Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2008, 19:34   #8
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zbiegli schodami wciąż trzymając się za ręce. Na parterze minęli portiernie i wślizgnęli się do strefy oznaczonej czerwoną tabliczką : „Wstęp tylko dla personelu szpitala”. Pierwsze drzwi na jakie natrafili były uchylone a we wnętrzu pomieszczenia dostrzegli rząd topornych przemysłowych pralek. Każda z nich była uruchomiona a za ich przeszklonymi okrągłymi drzwiczkami w kaskadzie piany kotłowała się szpitalna pościel. Towarzyszył temu drażniący hałas, co wykluczało mówienie szeptem. Mimo to weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi. Mogli mieć jedynie nadzieję, że nikt nie odszuka ich zbyt szybko. Potrzebowali chwili dla siebie. Tak wiele musieli teraz omówić, spróbować wszystko jakoś wyjaśnić i poskładać do kupy.


- Chyba nie wspominałeś o niczym, co mogłoby wskazywać na naszą prawdziwą tożsamość? - zaczęła niepewnie.

- Za kogo mnie uważasz Amber? Jasne, ze nie - spojrzał na nią wymownie, łagodząc surowy wyraz twarzy wesołym mrugnięciem. – Sądzą, że to szok i amnezja. I najlepiej zrobimy trzymając się tej wersji. Bądź spokojna. Nikt niczego nie podejrzewa. Zresztą, skąd mieliby wpaść na genialny pomysł, że ta para dzieciaków to tak naprawdę podstarzali agenci NSA? – wyczuła w jego głosie znajomą nutę sarkazmu. Ale zaraz się pohamował. – Wybacz, proszę. Wiem, ze mam paskudny jęzor, ale słowo honoru, spróbuje na drugi raz ugryźć się w niego, zanim powiem coś, co mogłoby Ciebie zranić. Tak czy siak, nie sądzę, żeby cos podejrzewali, bo i jak. Gdybyśmy otrzymali taką informację jakiś czas temu, sam wyśmiałbym osobę opowiadającą takie bzdury.

- Masz rację – przytaknęła i rozgorączkowana złapała się za skronie – Swoją drogą, myślisz, że te dzieciaki tkwią z kolei w naszych ciałach? To wydawałoby się logiczne.

- Bardzo możliwe. Ale identycznie możliwe, ze nie, bo któż to wie? Nasze ciała może zostały zniszczone podczas wybuchu, albo podczas tej ich ceremonii, może jednak gdzieś są całe, lecz bez tego, co czyni człowieka istotą ludzką. Nie wiem. Po prostu nie wiem – Powiedział bezradnie kłądąc dłoń na jej ramieniu. Jego wzrok zdradzał troskę i przejęcie. - Ale nie o tym chciałem najpierw rozmawiać. Sytuacja, w której się znaleźliśmy jest dość nietypowa... i chciałem po prostu wiedzieć czy wszystko jest w porządku? Martwię się o ciebie, skarbie. Jak sobie z tym wszystkim radzisz? - Typowe. Gdy w niej wszystko się gotowało on był spokojny i opanowany, jak pieprzony kwiat lotosu na niezmąconej tafli jeziora. Wkurzające, jak wszelka cholera. W tej chwili zazdrościła mu tej umiejętności jeszcze bardziej niż zazwyczaj.

- A jak ci się wydaje? - Pokręciła nerwowo głową. – Jeszcze nie zdążyłam się z tym wszystkim oswoić. Wciąż wydaje mi się, że to musi być jakiś senny koszmar a mnie pozostaje cierpliwie czekać, że się wreszcie obudzę...Wiesz, tak naprawdę to jestem też zwyczajnie wściekła. Mam wrażenie jakby ktoś ukradł mi coś bardzo cennego. Moje ciało, moją tożsamość, moje życie... - w jej oczach błysnęły łzy - I po jaką cholerę, ktoś nam to w ogóle robi?

- Nie wiem Amber, przypuszczam, że ci popaprańcy nie mieli do nas żadnych uraz. Ot po prostu trafiła się im dwójka, na której mogli wypróbować swoje ... swoje ... – zabrakło mu słowa. – No, wiesz. ale spróbujemy odnaleźć nasze ciała i jakoś to wszystko może odkręcimy. Musi pewnie istnieć jakiś sposób... – jego głos jednak nie dawał na to specjalnych nadziei. Używał tylu słów podkreślających niepewność tego wszystkiego. Wyczuwała, iż był zdezorientowany, jak ona, tylko chciał dodać jej wiary, ale ... tak, jakby znali się od wczoraj. Ciało miał inne, ale bezbłędnie rozpoznawała ten sam zagubiony wyraz twarzy, nerwowe ruchy rąk oraz uciekający wzrok, identyczne jak kiedyś.

Przez chwilę analizowała w głowie całą sytuację. Czy pozostanie w tym ciele na zawsze istotnie byłoby taką straszną perspektywą? Któż nie marzy by jeszcze raz przeżyć młodość? Co by tym razem zmieniła gdyby miała taką możliwość? Na pewno nie byłaby taka ambitna i odpowiedzialna jak za pierwszym razem. Młodzieńcze lata już raz przeleciały jej przez palce. Jej rodzice zawsze uczulali ją, że edukacja zapewni jej dobrą przyszłość. I jakie okazało się jej życie? Co jej zaoferowało? Stała się niewolnikiem rutyny, a jej praca, która wykonywała początkowo z takim entuzjazmem i poświęceniem, zaczęła dyktować jej warunki. Po woli zaciskała na jej szyi pętle jakby była psem łańcuchowym, który ma prawo oddalić się tylko na tyle na ile pozwala długość smyczy. Nigdy nie korzystała z uroków życia. Może teraz nadarzyła się ku temu okazja? Może to właśnie jej druga szansa, którą po prostu powinna wykorzystać nie zadając zbędnych pytań? Z zamyślenia wyrwał ją głos Vinca.

- Pogrzebałem trochę w sieci. Przelałem nasze prywatne oszczędności na nowe konto. Później podam ci niezbędne dane i hasła. Niebawem odnajdą rodziny tych dzieciaków i powiadomią ich o naszym odnalezieniu. Nie wiadomo co czeka nas po powrocie do... ich domów. Może niczego nam nie brakować ale równie dobrze może okazać się, że jesteśmy biedni jak myszy kościelne. To na razie jedna wielka niewiadoma.

- Dobrze, że o tym pomyślałeś Vince. Ja... Po prostu zasnęłam. Nie miałam do niczego głowy. Przepraszam - zawstydzona spuściła głowę.

- Nie obwiniaj się Amber. Ta sytuacja jest ... trudna dla nas obojga – pogładził ją po policzku. I nagle zaśmiał się. Zdziwiona usłyszała w jego głosie nutę powstrzymywanej histerii. – Trudna, trudna – powtarzał. – Ale słowa użyłem. Niech to ... Cholera. To nie jest trudne! To jest powalone, porąbane, tego po prostu nie ma!!! Nie ma!!! Nie ma!!! Nie ma ... – urwał nagle głęboko oddychając. – Przepraszam. Przepraszam. Wiem, ze ci ciężko. Chciałbym ... chciałbym pomóc. Mamy tylko siebie. Zachowuję się tymczasem, jak smarkacz. Uf, dobra – kontynuował już spokojniej. Znalazłem też artykuł na temat eksplozji. Nie mówiono nic o... naszej śmierci. Odnaleziono za to zwłoki Fishera. Niech go szlag! Pewnie pochowają gnoja z wszystkimi honorami...

- Spokojnie Vince. Nie to jest teraz istotne. Zastanówmy się nad jakimś planem działania. Zauważ, że teoretycznie nie istniejemy dla świata. Wciąż jesteśmy agentami ale kto u diabła nam w to uwierzy? Mamy pogodzić się z tym, że jesteśmy kimś zupełnie innym? Chodzić do szkoły, na imprezy, podszywać się pod te dzieciaki okłamując ich rodziny i znajomych? - Jej głos zdradzał panikę. Nadal nie potrafiła poradzić sobie z emocjami.

- Kochanie, dopóki nie wymyślimy nic sensownego, tak właśnie zrobimy – dodał rozkładając ręce. – Bowiem co nam zostało?. Po prostu wtopimy się w nowe środowisko. Jako agenci często tak robiliśmy więc mamy pewne doświadczenie. Motyw z amnezją wiele nam ułatwi. Nikt nie będzie od nas oczekiwał, że będziemy rozpoznawać miejsca czy ludzi. Damy się im poprowadzić za ręce, do czasu aż sami rozeznamy się kim tak naprawdę jesteśmy – zająknął się – to znaczy, kim teoretycznie powinniśmy być ... dobra – nagle zmienił temat. – Mam stracha, jak cholera, ale musimy to przetrzymać, po prostu musimy.

Przywykła do stresowych sytuacji ale to co się teraz działo przerosło wszelkie wyobrażalne kategorie. Traciła kontrolę nad swoim życiem i to chyba przerażało ją nawet bardziej niż pistolet przystawiony do skroni. Poczuła mdłości i zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się lekko, lecz Vince natychmiast ją podtrzymał i znów spojrzał na nią z przejęciem. Przytuliła się do niego instynktownie i objęła ciasno rękami. Ten gest jednak wydał jej się jakoś wyjątkowo nie na miejscu. Spojrzała w jego oczy, obce oczy, i poczuła się dziwnie skrępowana. Za to ich bliskość wywarła na Vincie z goła odmienne doznania. Na jego ustach zatańczył łobuzerski uśmieszek, który, musiała przyznać, dodawał jego nowej twarzy wiele uroku. Odgarnął z jej czoła kosmyk jasnych włosów i delikatnie pocałował. Przez moment przywarła do niego ciasno i poddała się pieszczocie. Lecz wtedy nawiedziła ją znów ta niepokojąca myśl. Może pierwotna właścicielka tego ciała nie życzyłaby sobie, by Amber tak swobodnie z niego korzystała? Wciąż traktowała tą powłokę jako coś, co czasowo zostało jej wypożyczone a umowa nie zakładała raczej nadużyć tego typu. Przecież będzie musiała ją niebawem zwrócić, najlepiej, wydawałoby się, w stanie nienaruszonym.

Oparła dłonie na piersi Vinca i gwałtownie odsunęła go od siebie. Spojrzał na nią zaskoczony i lekko zdezorientowany.

- Chyba to nie najlepszy pomysł... - zaczęła ale urwała w pół zdania. Nie potrafiła przytoczyć racjonalnego argumentu, dlaczego powinni chwilowo zrezygnować z manifestowania własnego związku. Zresztą, co zabawne, związku, o którego nieuchronnym końcu była jeszcze do wczoraj solennie przekonana.

- O co ci znowu chodzi? - Warknął zirytowany i zmierzwił dłonią gęste ciemne włosy zdradzając poirytowanie, ale już po chwili walnął się w usta patrząc przepraszająco..

Amber zacisnęła mocno szczękę i zaczerpnęła głęboki oddech. Często tak robiła w przypływie gniewu. Chyba jednak nic się nie zmieniło. Wciąż byli małżeństwem ze zbyt długim stażem, które ma tendencję do szybkiego przeobrażania wszystkiego w kłótnię. Przybrała wojowniczą miną i gniewnie tupnęła nogą. A później pośpiesznie rozpięła kilka guzików swojej przydziałowej szpitalnej koszuli i rozchyliła dekolt ukazując dwie jędrne, dziewczęce piersi.

- O to mi chodzi Vince! - krzyknęła – To nie jest moje ciało! Nie rozumiem go i nie do końca akceptuję! Jak możesz z taką łatwością je dotykać i nie myśleć o tym, że tak po prostu nie wolno! Podoba ci się to co widzisz? Pozwól więc, że cię oświecę! Podoba ci się obca kobieta! Bo to – spojrzała znów na swoje nowe krągłości – nie jest do cholery twoja żona!

W tym momencie drzwi skrzypnęły a w progu stanęła niemłoda już kobieta w lekarskim kitlu. Otworzyła ze zdziwieniem usta obserwując Amber i osłupiałego Vinca gapiącego się wciąż na jej obnażony biust. Chłopak złapał pośpiesznie jakąś leżącą na podłodze rurkę i tak uzbrojony wyskoczył przed Amber osłaniając ją przed potencjalnym napastnikiem. Widząc jednak panią doktor po woli opuścił improwizowaną broń i schował ją za plecami.

Amber gwałtownie poprawiła koszulę i zażenowana odwróciła wzrok. Na jej twarz wypełzł zdradziecki rumieniec ujawniając jak bardzo się zawstydziła. Dwóch dzieciaków przyłapanych w pralni w takiej dwuznacznej sytuacji. I do czego jeszcze doszło? Jest w tym ciele zaledwie od kilku godzin, a już zaczynała zachowywać się jak nastolatka. Czerwieni się z byle powodu. Szlag.

- Tutaj się ukrywacie – zaczęła kobieta i poprawiła okulary w grubych rogowych oprawkach bacznie im się przyglądając – cały szpital was szuka moi drodzy. Oddalanie się bez pozwolenia było skrajnie nieodpowiedzialne. - Podeszła bliżej i ściągnęła usta w wąską kreskę. - Jestem Cecilia Cole, psychiatra. Zlecono mi przeprowadzić z wami rozmowę. Może więc udacie się ze mną do mojego gabinetu?
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 13-06-2008 o 19:43.
liliel jest offline