Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2008, 16:22   #36
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Upiory zniknęły tak samo jak mleczne opary otulające do tej pory miasteczko. Głos, niegłos, doskonale był słyszany przez elfa. Jednak nie zawahał się ani chwili, gdy upiór natarł. Był dość nieporadny, osłabiony potężną wolą i blaskiem gwiazdy bijącym od Noldora, a w dodatku opuszczony przez inne zjawy, więc pokonanie go nie stanowiło problemu. Szybkie cięcie zakończyło istnienie ducha.

Przez chwilę Galdor stał samotnie na pustej ulicy uwolnionej od mgły i oświetlonej latarniami, jakby nigdy nic się tu nie stało. Bree było bezpieczne i nigdzie nie było czuć naporu wrogiej woli. Na razie wycofała się.

Rozogniony walką i starciem z nieznaną jeszcze siłą eldar gwizdnął cichutko na swojego wierzchowca, który natychmiast podbiegł parskając z zadowoleniem, że w końcu całe zamieszanie się skończyło i otarł się chrapami o wyciągniętą dłoń. Elf pogłaskał delikatnie konia po głowie i szyi, po czym zabrawszy z jego grzbietu podróżną torbę klepnął go lekko po łopatce i kiwnął głową w kierunku stajni. Zwierzę posłusznie poszło we wskazanym kierunku, zaś podróżny skierował swoje kroki do karczmy, chowając po drodze miecz, którego stal odbijała teraz jedynie refleksy świecącego już bez żadnych przeszkód księżyca. Czuł się zmęczony pojedynkiem, który stoczył, choć nie doznał w nim żadnej rany.

Stanął na progu i od razu zwrócił uwagę na ciszę, jaka zapadła. Szybko narzucił na ramiona płaszcz, aby przykryć swój majestat, który mógł być ... onieśmielający dla niezwyczajnych przebywania w obecności pierworodnych śmiertelników.

- Najszlachetniejszy panie... - zebrał całą odwagę Tedd Butterbur - Jakże to? Cóż to tam się stało w ciemności?

Galdor odpowiedział mu ciepłym uśmiechem i rozejrzał się po sali. Wywrócony stół, osmalona od ognia podłoga i poprzewracane stołki były dowodem na zamieszanie, jakie tu przed chwilą panowało. Wszyscy zgromadzeni patrzyli w jego kierunku w milczeniu, jakby był następną zjawą. Spojrzenie elfa padło na leżacego na ziemi człowieka. Natychmiast dostrzegł głębsze cienie wokół sylwetki i nienaturalną bladość twarzy.

- Wybacz karczmarzu, ale pora nie jest odpowiednia, aby opowiadać, co się stało. Takich rzeczy lepiej słuchać w blasku słońca. Poza tym widzę, że niektórzy wymagają natychmiastowej pomocy, inaczej na zawsze stoczą się w Ciemność. - skinął głową w kierunku leżacego, szybko podszedł do niego mijając zdumionych gości, przykląkł, położył obok swoją sakwę i wziął go za rękę. Była zimna, trupio zimna, pomimo, że nie było widać na jego ciele żadnych obrażeń. Już wiedział co się stało.

- Przynieś natychmiast kubek z gorącą wodą. - wydał polecenie karczmarzowi, który od razu pobiegł do kuchni. Sam zaś położył jedną rękę na czole leżącego, zaś drugą ujął jego dłoń. Natężył wolę, aby odszukać go wśród ciemności, która ogarnęła duszę człowieka. Delikatna poświata, która jeszcze otaczała sylwetkę elfa całkowicie zniknęła. A może nigdy jej nie było? Cienie pogłębiły się w gospodzie, gdy Galdor skupił się, aby zawrócić duszę leżącego człowieka ze ścieżki, na którą weszła.

- Pel-entul! - powiedział z mocą. - Ata-vanta!

Chwilę czekał na reakcję. Czas dłużył się niemiłosiernie. Na szczęście rana była zadana niedawno, więc Ciemność jeszcze nie ogarnęła całkowicie duszy rannego. Ręka leżącego drgnęła i oczy na chwilę otworzyły się, aby spojrzeć wprost w twarz klęczącego obok eldara. Widząc to Galdor uśmiechnął się ciepło.

- Witaj z powrotem. Leż spokojnie.

Sięgnął do swojej torby i wyciągnął mały woreczek. Akurat Butterbur nadchodził z kubkiem pełnym parującej wody. Elf odebrał go od karczmarza i postawił na podłodze. Z woreczka wyciągnął kilka wysuszonych liści jakiegoś ziela, skruszył je w dłoniach i wsypał do kubka. Zapach kwiatów na łące skąpanej w słonecznym blasku rozszedł się po pomieszczeniu. Obecnym wydało się, że całe pomieszczenie rozświetliło się na chwilę i przyjemne ciepło rozlało sie po ich ciałach.

Galdor wziął kubek i delikatnie podtrzymawszy głowę leżącego podawał mu do picia. Twarz jego powoli nabierała życia i ręce stawały się coraz cieplejsze.

- Przygotujcie mu łóżko, musi wypocząć w cieple do jutra. - zwrócił się do karczmarza. - I jeśli można, to dla mnie też. Muszę chwilę odpocząć.

Schował woreczek z ziołami do sakwy, wstał, podniósł torbę i pomógł wstać leżącemu. Po czym podążył za karczmarzem do pokoi, prowadząc pod rękę rannego ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 11-06-2008 o 18:46.
Smoqu jest offline