Milo patrzył na zasklepiającą się ranę ofiary tego nieszczęśliwego wypadku. Niebieskie światło wręcz kojące dla oczu niziołka wnikało w strukturę tkanki mięśniowej człowieka. Jednak nadal Miolo'wy bełt wystawał mu z piersi. Chociaż fakt, iż normalne kolory wróciły na twarz niedoszłego nieboszczyka, łotrzyk nie czuł wcale ulgi. Będzie żył. Ale co z tego gdy umrzeć prawie mu się udało? O mało go nie zabiłem! Potem chciałem strzelić do Johana! Jestem mordercą?! Wtem ranny przemówił
- Cholera... Ludzie coście mi zrobili!?
- Eee... to moja wina... wziąłem Fana za coś... innego... Wystrzeliłem frzestraszony, foczym zdałem sobie sfrawę do kogo strzelam... Bardzo... bardzo frzefraszam! - wyjąkał niziołek ocierając schnące już łzy. - A... a Fani bardzi dziękuję... za fomoc... i ratunek... Mam u Fani dług do sfłacenia... To przez alkohol! To on osłabił mi mój rozum i zdolności rozumowania! Nie, więcej go nie tknę!
- Na Yondalę! Nigdy nie tknę choćby szklaneczki tego przeklętego płynu! A wy jesteście światkami... - To, że wy tego nie rozumiecie to nic nie świadczy, nie tknę go!.
Nagle ni z tego, ni z owego, uzdrowiony zaczął się dopytywać się i nieść pretensję do poszukiwaczy przygód, i już Milo miał tłumaczyć się za swe czyny, gdy niespodziewanie Siabo wstawił się za niziołkiem i zaczął atakować nieszczęśnika. Ostro skrytykował jego postawę, wyrzucając mu w twarz co o nim myśli. Milo był zszokowany tym co usłyszał. To nie moja wina? Jak to? Nie rozumiem?
Gdy Milo usłyszał swoje imię, mimo wcześniejszego incydentu i zamieszania, nie zapomniał nauk które dziadunio pasem nabijał mu do głowy. No, a raczej do tyłka ale to szczegóły którymi chwalić się nie wypada.
- Milo Greenbottle jestem, do usług... - po czym skłonił się nisko zdejmując śmieszną czapeczkę z głowy. - Miło mi foznać. - wyprostował się, po czym zauważył Elhana zmierzającego do schodów. Wywali sie biedaczek! pomyślał po czym pobiegł pomóc rannemu wojownikowi dojść do pokoju. Poczekał, aż ten ułoży się wygodnie w łóżku i wyszedł na zewnątrz pomieszczenia. Wychodząc rzucił tylko "Dobranoc" ale nie zauważył jakim językiem się posługuje. Zmęczenie dopadło małego łotrzyka więc nie myśląc zbyt wiele położył się u wrót swego elfiego towarzysza. Przykrył się płaszczem, i zasnął. Nie spostrzegł już łowcy wchodzącego na piętro...
__________________ Why so serious, Son? |