Nic nie odpowiedziała na wybuch czarodziejki, poczuła tylko lekkie zmieszanie i wolała być jak najdalej od tego miejsca. >>>Czyżby przeszkodziła jakiemuś wielkiemu uczuciu, a może to tylko zwykła przygoda? W sumie liczyło się tylko zdrowie Folkena, nie miała ochoty więcej ingerować w ich relacje<<<
Oburzona czarodziejka szybko przeszła do czynów, rany brązowookiego zaślepiały się jedna pod drugiej, moc włożona w ten czar na pewno była dość spora, gdyż gdy czarodziejka skończyła, zachwiała się nieco. Wydawało się, ze to już koniec kiedy to nieoczekiwanie czarnowłosa uderzyła Folkena w oba policzki. Ku zdziwieniu Francescy zaczął się budzić...niestety tylko na chwilę...zdążył złapać za rękę czarodziejkę i poprosić o wodę.
-Daj mu to, jak się obudzi Lepiej, żeby zobaczył znajomą twarz I nie bój się... Nie otruję go... – powiedział medyk
>>> Tylko byś spróbował...a twe wnętrzności by stały się pokarmem dla kruków... <<< pomyślała Lisek i z uśmiechem przyjęła kubek od którego biła przykra i ostra woń ziół. Francesca modliła sio ew duchu do wszystkich bogów, aby brązoowoki się obudził i szybko wypił ten drażniący ja zapachem płyn
- mam nadzieje , ze ogień nie będzie Ci już potrzebny – zwróciła się do medyka – musze zgasić ognisko, za bardzo zdradza nasze położenie......musimy stad odejść – powiedziała rozglądając się – z ulgą podała budzącemu się Folkenowi napar i spojrzała w jego mętne oczy, uśmiechnęła się sympatycznie.
- Nie możemy zostać zbyt długo w jednym miejscu...rozumiecie... - zwróciła się do nowych towarzyszy. Nie chciała ich zniechęcać i mówić, że kiedy przyjdzie straż prawdopodobnie będą poszkodowanymi, poszkodowanymi za pomoc, Francesca skrzywiła się na swoje myśli, teraz była bardzo wdzięczna podróżnym iż bez działania uroku nadal oferują swoją pomoc.
-Dziękuje wam... – powiedziała do obojga.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... |