Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2008, 21:45   #103
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Obudziła go mokra świeżość zimnego dotyku na czole i policzkach. Otworzył jedno fioletowe oko, zerknął na twarz Słonko, na dobrze znany mu, biały sufit.
- Oh my, chyba zaspałem – uśmiechnął się niewinnie.
Próbował się podnieść, sapnął i zmrużył oczy.
- Więc to nie był sen?
- Zostałeś trafiony odbitą energią oka Światła – wydukała łamiącym się głosem Słonko.
- So I guess you`re too much for me, hm?;3
Obrócił się na bok, zakasłał przysłaniając usta dłonią, cofając ręką zerknął na krew na swych palcach.
- Oh, this is not good.... – stwierdził poważnie.
- Biel cię skaziła – Słonko mówiła bardzo cicho, tłumiąc płacz.
- Nie patrz tak nam nie. To ja sądziłem, że jestem odporniejszy na Biel.
- Na mnie?!
- Moja pycha, wybacz. To nie twoja wina, Słonko.
- Nie mam pojęcia jak...
- Jak to usunąć?
Dźwignął się na łokciach o podwinął fioletową koszulę. Białe, skrzące się pajęczynki pulsowały na jego brzuchu.
- Oh my, szybka jesteś.
- Poproszę ją...!
- Mistress is angry with me at the moment – ostrzegł w zakłopotaniu.
Choć ramiona miał zimne jak lód, gorące czoło nieustannie zlane było potem. Słonko przetarła mu twarz wilgotną schustą.
- To nie potrwa długo zanim...
- Bez obaw, Shabranido przeżył klapsy od ciebie, Słonko, ja również dam radę – uśmiechnął się obiecująco.
- Jesteś pewne, że on przeżył?
- Cenimy sobie własną egzystencję, demony wiedzą jak wykaraskać się z tego i owego.
- Nie sądziłam, że...
- Oko Światła nie zabije Kihary na miejscu? – uśmiechnął się wręcz złośliwie.
Zakasłał znów, obrócił się na plecy, zamykając oczy i wciskając odchyloną do tył głowę w poduszkę.
- Gdybyś to nie była ty, Oko Światła, opętałbym coś, zostawił to ciało na śmierć i znów zregenerował siły, ale ty, Oczko, dojrzysz chaos wszędzie.
- Wybłagam Almenę...!!! – obiecała rozpaczliwie.
Zaśmiał się cicho.
- nie znasz jej. Mam inny pomysł, wiem, że to działa. Podczas Wielkiej Wojny dziabnęłaś Kanzeliva. Wyleczył się tym właśnie sposobem. Ktoś musi zabrać z powrotem biel, którą we mnie „wraniłaś”, jak mówią demony. Ktoś musi zrobić coś złego, przyjąć chaos w swą biel. A potem się wymienimy.
- Mam zrobić coś złego?!
- Bez urazy, to nie jest dobry pomysł. Ci śmiertelni bardziej się na tym znają, twoi wojownicy Światła.
- Jedynymi tutaj są Kejsi, Barbak, Funghrimm, Estre i Levin! Mam ich poprosić żeby...?! – jęknęła.
Verion zastękał z udręczeniem.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, nie gniewam się, sam siew to wpakowałem – uśmiechnął się ciepło. – Odwiedzę Astarotha i pogadam z nim...

Odwinął z siebie koc, usiadł na łóżku. Spuścił nogi na podłogę. Miażdżący uścisk zdusił mu płuca, ręce zadrżały.
- Oh! – jęknęła Słonko, słyszał.
Upadł na podłogę, na twarz, rzężąc głośno, rozpaczliwie próbując zrobić wdech. Klęknąwszy przy nim, obróciła go na plecy. Miał zamknięte oczy, twarz oblaną potem, i dychał nierównomiernie, postękując i pokaszlując.
- Bywało gorzej – pocieszył z uśmiechem.
- Verion...
- It`s all rigth I`m... I`m fine...

YouTube - Paul Van Dyk Ft. Rea Garvey - Let Go

* * *
Miasto Artesen
Funghrimm;
- Kowalu, chcę zbadać tę sprawę. Pomóż mi. Spraw by inni nie cierpieli tak jak ty. To ty możesz to zrobić. Kiedy dokładnie pojawiła się ta choroba?
Chory odrzchąknął.
- Może to prawda co ludzie gadają... może faktycznie złapałem coś w tym burdelu...? – westchnął. – Nie pamiętam, jakieś pół roku po tym, jak byłem na panienkach, pierwszy raz w życiu, przysięgam, coś mi na skórze wyskoczyło, bąble takie. Pomyślałem że się oparzyłem albo odciski od pracy albo coś... Potem miałem dziwne sny, nie mogłem spać, kości i stawy bolały. Medyk radził maści różne, nic nie pomogło. Nie mogłem młota utrzymać, nie mogłem chodzić... Modliłem się ciągle do Khemetry, ale ona chyba nie chce mnie wysłuchać... może mnie nie słyszy, ale wciąż, modlę się do Lavendera, do Almanakh. Wierzę, że oni żyją, że Verion nie zabił ich obu! Wiem że mnie słyszą, czasem w snach ich widzę, jak prawdziwych! Innym razem już nie mam siły na to wszystko.
- Co zaszło przed chorobą. Czy może się z kimś pokłóciłeś lub pobiłeś. Może odmówiłeś komuś zrobienia czegoś.
- Nikomu o tym nie wspomniałem, była jedna głupia sprawa. Koledzy mieli na oku Kirennę. Widywali ją w burdelu, ale nie była dziwką. Kirenna chodziła po zioła do lasu, no i chłopaki wymyślili, że... no wiesz. Że może moglibyśmy tego... Myślałem, że żartują, ale oni wcale nie żartowali! Chcieli żebym poszedł z nimi, a wtedy strasznie mnie wkurzyli, powiedziałem, że nie zrobię czegoś tak paskudnego i przestałem z nimi gadać. Kiedy straż złapał jednego, i inni mówili, żebym nie donosił, powiedziałem prawdę, i wojownicy Światła odrąbali jeńcowi... wiecie co. Ale uważam nadal, że należało mu się.
- Czy masz jakiś wrogów. Kto na Ciebie zagiął parol?
- Z tamtych chłopaków dwóch już tylko jest w mieście, nie widujemy się, oni nie chodzą do świątyni a ja całe dnie spędzam tutaj.
- Jak najlepiej się dostać do środka.
- Do burdelu? A na pewno chcesz tam iść? Wielu ludzi przestałem widywać, ponoć też odwiedzili nieco wcześniej ten burdel. Przestali przychodzić tu, do domu Światła. Zeszli na drogę rozpusty.
- Kto tym zarządza, dobrze by było kogoś pociągnąć za ucho.
- Ma na imię Azmaer. Jest bogaczem i arystokratą, a przy okazji potężnym magiem i wojownikiem. Nikt z nim nie zadziera, ma pieniądze, władzę i siłę. Nie zadawaj się z nim.

Barbak; modlisz się za ozdrowienie schorowanego byłego kowala. Twój medalion z trzema smokami zajaśniał białym światłem, jasność spłynęła z amuletu, tworząc lewitującą chmurkę.
- Światło! – wychrypiał schorowany, zapatrzony ślepo w chmurkę. – Światło najpiękniejsze!
Chmurka zbliża się do niego. Chory z uśmiechem i radością wymalowaną na twarzy wyciąga ku niej rękę. Światełko wnika w jego dłoń, rozpływa się po ramieniu, torsie, całym ciele.
- Światło moje! – szepnął z radością.
Światełko gaśnie, w świątyni robi się ciemno. Powykrzywiane ciało osuwa się na podłogę. Martwe.
Kapłani zebrani wokół milczą dłuższą chwilę.
- Chwała niech będzie Światłu najczystszemu! – przyklęknęli. – Oto ocaliło go od cierpień!

Barbak, Funghrimm;
Po tym dziwnym zdarzeniu ruszasz do burdelu. Burdel jest podejrzanie zadbany, widać, że właściciel bogaty. Mimo to, budynek nie wygląda jak forteca. Wiele okien jest pootwieranych, żadne nie okratowane, wokół budynku zupełnie nie ma warty. Wygląda jak zer dla złodziei. Jest jedno wejście/wyjście z budynku. To z przedsionkiem z miłymi strażnikami.

Próbujesz rozmowy. Strażnicy nie wyglądają na wzruszonych groźnym tonem głosu.

Naraz ziemia zadrżała, z zewnątrz dobiegł potworny huk i trzask, jakby dom jakiś się walił. Dyskretnie uchylacie drzwi i wyglądacie na ulicę pogrążoną w mrokach młodej nocy.
http://bp21.org.by/p/book/bpwh75.jpg

Er... Niecodzienny widok. Na ulicy, częściowo oparte o kamienicę, spoczywa ogromne, połamane drzewo!

Próbujecie znów przemówić ochroniarzom burdelu do rozsądku, za pomocą sztyletów. Tym razem panowie wpuszczają was.
Budynek posiada najwyraźniej piętro i piwnicę. W dużym holu głównym, przy klimatycznym palenisku z kolorowymi płomieniami w odcieniach czerwonych i fioletowych, trwa impreza. Wokół krąży wartownik nieokreślonej rasy, w dziwnej zbroi z wymalowanym na napierśniku symbolem koła poprzecinanym wieloma kreskami. Drugi, identyczny niemal strażnik, siedzi przy barku w towarzystwie panienek.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=vN8i9d2lc1Q[/media]

Zauważacie, że krążące wokół panienki umykają z okolicy schodów na piętro. Po drewnianych stopniach wyłożonych czerwonym dywanem schodzi powoli i majestatycznie znany wam wojownik w ciężkiej zbroi, z pięknym mieczem u pasa. To Azmaer!
- - Ależ proszę, cóż to za zamieszanie? – przywitał was tymi słowami. - Po co te nerwy, panowie? No, no. Stary Dwarf I Może. Waldorff, Funghrimm, złodziejaszek kochający cenne książki. Pamiętasz mnie?

Tymczasem, w okolicy wybrzeża na wschód od Artesen...
Akrenthal; Chciałeś dobrze. Niestety, kiedy przyszło co do czego i trzeba było działać, zapomniałeś o jednym szczególe. Chimeriony to opętańcy Veriona. Verion uwielbia smoki. Zabijać.
Chimerion najwyraźniej zauważył stworzoną przez ciebie iluzję, gdyż z rykiem wściekłości stanął na dwóch tylnych łapach, „rękoma” wyrywając z hukiem dwa tęgie drzewa, po czym wziął popisowy zamach i cisnął wielkimi pniami z szumiącymi, połamanymi koronami w niebo.

Kejsi; Chimerion wykorzystał wyrwane drzewa jako ekologiczne włócznie na manifestację smoka, nie zaś jako packi na was. Masz czas aby rzucić czar! Lodowe sople wbijają się z chrzęstem w pierś chimeriona, który wydając z siebie przenikliwy skowyto-ryk cofa się, ale nadal stoi.

Ray`gi; Twoje demoniczne ramię, prezent od Lidraela, może się wreszcie przydać. Demon przeciw opętańcowi. Celem jest nadgarstek trzymającego cię stwora. Bydle, zajęte atakowaniem wizji smoka, zostaje pokancerowane przez lodowe sople Kejsi i chwilowo się wycofuje. Wykorzystując moment, również uderzasz. Szpony zgniatającego cię łapska rozluźniają się i sztywno rozprostowują, spadasz, zwinnie lądując i szybko odskakując od rannego stwora.

Akrenthal, Kejsi, Ray`gi, Tev; Rozsierdzony chimerion wywija ze świstem swym długim, biczowatym ogonem, przenikającym przez przeszkody w postaci drzew i krzewów! Pod osłoną strzałów z zabójczego bicza, wycofuje się i wkrótce niewytłumaczalnie rozpływa się w ciemnościach.
Wiatr. Znów wieje. Powraca wycie wilków.
- Czy... czy już koniec...? – słyszycie z ciemności szept któregoś z trzech panów wcześniej widzianych przy ognisku.
Z zarośli gramoli się poobijany Ninjeti.
- Jak żyję nie widziałem czegoś takiego! – jęczy.

Miasto Artesen;
Astaroth;

Udało ci się zaskarbić sobie wdzięczność i ufność Kirenny. Zapłakana i roztrzęsiona, wpuszcza cię do swego domu.
Wyrysowałeś pentagram. Kirenna musi teraz przesiedzieć w nim grzecznie całą dobę. Za twą radą, siada w nim i dochodzi powoli do siebie [czyli ryczy, trzęsie się i histeryzuje].

Nagle rozlega się potworny łomot na zewnątrz. Słychać krzyki ludzi. Wyglądasz przez okno. Kamienicę obok zmiażdżyło... drzewo! Dziwne, jeszcze przed chwilą w okolicy nie rosło żadne... Żarty Mistress?
Musisz coś z tym zrobić, albo ludzie zbiegną się i dom Kirenny nie będzie już dobrą kryjówką na pentagram i opętańca!

- Panie... słyszysz? – czujny głos Azmaera zabrzmiał w twoich myślach.
Skupiłeś się.
- Oh my, I could use some.. help...! – dobiegł z nicości słaby głos Veriona.

* * *


- Proszę, zrozum...!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline