Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2008, 14:32   #39
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Butterbur odwrócił się na pięcie i podreptał przed elfem prowadzącym człowieka.

- Tędy, tędy proszę szlachetny panie - ciągle oglądał się za siebie, czy goście nadążają. Poprowadził ich przejściem do pomieszczeń z tyłu "Rozbrykanego Kucyka", do najlepszych pokoi, jakie miał.

- Tu może spocząć ranny. - karczmarz otworzył drzwi do jednego z pokoi. Galdor wprowadził Valina do środka i pomógł mu ułożyć się na łóżku. Po czym podążył za właścicielem do następnego pomieszczenia.

- To mój najlepszy pokój - powiedział Butterbur z dumą otwierając solidne, drewniane drzwi. - Wiem, że wielmożny pan przyzwyczajony na pewno do większych luksusów, ale w całej okolicy nikt nie ma lepszego pokoju.

Pokój udostępniony przez Butterbura był bardzo czysty, przytulny i przestronny. Właściwie to nie był pokój, ale apartament składający się dwóch pomieszczeń. W dodatku miał osobną łazienkę. W sam raz, aby w spokoju wypocząć po walce.

- To jest naprawdę wyśmienite miejsce. Rzadko gdzie można znaleźć takie wygody. - Galdor często podróżował i nieraz przychodziło mu spędzać wiele tygodni poza cywilizowanymi rejonami, gdzie pokój w najpodlejszej karczmie był porównywany do królewskich komnat.

Butterbur wpadł do środka i zaczął udoskonalać, w jego pojęciu, ustawienie mebli w pokoju. Przesunął stolik w okolice kominka, aby było cieplej. Odstąpił dwa kroki, przekrzywił głowę i pokręcił nią. Coś było nie tak. Znów podszedł do stolika i przestawił go o kilka centymetrów dalej.

- Dziękuję Ci mości Butterburze. Tak jak jest, jest idealnie. Nic nie trzeba poprawiać. - Noldor najwyraźniej chciał już pozostać sam.

- O tak, tak, pan jest zmęczony, już nie przeszkadzam. Zapraszam rano na śniadanie, na koszt firmy, że tak powiem. - Tedd kłaniając się szedł krok za krokiem z kierunku wyjścia, aż w końcu drzwi się za nim zamknęły.

Galdor rozejrzał się po udostępnionym apartamencie. Nie potrzebował tak na prawdę aż tak dużego pokoju. Po prostu chciał być przez chwilę sam, aby się uspokoić i chwilkę odpocząć. No i musiał się zastanowić, co dalej z całą sytuacją. Może wygrał jedną bitwę, ale walka wciąż trwała.

Akurat przez okno wpadł do środka promień księżyca. Noldor oczyścił swój umysł i pozwolił błądzić myślom po ich własnych ścieżkach. Chodził przy tym powoli po pokoju. W pewnym momencie zaczął cichutko śpiewać. Jakby w odpowiedzi księżycowe światło przybrało na sile i poświata wypełniła pokój ...

... pokój był pusty i ciemny. Zgaszony kaganek stał na stoliku, zasłony lekko kołysały się w podmuchach nocnego powietrza wpadającego przez otwarte okno. Lokatora nie było na miejscu ...

Galdor opuścił karczmę w środku nocy. Był pierworodnym, więc regenerował siły bardzo szybko. Ruszył na obrzeża miasteczka, aby sprawdzić, czy nie czają się tam pozostałości cieni, które przegonił wieczorem. Głęboka cisza nie była przerywana nawet ujadaniem psów. Zresztą żaden z nich nie wyczułby przemykającego się elfa nawet, jeśli ten przeszedłby im niemal przed nosem. Wszystko wyglądało dobrze. Żadnych śladów wydarzeń sprzed kilku godzin. Jedynie wciąż otwarta brama zdradzała, że działo się coś niezwykłego. Noldor zamknął ją na cztery spusty, aby nikt się nie przedostał. Nawet niestrzeżona była namiastką bezpieczeństwa. W kilku miejscach wyczuł ślad obecności upiorów, ale żadnych cieni nie odnalazł. Wszystkie musiały pierzchnąć po tym, jak stoczył walkę z ich panem.

Świt zaróżowił już niebo nad wschodnim horyzontem, gdy Noldor wracał do karczmy. Miasteczko powoli budziło się do życia, koguty piały, psy zaczynały ujadać. Nagle z oddali usłyszał głośny lament, jakby kobiety. Po chwili podobny odgłos dobiegł do jego uszu z innej strony.

"Więc nie wszystko jest tak, jak powinno ..."

Skierował swe kroki do stajni, aby sprawdzić, co się dzieje z jego wierzchowcem. Był pewien, że to mądre zwierzę samo sobie świetnie dało radę, ale on wykorzystywał jego przychylność do podróżowania i chciał okazać swoją wdzięczność za to zajmując się nim. Gdy wchodził do stajni, przywitało go ciche rżenie zwierząt. Przywitał się ze wszystkimi, zaś jego koń podbiegł do niego, gdyż nie było nikogo, kto mógłby go zamknąć w boksie. Pogładził delikatne chrapy i smukłą szyję. Zauważył też lekki ruch w sianie, z którego za chwilę wystawała rozczochrana głowa z mocno zaspanymi oczyma. Kiwnął tylko głową na powitanie.

- Będziemy musieli jeszcze chwilkę tu pozostać. Ci ludzie potrzebują pomocy i na pewno sami sobie z tym zagrożeniem nie poradzą. - wyszeptał wprost do ucha, gdy wierzchowiec oparł głowę na jego ramieniu. Sprawdził stan kopyt i pęcin, wyszczotkował i wymasował porządnie całe zwierzę. W pewnym momencie dobiegł do jego uszu coraz głośniejszy zgiełk. Jakaś grupa głośno rozmawiających ludzi zbliżała się do karczmy.

Wykorzystując tylne wejście wszedł do środka i udał się do pokoju rannego, którego wczoraj opatrywał. Nie powinien się jeszcze obudzić. Zioła, które wczoraj dostał miały też lekkie działanie nasenne, gdyż we śnie dusza i ciało najszybciej się regeneruje.

Poczekał chwilę, aż nasilający się hałas obudzi śpiącego.

- Dzień dobry, jak się czujesz? - zapytał z troską ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 14-06-2008 o 22:08.
Smoqu jest offline