Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2008, 00:47   #43
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Mała mysz poruszyła parokrotnie nosem badając dostępne z otoczenia zapachy. Stanęła słupka i szeroko otworzyła oczy wypatrując, czy droga jest bezpieczna. Po chwili wahania skoczyła na długą drewnianą belkę podpierającą strop stajni i skierowała błyskawicznie do lnianego worka znajdującego się w kącie boksu. Z niedawno powstałej na skutek wygryzienia dziury, zdążyło się wysypać parę owalnych sucharów zbożowych będących najpewniej produktem ubocznym po destylacji brandy, lub piwa jęczmiennego. Mysz obwąchała pierwszych kilka po czym rozgrzebawszy dziurę nieco mocniej wybrała najbardziej jej odpowiadający i zabrała się za ciche chrupanie. Haerthe obserwował ją w milczeniu. Obudził się niedawno po źle przespanej nocy obok Łatki. Ze snów oprócz tego, że były bardzo nieprzyjemne, niewiele pamiętał. Wiedział jednak, że nie mógłby spędzić tej nocy ponownie w gospodzie. Teraz obserwując to niewielkie niepozorne zwierzę zastanawiał się nad tym co tak naprawdę wczoraj zaszło, a co mu się wydawało. Pamiętał demoniczne kobiety, człowieka w spiczastym kapeluszu... i czyjś śpiew. Śpiew, którego jeszcze nigdy nie słyszał, o słodkim dla duszy i kojącym dla bólu tonie. Nie miał już wczoraj siły sprawdzić kto to był.

Mysz nagle uniosła uszy i ponownie stanęła słupka węsząc. Wyczuwszy widocznie zbliżającą się osobę, czmychnęła szybko po belce na poddasze stajni. Rzeczywiście - w środku znajdowała się bardzo dostojnie wyglądająca postać o trudnej z początku do zdefiniowania płci. Mimo gładkich rysów twarzy Haerthe po ubiorze stwierdził, że to jednak musi być mężczyzna. Dopiero gdy ten zbliżył się na odległość paru metrów, chłopak stwierdził, że to musi być elf. Słyszał trochę o tej mitycznej rasie, ale nie miał okazji zobaczyć żadnego. Elfy podobno miały swoje miasta na wschód i zachód stąd. Chodziły też słuchy, że w przebywały w Fangornie. Nie wielu jednak było na tyle odważnych by ich tam szukać.

Nieznajomy spostrzegł go szybko jakby czując obce spojrzenie na sobie i po chwili zastanowienia skinął głową. Haerthe uczynił to samo. Elf spojrzał jeszcze na Łatkę uśmiechając się do stworzenia, które zarżało cicho jakby w odpowiedzi na bezgłośne przywitanie. Nieznajomy uczynił to samo jeszcze w stosunku do paru koni, w tym i Orendilowego, a po chwili podszedł do niego inny wierzchowiec zdecydowanie różniący się od pozostałych. Zdecydowanie smuklejszy i wynioślejszy o silnych długich nogach o jakie trudno na stepach Rohanu gdzie na wzgórzystym terenie konie rodzą się bardziej krępe. Podczas gdy na pastwiskach Rohanu Łatka wyróżniała się pomiędzy innymi końmi wyglądając bardzo pięknie i smukle, co jak ojczym uparcie twierdził, zawdzięczała krwi maerasów, teraz w odniesieniu do tego wierzchowca prezentowała się po prostu buro. Stara kochana Łatka... Rohirrim z wielkim zainteresowaniem przyglądał się zwierzęciu pielęgnowanemu teraz przez elfa.

Być może trwałoby to dłużej gdyby od strony podwórza nie dał się słyszeć zgiełk. Elf podniósł się opuściwszy ostatnie kopyto swego wierzchowca, po czym szepnął mu coś na ucho i wyszedł.

Haerthe podniósł się powoli i przeciągnął nadal z podziwem oglądając konia elfów. Potrafił docenić takie piękno. Kasztanka również się podniosła i stanąwszy obok rohirrima oparła mu głowę o ramię.
- Już już. Pewnie, że pamiętam - Wyjął z juków własne zgrzebło i kopystkę i zaczął również czyścić swojego wierzchowca. Kulbaka sprawiała się doskonale i nie dostrzegł po wczorajszej podróży żadnych zaklejek. Skończywszy, doprowadził Łatkę do wiadra z wodą. Wziął odrobinę i oblał swoją twarz czując jak uczucie zimna przenika wgłąb skóry powodując z początku odrętwienie, a potem przyjemną świeżość. Przywiązał konia symbolicznie do jednego ze wsporników stajni i wyszedł na zewnątrz.

Rześkie powietrze i wczesne promienie słońca, podziałały orzeźwiająco na młodego rohirrima. Dzisiejszy dzień zdawał się nie mieć niczego wspólnego z poprzedzającym. Co więcej lekki wiaterek jakby niósł zapomnienie dla przykrych wspomnień i aż gwizdał do duszy Haerthe nakłaniając go by wskoczył na konia i pognał dalej na zachód.

Grupka ludzi gadających naraz tak, że nie dało ich się w ogóle zrozumieć, minęła go w drodze do wejścia do gospody. Szyld z nieco opasłym krótkonogim kucykiem nadal dzielnie powiewał nad wejściem. Haerthe wszedł do środka. Paru gości zerwało się na równe nogi na jego widok gdy uświadomił sobie, że faktycznie ostatnio gdy go widzieli, wybiegał w ciemności po to by już nie wrócić. Odczekał w bezruchu aż się uspokoją mamrocząc coś pod nosem i zajął jedno z liczniejszych niż wczoraj wolnych miejsc. Elf i mężczyzna, który jeszcze wczoraj zdawał się być umierający od rany zadanej w trzewia byli już tu, choć ten drugi nadal nie wyglądał na całkiem zdrowego. Niemniej to i tak cud, że przeżył.

Zapach jajecznicy na cebulce zaczął powoli wypełniać wnętrze izby dzięki czemu większość obecnych skłonna była choć na chwilę zapomnieć o koszmarze ostatniego wieczora.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline