To ja się wypowiem.
Otóż DnD 4.0 jest...no, jest inne.
Z jednej strony podobny do Star Wars Saga Edition, w którego gram już od pewnego czasu, a z drugiej strony wiele rozwiązań w nowym DnD jest kompletnie nowatorskie.
Po pierwsze system jest zdecydowanie odmunchowany. Można się pożegnać z czarami zadającymi naście k6 punktów obrażeń. Po drugie specjalnych mocy jest zaskakująco mało. Owszem, teraz czarodziej czy kapłan nigdy nie znajdzie sie w sytuacji gdy nie będzie miał czarów, ale z drugiej strony po dwóch walkach pozostanie mu rzucanie magicznych pocisków.
Po drugie mniejsza ilość otrzymywanych obrażeń w połączeniu z healing surges sprawia, że w DnD 4.0 jest naprawdę trudno umrzeć. Nie mówiąc już o wcześniej w temacie wspomnianym rzucie obronnym przeciw śmierci. A raczej trzech rzutach.
Sympatyczne jest za to wyważenie klas. Każda ma do zaoferowania coś unikalnego i przydatnego, ale i tak znając typową tendencję graczy w DnD do zadawania jak najwyższych obrażeń, prym wieść będą strikerzy, czyli: łotr, łowca i warlock. Wojownik nagle stał się facetem od otrzymywania obrażeń. Owszem, w poprzedniej edycji też nim był, ale przynajmniej potrafił też walnąć. Teraz o wiele lepiej potrafi walnąć zwykły złodziej.
Skoro już jesteśmy przy klasach: nie ma mnicha, nie ma druida, nie ma barda, nie ma zaklinacza (i ten ostatni raczej nie wróci). Jest za to warlord (czyli taki wódz) i warlock (czyli czarnoksiężnik z NvN 2). Nowe klasy maja się pojawiać wraz z nowymi podręcznikami, wiec pewnie część starych znowu powróci.
Przedziwną sprawą są też rasy. Papa gnomie, nikt tobą nie grał więc wylatujesz do księgi potworów. Dzień dobry diabelstwo i pomiocie smoka w siódmym pokoleniu zwany dragonbornem. Dwie straszliwie egzotyczne rasy dopchały się do podręcznika głównego.
Na pierwszy rzut oka nowe DnD jest dziwne i trzeba się będzie przyzwyczaić. Potencjał na pewno ma, stawia bardziej na grę drużynową i taktykę, ale to zdecydowanie nie jest system który znaliśmy. To skok jak pomiędzy AD&D a DnD 3.0. |