Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-06-2008, 16:39   #91
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Może ja, Raygi, Akrenthal i Ninjet poszukamy trolla, a wy zbadacie burdel? – zaproponowała Kejsi.
- Dobrze. W ten sposób mam nadzieje uda nam się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Mam tylko nadzieje, że nie wyjdzie z tego więcej złego niż dobrego. Tu Barbak mimo chodem spojrzał na drow’a.
- Mroczny Elfie, wskazówkę przyjmuję, co więcej dziękuję Ci za nią. Cieszę się że sprawa jest jasna. Lubię czyste sytuacje. Pozwolisz jednak mam nadzieje, że kwestię Twojego mistrzostwa pozostawię bez komentarza. Barbak uśmiechnął się brzydko.
Następnie powrócił do Kejsi.
- Ruszymy z Fingrimm’em Waszym śladem, jak tylko uda nam się coś ustalić tu. Wy wracajcie czem prędzej jeśli uda Wam się wyjaśnić sprawę Trolla. W ten sposób już niebawem powinniśmy być w komplecie. No może prawie w komplecie.

Napotkanemu, pięknisiowi z ptaszkiem na ręku Ork skinął głową, jednak nie poświęcił mu większej uwagi... bardziej w tej chwili interesował go inny posiadacz skrzydeł. Ciekaw był w jaki sposób Raven zamierza wyjaśnić całą sytuacje. Miał nadzieje, że przelew krwi nie będzie konieczny. Nie miał ochoty teraz na walkę. Szczególnie na ulicach tego miasta nie chciał występować przeciw jego mieszkańcom. Zastanawiał się też jak zareaguje, jeśli się okaże że o mały włos nie stał się grzanką przez swego kompana. Poczekamy zobaczymy.

Babrak zaczął jednocześnie zastanawiać się na zapas co do kwestii domu uciech. Problem był dość zasadniczy. W domu uciech coś się ponoć działo... a to stawiało go w złym świetle. Jako palladyn Palladine’a wchodząc w takie miejsce musiał mieć wytatuowany na czole napis... SZUKAM GUZA. W roli pracownika Sanepidu raczej by się nie sprawdził, Inspekcja Pracy dbająca o szeroko pojęty interes sektora „magicznego”, hm... trzeba to przedyskutować z Konusix’em, ale raczej nie. Męska Dziwka też się raczej odpada... chyba że......., nie zdecydowanie odpada. Pozostało zatem chyba tylko odgrywanie samego siebie... tylko że sprzed jakiegoś czasu. Ork z czcią schował medalion pod odzienie.

Panie, daruj! Ale w tej konkretnej sytuacji twe godło, może jedynie sprowadzić na mnie kłopoty. Powiedzmy zatem, że przez jakiś czas będę Twym uśpionym wyznawcom. Jednak sercem, duszą i uczynkami (przynajmniej tymi znaczniejszymi) dalej będę wierny Twym zasadom.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 10-06-2008, 19:45   #92
 
Pandemonicum's Avatar
 
Reputacja: 1 Pandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłość
Sytuacja była wybitnie irytująca. Jak mógł nie zauważyć starej baby w oknie? Dziwne było też to, że ta baba, skoro widziała wcześniej, jak uciekam na dach, nie zareagowała. Nie wydawała się być zbyt opanowana, choć mogła być zwyczajnie przestraszona. Wszystko byłoby dobrze, gdyby był w świecie zwyczajnym, będąc w drużynie tylko z tymi, którzy myśleli podobnie. Ale obok niego było paru wyznawców światełka, co było mu wybitnie nie na rękę. W sumie to również nie sprawiłoby problemu, gdyby nie musiał z tymi szlachetnymi istotami utrzymywać względnie dobrych kontaktów. Jeszcze gorzej, że miał w tym mieście parę spraw do załatwienia. Nie było żadnych wątpliwości, że ucieczka nie wchodziła w grę. Byłby to sposób niezwykle łatwy, ale też pociągnął by za sobą niemiłe konsekwencje. Musiał skorzystać z siły perswazji. Niestety miał mało argumentów, ale nie odgrywało to aż takiej roli, jak w przypadku zwykłego śmiertelnika. On był wyznawcą Chaosu, początkującym magiem i oczywiście, nie chwaląc się, bogiem oszustwa. Kiedy inni prawili swoje mądrości i naradzali się, on gromadził w sobie emocje, które wyzwoli w sposób zupełnie do typu tychże nieadekwatny. Taka była jego moc, którą zawdzięczał Chaosowi. No i sobie. Gdy w końcu dano mu dojść do słowa zaczął mówić spokojnym, rzeczowym głosem, zwracając się głównie do krasnoluda:
- Funghrimmie, nie zamierzam wcale uciekać, ani tym bardziej korzystać z jakichkolwiek sztuczek, to by było bowiem oczywiste przyznanie się do winy. Przyznanie się do czegoś, czego z pewnością nie zrobiłem. Tak, nie zrobiłem tego – powiedział to głośniej, z naciskiem. - Cała pomyłka wzięła się prawdopodobnie z tego, że byłem świadkiem tego zdarzenia. Owszem, widziałem, co zaszło. Mówi pani prawdę twierdząc, że ogień wzniecił chłopak. Był on prawdopodobnie zbulwersowany tym, że kowal potraktował go w sposób chamski, rzucając w niego drewnianym klocem i przeganiając sprzed kuźni. Oczywiście w żadnym razie nie był to powód do rozpalania ognia! Wtedy zignorowałem to zdarzenie, ludzie bowiem już zaczynali ogień gasić, nie przypuszczałbym w żadnym razie, że może być on tak destrukcyjny. Przepraszam was za to, że byłem wtedy takim ignorantem. Za to mogę was przeprosić, ale na pewno nie za to, że rozpaliłem ogień! A co do tej oliwy – jest to dla mnie fantazja całkowita! Nie mam pojęcie, skąd panu się to wzięło, nie jestem żebrakiem, by wypraszać kogoś o oliwę do lamp! Jest pan pewien, że on wyglądał jak ja? Może miał skrzydła, ale przecież nie jestem jedyną podobną do ptaka chimerą, w tym mieście zapewne parę jeszcze takich jest. Jest pan pewien, że on był aż tak podobny do mnie? Poza tym czy ja wyglądam na tak biednego, by zgodził się pan dać mi oliwę? Mówi pan też, że jestem nienormalny… Cóż, nie znam nienormalnego, który potrafiłby się w taki sposób wypowiadać…
Przerwał, oczekując na reakcję.
 
Pandemonicum jest offline  
Stary 10-06-2008, 19:54   #93
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Tev usłyszał wołanie Kejsi i ruszył w jej kierunku, lecz zanim doszedł, usłyszał jazgotanie oraz piski psów, więc przystanął na chwilę.
Ciekawe co się stało. Cóż, zamierzał to sprawdzić, ale jak tylko pomoże Kejsi, gdy nagle coś kazało mu zboczyć z trasy, oddalając się od reszty. Wiedział, że tym czymś, a raczej kimś, był Ravist, dlatego też wykonał jego polecenie z czystej ciekawości, po czym schował się w zbożu.

~Pokażę ci coś-powiedział Ravist, uśmiechając się tajemniczo.
~Ten uśmiech to ci chyba ktoś wyrył na twarzy-warknął, zaś Półelf skrzywił się i tylko pokazał gestem, żeby Tev podążał za nim.
Błyskawicznie kostur zmaterializował się w ręku Półelfa, który podszedł do jednej z pochodni, w którą uderzył kryształem. Normalny ogień natychmiast zmienił się w czarny płomień, dematerializując fragment ściany za nim, lecz o dziwo pochodnia dalej wisiała.
Ravist wkroczył w korytarz, który dopiero się ukazał.
~Trzymaj się mnie. Nikt kto tu wejdzie, nie znajdzie wyjścia, jeżeli ja nie prowadzę. Ten labirynt został zaprojektowany przeze mnie tak, żeby nikt, nawet z pomocą magii się stąd nie wydostał. Kluczem jest wiedza. Tutaj przydają się dokładne plany labiryntów, które znam na pamięć. Żadna teleportacja ani mentalne znajdowanie drogi nie pomoże, bo zabezpieczyłem labirynt magią, uniemożliwiającą wydostanie się innym niż zwykłym sposobem. Do tego jest tu pełno przykrych niespodzianek... Uważaj!-krzyknął Półelf, widząc Teva który zaczął drażnić kamiennego węża. Nagle wąż wystrzelił do przodu z taką szybkością, że Tygrys ledwo odskoczył, nadziewając się na kolejną pułapkę. Podłoga zniknęła pod jego nogami, zaś sam Rakszasa zaczepił się Ilonthem o krawędź przepaści.
Ze złością podciągnął się na broni, wychodząc.
~Zaraz ci coś zrobię!-wrzasnął.
~Labirynt jest też zaprojektowany tak, żeby zabił każdego, kto spróbuje tu wejść i nie będzie mną. Trzymaj się blisko mnie, niczego nie dotykaj oprócz podłogi przy mnie, nie drażnij kamiennych węży i stawiaj stopy dokładnie tam gdzie ja. Dosłownie-wysyczał Półelf, zaczynając marsz.
~Tu jesteśmy osobowościami, więc jak można zginąć? Osobowość to osobowość...-powątpiewał Tev.
~Powiedzmy tak. Jest jajko, a wewnątrz żółtko i białko. Jak pozbędziemy się osobowości to tak jakbyśmy pozbyli się żółtka i białka, czyli co zostanie?
~Eee... Wydmuszka?-po tym nastąpił głośny plask. To dłoń Półelfa uderzyła w czoło.
~Nie! Pusta skorupa! My jesteśmy osobowościami, ale wielu nazywa ten stan duszą! Nie wiedzą co mówią! Ja nazywam ten stan "Kahmeta". Bez tego nie potrafisz myśleć. Zastanów się chwilę, czy to myślisz teraz ty w tej formie, czy twoje ciało? Oczywiście, że ty w twojej obecnej formie. bez Kahmety ciało jest roślinką, którą można karmić, poić wyprowadzać na spacery, ale nie jesteś w stanie myśleć. Można cię torturować, ale ty i tak nie będziesz nic czuł, bo ty już nie będziesz żył. Twoje ciało tak, ale ty już nie-westchnął Ravist.
~Gdybyś wpadł to tej przepaści, wolna wola z twojej Kahmety zostałaby wysublimowana i zniszczona tak jak zdolność podejmowania decyzji. Wpadniesz do magicznego więzienia bez wyjścia, gdzie powoli będziesz rozkładany i wchłaniany, zaś to, co będzie szkodziło ciału lub którejś z Kahmet, zostanie zamknięte w czarnoognistych pojemnikach, skąd nie będzie mogło się wydostać, lecz pozostanie do naszego wglądu. To, co jest niepotrzebne, zostanie bezpowrotnie zniszczone. Powolna śmierć.
Gdyby kamienny wąż cię ukąsił, zostałbyś sparaliżowany i upadłbyś, trafiając na zapadnię. Proste i skuteczne.
Są tu również tajne przejścia, jednakże tylko i wyłącznie ja znam ich rozmieszczenie i tylko ja mogą przez nie przejść, więc nie prowadzę cię nimi. Tak jak nie można się wydostać z labiryntu innym niż zwykłym sposobem, tak przejść nie da się wykryć, a otworzyć można tylko i wyłącznie zwykłym sposobem.
Pamiętasz księgi, które były na samym początku w umyśle? One są tutaj. Oczywiście systemy obronne będą ulepszane, zaś wszelkie wiadomości, umieszczane właśnie tutaj, tworząc zamknięte, błędne koło
-zaśmiał się Półelf, dochodząc do końca ślepej uliczki, gdzie wykonał kilka gestów, jednocześnie rysując coś na ścianie. Po tym zabiegu ukazały się drzwi, które otworzyły się pod naporem kryształu kostura.
~Nie dotykaj drzwi. Są żrące-powiedział, wchodząc do środka razem z Tevem.
~Co to jest?-zapytał Rakszasa z zafascynowaniem.
~Nad tym właśnie pracowałem tyle czasu. Jest prawie ukończony i już niedługo powstanie...
~Ale w rzeczywistości?
~Tak. Najpierw w umyśle, a potem w świecie materialnym.
~No. Świetna robota!
~Dziękuję-zaśmiał się Ravist.

Nagle Tev zobaczył, ze stoi schowany w polu. Po powrocie z labiryntu od razu zajął się kontrolą ciałem. Od razu podjął trop Trolla, za którym ruszył biegiem. Usłyszał jeszcze ciche warczenie, ale zignorował je.
Okazało się, ze dogonił resztę tuż przed miastem. Kejsi dobrze ich poprowadziła. Gdy byli już w mieście, weszli do karczmy, gdzie trwała już zabawa.
Gdy tylko przechodził, zabierał stworzeniom alkohole, stojące na ich stołach, by w końcu postawić je na podłodze. A niech się wyleją.
Nagle Kejsi zaproponowała poszukanie siedziby architektów. Cóż, nie zamierzał się sprzeciwiać. W końcu nic lepszego do roboty nie miał.
Gdy tylko wyszedł, poczuł zapach dymu.Ciekawe co się tam dzieje. Ruszył w tamtym kierunku razem z pozostałymi, by zobaczyć budynek stojący w płomieniach. Kuźnia.
Kejsi ugasiła szybko budynek, a Astaroth i Waldorff z poparzonym kowalem. Wszystko pod kontrolą. Nic niezwykłego. To tylko płonący budynek.
Ruszyli dalej do siedziby architekta. Okazało się, że stary, chudy człowiek ma trochę dziwny gust co do umeblowania.
Kejsi jak zwykle wypytywała o Trolla i jego towarzyszy, po czym opowiedziała architektowi co się stało, a ten wspomniał o straży.
No to koniec. Będą ich szukali przez najbliższe dziesięć lat, a i tak nie znajdą. Powodzenia.
Po wyjściu przyłączył się również jakiś łowca, proponując ubicie jakiejś gadziny. Tak, ciekawe. Za chwilę przyszedł Revan, a jakaś staruszka miała dziwną obsesję. Nawet jeżeli podpalił to co z tego?
Co do sprawy "dziobła", wolał nie zabierać głosu. Postanowił, więc udać się do medyka, kulturalnie z nim porozmawiać, albo porozmawia Ravist, po czym wróci do towarzyszy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 10-06-2008, 20:05   #94
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Gdy trans ogarnął umysł dziewczyny zgodnie z jego przewidywaniami zaczęła panikować. Cóż, po takich przeżyciach jej umysł nie był w najlepszym stanie i doznanie, które jej zafundował wystarczyło. Gdy tylko rzuciła się w stronę domu Astaroth przybrał formę Averona i wyszedł jej naprzeciw, by dokładnie zainscenizować wszystko do końca

Co było naturalną reakcją, wystraszona dziewczyna po zobaczeniu przedstawiciela rasy bieli będzie u niego szukała pomocy. By złamać jej wiarę musiał dać jej dobitnie znać, że została przez biel odrzucona. A nie było dobitniejszego sposobu, niż gdyby powiedział to sam Averon. Gdy Kirrena, zgodnie z jego przewidywaniami podbiegła do przebranego demona by szukać pociechy oświadczył jej wyraźnie, że biel jej nie chce. Dziewczyna, kompletnie załamana rzuciła się w kierunku swojego domu, więc pozostawał trzeci, ostatni krok

Przeniósł się pod jej dom, by ,,przypadkiem" wpaść na zielarkę i dokończyć swego dzieła, gdy usłyszał ostrzegawczy głos Veriona. ,,Zaraz zrobi się bardzo jasno"... Cholera! Czy on miał na myśli tych wiecznie upierdliwych białasów? Dlaczego oni zawsze znajdowali najgorszy z możliwych momentów by się zjawić? Właśnie teraz, gdy niepewność w duszy Kirreny przeradzała się w zwątpienie, a obłęd prowadził ją prosto w ręce chaosu zjawi się ktoś z nich!

Jednak z drugiej strony... Nie byłby sobą, gdyby nawet najgorszej sytuacji nie potrafił wykorzystać na swoją korzyść. Musiał myśleć i to szybko, zanim jego plan runie w gruzy. Jego umysł, jak czynił to wiele razy wcześniej przeanalizował wszystkie możliwości i wybrał najlepszą z nich. Niby coś tak oczywistego, jednak w tej chwili tak użyteczne! Biali, zjawiając się tutaj sami dawali mu ostateczną broń do ręki! Gdy zielarka zbliżyła się dostatecznie, Astaroth złapał ją za rękę i postawił za swoimi plecami, po czym otoczył ich zwierciadłem chaosu, mówiąc

- Uważaj! Stój tutaj i nie ruszaj się! Wyjaśnię ci wszystko potem, teraz nie ma zbytnio czasu. Siły bieli, nie dość że chciały wygnać cię ze swego społeczeństwa to na dodatek wydały na ciebie wyrok. Nie obawiaj się jednak, nie dopuszczę do tego, jakem Astaroth, Last Soulbreaker, pan mgieł w tym świecie. Chaos nie opuszcza nikogo ze swych dzieci w potrzebie, dlatego właśnie się zjawiłem

Po czym dobył szabli i oczekiwał na nadejście swojego przeciwnika
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 10-06-2008, 21:31   #95
 
Vimes's Avatar
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
Stałem nie bardzo mogąc odnaleźć się w sytuacji. Ostatnie co pamiętałem był jakiś budynek buchający fraktalami, a potem tylko.... w sumie to zupełnie nic. Ilaf co tu sie dzieje?!
-A idź ty ćpunie jeden...
-Ilaf... Nie moralizuj mnie teraz tylko gadaj!
-Magiczne słowo...?
-Aaaaaa no tak... Chodzi ci o gadaj-bo-cię-wrzuce-do-rynsztoka-i-resztę-życia-spędzisz-gadając-z-menelami?
-...
-Gadaj żesz!
-Nooo dobraaaa... Więc po pierwsze ten budynek to nie buchał fraktalami. Buchał ogniem, a ty sobie siedziałeś i patrzyłeś, na pewno nam to pomoże w budowaniu reputacji dobreg, miłego i pomocnego kapłana...
-Mogłem się modlić!
-Jasne, modlić się w rytm muzyki. Mniejsza z tym, potem byliśmy w siedzibie architektów... To to za nami... Generalnie chodziło o tego trolla co to go ktoś ukradł. Chyba, bo nie bardzo chciało mi się ich słuchać...
-Dobra dobra, co dalej?
-Cierpliwości... Cierpliwości... No więc potem w sumie nic. Wyszliśmy i się kłucimy o to czy iść na dziwki czy szukać trolla.
-Ahaaa...
-No i jak widzisz tego tutaj skrzydlastego oskarżono właśnie o podpalenie.
-Jakie podpale... a dobra... To wszy...?


Z rozmowy wyrwało mnie usłyszane podświadomie słowo "zielony" razem w połączeniu z "dziwny" i "śmieszny" wypowiedziane przez młodą chimerkę. o pewnym czasie nauczyłem się traktować takie zestawienia słów jak swoje drugie imię... rasiści. Jednakże dalszy ciąg wypowiedzi był dużo milszy wobec dla mojej osoby...

- Jest obcy, jest zielony, i ma śmieszny, szamoczący się amulet, ale wygląda na rozsądnego i miłego, na wielkiego maga i mędrca, a skoro ktoś taki jak on nie chce tam iść, musi mieć poważne powody, więc ja tym bardziej nie pójdę tam, nie!!! Obrzydliwość!!! Ninjeti, widziałeś jakiś statek wczoraj albo dzisiaj!? Gdzie zacumował? Daleko w to miejsce?

-Hahahahaha!!!! - śmiech Ilafa niemalże rozsadził mi czaszkę.
Sam z resztą też musiałem się powstrzymywać od śmiechu... Zostałem milym rozsądnym mago-mędrcem. Cóż, lepiej mieć taką opinię niźli na przykład zielonej pokraki wykształciucha, ewentualnie zielonego potwora zjadajacego niegrzeczne dzieci. Choć wszystkie były mniej więcej w podobym stopniu trafne...

- Może ja, Raygi, Akrenthal i Ninjet poszukamy trolla, a wy zbadacie burdel? – zaproponowała. – Będzie szybciej! Za nic nie wejdę do burdelu, nie, nie nie!!!

O! Ta myśl nawet mi się spodobała. Z pewnych względów nie specjalnie chciałem odwiedzać tutejszy zamtuz...

-Tak tez sądzę że nie byłby to zły pomysł. Zastanawiam się tylko czy wpuszczą tam orka..? Chociaż.. wierzę że sobie poradzicie. - popatrzyłem jeszcze raz na krasnoluda z toporem, czy też w sumie topór z przyczepionym do niego krasnoludem -Tak zdecydowanie sobie poradzicie.
 
Vimes jest offline  
Stary 10-06-2008, 22:17   #96
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Cóż, to prawda, wychowały mnie elfy, po tym jak moich rodziców zabiły wilki. Uważasz, że mam się czego wstydzić? – mruknął do Funghrimma łowca.
- Nie wiem o jakiej bestii mówisz ale zamieniam się w słuch.
- Nie wiesz...?! Czyli... nie przybyliście tu, by zgładzić bestię? – westchnął. – No cóż... Bestia z jeziora. Odkąd jezioro wyschło...
- Odkąd je osuszyliście, durne elfy!!! – wydarła się stara baba.
- ...odkąd wyschło, bestia wypełza na okoliczne pola i wyjada zbiory...
- To wasza bestia! Oddajcie naszą wodę!!!
- Nasze zbiory schną przez was!!! – ludzie wokół się oburzyli.
- Elfy nie miały z tym nic wspólnego! – odkrzyknął Ninjeti.
- Miały!!! Zniszczyliście tory, i jezioro!!!
Wybucha chwilowa kłótnia.

- Więc Zen, Ike, Shaen i troll zaginęli? – przeraził się łowca. – Minął cały dzień i nikt się tym nie zainteresował?! Ot, na ludzi nie można liczyć, kiedy elfy lub chimery są w potrzebie – westchnął. – Doceniam wasze poświęcenie. Chętnie oprowadzę was bezpiecznymi skrótami po tutejszych lasach! Leć!
Ptak Ninjeti wzbił się wysoko w powietrze. Krąży chwilę ponad wami, pikując piękne powraca i ląduje na ramieniu łowcy.
- Statku już nie ma.
- J-aa! – zaskrzeczał ptak.
- Ale był tu jeszcze wczoraj po południu.
- J-aa!
- Zawsze powtarzałem, że to niebezpieczne. Ktoś powinien im towarzyszyć. Przyzwyczailiśmy się, statki przypływały, Zen, Ike, Shaen i Kiora znali żeglarzy, nie mam pojęcia skąd. Ufali im. Wiedzieli kiedy statek ma przypłynąć, z dokładnością do jednego dnia. Mówili, że mają znajomych za oceanem, i nie powiedzą kogo, gdyż wtedy wszyscy wiedzieliby kiedy statek przypłynie, Zen i reszta nie mieliby towarów na wyłączność i straciliby sens swojego młodzieńczego życia. Uwielbiali wjeżdżać do miasta z załadowanym po brzegi wozem, dzieciaki obsiadały ich jak muchy. Wszyscy przyzwyczailiśmy się do wizyt wozu Zena i reszty, przestaliśmy ich wypytywać. Ale podejrzewałem, ze ta zabawa źle się kiedyś skończy.
- J-aaa!
- Ze statków które przypływały nikt nigdy nie schodził na ląd. Nie mieliśmy pojęcia kim są żeglarze. Ludźmi, tyle wiemy, widzieliśmy ich z daleka na pokładzie.
- Jaaa!
- Wczoraj zauważyłem w lesie grupkę obcych ludzi. Pomyślałem, że to obstawa tego całego inkwizytora, który miał przybyć, albo żeglarze ze statku. Wyglądali na żeglarzy.
- J-aaa!
- Tyle, że statku już nie ma. A oni nadal tu są. Uważam, że ktoś powinien się temu przyjrzeć. Wątpię, aby oni raczyli ruszyć zady – obejrzał się w głąb ulicy. – Idę z wami! Noc to nienajlepsza pora na wędrówki po lasach, ale zbyt wiele czasu już życie tych chimer stoi pod znakiem zapytania!

Tev; wyruszasz do medyka.
- Ziółka? Z ziółkami mamy tu ostatnio problem, elfy swojej łąki pilnują... Tam jest najwięcej ziółek, ale już kilku wróciło ze strzałami w rękach albo nogach. Oszalały długouchy.
Wracasz do reszty. Poszukiwacze trolla gotowi do wymarszu. Przyłączasz się.

Wyruszacie, zatem.
* * *
- Oh my, co za szczęście! A co Mistress mówiła o rozdzielaniu się, hm?;3 Zaraz wam przypomnę. Ten durny arystokratyczny laluś, jak na widelcu! – warknął do siebie Verion. – „Cute”, huh, mistress!? I`M CUTE, not him!!! Uuuuhhhh, I hate soooo much!!! Ty znienawidzona, siwa pokrako! Nie ma rywala, nie ma problemu, hm?;3 A ten drugi? Odrzucić MOJĄ propozycję?!
- Wrrrrrrrkhhhh....
- Yeeeeees, that`s a good boy!
* * *
Ray`gi, Kejsi, Akrenthal, Estre;
Wyruszacie w las, ku wybrzeżu. Ninjeti zbacza ze szlaku i prowadzi was leśnymi ostępami, idzie tak pewnie, iż jesteście pewni, że wie co robi. Wybiera drogę całkiem wygodną, pozbawioną kolizji z niedostępnymi kępami krzaków, złośliwymi pokrzywami czy podmokłymi gruntami. Każdy z was widzi w ciemnościach ze względu na rasę, więc nie jest tak źle, pomimo, iż głośne wycie wilków niepokoi was.

Night forest image by cassiedra on Photobucket

- To zamek Glittermore – powiadomił was Ninjet. – Plotki głoszą, że jest nawiedzony. Ponoć należał do pana, który sprzedał swoją córkę za jakiś wynalazek starego maga, przez co Almanakh zesłała na niego straszliwą zemstę. Często, kiedy tędy przechodzę, mam wrażenie, że na dziedzińcu coś się porusza, coś tam chodzi, chrobocze. Bez obaw. Byłem tu już wiele razy nocą, i nic z zamku nie wypełzło by mnie pożreć – zachichotał lekkodusznie. – Zamek jest ruiną, zajrzałem tam kiedyś, ale zdaje się, że co było do rozkradnięcia już rozkradli, a drzwi są zaryglowane lub zawalone guzem. Chodźmy dalej, już niedaleko!
- J-aaaakh!
- Zachowajcie ciszę. To już niedaleko.
Idziecie jeszcze chwilę. Słyszycie już szum fal oceanu i powiew morskiego wiatru. Ninjeti zaczyna się skradać, skulony kiwa na was ręką, abyście podeszli. Odsłania krzaki i pokazuje wam znalezisko.



- PSIA JEGO...!!!
- Stul pysk.
- Sam stul pysk! – jeden z mężczyzn przy ognisku zerwał się i kopnął butelkę. – Będziemy tu siedzieć do us...!!!
- Masz lepszy pomysł!? – wydarł się trzeci.
- Może znajdźmy port, zwińmy łódź i wynośmy się stąd, zanim te cholerne chimery nas zeżrą albo któryś durny elf ustrzeli!!! Nie wrócą po nas, nie rozumiecie?! Zdradzili nas!!!
- Chcesz wejść do portu i ukraść statek?! Jest nas trzech, idioto!!!
- Kupmy łódź za tego trolla albo co! Sprzedajmy tę dziwkę do burdelu!
- I kupmy łódkę rybacką, płyńmy na ocean, ehe!!! Debil!!!
- Zamknąć się. Mam plan! Jutro pójdziemy po tę chimerzycę i zielonego, pójdziemy do elfów i każemy im skombinować statek bo jak nie...
- Phe! Do elfów! One mają łu-ki!!! Łuki do cholery!!! To są elfy, elfy Almanakh!!! Zarżną nas jak świnie!!!
- To może zbuduj tratwę z bambusa i płyń!!!
- Stul pysk!!!
- Sam się zamknij!!!
- SZSZSZ!!! Co to było...?!

Wy też to poczuliście. Wiatr. Ucichł. Wszystko ucichło. Wilki zamilkły. Ninjeti rozejrzał się z zagubieniem.
- Co to u diabla jest?! – jeden z mężczyzn wyciągnął rapier i gorączkowo rozglądał się wokół.

Ray`gi; Poczułeś się nagle... zduszony!!! Co jest?!
Myślałeś, że to Kejsi znów do ciebie przylgnęła – pierwsza, głupia myśl. Kejsi nie ma tyle krzepy! Ani... łapska... wielkiego jak...!!!
Z jękiem zdumienia pomachałeś instynktownie nogami, kiedy olbrzymia łapa schwyciła cię jak zabawkę i uniosła wysoko w gorę. Z góry możesz podziwiać bezcenne, zdumione twarze swoich towarzyszy.

Kejsi, Tev, Akrenthal, Estre;

glade clair by =GunnerRomantic on deviantART

Ogromna chimera zjawiła się znikąd tuż za waszymi plecami! Stąd jedne wniosek – to chimerion! Jedno łapsko stwora dzierży właśnie... Raygi`ego, dwie pozostałe z potwornym trzaskiem wyrwały właśnie drzewo z korzeniami, które bestia ma chyba zamiar wykorzystać jako packę na was!
- Święta Almanakh!!! – jęknął ze zgrozą Ninjeti.
Natychmiast sięgnął łuku, niestety, bestia „bardziej natychmiast” skorzystała ze swojego ogona. Zamach, i... pnie drzew nie powstrzymały długiego bicza, ogon przeniknął przez nie, jakby nie istniały! Ninjeti z krzykiem poleciał gdzieś – w krzaki, na drzewo, nie macie nawet pojęcia. W obozie trzech mężczyzn wybuchła panika, słyszcie. Chyba zwiewają. Tymczasem, musicie zmierzyć się z drzewo-packą chimeriona!

Tymczasem w Artesen...
Barbak; Pytasz o plany. Architekt przegląda je chwilkę.
- To plany Zena. CO?! On zaginął, a ty już chcesz sprzedawać jego rzeczy?! WON!!! – wydarł się.

Revan; No skandal! Nie dość, że zwariowany sprzedawca lamp i jakaś baba pomylili cię z podpalaczem, to jeszcze twoi własni towarzysze ci nie wierzą! To, że jesteś czarny, nie znaczy, że jesteś zły!
- W sumie... on ma rację, ten młody od Bernadra stale dokuczał kowalowi – stwierdził ktoś.
- Widziałem, jak Ben rzucił w niego bryłką węgla, jak młody mu węgiel podkradał!
- To... faktycznie chyba nie było n – stwierdził sprzedawca lamp. – Tamten był całkiem świrnięty, a ten gada mądrze!
- Może i... – chrząknęła baba.

Funghrimm;
Wygląda na to, że Revan mówi prawdę. Nie doszukałeś się kłamstwa w jego słowach!

Robisz wywiad środowiskowy i wypytujesz o burdel. Jedni uśmiechają się tylko półgębkiem, inni ignorują was, inni z kolei zachwalają przybytek. Ninjet wspomniał, iż ze względu na to, że wychowały go elfy, ma niewielu znajomych w Artesen, aczkolwiek jeden z nich, dawny kowal, zachorował na dziwną chorobę. Ponoć przesiaduje teraz w świątyni khemetry. Wiesz już gdzie ona jest, więc wyruszacie. W świątyni pytacie o niego – jest, owszem. Na Moradina! Wygląda jak wrak. Trąd, dżuma w jednym. Facet pokrzywiony jakby w ogóle nie był człowiekiem. Pytasz czy to stało się po wizycie w burdelu. Facet nie kojarzy choroby z burdelem, ale twierdzi ze owszem, był tam tylko raz, no i potem stało się to.

Funghrimm, Barbak;
No trudno, okoliczności [ach jaka szkoda] zmuszają was do odwiedzenia [czego wcale nie chcecie!] miejscowego burdelu. Udajecie się pod budynek. Wygląda ładnie, zadbany. Przed wejściem nikogo nie ma. Wchodzicie. Przedsionek. Dwóch rosłych panów z bronią.
- Ekhym! – chrząknął upominająco jeden z nich, wyciągając rękę i czekając na opłatę.

* * *
- Oh my, nie można cię ani na chwilę spuścić z oczu!;3
- Nie potrafię... – powiedziała twardo.
- Oczywiście, że nie – chwycił za luk i opuścił go. – Pamiętasz zasady? Nie wtrącamy się. Jeśli ty się zlitujesz, druga strona również zażąda małego, drobnego wyjątku. Nie chcemy tego, hm?;3 To tylko jedna, zagubiona dusza, Słonko. Czasem trzeba pobawić się w złego boga, żeby sprawdzić, którzy są naprawdę godni zbawienia.
- Światło nie wybiera...
- Znaleźli się tu nie z woli Mistress, a ze swojej własnej. Wolna wola doprowadziła tu Takich Jak Ona.
- Ja... nie potrafię... – uniosła znów łuk.
Niespodziewanie, Verion wyrwał jej broń, nim zdążyła wystrzelić.
- Here;3 – uśmiechnął się złowieszczo.

http://i179.photobucket.com/albums/w...s/Xellos11.jpg

Uniósł łuk, strzała zapłonęła białym ogniem. Słonko jęknęła ze zgrozą, cofnęła się.

- Let me do it!;3 – szepnął z rozkoszą Verion.
- Ve...!!!
Odwrócił się błyskawicznie i wypuścił strzałę.

* * *
Kejsi, Ray`gi, Tev, Akrenthal, Estre;
Niebo rozbłysło nagle, ogromna, biała kometa przemknęła przez nieboskłon!

Astaroth;
- Uważaj! Stój tutaj i nie ruszaj się! Wyjaśnię ci wszystko potem, teraz nie ma zbytnio czasu. Siły bieli, nie dość że chciały wygnać cię ze swego społeczeństwa to na dodatek wydały na ciebie wyrok.
- C-co?! – jęknęła zapłakana zielarka. – CO?!
Na niebie, ponad okolicznymi górami, zawisł jasny punkt, niczym gwiazda. Oho!
- Nie obawiaj się jednak, nie dopuszczę do tego, jakem Astaroth, Last Soulbreaker, pan mgieł w tym świecie.
- P...?! – drżała tak, że nie mogła już mówić.
Dobywasz szabli, czujny, spięty, oczekujesz na przeciwnika. OH...!!!
Jasny punkt przerodził się naraz w ogromny strumień białego światła, którym niczym kometa runął prosto na miasto! To Oko Światła, Almanakh, jej łuk! Fala uderzeniowa, światło zbliża się!!! Ku twemu zdumieniu całe miasto jest podejrzanie spokojnie, choć niebo jest jaśniejsze niż za dnia! Tylko Kirenna z płaczem padła u twych stóp, zasłaniając głowę ramionami.
As long as...
A single one of us…!
We…
Are…
LEGION!!!
Blokujesz szablami, blokujesz… falę Światła!!!
Parzy! Zwinny obrót, kontra, uderzenie Smutkiem 14 Wdów – odbiłeś świetlistą kometę, zawraca, innym już torem, na wschód!
Znika! Niebo znów ciemnieje.
Ocalałeś! Odbiłeś... szablami... falę światła z łuku Almanakh!!! Widać Rith miał rację, amulet Kaihi-ri to jest coś.

- Panie! – jęknęła Kirenna, klęcząc chwytając się za nogę. – Panie, oszczędź mnie, zabierz ode mnie te zmory!
* * *

- Hm?;3 – uśmiechnął się jakby nigdy nic, wyciągając ku niej rękę z łukiem.
Odebrała swoją broń.
- Dlacze...?
- ;3
- Nie powinieneś, Ona cię ukaże!
- Zniosę to jakoś – mrugnął, cmoknął osłupiałą Słonko w policzek, i zniknął.
* * *

Twardość ciosu kołatała mu pod czaszką dłuższą chwilę, nim upadł, czy osunął się w rogu sali. Nie widział już kolorów, kształtów, tylko chmurę złotych muszek na czarnym tle. Wstał z trudem, sapiąc, kaszląc i zataczając się. Stracił równowagę, padł na parkiet, uniósł się na drżących ramionach, z karkiem tak obolałym, że nie mógł dźwignąć głowy i wpatrywał się w podłogę, po której pełzały setki małych, błyskających robaczków. Splunął krwią.
- Hurts?
- Tiiiija, I`m used to that, Mistress;3
- Oko Światła mogło cię zabić.
- Ją zapewne również, odbite zwierciadłem chaosu. Drobiazg – dźwignął się chwiejnie, krok do przodu, dwa do tyłu. – Nic mi nie...
Zabrakło mu tchu, zatoczył się i z jękiem padł na podłogę.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 12-06-2008, 16:08   #97
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Drużyna w końcu doszła do względnego porozumienia. Orkowi niestety nie udało się przekonać reszty towarzyszy do udania się wraz z nim i karłem, nie mniej jednak obiecali sobie możliwie szybko ponowne spotkanie. Barbak miał szczerą nadzieje że nic złego z tego nie wyjdzie. Po postawie ich hebanowego przyjaciela raczej nie mógł mieć nadziei że wszystko będzie dobrze... jednak należało pokładać nadzieję w Palladine.

Zanim dotarli do domu uciech cielesnych, dwarf wpadł na dość dobry pomysł rozpytywania napotkanych ludzi co wiedzą na temat zamtuza. Nie udało im, się ustalić nic konkretnego, poza faktem iż mogą porozmawiać z jednym jegomościem w świątyni Khemetry. Nie tracąc więc ni czasu, ni sił udali się do świątyni. Napotkany mężczyzna okazał się strasznie okaleczony i potwornie doświadczony przez los. Orkowi było niezmiernie żal. Człowiek nawet jeśli popełni błędy w swym żywocie nie zasługuje na taki los. Któż z nas przecież nie popełnia błędów? Barbak przed wyjściem ze świątyni pozostał jeszcze przez chwil parę przy ołtarzu. Modlił się żarliwie tak do Palladine’a jak i do Khemetry aby ulżyli w cierpieniach temu nieszczęśnikowi.

Długie modły połączone z medytacją nie były jednak tym co znosić by chciał jego karzełkowaty towarzysz, wiec po chwilach kilku Ork śpiesznie podążył za barwnym grzebieniem włosów. Uczesanie to miało zasadniczy plus taki, że było widoczne na miejskich ulicach i nie sposób było zgubić jego właściciela. Barbak Fungrimm’a jednak zgubił.

Fungrimm zniknął mu na chwil parę z oczu i Ork samodzielnie dotarł do zamtuza. Nie zdecydował się jednak od razu do niego wejść. Najpierw postanowił możliwie dobrze przyjrzeć się zabezpieczeniom budynku, i sposobie w jaki jest on chroniony. W miarę możliwości starał się obejść posesję sprawdzając ile jest z budynku wyjść, czy okna są okratowane, czy ochroniarze są widoczni na zewnątrz. Krótko mówiąc chciał sprawdzić na ile budynek przypomina strzeżoną fortecę, a na ile niechroniony dom.

Gdy powrócił do wejścia, napotkał ponownie karła. Zanim zdecydował się wejść do środka zdjął jeden ze sztyletów z pasa przepasającego pierś i ukrył go w lewej dłoni. Nigdy nie wiadomo czy prawica nie będzie mu potrzebna do innych czynności. Maleństwo było bronią, która w pomieszczeniach zamkniętych była niestety nie użyteczna. Tutaj pozostawały mu jedynie sztylety i siła własnych mięśni...czyli całkiem sporo.

Pocieszając się tym ostatnim przekroczył próg bordelu, przybrał wyraz twarzy dobrze znany i ciężko wypracowany. Na facjacie orka pojawiło się pomieszanie granitowego bezdusznego posągu i orkowsiego szału. Coś, czego zadaniem było odstraszenie potencjalnego przeciwnika. Zaraz w przedsionku napotkali bramkarzy. Persony ewidentnie pełniące przednią straż, jak mniemał Ork amatorzy, którzy powinni łatwo dać się przekonać, że on i karzeł nie przyszli to na dziwki. Miał przynajmniej nadzieje że dadzą się łatwo przekonać. Jeden z bramkarzy odchrząknął i wysunął dłoń żądając pieniędzy. Prostacki ruch, który zdaniem orka świadczył albo o amatorszczyźnie, albo o czymś dokładnie przeciwnym. Bramkarze byli oczywiście uzbrojeni po zęby i gotowi w każdej chwili „wyprosić” nieproszonych gości.

Ork nie spiesznym, acz zdecydowanym ruchem uścisnął wyciągniętą prawicę, i nie puścił jej. Dłoń jego mocno ścisnęła dłoń ochroniarza, nie zamierzał jej puszczać w pierwszej fazie rozmowy.
- Witam, jestem Barbak. Nie przyszedłem tu na dziwki. Chciałbym złożyć moje uszanowanie właścicielowi tego lokalu, porozmawiać z nim i złożyć pewną ofertę. Czy jest to możliwe? Uprzedzając Wasze pytania, chciałbym poinformować go o rażących niedopatrzeniach w sposobie ochrony tego budynku i złożyć propozycję pomocy w ich skorygowaniu. Ork starał się zachować wypracowany, zimny i zdecydowany tembr głosu. Rozmowa z osiłkami nie była czymś obcym i czymś czego Ork się obawiał. Zamierzał być on tak długo miły i uprzejmy jak długo mili i uprzejmi będą jego rozmówcy. Jeśli jednak któryś z nich zacznie w jakiś sposób wzbudzać niepokój orka, ten skorzysta z faktu trzymania swego przeciwnika za dłoń, pociągnie go z całej siły do siebie. Następnie przyłoży ostrze noża do gardła przeciwnika i ponownie w sposób grzeczny i opanowany poprosi o widzenie z właścicielem lokalu. Oczywiście działanie to będzie jedynie ostatecznością która miejmy nadzieje nie będzie konieczna. Ork nie będzie zwracał uwagi na drugiego bramkarza mając nadzieje, że ten będzie na oku Fungrimm’a.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 12-06-2008, 19:00   #98
 
Vimes's Avatar
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
-Ucieeeekaaaaaaaaj! - Ilaf z typowym dla siebie męstwem przyjął nową sytuację. Trudno mu jednak było domowić jakiejś racji. Ucieczka wydawła się całkiem rozsądną opcją gdy alternatywą był rośwcieczony chimerion z całkiem pokaźnym drzewem w dłoni. Cały problem polegał na tym że ucieczka wiązała się zazwyczaj z pogonią, a uciekanie przed czymś takim nie uśmiechało mi się za bardzo. Trzeba więc było wymyślić coś innego. Zamknąłem oczy i skupiłem siean postaci chimerona. Po chwili przed oczyma ujrzałem ocean umysłu chimerona. Nie był jakiś szczególnie okazały - z resztą czego się spodziewać po czymś takim... Nie było jednak specjalnie dużo czasu na podziwianie widoków. Szybko skoncentrowałem się w myslach przywołując obraz... no właśnie obraz czego?! czego mógł siechimerion wystraszyć?! panicznie szukałem w swojej głowie czegoś co mogło nam pomóc. Smok? Hmmm... Niezbyt subtelne... Ale może za to bedzie skuteczne. Tak, juz to widziałem, smok pikujący wprost na chimeriona, na tle ciemnego nieba... Pomiędzy mymi wyimagowanymi dłońmi pojawiła sieświetlista kula którą pchnałem w kierunku oceanu, poczym powróciłem do swojego umysłu. Cóż.. pozostawało mieć nadzieję że mózg chimeriona zaakceptował przesłaną mu informację jako prawdziwą...
 
Vimes jest offline  
Stary 12-06-2008, 19:36   #99
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- RAYGIIIIIIII !!! – pisnęła ze zgrozą chimerka, wyciągając łapki ku drowowi, który ucapiony przez bestię powędrował w górę. – RAYGI !!! – Kejsi skoczyła, lądując na wielkiej łapie chimeriona, zaczepiona pazurkami tylnich łapek o nią, obiema przednimi chwyciła drowa za rękę i ciągnęła z całej siły. – Puść, go, puść, puść!!!
Chimerion potrząsnął łapą i Kejsi spadła, lądując zwinnie na cztery łapy.
- RAYGI!!! Trzymaj się!!! – dobrze powiedziane!
Odskoczyła szybko za Akrenthala, widząc, ze mag szykował zaklęcie! Sama także przygotowała się do walki. Stanęła na dwóch łapkach, dwie przednie złożyła razem, z gracją unosząc je wyprostowane nad głowę, następnie niczym tancerka opuściła je, zgrabnie zginając koci grzbiet, trzymając nogi proste w kolanach dotknęła dłońmi ziemi przed sobą, wyprostowała się znów, wywijając długim, czarnym kocim ogonkiem, rozłożyła ramiona na boki i klasnęła gwałtownie.

Niech oczyszczenie wieczne
Soplem sięgnie twej duszy
Poprzez ciało, krew, kości
Ice sting!!!



Nad wyciągniętą łapką Kejsi pojawił się świetlisty trójkąt równoboczny.
- Niech szczere łzy Wojowniczki Światła ostudzą gniew chaosu, miau! – Kejsi zawirowała zwinnie na jednej nodze, w magicznym tańcu, podrzucając świetlisty trójkąt wysoko w górę.

Z trójkąta wystrzeliła nagle salwa wielkich, ostrych sopli, obsypując chimeriona!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 12-06-2008, 20:41   #100
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Pewne rzeczy się nie zmieniają. W tym charakter. W Dwarfie zapaliło się czerwone światełko w momencie gdy usłyszał oskarżenia. Miał już podobne doświadczenia w obserwowaniu tłumu. Zwłaszcza ludzi. Jakże to były niskie i podłe elementy. Drowy, elfy czy orki z racji swej natury różniły się z dwarfami przymiotami i talentami.

Ludzie byli inni, najłatwiej ulegali skażeniu Chaosem ale z drugiej strony nikt tak jak oni nie potrafił się mobilizować w naprawdę złych momentach. Ale nadal były takie jak to. Ktoś podpalił domostwo kogoś innego. Pozbawił go możliwości i szans na dalsze godziwe życie. Mało brakowało że życia również. Dwarf zareagował odruchowo. Przez prawie całe życie był kapłanem a obecnie mimo wszystko wyznawał podobne zasady co kiedyś.

- Funghrimmie, ....-Zabójca spojrzał się na chimerę. Uważnie czytał jego zachowanie i emocje. Oglądał się również na innych członków dyskusji

- Tak, nie zrobiłem tego

Dwarf nie był tego pewny do końca, ale co gorsza nie był pewny również winy. Więc na razie pozostawił rzecz swemu życiu. Jednak postanowił wrócić do tego tematu. Uważał że w chwili obecnej jest jednak inne ważniejsze zadanie.

Delikatny wywiad środowiskowy ukierunkował go do świątyni. To co zastał wzruszyło go lub co bardziej adekwatne wzburzyło.

Kowal, wrak człowieka. Chory, słaby i bluźniący miłosierdziu ludzkich bogów. Fungrihmm jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało przeraził się losem rzemieślnika. Pokręcił głową, nie mógł mu obecnie pomóc, może kiedyś ale na pewno nie teraz.. Ale jeszcze bardziej go zmroził fakt że przy pewnej dużej lub bardzo dużej dozie pecha on również może skończyć jako kaleka czy chory. Zostanie sam i nikt nie będzie się nim interesować. Utwierdziło go to że nie pozwoli na to żeby taki los spotkał i jego...

-Kowalu, chcę zbadać tę sprawę. Pomóż mi. Spraw by inni nie cierpieli tak jak ty. To ty możesz to zrobić.

-Kiedy dokładnie pojawiła się ta choroba

-Co zaszło przed chorobą. Czy może się z kimś pokłóciłeś lub pobiłeś. Może odmówiłeś komuś zrobienia czegoś

-Czy masz jakiś wrogów. Kto na Ciebie zagiął parol?

-Jak najlepiej się dostać do środka

-Kto tym zarządza, dobrze by było kogoś pociągnąć za ucho


Postarał się jeszcze pomodlić. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Chyba się już odzwyczaił. postanowił zobaczyć co robi Ork. Spotkał go przed burdelem. Ustalili wersje wydarzeń. Barbak wszedł pierwszy, miał ładnie zagadać. Dwarf i jego księżycówa stali w odwodzie...
 
Vireless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172