Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2008, 22:36   #47
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Galdor przysłuchiwał się z rozbawieniem odgłosom dobiegającym z kuchni. Przyśpiewka Butterbura, a później brzęk naczyń wprawiły go w doskonały nastrój. Cieszył się, że pomimo koszmaru, jaki przeżyli tu obecni ostatniej nocy, jest w nich tyle radości życia.

Do sali zaczęli przybywać goście karczmy, najprawdopodobniej uczestnicy wydarzeń ostatniej nocy. Elf miał nadzieję, że dowie się czegoś istotnego, co może mu pomóc w zwalczeniu niebezpieczeństwa. A może nawet znajdą się jacyś sprzymierzeńcy. Człowiek, którym się zajął po walce bez wątpienia był spokrewniony z Edainami. Byłby na pewno dobrym towarzyszem. Właśnie on wszedł do sali. Po nim pojawił się człowiek, którego widział już dzisiejszego ranka w stajni. Po chwili dał się słyszeć od strony podwórza jakiś łoskot, jakby ktoś się przewrócił i po chwili dobiegł głos krytykujący konieczność mycia się. Drzwi otworzyły się i stanął w nich bardzo oryginalny osobnik, który, wciągnąwszy z widocznym zadowoleniem unoszący się w powietrzu zapach świeżej jajecznicy, natychmiast podjął rozpoczęty na zewnątrz monolog. Słowa wylewały się z niego bez ładu i składu, jednak uwadze Noldora nie umknęło, że ów osobnik miał na palcu pierścień bez wątpienia elfiej roboty. Dostrzegłszy elfa wyrzucił z siebie pozdrowienia we wszystkich chyba elfich językach, jakie znał i podstawił mu krzesło, na którym właśnie chciał usiąść.

- To twoja sprawka? To, że chłopak żyje?

Galdor uśmiechnął się.

- Witaj. Można powiedzieć, że moja. Szczęśliwie rana została zadana niedługo przed moim przybyciem, więc i leczenie było dużo prostsze. Dziękuję bardzo, zechciej również usiąść. - sięgnął po wolne krzesło i przesunął je w kierunku Orendila. - Mani naa essa en lle?

Siedzieli więc przy stole w czterech, zaś po chwili pojawiły się miski z parującą jajecznicą, świeży chleb, mleko, masło i ser. Po schodach właśnie schodził ostatni chyba już gość z paskudną szramą na twarzy. Przycupnął w kącie i gdy tylko Butterbur gdzieś zniknął, poderwał się i sprzątnął ze stołu dzban mleka i niepokrojoną w kromki połowę chleba, po czym wrócił na swoje miejsce.

Elf popatrzył na niego ze współczuciem. Ten człowiek musiał sam siebie traktować, jak sługę, skoro nawet nie przysiadł się do nich.

- Przysiądź się do nas, miejsca wystarczy dla wszystkich. - zwrócił się do człowieka ze szramą, przesuwając się nieco, aby zrobić miejsce przy stole. Przez chwilę wszyscy zajęli się całkowicie pracą sztućcami łypiąc na pozostałych znad misek. Galdor jadł powoli, smakując każdy kęs i przyglądając się uważnie wszystkim obecnym. Czekał, aż wszyscy na tyle zaspokoją głód, że będą mogli spokojnie opowiedzieć, cóż też wydarzyło się w karczmie ostatniej nocy ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 19-06-2008 o 11:27.
Smoqu jest offline