Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2008, 22:17   #96
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Cóż, to prawda, wychowały mnie elfy, po tym jak moich rodziców zabiły wilki. Uważasz, że mam się czego wstydzić? – mruknął do Funghrimma łowca.
- Nie wiem o jakiej bestii mówisz ale zamieniam się w słuch.
- Nie wiesz...?! Czyli... nie przybyliście tu, by zgładzić bestię? – westchnął. – No cóż... Bestia z jeziora. Odkąd jezioro wyschło...
- Odkąd je osuszyliście, durne elfy!!! – wydarła się stara baba.
- ...odkąd wyschło, bestia wypełza na okoliczne pola i wyjada zbiory...
- To wasza bestia! Oddajcie naszą wodę!!!
- Nasze zbiory schną przez was!!! – ludzie wokół się oburzyli.
- Elfy nie miały z tym nic wspólnego! – odkrzyknął Ninjeti.
- Miały!!! Zniszczyliście tory, i jezioro!!!
Wybucha chwilowa kłótnia.

- Więc Zen, Ike, Shaen i troll zaginęli? – przeraził się łowca. – Minął cały dzień i nikt się tym nie zainteresował?! Ot, na ludzi nie można liczyć, kiedy elfy lub chimery są w potrzebie – westchnął. – Doceniam wasze poświęcenie. Chętnie oprowadzę was bezpiecznymi skrótami po tutejszych lasach! Leć!
Ptak Ninjeti wzbił się wysoko w powietrze. Krąży chwilę ponad wami, pikując piękne powraca i ląduje na ramieniu łowcy.
- Statku już nie ma.
- J-aa! – zaskrzeczał ptak.
- Ale był tu jeszcze wczoraj po południu.
- J-aa!
- Zawsze powtarzałem, że to niebezpieczne. Ktoś powinien im towarzyszyć. Przyzwyczailiśmy się, statki przypływały, Zen, Ike, Shaen i Kiora znali żeglarzy, nie mam pojęcia skąd. Ufali im. Wiedzieli kiedy statek ma przypłynąć, z dokładnością do jednego dnia. Mówili, że mają znajomych za oceanem, i nie powiedzą kogo, gdyż wtedy wszyscy wiedzieliby kiedy statek przypłynie, Zen i reszta nie mieliby towarów na wyłączność i straciliby sens swojego młodzieńczego życia. Uwielbiali wjeżdżać do miasta z załadowanym po brzegi wozem, dzieciaki obsiadały ich jak muchy. Wszyscy przyzwyczailiśmy się do wizyt wozu Zena i reszty, przestaliśmy ich wypytywać. Ale podejrzewałem, ze ta zabawa źle się kiedyś skończy.
- J-aaa!
- Ze statków które przypływały nikt nigdy nie schodził na ląd. Nie mieliśmy pojęcia kim są żeglarze. Ludźmi, tyle wiemy, widzieliśmy ich z daleka na pokładzie.
- Jaaa!
- Wczoraj zauważyłem w lesie grupkę obcych ludzi. Pomyślałem, że to obstawa tego całego inkwizytora, który miał przybyć, albo żeglarze ze statku. Wyglądali na żeglarzy.
- J-aaa!
- Tyle, że statku już nie ma. A oni nadal tu są. Uważam, że ktoś powinien się temu przyjrzeć. Wątpię, aby oni raczyli ruszyć zady – obejrzał się w głąb ulicy. – Idę z wami! Noc to nienajlepsza pora na wędrówki po lasach, ale zbyt wiele czasu już życie tych chimer stoi pod znakiem zapytania!

Tev; wyruszasz do medyka.
- Ziółka? Z ziółkami mamy tu ostatnio problem, elfy swojej łąki pilnują... Tam jest najwięcej ziółek, ale już kilku wróciło ze strzałami w rękach albo nogach. Oszalały długouchy.
Wracasz do reszty. Poszukiwacze trolla gotowi do wymarszu. Przyłączasz się.

Wyruszacie, zatem.
* * *
- Oh my, co za szczęście! A co Mistress mówiła o rozdzielaniu się, hm?;3 Zaraz wam przypomnę. Ten durny arystokratyczny laluś, jak na widelcu! – warknął do siebie Verion. – „Cute”, huh, mistress!? I`M CUTE, not him!!! Uuuuhhhh, I hate soooo much!!! Ty znienawidzona, siwa pokrako! Nie ma rywala, nie ma problemu, hm?;3 A ten drugi? Odrzucić MOJĄ propozycję?!
- Wrrrrrrrkhhhh....
- Yeeeeees, that`s a good boy!
* * *
Ray`gi, Kejsi, Akrenthal, Estre;
Wyruszacie w las, ku wybrzeżu. Ninjeti zbacza ze szlaku i prowadzi was leśnymi ostępami, idzie tak pewnie, iż jesteście pewni, że wie co robi. Wybiera drogę całkiem wygodną, pozbawioną kolizji z niedostępnymi kępami krzaków, złośliwymi pokrzywami czy podmokłymi gruntami. Każdy z was widzi w ciemnościach ze względu na rasę, więc nie jest tak źle, pomimo, iż głośne wycie wilków niepokoi was.

Night forest image by cassiedra on Photobucket

- To zamek Glittermore – powiadomił was Ninjet. – Plotki głoszą, że jest nawiedzony. Ponoć należał do pana, który sprzedał swoją córkę za jakiś wynalazek starego maga, przez co Almanakh zesłała na niego straszliwą zemstę. Często, kiedy tędy przechodzę, mam wrażenie, że na dziedzińcu coś się porusza, coś tam chodzi, chrobocze. Bez obaw. Byłem tu już wiele razy nocą, i nic z zamku nie wypełzło by mnie pożreć – zachichotał lekkodusznie. – Zamek jest ruiną, zajrzałem tam kiedyś, ale zdaje się, że co było do rozkradnięcia już rozkradli, a drzwi są zaryglowane lub zawalone guzem. Chodźmy dalej, już niedaleko!
- J-aaaakh!
- Zachowajcie ciszę. To już niedaleko.
Idziecie jeszcze chwilę. Słyszycie już szum fal oceanu i powiew morskiego wiatru. Ninjeti zaczyna się skradać, skulony kiwa na was ręką, abyście podeszli. Odsłania krzaki i pokazuje wam znalezisko.



- PSIA JEGO...!!!
- Stul pysk.
- Sam stul pysk! – jeden z mężczyzn przy ognisku zerwał się i kopnął butelkę. – Będziemy tu siedzieć do us...!!!
- Masz lepszy pomysł!? – wydarł się trzeci.
- Może znajdźmy port, zwińmy łódź i wynośmy się stąd, zanim te cholerne chimery nas zeżrą albo któryś durny elf ustrzeli!!! Nie wrócą po nas, nie rozumiecie?! Zdradzili nas!!!
- Chcesz wejść do portu i ukraść statek?! Jest nas trzech, idioto!!!
- Kupmy łódź za tego trolla albo co! Sprzedajmy tę dziwkę do burdelu!
- I kupmy łódkę rybacką, płyńmy na ocean, ehe!!! Debil!!!
- Zamknąć się. Mam plan! Jutro pójdziemy po tę chimerzycę i zielonego, pójdziemy do elfów i każemy im skombinować statek bo jak nie...
- Phe! Do elfów! One mają łu-ki!!! Łuki do cholery!!! To są elfy, elfy Almanakh!!! Zarżną nas jak świnie!!!
- To może zbuduj tratwę z bambusa i płyń!!!
- Stul pysk!!!
- Sam się zamknij!!!
- SZSZSZ!!! Co to było...?!

Wy też to poczuliście. Wiatr. Ucichł. Wszystko ucichło. Wilki zamilkły. Ninjeti rozejrzał się z zagubieniem.
- Co to u diabla jest?! – jeden z mężczyzn wyciągnął rapier i gorączkowo rozglądał się wokół.

Ray`gi; Poczułeś się nagle... zduszony!!! Co jest?!
Myślałeś, że to Kejsi znów do ciebie przylgnęła – pierwsza, głupia myśl. Kejsi nie ma tyle krzepy! Ani... łapska... wielkiego jak...!!!
Z jękiem zdumienia pomachałeś instynktownie nogami, kiedy olbrzymia łapa schwyciła cię jak zabawkę i uniosła wysoko w gorę. Z góry możesz podziwiać bezcenne, zdumione twarze swoich towarzyszy.

Kejsi, Tev, Akrenthal, Estre;

glade clair by =GunnerRomantic on deviantART

Ogromna chimera zjawiła się znikąd tuż za waszymi plecami! Stąd jedne wniosek – to chimerion! Jedno łapsko stwora dzierży właśnie... Raygi`ego, dwie pozostałe z potwornym trzaskiem wyrwały właśnie drzewo z korzeniami, które bestia ma chyba zamiar wykorzystać jako packę na was!
- Święta Almanakh!!! – jęknął ze zgrozą Ninjeti.
Natychmiast sięgnął łuku, niestety, bestia „bardziej natychmiast” skorzystała ze swojego ogona. Zamach, i... pnie drzew nie powstrzymały długiego bicza, ogon przeniknął przez nie, jakby nie istniały! Ninjeti z krzykiem poleciał gdzieś – w krzaki, na drzewo, nie macie nawet pojęcia. W obozie trzech mężczyzn wybuchła panika, słyszcie. Chyba zwiewają. Tymczasem, musicie zmierzyć się z drzewo-packą chimeriona!

Tymczasem w Artesen...
Barbak; Pytasz o plany. Architekt przegląda je chwilkę.
- To plany Zena. CO?! On zaginął, a ty już chcesz sprzedawać jego rzeczy?! WON!!! – wydarł się.

Revan; No skandal! Nie dość, że zwariowany sprzedawca lamp i jakaś baba pomylili cię z podpalaczem, to jeszcze twoi własni towarzysze ci nie wierzą! To, że jesteś czarny, nie znaczy, że jesteś zły!
- W sumie... on ma rację, ten młody od Bernadra stale dokuczał kowalowi – stwierdził ktoś.
- Widziałem, jak Ben rzucił w niego bryłką węgla, jak młody mu węgiel podkradał!
- To... faktycznie chyba nie było n – stwierdził sprzedawca lamp. – Tamten był całkiem świrnięty, a ten gada mądrze!
- Może i... – chrząknęła baba.

Funghrimm;
Wygląda na to, że Revan mówi prawdę. Nie doszukałeś się kłamstwa w jego słowach!

Robisz wywiad środowiskowy i wypytujesz o burdel. Jedni uśmiechają się tylko półgębkiem, inni ignorują was, inni z kolei zachwalają przybytek. Ninjet wspomniał, iż ze względu na to, że wychowały go elfy, ma niewielu znajomych w Artesen, aczkolwiek jeden z nich, dawny kowal, zachorował na dziwną chorobę. Ponoć przesiaduje teraz w świątyni khemetry. Wiesz już gdzie ona jest, więc wyruszacie. W świątyni pytacie o niego – jest, owszem. Na Moradina! Wygląda jak wrak. Trąd, dżuma w jednym. Facet pokrzywiony jakby w ogóle nie był człowiekiem. Pytasz czy to stało się po wizycie w burdelu. Facet nie kojarzy choroby z burdelem, ale twierdzi ze owszem, był tam tylko raz, no i potem stało się to.

Funghrimm, Barbak;
No trudno, okoliczności [ach jaka szkoda] zmuszają was do odwiedzenia [czego wcale nie chcecie!] miejscowego burdelu. Udajecie się pod budynek. Wygląda ładnie, zadbany. Przed wejściem nikogo nie ma. Wchodzicie. Przedsionek. Dwóch rosłych panów z bronią.
- Ekhym! – chrząknął upominająco jeden z nich, wyciągając rękę i czekając na opłatę.

* * *
- Oh my, nie można cię ani na chwilę spuścić z oczu!;3
- Nie potrafię... – powiedziała twardo.
- Oczywiście, że nie – chwycił za luk i opuścił go. – Pamiętasz zasady? Nie wtrącamy się. Jeśli ty się zlitujesz, druga strona również zażąda małego, drobnego wyjątku. Nie chcemy tego, hm?;3 To tylko jedna, zagubiona dusza, Słonko. Czasem trzeba pobawić się w złego boga, żeby sprawdzić, którzy są naprawdę godni zbawienia.
- Światło nie wybiera...
- Znaleźli się tu nie z woli Mistress, a ze swojej własnej. Wolna wola doprowadziła tu Takich Jak Ona.
- Ja... nie potrafię... – uniosła znów łuk.
Niespodziewanie, Verion wyrwał jej broń, nim zdążyła wystrzelić.
- Here;3 – uśmiechnął się złowieszczo.

http://i179.photobucket.com/albums/w...s/Xellos11.jpg

Uniósł łuk, strzała zapłonęła białym ogniem. Słonko jęknęła ze zgrozą, cofnęła się.

- Let me do it!;3 – szepnął z rozkoszą Verion.
- Ve...!!!
Odwrócił się błyskawicznie i wypuścił strzałę.

* * *
Kejsi, Ray`gi, Tev, Akrenthal, Estre;
Niebo rozbłysło nagle, ogromna, biała kometa przemknęła przez nieboskłon!

Astaroth;
- Uważaj! Stój tutaj i nie ruszaj się! Wyjaśnię ci wszystko potem, teraz nie ma zbytnio czasu. Siły bieli, nie dość że chciały wygnać cię ze swego społeczeństwa to na dodatek wydały na ciebie wyrok.
- C-co?! – jęknęła zapłakana zielarka. – CO?!
Na niebie, ponad okolicznymi górami, zawisł jasny punkt, niczym gwiazda. Oho!
- Nie obawiaj się jednak, nie dopuszczę do tego, jakem Astaroth, Last Soulbreaker, pan mgieł w tym świecie.
- P...?! – drżała tak, że nie mogła już mówić.
Dobywasz szabli, czujny, spięty, oczekujesz na przeciwnika. OH...!!!
Jasny punkt przerodził się naraz w ogromny strumień białego światła, którym niczym kometa runął prosto na miasto! To Oko Światła, Almanakh, jej łuk! Fala uderzeniowa, światło zbliża się!!! Ku twemu zdumieniu całe miasto jest podejrzanie spokojnie, choć niebo jest jaśniejsze niż za dnia! Tylko Kirenna z płaczem padła u twych stóp, zasłaniając głowę ramionami.
As long as...
A single one of us…!
We…
Are…
LEGION!!!
Blokujesz szablami, blokujesz… falę Światła!!!
Parzy! Zwinny obrót, kontra, uderzenie Smutkiem 14 Wdów – odbiłeś świetlistą kometę, zawraca, innym już torem, na wschód!
Znika! Niebo znów ciemnieje.
Ocalałeś! Odbiłeś... szablami... falę światła z łuku Almanakh!!! Widać Rith miał rację, amulet Kaihi-ri to jest coś.

- Panie! – jęknęła Kirenna, klęcząc chwytając się za nogę. – Panie, oszczędź mnie, zabierz ode mnie te zmory!
* * *

- Hm?;3 – uśmiechnął się jakby nigdy nic, wyciągając ku niej rękę z łukiem.
Odebrała swoją broń.
- Dlacze...?
- ;3
- Nie powinieneś, Ona cię ukaże!
- Zniosę to jakoś – mrugnął, cmoknął osłupiałą Słonko w policzek, i zniknął.
* * *

Twardość ciosu kołatała mu pod czaszką dłuższą chwilę, nim upadł, czy osunął się w rogu sali. Nie widział już kolorów, kształtów, tylko chmurę złotych muszek na czarnym tle. Wstał z trudem, sapiąc, kaszląc i zataczając się. Stracił równowagę, padł na parkiet, uniósł się na drżących ramionach, z karkiem tak obolałym, że nie mógł dźwignąć głowy i wpatrywał się w podłogę, po której pełzały setki małych, błyskających robaczków. Splunął krwią.
- Hurts?
- Tiiiija, I`m used to that, Mistress;3
- Oko Światła mogło cię zabić.
- Ją zapewne również, odbite zwierciadłem chaosu. Drobiazg – dźwignął się chwiejnie, krok do przodu, dwa do tyłu. – Nic mi nie...
Zabrakło mu tchu, zatoczył się i z jękiem padł na podłogę.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline