Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2008, 13:56   #107
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, po dobroci się nie udało. Dwóch osiłków, jednak nie wykazało się na tyle dobrymi manierami, aby spokojnie zachowujący się Ork wraz z spokojnie zachowującym się krasnoludzkim Zabójcą mogli bez przeszkód korzystać z uciech życia. Czy zawsze oruken i karzeł musieli prowadzić ze sobą kłopoty? Czy już nie mogli posiedzieć sobie w spokoju w bordelu? Popić trochę piwa? Popatrzeć na dziewczynki? Na kredyt? Nie! Świat był pełen niesprawiedliwości, pełen uprzedzeń. Uprzedzeń, których Ork na ogół nie rozumiał, i z którymi na ogół się nie zgadzał. Tak po prostu z zasady! Skoro po dobroci się nie dało, skoro tych dwóch nie chciało wpuścić tak kulturnych klientów, jakim byli on i Fungrimm... trzeba było przedsięwziąć inne środki.

Szybki ruch, ochroniarz był już w ramionach orka. Gdyby był ponętną blondynką była by to czysta przyjemność. Niestety nie był, a na dodatek śmierdział. Ork postanowił nie tulić go ani chwili dłużej niż było to konieczne. Gdy stal sztyletu zabłysła przy jego szyi, okazało się bardzo szybko, że tak Barbak jak i Fungrimm mogą być jednak pierwszorzędnymi klientami domu uciech. Gdy zdanie ochroniarzy się zmieniło, Barbak puścił tego złapanego i odprowadził go ostrzem na wcześniejsze miejsce.
- Tak jak myślałem! Amatorszczyzna! Jedynie tymi słowy zielonoskóry podsumował zdarzenie. Następnie skierował swe kroki do wnętrza. Słyszał za sobą ciężkie postukiwania krasnoludzkich butów. Słyszał jak tu i ówdzie Fungrimm „przypadkiem” zahacza o coś. Zręczność krasnoludów zawsze słynęła, a jego przyjaciel był wzorcowym przykładem kraznoludzkiej zręczności. Co jak co, ale w chwili takiej jak ta, dobrze było wiedzieć, że za plecami ma się przyjaciela, który zanim zginie podstawi mu nogę (zapewne twierdząc że robi to z iście chwalebnych pobudek). Myśl ta była niezwykle wręcz pocieszające.

Budynek zadawał się w środku jeszcze większy niż widziany z zewnątrz. Przy olbrzymim palenisku trwała jakaś impreza, rzecz zdawałoby się zupełnie normalna w miejscu takim jak to. Alkohol lał się strumieniami, skąpo odziane dziewczynki wszelakiego koloru i maści przechadzały się w tę z na powrót starając się znaleźć klientelę. Słowem w bordelu, działo się dokładnie to, co powinno dziać się w bordelu.

W pewnej chwili z piętra zszedł pewien jegomość, pełny pancerz nie zrobił na zielonym najmniejszego wrażenia, co innego miecz. Ten był naprawdę pięknie wykonany, nie to było jednak najdziwniejsze. Miecz ten był jakby znajomy.
Właściciel broni okazał się znać Fungrimm’a. Mieli sobie zapewne coś do powiedzenia, więc Barbak postanowił nie przeszkadzać za bardzo w dyspucie. Postanowił zająć jakieś dobre miejsce obserwacyjne w pomieszczeniu. Skoro on zagwarantował im wejście, może by, Dwarf teraz jakoś wykazał się i postarał, aby tak od razu ich nie wywalili. Barbak usiadł na najbliższym siedzisku i zaczął dokładnie przyglądać się temu, co działo się w lokalu. Przypatrywał się pracy ochroniarzy, rejestrował w pamięci błędy, jakie popełniali. Mimowolnie również uruchomił stare ochroniarskie nawyki... lustrował wszystko w poszukiwaniu ewentualnej draki, przyglądał się również barowi pragnąc zwrócić uwagę ta to czy jakiś drink nie pozostanie „osamotniony” czy alkohol jest dobrze strzeżony i jak jest przechowywany......

.... I naraz zobaczył Almanakh. Nie spodziewał się jej. Szczególnie w miejscu takim jak to. Kilka chwil zajęło mu zrozumienie, że jej wcale tu nie było... że to co widział w tej chwili było zesłaną wizją. Wizją, w której Verion..... umierał, a Almanakh prosiła. Prosiła o coś, co było zaskakujące, co było by w zasadzie śmieszne... gdyby nie było zatrważające, niepokojące i gdyby zasady orka nie zmuszały go do spełnienia tej prośby.

Jakiej prośby? Przecież to Verion! Demon! Ktoś, przy kim Rith, był wart tyle, co mały pikuś! Ktoś, kto gdy zejdzie z tego padołu, swoim odejściem nie wywoła niczego złego... ba pośrednio zapewne wszystkim będzie żyło się lepiej. Poza tym można będzie powiedzieć, że zielonoskóry pośrednio przyczyni się do śmierci kogoś takiego jak Verion. Dlaczego by w takim razie nie odkryć swych pokładów fioletu nie czyniąc nic? Barbaku opamiętaj się!!!

Panie! Mam dziś dla Ciebie nie lada zagwostkę. Poproszono mnie o coś, co kłuci się z mymi zasadami. O coś, co kłuci się z w zasadzie wszystkim, czego przysięgałem bronić i strzec, z czymś co jest wbrew mnie... natomiast co jak mniemam wypada zrobić. Proszono mnie o coś, co jest paradoksalnie pomieszaniem uczynku prawego i haniebnego zarazem. Wiesz zapewne, o co mnie poproszono, wiesz również, co teraz przepełnia moje serce. Nie mów mi, że mam wolną wolę. Taka pomoc nie jest pomocą w tych okolicznościach. Poszukuje u Ciebie rady, proszę cię o nią. Powiedz mi czy godzi się ratować kogoś takiego jak on. Czy ratując go nie stanę się do niego podobny? Czy nie robiąc nic nie stanę się jeszcze gorszy? Czy godzi się pomagać komuś, kto uczynił to wszystko, kto tak bardzo naraził się nam wszystkim, kto naraził się również Tobie? Błagam Cię poddaj mi rozwiązanie, bo ze wszystkich rozdroży, na jakich stanąłem to zdaje się być najgorsze.

Gdy Ork zakończył rozmyślanie i ponownie spojrzał na otaczające go sceny zrozumiał, że nie minęło więcej czasu niż kilka uderzeń serca, że świat jakby na chwilę zatrzymał się pozwalając mu zobaczyć to, co widział przed chwilą. Barbak wstał pewnie i udał się na powrót w kierunku posiadacza tego pięknego miecza. Skłonił się przed nim delikatnie, bardzo delikatnie. Widział już, co powinien zrobić, tak mu się przynajmniej wydawało. Czekał jeszcze na potwierdzenie, od swego Pana, ale zasadniczo wiedział, co powinien był zrobić.

- Pozdrowion bądź. Chciałbym złożyć pokłon komuś, kto ma głowę do prowadzenia tak prężnego interesu. Jak widzę działa on prężnie i zaiste potężne zyski przynosić musi. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na kilka niedociągnięć, które mogą w przyszłości spowodować pewne straty jak odbić się na wizerunku tego miejsca.

Jeśli Ork zauważy zainteresowanie w oczach rozmówcy zacznie kontynuować.

- Otóż, zwrócić chciałbym uwagę na karygodne niedopatrzenie dotyczące ochrony tegoż budynku. Okna, są powszechnie dostępne z zewnątrz, jedno jedynie wejście sprzyjać może ekscesom z pijanymi/nie wypłacalnymi klientami. Ochroniarze, przynajmniej Ci przy wejściu to pożal.... to straszni amatorzy. A to niestety tylko zapewne czubek góry lodowej. Zwracam Waści uwagę na fakt, iż jedynie odrobina mego zdecydowania, i mały sztylet pozwoliły mi tu wejść nietkniętym. Nie znam, co prawda panujących tu obyczajów, ani klienteli, jaka zwykle zaszczyca tutejsze progi, jednak śmiem twierdzić, że takie podejście do tematu ochrony, jest proszeniem się kłopoty. Oferuję, zatem Waści usługi me i mego kompana w naprawie tutejszej ochrony. Zobowiązujemy się doprowadzić to miejsce do takiego stanu, w którym uzbrojeni ochroniarze nie będą widoczni, bramkarze nie będą tępymi osiłkami, a klientela zadowolona będzie z bezpieczeństwa panującego w lokalu, a zarazem z przyjemnej i intymnej atmosfery w nim panującej. To z kolei prowadzić jedynie może do zwiększenia obrotów, a zarazem zysków z interesu.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline