Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-06-2008, 21:47   #41
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Galdor uśmiechnął się do człowieka, gdy usłyszał, jak mówi w języku elfów.

"Na pewno należy do plemienia Edainów."

Elf wcale nie wyglądał teraz na kogoś niezwykłego. Jedyne, co zwracało uwagę, był jego wzrost i uroda. Poza tym wyglądał na zwykłego podróżnika. Wprawne oko jednak mogło dostrzec, że ubranie jest czyste i wykonane po mistrzowsku, buty są świetnie dopasowane i wykonane, zaś rękojeść miecza przypiętego do boku była misternie wykonana w nieznany sposób.

- Cieszę się. Pozwól, że obejrzę twoją ranę. - z wyrazem skupienia dotknął miejsca, gdzie człowiek został ugodzony orężem upiora. Pod tym dotykiem chłód zelżał i przyjemne ciepło rozlało się w boku leżącego. - Wyśmienicie, goi się bardzo dobrze. Musisz się jednak trochę wzmocnić. - Elf wyprostował się - Choć na śniadanie. Poproszę Butterbura, żeby przygotował coś ciepłego dla Ciebie.

Galdor odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi, po drodze naciągając na głowę kaptur swojego płaszcza.

- Chętnie się też dowiem, co tu się wydarzyło. - powiedział jeszcze bez oglądania się, po czym wyszedł za drzwi pozostawiając Valina samego w pokoju.

Noldor stanął na korytarzu nasłuchując chwilę odgłosów dobiegających z głównej sali. Poczekał, aż karczmarz wygoni wszystkich i wszedł do jadalni ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 12-06-2008, 22:45   #42
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
- Chodźmy zatem - powiedział Valin, wstając i ostrożnie zakładając znoszone ubranie.

W końcu pojawił się w jadalni. Rana go bolała, ale nie aż tak mocno jak się tego spodziewał. Pozdrowił wszystkich obecnych krótkim skinieniem głowy i zajął miejsce. Był już tam znany mu elf. Powoli w jego spojrzeniu pojawiało się dawne zacięcie i nieprzenikalność. Wrażenia z pierwszego spotkania z elfem opadły. W jego świadomości nareszcie należnie miejsce zajęły zemsta i troska. Dlatego też zaraz powiódł wzrokiem po gospodzie, a dostrzegłszy karczmarza, uśmiechnął się na chwilę. Przynajmniej to mi wczoraj wyszło. Ochroniłem karczmarza.
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!

Ostatnio edytowane przez Keledrall : 12-06-2008 o 22:51.
Keledrall jest offline  
Stary 13-06-2008, 00:47   #43
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Mała mysz poruszyła parokrotnie nosem badając dostępne z otoczenia zapachy. Stanęła słupka i szeroko otworzyła oczy wypatrując, czy droga jest bezpieczna. Po chwili wahania skoczyła na długą drewnianą belkę podpierającą strop stajni i skierowała błyskawicznie do lnianego worka znajdującego się w kącie boksu. Z niedawno powstałej na skutek wygryzienia dziury, zdążyło się wysypać parę owalnych sucharów zbożowych będących najpewniej produktem ubocznym po destylacji brandy, lub piwa jęczmiennego. Mysz obwąchała pierwszych kilka po czym rozgrzebawszy dziurę nieco mocniej wybrała najbardziej jej odpowiadający i zabrała się za ciche chrupanie. Haerthe obserwował ją w milczeniu. Obudził się niedawno po źle przespanej nocy obok Łatki. Ze snów oprócz tego, że były bardzo nieprzyjemne, niewiele pamiętał. Wiedział jednak, że nie mógłby spędzić tej nocy ponownie w gospodzie. Teraz obserwując to niewielkie niepozorne zwierzę zastanawiał się nad tym co tak naprawdę wczoraj zaszło, a co mu się wydawało. Pamiętał demoniczne kobiety, człowieka w spiczastym kapeluszu... i czyjś śpiew. Śpiew, którego jeszcze nigdy nie słyszał, o słodkim dla duszy i kojącym dla bólu tonie. Nie miał już wczoraj siły sprawdzić kto to był.

Mysz nagle uniosła uszy i ponownie stanęła słupka węsząc. Wyczuwszy widocznie zbliżającą się osobę, czmychnęła szybko po belce na poddasze stajni. Rzeczywiście - w środku znajdowała się bardzo dostojnie wyglądająca postać o trudnej z początku do zdefiniowania płci. Mimo gładkich rysów twarzy Haerthe po ubiorze stwierdził, że to jednak musi być mężczyzna. Dopiero gdy ten zbliżył się na odległość paru metrów, chłopak stwierdził, że to musi być elf. Słyszał trochę o tej mitycznej rasie, ale nie miał okazji zobaczyć żadnego. Elfy podobno miały swoje miasta na wschód i zachód stąd. Chodziły też słuchy, że w przebywały w Fangornie. Nie wielu jednak było na tyle odważnych by ich tam szukać.

Nieznajomy spostrzegł go szybko jakby czując obce spojrzenie na sobie i po chwili zastanowienia skinął głową. Haerthe uczynił to samo. Elf spojrzał jeszcze na Łatkę uśmiechając się do stworzenia, które zarżało cicho jakby w odpowiedzi na bezgłośne przywitanie. Nieznajomy uczynił to samo jeszcze w stosunku do paru koni, w tym i Orendilowego, a po chwili podszedł do niego inny wierzchowiec zdecydowanie różniący się od pozostałych. Zdecydowanie smuklejszy i wynioślejszy o silnych długich nogach o jakie trudno na stepach Rohanu gdzie na wzgórzystym terenie konie rodzą się bardziej krępe. Podczas gdy na pastwiskach Rohanu Łatka wyróżniała się pomiędzy innymi końmi wyglądając bardzo pięknie i smukle, co jak ojczym uparcie twierdził, zawdzięczała krwi maerasów, teraz w odniesieniu do tego wierzchowca prezentowała się po prostu buro. Stara kochana Łatka... Rohirrim z wielkim zainteresowaniem przyglądał się zwierzęciu pielęgnowanemu teraz przez elfa.

Być może trwałoby to dłużej gdyby od strony podwórza nie dał się słyszeć zgiełk. Elf podniósł się opuściwszy ostatnie kopyto swego wierzchowca, po czym szepnął mu coś na ucho i wyszedł.

Haerthe podniósł się powoli i przeciągnął nadal z podziwem oglądając konia elfów. Potrafił docenić takie piękno. Kasztanka również się podniosła i stanąwszy obok rohirrima oparła mu głowę o ramię.
- Już już. Pewnie, że pamiętam - Wyjął z juków własne zgrzebło i kopystkę i zaczął również czyścić swojego wierzchowca. Kulbaka sprawiała się doskonale i nie dostrzegł po wczorajszej podróży żadnych zaklejek. Skończywszy, doprowadził Łatkę do wiadra z wodą. Wziął odrobinę i oblał swoją twarz czując jak uczucie zimna przenika wgłąb skóry powodując z początku odrętwienie, a potem przyjemną świeżość. Przywiązał konia symbolicznie do jednego ze wsporników stajni i wyszedł na zewnątrz.

Rześkie powietrze i wczesne promienie słońca, podziałały orzeźwiająco na młodego rohirrima. Dzisiejszy dzień zdawał się nie mieć niczego wspólnego z poprzedzającym. Co więcej lekki wiaterek jakby niósł zapomnienie dla przykrych wspomnień i aż gwizdał do duszy Haerthe nakłaniając go by wskoczył na konia i pognał dalej na zachód.

Grupka ludzi gadających naraz tak, że nie dało ich się w ogóle zrozumieć, minęła go w drodze do wejścia do gospody. Szyld z nieco opasłym krótkonogim kucykiem nadal dzielnie powiewał nad wejściem. Haerthe wszedł do środka. Paru gości zerwało się na równe nogi na jego widok gdy uświadomił sobie, że faktycznie ostatnio gdy go widzieli, wybiegał w ciemności po to by już nie wrócić. Odczekał w bezruchu aż się uspokoją mamrocząc coś pod nosem i zajął jedno z liczniejszych niż wczoraj wolnych miejsc. Elf i mężczyzna, który jeszcze wczoraj zdawał się być umierający od rany zadanej w trzewia byli już tu, choć ten drugi nadal nie wyglądał na całkiem zdrowego. Niemniej to i tak cud, że przeżył.

Zapach jajecznicy na cebulce zaczął powoli wypełniać wnętrze izby dzięki czemu większość obecnych skłonna była choć na chwilę zapomnieć o koszmarze ostatniego wieczora.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 13-06-2008, 21:26   #44
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
Zazwyczaj zmęczonemu człowiekowi zdaje się, że zamknął oczy tylko na chwilę. Następnie budzi się kilka godzin później niż zaplanował. Orendil miał odwrotny problem. Był pewien, że przespał całą wieczność. Wstał, co prawda, zwarty i gotowy do pracy, ale przydałoby mu się jeszcze kilka godzin snu, by zregenerował siły. Najważniejsze, że odzyskał zdolność, na swój sposób pokrętnego, acz logicznego myślenia. Dlaczegóż pokrętnego? Pierwsze o czym pomyślał to niedomknięta furta miasta Bree. Doskonale pamiętał, że nikt nie miał odwagi jej zamknąć, kiedy wjechał do miasta. Pamiętał pierwsze plamy rdzy na niej oraz charakterystyczne skrzypienie zawiasów, gdy jego wierzchowiec otarł się o nią. Za to, jeszcze w drodze do furty, nie miał bladego, nawet najbledszego pojęcia gdzie jest, dlaczego tu jest i jak tu trafił. Otrzeźwił go dopiero dotyk zimnej blachy i jakaś ulotna wizja z tym związana. Rzeczywiście, wciąż śmierdziała mrokiem. Ciekawe kto odważył się ją zamknąć? Jakiś pastuszek o sercu wielkim i prostym jak konstrukcja cepa? Najwyraźniej.

Minął kilku ludzi. Ktoś szedł na targ, ktoś wychodził ze stajni. Przez okno gospody dostrzegł odwróconego plecami Valina.
-Przeżył? A to ci dopiero... Twarda głowa, nie ma co. – mruknął pod nosem, skręcając do stajni. Po co? Sam nie wiedział. Zerknął na stłoczone tam konie. Wszystkie świeżutkie, pachniutkie i wyszczotkowane. Poza jednym.

- Przestań! Nie patrz tak na mnie. – Orendil cofnął się o krok, unosząc rozprostowane ręce. - Mycie jest dla brudasów. Bez tego też wyglądasz pięknie i dumnie. – Starał się nadać swojemu głosowi ton pochlebstwa i poufałości. Mimo tego postąpił jeszcze jeden krok do tyłu, omal nie potykając się o własne nogi. – No czego? Ja cię szczotkował nie będę. W Butterbura wpijaj te swoje oczysssska. – Był już o krok od wyjścia. Coraz bliżej. Coooooraz bliżej. – Może następnym razem. Obiecuję. A teraz wyb… - Ups... Skrajem szaty zaczepił się o wystający z futryny zadzior, stracił równowagę i wyleciał przez wrota tak, że aż przysiadł na bruku.

Uniósł głowę, by zobaczyć jakiegoś stojącego nad nim dzieciaka. Chwat z niego wyrośnie, skoro tak szybko odważył się wyjść z domu, po niedawnych wydarzeniach. Ale cóż. Dzieci tak mają. Spadnie taki z drzewa, potłucze się, a nim zejdą mu wszystkie sińce będzie próbował sił z jeszcze wyższym. Kapelusznik zdobył się na swobodny uśmiech.
- Tak, tak, mycie jest dla brudasów, zapamiętaj. Przepraszam, ale koniec przedstawienia, proszę się rozejść. – Rzucił do kilku innych przechodniów. Wszyscy jakoś dziwnie na niego patrzyli. Może to ten kapelusz?

Wreszcie wrócił z eskapady. Wciągnął nosem powietrze, przesycone zapachem smażonej cebulki. Aż mlasnął z zachwytu.
- Moi mili, to mi przypomina pewną historię. – Zaczął od progu, nim jeszcze zdążył kiwnąć głową zgromadzonym i każdemu z osobna. Skierował się do najbliższego wolnego krzesła. – Co prawda moja ostatnia opowieść skończyła się w dość niemiłych okolicznościach, jednak ta jest sielska i swojska. Był sobie Perry Winkle i taki stary troll… Bardzo grzeczny troll. Nikomu nie wadził, dla wszystkich chciał dobrze… Zupełnie taki jak ty, młodzieńcze. Jednak… Zaraz. A co ty tu robisz? Myślałem, że z tego nie wyjdziesz. Oj. A to kto? Pierworodny? Tutaj? A witam! Mae govannen. Vem! Da bore! Suilad. Aiya? Po prostu witam! Nie stójże tak, usiądź proszę. – Zbliżył się do elfa i podsunął mu krzesło, na którym sam przed chwilą miał zamiar usiąść. Skłonił się głęboko i nie podniósł już wzroku. Majestat noldora wciąż tkwił w jego spojrzeniu. Niewielu śmiertelnych by je wytrzymało.
- To twoja sprawka? To, że chłopak żyje?
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 12:59. Powód: pewne nieścisłości odnośnie ballady o Perry Winkle :)
Keth jest offline  
Stary 13-06-2008, 22:15   #45
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


[MEDIA]http://rajdandrzejkowy.googlepages.com/02ConcerningHobbits.mp3[/MEDIA]

Olej na wielkiej, poczerniałej ze starości patelni zaskwierczał raźno. Już cebulka rumieni się i zwija w olejowej kąpieli. Jedno jajko, teraz drugie i mendel cały! Jak fryga uwijał się Tedd Butterbur po swej wspaniałej kuchni. Mieszał, kroił, zaglądał do pieca i smakował siorbiąc głośno. A przy tym śpiewał donośnym barytonem, piosenkę, o której przypomniał mu Orendil:


„Hej, Winkle, gdzie się włóczyłeś, co?'"
Niejeden pytał go kiep.
„Najadłem się, że ledwie żyję,
Bo jadłem kramowy chleb!"
„Ale gdzie w Shire pieką ten cud?"
Pytają: „Czy może w Bree?"
Lecz Winkle odparł: „Pytaj zdrów
Ja nie powiem ci".
Ja wiem i tak" - rzekł Wścibski Jack,
Widziałem ciebie i już.
Na grzbiecie stary troll cię niósł
Aż do Dalekich Wzgórz.


Nagle przerwał w pół zwrotki! Krzaczaste brwi zmarszczył i rycząc niczym raniony oszczepem niedźwiedź skoczył ku kipiącej zawartości wielkiego garnka! Cóż to była za walka! Garnek dygotał cały, na lewo i prawo plując wrzątkiem i kaszą. Tedd niczym rycerz w kopię uzbroił się w ścierkę i jak nie schwyci za gorące ucha! Sapiąc, czy to z wysiłku czy też ze złości, zestawił potężny gar z ognia. A tu już jajecznica doszła do tej unikalnej konsystencji, jaka znana jest tylko najwybitniejszym mistrzom patelni! Szybko, więc do misek z nią i gościom w te pędy zanieść! Bo nie ma większej zniewagi dla porządnego oberżysty niźli zimna jajecznica!

Gorąca jajecznica na cebulce i boczku! Już Tedd Butterbur niósł pełne miski! Po całej sali niósł się ten delikatny aromat, który sprawiał, iż gościom ślinka ciekła nie tylko w przenośni! Do tego grube pajdy ciepłego, świeżo upieczonego chleba. Garniec złocący się w świetle poranka masłem i półmisek pełen ostrego koziego sera.

- Jedzcie i pijcie! - Rzekł gospodarz rozstawiając przed Wami dzbany świeżo udojonego mleka, a twarz jaśniała mu radością -Długi dzień przed nami!
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 13-06-2008 o 22:17.
Avaron jest offline  
Stary 14-06-2008, 01:40   #46
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
W drzwiach uderzył go mocny, obezwładniający zapach. Może na dole aromat był delikatny, ale bliżej dachu gęstniał, kumulował się i dojrzewał. Przemocą wdzierał się w nozdrza i wykręcał puste kiszki.

Jajka na boczku...

Zszedł powoli, jakiś taki blady i przygarbiony bardziej niż zwykle, w zapiętej po szyję kurcie. Rzucił jedno krótkie, niechętne spojrzenie śniadającym i ulokował się na uboczu, zdaje się na tym samym zydlu, na którym siedział był wieczorem, a który jakoś przetrwał nocne zamieszanie.

Siedział tak, pocierał brodę, drapał się w kark i głowę, strzelał palcami. Wreszcie - skoro tylko Butterbur znów się gdzieś zakrzątał - wstał szybciej, niżby go kto mógł teraz podejrzewać i ponad ramionami sidzących porwał pół bochna i kwaterkę mleka.
 
Betterman jest offline  
Stary 14-06-2008, 22:36   #47
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Galdor przysłuchiwał się z rozbawieniem odgłosom dobiegającym z kuchni. Przyśpiewka Butterbura, a później brzęk naczyń wprawiły go w doskonały nastrój. Cieszył się, że pomimo koszmaru, jaki przeżyli tu obecni ostatniej nocy, jest w nich tyle radości życia.

Do sali zaczęli przybywać goście karczmy, najprawdopodobniej uczestnicy wydarzeń ostatniej nocy. Elf miał nadzieję, że dowie się czegoś istotnego, co może mu pomóc w zwalczeniu niebezpieczeństwa. A może nawet znajdą się jacyś sprzymierzeńcy. Człowiek, którym się zajął po walce bez wątpienia był spokrewniony z Edainami. Byłby na pewno dobrym towarzyszem. Właśnie on wszedł do sali. Po nim pojawił się człowiek, którego widział już dzisiejszego ranka w stajni. Po chwili dał się słyszeć od strony podwórza jakiś łoskot, jakby ktoś się przewrócił i po chwili dobiegł głos krytykujący konieczność mycia się. Drzwi otworzyły się i stanął w nich bardzo oryginalny osobnik, który, wciągnąwszy z widocznym zadowoleniem unoszący się w powietrzu zapach świeżej jajecznicy, natychmiast podjął rozpoczęty na zewnątrz monolog. Słowa wylewały się z niego bez ładu i składu, jednak uwadze Noldora nie umknęło, że ów osobnik miał na palcu pierścień bez wątpienia elfiej roboty. Dostrzegłszy elfa wyrzucił z siebie pozdrowienia we wszystkich chyba elfich językach, jakie znał i podstawił mu krzesło, na którym właśnie chciał usiąść.

- To twoja sprawka? To, że chłopak żyje?

Galdor uśmiechnął się.

- Witaj. Można powiedzieć, że moja. Szczęśliwie rana została zadana niedługo przed moim przybyciem, więc i leczenie było dużo prostsze. Dziękuję bardzo, zechciej również usiąść. - sięgnął po wolne krzesło i przesunął je w kierunku Orendila. - Mani naa essa en lle?

Siedzieli więc przy stole w czterech, zaś po chwili pojawiły się miski z parującą jajecznicą, świeży chleb, mleko, masło i ser. Po schodach właśnie schodził ostatni chyba już gość z paskudną szramą na twarzy. Przycupnął w kącie i gdy tylko Butterbur gdzieś zniknął, poderwał się i sprzątnął ze stołu dzban mleka i niepokrojoną w kromki połowę chleba, po czym wrócił na swoje miejsce.

Elf popatrzył na niego ze współczuciem. Ten człowiek musiał sam siebie traktować, jak sługę, skoro nawet nie przysiadł się do nich.

- Przysiądź się do nas, miejsca wystarczy dla wszystkich. - zwrócił się do człowieka ze szramą, przesuwając się nieco, aby zrobić miejsce przy stole. Przez chwilę wszyscy zajęli się całkowicie pracą sztućcami łypiąc na pozostałych znad misek. Galdor jadł powoli, smakując każdy kęs i przyglądając się uważnie wszystkim obecnym. Czekał, aż wszyscy na tyle zaspokoją głód, że będą mogli spokojnie opowiedzieć, cóż też wydarzyło się w karczmie ostatniej nocy ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 19-06-2008 o 11:27.
Smoqu jest offline  
Stary 15-06-2008, 12:07   #48
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Uniósł głowę i otarł mleko wierzchem dłoni. Popatrzył na elfa mróżąc oczy, nie krótkowzrocznie a raczej niechętnie, choć trudno byłoby w nich wyczytać niechęć szczególną i osobistą. Zerknął jeszcze na Orendila, wyraźnie się zawahał, potarł nogę w okolicy łydki i przysiadł do stołu, niosąc ze sobą dyskretny swąd spalenizny.
 
Betterman jest offline  
Stary 15-06-2008, 18:49   #49
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
- Amin mela lle, Orendil. Lle maa quel? A ty? – Odparł z pełną powagą. - Dobrze to powiedziałem? Może mówmy we wspólnym. Oszczędzimy mi kompromitacji. Nie żebym się tym przejmował. Hmm… – Kapelusznik przerwał i podrapał się po zarośniętym podbródku. - Wcale mi to nie przeszkadza. Na dobrą sprawę możemy mówić po waszemu, a nawet i po inszemu. Podsłuchałem kiedyś kilka słów w języku krasnoludów. To jest dopiero gratka przy spotkaniach, jak by to powiedzieć. Mam! Międzyrasowych. Krótkonogiemu szczęka opadnie, gdy przywitasz go w jego własnym, sekretnym i niedostępnym dla innych, he he he, języku.

Kiwnął głową w stronę Szramy, popierając zaproszenie Galdora. Nawet uśmiechnął się dobrotliwie, prezentując zadbane uzębienie.

- Ależ znów zbaczam z tematu. Przepraszam. Naprawdę. Siwizna jeszcze mnie nie dopadła, kto wie czy w ogóle dopadnie, a zdaje mi się, że chodzę po tych ziemiach od wieków. Taki mój los. Śmierć jest co prawda nieobliczalna. Na szczęście nawet najśmielsze marzenia czasem się spełniają. Mówię już o chłopaku, oczywiście. Uratowałeś go, ale i nas. Broniliśmy się dzielnie, lecz gdyby nie ty Eldarze, to kto wie… Kto wie… Można by pomyśleć, że wszystko przez tą mgłę. A jest wręcz odwrotnie. Znaczy się nie mówię, że wszystko DZIĘKI mgle. Nigdy w życiu, co to, to nie! Mgła jest skutkiem, a mnie, doświadczonemu poszukiwaczowi zarówno teorii, ukrytej między tysiącami znaków w kolejnych wierszach wielowiekowych ksiąg, jak i praktyki, dostępnej pod każdym, nawet najdrobniejszym kamyczkiem, czy też w miejscach takich, jak pradawne, wielkie smocze jaskinie pradawnych, wielkich smoków, zamieszkane przez pradawne, wielkie smoki- oczywiście; przyjdzie pozbyć się przyczyny. – Zakończył przemowę triumfalnym klaśnięciem i zabrał się do pałaszowania jedzenia, postawionego przez karczmarza. Jadł, jadł i jadł, nie zwracając uwagi na resztę świata. Gdy brzuszek, lekko wysklepiający się pod szatą, zaczął wysklepiać się ciut mocniej, poluźnił pas. Stłumił czknięcie, nie otwierając ust i ni z gruszki, ni z pietruszki zmienił ton swojej wymowy na bardziej składny i poważny. – Dobrze, że tu jesteś, meldir. Mniemam, że pomożesz nam przepędzić całe ustrojstwo, które się tu wczoraj zagnieździło? Wciąż czuć ich smród. Ty pewnie nawet lepiej niż ja. Więc jak? Co o tym wszystkim sądzisz?
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 12:59.
Keth jest offline  
Stary 15-06-2008, 19:44   #50
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
Gdyby sprawność mu na to pozwoliła, Valin przylożyłby na pewno temu magowi prosto w twarz. ale skoro nie mógł, przyglądał się wszystkim, nic nie mówiąc i puszczając te słowa koło ucha.. Porównywać mnie do trolla... Delektował się smakiem jajecznicy, starając się nie myśleć o tym co było wczoraj. Niestety, ból cały czas mu o tym przypominał.

Siedział pogrążony we własnych myślach. Usłyszał, jak Orendil proponował elfowi wytępienie tego, co wczoraj sprawiło im tyle problemów. Na chwilę uniósł się na krześle, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili znów opadł na krzesło. Nie był najlepszym mówcą. Wolał zaczekać i dowiedzieć się, co o tym myślą inni. Pogrążył się w myślach. Jak mają walczyć z czymś, czego nie da się pokonać mieczem? Czy w ogóle mają jakiekolwiek szanse (wydawało mu się to jednak prawdopodobne, zwłaszcza po tym, czego dokonał elf). Zmarszczki pogłębiły się, kiedy pochylił się, można było ujrzeć kilkanaście siwych włosów. Zapewne pojawiły się po wczorajszej gehennie.
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!

Ostatnio edytowane przez Keledrall : 15-06-2008 o 19:58.
Keledrall jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172