poćwiczyć szybką jazdę, na pewno przydadzą się nam i naszym wierzchowcom takie manewry. Dociekał dalej Manji

- Przecież jedziemy szybciej Manji-san.

Akito roześmiał się lekko, próbując wyobrazić sobie jeszcze większe przyśpieszenie na nieposłusznym rumaku. Akito nie miał nic przeciwko jakimkolwiek manewrom, jednak nie był Jednorożcem, aby tak pewnie czuć się na wierzchowcu. Wredny, nieposłuszny koń na którym jechał raczej nie przyjąłby z zadowoleniem dodatkowych uciążliwości, Krab wolał nie ryzykować pełnego nieposłuszeństwa wierzchowca, tym bardziej że skończyły mu się jabłka… Akito jeszcze pamiętał jaką korzyść przyniosły ostatnie szkolenia dotyczące sposobów sygnalizowania, tym bardziej nie czół się jeszcze gotów do przyjmowania nauk od kogoś kto świeżo zlekceważył jego własne. Tym razem nie zapytał Manjego wprost o coś co podczas rozmowy wyraźnie go zaciekawiło. Pytanie krążyło mu jednak po głowie, wiążąc się z poprzednimi informacjami - Po co było to całe zmyślanie obranej drogi?
Akito czuł się nieco dotknięty, na jego oczach Manji-san okłamał bushi z klanu Kraba. Co więcej zdawał się wietrzyć niebezpieczeństwo, nie tylko związane z trudnym terenem do przebycia, ale też dodatkowym, wewnętrznym przeciwnikiem. Sposób w jaki potraktował karawanę i wcześniejsza rozmowa dotycząca Twierdzy, sugerowały, że mógł tam być ktoś gotowy podążyć za nami. Ktoś kto w wielkiej konspiracji knuł przeciw Fukurou. Nikt inny nie przychodził mu na myśl, spojrzał w stronę Smoczego towarzysza zastanawiając się czemu miałby być ścigany. Niewątpliwie śpieszyło mu się, to jednak nie dawało podstaw by sądzić, że jest w zagrożeniu. Manji natomiast zachowywał się tak, jakby nieznani samurajowie czyhali na życie każdego z ich trójki, szczególnie na terenie w którym skryte zabicie kogokolwiek pozostałoby niezauważone. Manji jako przedstawiciel Klanu Skorpiona mógł coś na ten temat wiedzieć i wydawał się działać zgodnie z tą myślą. Nie mówił wprost o kogo chodzi, ale też Akito nie miał pewności, że Manji wie. Nawet jednak gdyby wiedział, to przedstawiciel Klanu strzegącego tajemnicę, raczej szybko ich nie wyjawi, jeśli w ogóle to zrobi.

Akito zamierzał zatrzymać się gdy już zmęczenie da się wszystkim we znaki. Najlepiej w terenie, który częściowo ukrywałby obecność trójki buski i ich koni, z drugiej strony dawałby wgląd w sytuację dookoła obozu. Do tego dobre były wzniesienia, szczególnie osłonięte z jednej strony przez las. Obóz w pobliżu źródła wody był równie ważny. Woda mogła stanowić granicę, utrudnienie, szczególnie, iż na tych terenach, zawsze mogło zabłąkać się stworzenie które przez wodę nie przekroczy. Oszczędność czasu i sił była ważną sprawą dla Kraba, dlatego podzielił obozowe obowiązki, aby wszystko przebiegło szybko i sprawnie. Manji zbierał chrust i rozglądał się za zwierzyną wkoło obozu, przy okazji robiąc za zwiadowcę. Fukurou zajął się ogniem i przyrządzaniem potrawy, podczas gdy Akito stał na straży, trzymając włócznie przechadzał się i rozglądał się za ewentualnym przeciwnikiem, starając się maksymalnie wykorzystać wartość bojową miejsca w którym odpoczywali. Brak wartownika był luką, którą Akito dostrzegł po spotkaniu z martwym drwalem. Przyjaciele się kłócili a Akito odkrywał ciało, pod którym równie dobrze wciąż mógł być ukryty wróg. Nikt nikogo nie pilnował, zagrożenie mogło śmiało podkradać się z każdej strony, gdyż nikt nie był skoncentrowany wyłącznie na pilnowaniu grupy. Krab nie zamierzał już więcej popełniać tego błędu.
 
Eliasz jest offline  
Stary 20-06-2008, 17:26   #188
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, początek godziny Shiby

- Gotowy. - Manji wydobył łuk i strzałę, którą umieścił na cięciwie. - Fukurou-san, wydawało mi się, że doszliśmy do porozumienia w kwestii dowodzenia. Jesteśmy na terytorium Klanu Kraba, a więc Akito-san dowodzi. Jak będziesz tak łamał zasady to my odpłacimy Tobie tym samym na terytorium Klanu Smoka - ostatnie zdanie wyróżnił zmieniając ton ze spokojnego na głos przekomarzającego się dziecka.
Fukurou spojrzał na Skorpiona z lekkim uśmiechem błądzącym mu na twarzy.- Nigdy nie mówiłem, że udaję się w rodzinne strony. A i nie wiadomo, jak długo nasze ścieżki będą szły w tym samym kierunku, ne Manji-san? Nie planujmy więc, tak daleko w przyszłość.-Tu na moment przerwał, jakby chciał podkreślić wagę wypowiadanych słów.- Chyba, że zamierzasz zdradzić nam szczegóły owej przyszłości.
Młody Mirumoto wolał unikać ziem Smoka, przynajmniej dopóki miał Bayushi przy swoim boku. Ostatnie czego jego rodzina potrzebowała, to plotek o konszachtach jedynego syna Yomei ze Skorpionami. Później nastąpiła wymiana zdań pomiędzy Krabem i Skorpionem, której Fukurou przysłuchiwał się jednym uchem. Niby Akito rządził, ale widać było, że Manji chce narzucić swoją wolę...Oczywiście, w uprzejmy sposób.
- Jedziesz Akito-san?
- Skoro tamci przejechali w spokojnie, myślę, że moglibyśmy nadrobić trochę czasu na najbliższym odcinku drogi. Trochę mniej rozglądania się i przystanków, trochę więcej szybszej jazdy. Szybko nie nadarzy się nam kolejna taka okazja.

Gdy Krab spojrzał na Smoka, ten przytaknął jedynie i popędził Subayai który ze spokojnego tempa szybko zwiększył prędkość poruszania się.
- Gdzie planujesz rozstawić obóz?
- Przecież nie powiem Manji–San, że tu rozstawimy obóz, ani też nie powiem, że przy najbliższej rzecze, bo nie wiem nawet czy na jakąś natrafimy. Właściwsze było by pytanie o to kiedy postawimy obóz, ale i na to jeszcze Ci nie odpowiem, to już zależeć będzie od stopnia zmęczenia naszego i koni, oraz od dogodności miejsca. Ogólnie mogę powiedzieć, że miejsce w którym planuję przystanąć, będzie musiało spełniać choć podstawowe wymogi bezpieczeństwa, więc za takowym możecie się rozglądać.
- Może pojedziemy troszeczkę szybciej? Mogli byśmy poćwiczyć szybką jazdę, na pewno przydadzą się nam i naszym wierzchowcom takie manewry.

Fukurou tylko uśmiechnął się kwaśno na te uwagę Skorpiona...Nauka walki z wierzchowca, nawet z pomocą doświadczonej samurai-ko Jednorożca była ciężka, trudna i nie przyniosła zadowalających rezultatów u Fukurou. Co prawda, że nie było zbyt wiele okazji do nauki. Niemniej Smok zdawał sobie sprawę, że to co było trudne z pomocą nauczyciela, będzie prawie niemożliwe bez jego pomocy. Zwłaszcza, że ani Krab i Skorpion nie wydawali się czuć pewnie w siodłach. A płochliwa Rhinoko i narowisty wierzchowiec Kraba, na konie do nauki tego typu manewrów, również się nie nadawały. Fukurou przewidywał, że takie treningi mogą zakończyć się jedynie kontuzją.
„Jedyny manewr, który w naszej sytuacji taktycznej warto i da się opanować...to szybki odwrót” - pomyślał Smok.
Fukurou był ciekaw opinii Akito na propozycję Skorpiona.
- Przecież jedziemy szybciej Manji-san.- odparł Akito dowodząc, że uważa podobnie jak Fukurou. Smokowi wydawało się, że czasami wrodzony entuzjazm przesłania Manjiemu trzeźwy osąd sytuacji.

Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, czas postoju

Krab wybrał na postój miejsce na wzniesieniu obok wijącego się wśród drobnych traw strumyka. Nie było miejsce w pełni spełniające wymagania Akito, ale w pobliżu nie było lepszych. Akito energicznie wydał rozkazy i podzielił obowiązki. Smokowi przypadło w udziale przygotowanie posiłku. Fukurou więc czynił wszystko co było w jego mocy, by przygotowane racje żywnościowe uczynić...bardziej zdatnymi do spożycia.
„ W takich chwilach człowiek uczy się doceniać rolę kobiety...zwłaszcza dobrej kucharki”- Fukurou przypomniała się kolejna sentencja jego dziadka. Lecz posiłek nie był jedynym problemem Smoka. Fukurou sięgnął do swych pakunków i wyciągnął z nich tubus z przerwaną pieczęcią. Pieczęć ta przedstawiała węża, owiniętego wokół yari. Jedno i drugie w szczudlastych łapach wznoszącego się do lotu białopiórego ptaka o charakterystycznie barwionych okolicach oczu. Upewniwszy się, że w środku jest tylko jeden właściwy zwój, czekał aż jego towarzysze przyjdą na posiłek. Po zjedzeniu którego podał im tubus ze zwojem następującej treści:

Shiro no Tengu, 20 Onnotangu,
Mirumoto-san,

Przesyłam niedokończony list mej przyjaciółki, Akodo Michiko, jaki znalazłam wśród jej korespondencji.

Michiko-san zniknęła pomiędzy przedwczoraj wieczór a dziś rano, co odkryłam niedawno. Pomiędzy jej rzeczami leżały niedokończone listy, m.in. ten do Ciebie, panie.

Proszę, jeśli leży Ci na sercu los naszej przyjaciółki, pomóż mi ją odnaleźć, załączam zaproszenie.

Daidoji Yuuki



List miał załącznik. Krótki, pisany tym samym pospiesznym i nieco pochylonym pismem:

Zapraszam Mirumoto Fukurou-san do Zamku Goblina.

Daidoji Yuuko


Pieczęć na obu zwojach była identyczna z tą, której użyto do zamknięcie tubusa.

Gdy przeczytali rzekł.- Dołączony do tego list, jest autentyczny...Nie znam osobiście owej Daidoji Yuuko. I rzeczywiście, to może być pułapka. I, o ile jest to pułapka, to bardzo wyrafinowana. Muszę pogratulować ewentualnym wrogom doboru przynęty. Bo zamierzam udać się do Zamku Goblina i poznać los Akodo Michiko-san. Lub dowiedzieć się, w jaki sposób jej list dostał się w obce ręce.
Mirumoto na moment przerwał wypowiedź, dorzucił chrustu do ognia i dodał.- Co nie oznacza, że nie zachowam ostrożności. Na moją korzyść działa to, że Shiro Tengu stoi na ziemiach Żurawia. Cokolwiek planują, nie mogą uderzyć otwarcie. Pomijając jednak podejrzenia Manji-san, które mogą, ale nie muszą być prawdziwe...Akodo Michiko z klanu Osy zaginęła. I dlatego pośpiech z mojej strony jest wskazany. Manji-san, dobrze wiesz jak szybko trop traci na świeżości.-Tu Fukurou przerwał i dalszą wypowiedź zaczął bardziej spokojnym i swobodniejszym tonem.- Ale...To są moje sprawy w Shiro Tengu.I byłoby co najmniej nieuprzejmością, prosić byście się nimi zainteresowali. W końcu każdy z nas ma w tym miejscu do załatwienia powinności, wobec siebie, rodziny, przełożonych czy klanu...
Po tych słowach Smok zabrał list od Daidoji Yuuko , włożył do tubusu, zaś tubus schował wśród swych pakunków.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-07-2008 o 12:32.
abishai jest offline  
Stary 29-06-2008, 19:12   #189
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, początek godziny Shiby

Manji czytając zwracał uwagę nie tylko na treść, a także na sposób pisania, użyty atrament oraz papier, któremu przyjżał się również pod światło. Po dokładnemu oglądnięciu podał zwoje Akito.

"Odkrywasz Fukurou-san przed nami jedną z wielu swoich zasłon. Tylko wciąż nie rozumiem szalonego pośpiechu."

Gdy Smok ucichł, nastała chwila niezręcznej ciszy, Skorpion przez chwilę wyobrażał sobie scenkę zdrady. Uśmiechnął się jedynie na tą myśl.

"Jakież bzdury o Klanie gadają, na dodatek wielu w nie wierzy. Mam nadzieję, że moi towarzysze z szóstki w nie nie wierzą."

Skorpion obiema dłońmi ściągnął maskę, a także chustę. W pełni odsłonił swoją twarz, Akito i Fukurou pierwszy raz, odkąd poznali Bayushi, teraz mogli wyraźnie dostrzec charakterystyczną, pociągłą twarz o silnych rysach. Nie miał powalającej urody Nanji-sama, swego przodka, to jednak był do niego podobny.

- Drodzy przyjaciele, Akito-san i Fukurou-san - lekko skinął, w stronę każdego z nich, głową - czuję, że nie mam wyjścia i muszę wam zdradzić pewną tajemnicę, lecz zanim to zrobię to będę chciał abyście złożyli przysięgę na swoich przodków, że z wiedzą tą będziecie się obchodzić niezmiernie ostrożnie. Nie musicie się śpieszyć z decyzją, jednak prosiłbym abyście ją podjęli najpóźniej do jutrzejszego wschodu słońca.

- Chciałbym abyście nie odbierali moich słów, które zamierzam wypowiedzieć, za obraźliwe. Proszę zrozumcie, że nie mam takiego zamiaru. To co mam do powiedzenia nie nadaje się do wypowiedzenia, mam was za przyjaciół więc stąd moja śmiałość.- Spoglądał na nich przez chwilę nie dając jednak czasu na odpowiedź.

- Fukurou-san, pierwsza myśl jaka mi przychodzi do głowy to taka, że Akodo Michiko-san cię zdradziła i robi to albo zmuszona albo z własnej woli. Ma idealną możliwość do dokonania takiego manewru. Zna cię co najmniej dobrze i na tej podstawie może przewidzieć Twoje zachowanie. Jedynie musiałbyś się zastanowić czy ta znajomość nie była z góry zaplanowana. Są jednak i inne możliwości. - Przyglądał się obydwu swoim rozmówcom, twarz odruchowo mając rozluźnioną.
- Ktoś mógł ją porwać, bo wiedziała coś co ów ktoś chciał wiedzieć. Jeśli tak, to Akodo Michiko-san jest już wrakiem człowieka, z odciętymi kciukami, powyrywanymi paznokciami, odciętymi sutkami. Czas jaki minął od porwania jest wystarczający aby złamać samuraja na torturach, nie wielu potrafi zachować cokolwiek dla siebie - dodał to bardzo drżącym głosem, a w oczach pojawiły się pojedyncze łzy. - Wybaczcie za moją słabość, straciłem bardzo bliską mi osobę w ten sposób, nie zdążyłem na czas z odsieczą. - Spuścił głowę, łza opadła na kimono na którym powstała wyraźna plamka, milczał jeszcze przez chwilę z opuszczoną głową.

Gdy opanował, z wielkim trudem, wzbierającą falę emocji kontynuował:
- Możliwe też, że ktoś ją porwał aby zmusić do współpracy kogoś z jej rodziny. W obydwu tych przypadkach porywaczami zajmie się Rodzina i Klan. W takim przypadku Fukurou-san jesteś tam zbędny i Twój pośpiech nie ma najmniejszego sensu. Pytanie, czy owa Daidoji Yuuki-san poinformowała Rodzinę i Klan Akodo Michiko-san tak jak poinformowała ciebie. Daidoji-san również może być narzędziem, na dodatek nieświadomym. Jakoś nie widzę sensu w powiadamianiu kogoś spoza rodziny o porwaniu, chyba że się spodziewa tego, iż poinformowany przyjedzie w pośpiechu... albo opuści bezpieczne schronienie.

- Jeśli chodzi o wygaśnięcie tropu, to ślady mają to do siebie, że są szybko zacierane. W akcji na taką skalę zaciera się ślady w ciągu jednego do dwóch dni, pozostają jedynie milczący na wieki świadkowie - przejechał palcem po swojej szyi tak jakby był on nożem. - Kurierowi zajęło trochę czasu aby tu dotrzeć, a na pewno nie śpieszyło mu się aż tak bardzo jak Tobie. W związku z tym, Fukurou-san, przemyśl proszę raz jeszcze drogę jaką chcesz podążyć. Teraz pośpiech działa na Twoją niekorzyść. Cokolwiek postanowisz, wiedz, że możesz liczyć na moją pomoc. Nie po to zawracałem po was w objęcia przeklętego pomiotu Nienazwanego, aby teraz pozwolić Ci, ot tak, dać się zabić. Razem, współdziałając jesteśmy w stanie wypełnić powierzone nam zadania. Każdy z nas ma inne, a współpracując zwiększamy swoje szanse na pomyślne ich wykonanie. Moje zadanie jest ściśle powiązane z powodem przybycia na Mur i tą podróżą, lecz powiem więcej gdy złożycie przysięgę, o której wspominałem na samym wstępie.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 29-07-2008 o 22:03.
Manji jest offline  
Stary 02-07-2008, 14:41   #190
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, czas postoju

Wysłuchawszy opinii Skorpiona, dość drastycznej w szczegółach, Fukurou rozważał argumenty Manjiego w ciszy i z kamienna twarzą. Nie bardzo wiedząc jak skomentować chwilę słabości Skorpiona i jego dość zdawkowe wyznanie dotyczące tragicznego momentu w jego życiu, poszedł po najmniejszej linii oporu. Udał, że je przeoczył.
- Nie posądzam Michiko o zdradę... Gdyby bowiem tak było jak twierdzisz, wplątywanie w to tej samurai-ko Żurawia byłoby niepotrzebne.-rzekł Smok... Na moment przerwał wypowiedź.- Nie wyobrażam sobie też innego powodu do porwania Michiko, poza triumfem żądzy nad rozumem i powinnością samuraja. Nie uważam też Muru Kaiu za bezpiecznie schronienie. Podczas wyprawy na Ziemie Cienia, wiele może się wydarzyć. Łatwo wtedy wymierzyć zabójcy zdradzieckie pchnięcie w plecy ofiary, zaś winę zrzucić na pomiot Nienazwanego, ne Manji-san?
Na chwilę zamilkł, po czym spoglądając w ogień dodał.- Nie wiem czy ta samurai-ko Żurawia powiadomiła rodzinę i klan Akodo Michiko. Jednak sam fakt zniknięcia Michiko może być zachowany w tajemnicy. Kładzie się bowiem cieniem na umiejętnościach zamkowych yojimbo i samurajów... Nie znam sytuacji w Shiro no Tengu... Ale jestem pewien, że obca samurai-ko nie zwracałaby się do mnie, o ile sytuacja nie jest skomplikowana, bądź poważna. Bądź jedno i drugie.
Spojrzał następnie na Skorpiona.- Może to być też pułapka, ale jeśli rzeczywiście nią jest...To jeśli w nią nie wpadnę. Moi wrogowie zapewne założą kolejną. A pułapka o której się wie jest stokroć bezpieczniejsza, od pułapki o której się nie wie.
Przymknąwszy oczy odparł jeszcze. - Wspomniałeś, że ktoś ci drogi zginął, bo nie zdążyłeś z odsieczą Manji-san... Ja nie zamierzam w przyszłości wypominać sobie podobnego zdarzenia, tylko dlatego że strach przed śmiercią spętał moje decyzje. Pośpiech może pomóc w uratowaniu Michiko-san, bądź odkryciu prawdy o jej losach. Jeśli jednak to pułapka... pająki bywają cierpliwe. Ostrożność bowiem to jedna, a zwlekanie druga sprawa Manji-san... A ród Mirumoto zmaga się z przeciwnościami twarzą w twarz... I to jest moja odpowiedź, także na twe pytanie.
Wyjął zza obi katanę wsuniętą w saya i oparł się na niej obiema dłońmi. Jakby chciał czerpać z niej siłę do kolejnych słów. - Z twoimi słowami zmierzę jak na samuraja przystało. Droga bushido nakazuje mierzyć się ze wszelkimi przeciwnościami, nawet gorzką prawdą. Jeśli twe słowa będą obraźliwe wobec mego klanu bądź rodziny... To uznam też, że nigdy nie padły. Jeśli uznam, że słowa twe zawierają niebezpieczną wiedzę, me wargi nigdy ich nie powtórzą w obecności obcych, w tym także członków mego klanu. Nie potrzebuję przysięgać na honor mych przodków... Moje słowo jest wystarczająca rękojmią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-12-2010 o 11:35.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172