Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2008, 20:52   #110
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Skok. Mężczyzna pada razem z Levinem, rapier pada obok walczących. Najemnik jest zdezorientowany. Druid nie musiał widzieć aby trafić, wbił kolano prosto w to co tamten miał najcenniejszego. Krzyk bólu został szybko zgaszony. Levin może nie bił się dobrze ani nie był silny, jednak adrenalina i złość robiły swoje. Usiadł na torsie tamtego i z całej siły uderzył go w twarz. Ból z najemnika aż promieniował, szturmował nikłe mury obronne umysłu. Młodzieniec długo nie myślał, postawił je tak silne jak nigdy dotąd. Dzięki złości nie czuł bólu ręki, którą rozharatał o zęby tamtego. Uderzył go jeszcze kilkukrotnie. Dopiero gdy tamten przestał stawiać opór wstał. Podbiegła do niego Kejsi i zaczęła coś radośnie szczebiotać. Chciał jej odpowiedzieć, chciał ale nie zrobił tego. Nie rozumiał jak ona może się cieszyć. Stał tak chwile, myślał. Nie był zadowolony co było widać, wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
"Pani aby spełnić Twoją prośbę muszę ich okłamać. Muszę. Pomóż mi, jakby chimera się do Ciebie zwróciła nie mów co mam zamiar zrobić."
Po tych kilku sekundach odezwał się do reszty.
-Tych dwóch, mego przeciwnika i trzeciego, zwiążmy. Nie ma sensu całej trójki ciągnąć ze sobą, szczególnie, że jeden nie jest wstanie iść. Ja i ktoś jeszcze ich popilnujemy. Rozmawiałem z Almanakh i uważa takie rozdzielenie za dobry pomysł.
Nie czekał na odpowiedź, postanowił działać. Chciał mieć już wszystko za sobą. Zaczął od zrobienia małej luki w swoich osłonach.
"Potrzebuje Twego wzroku."
"Co Ty kombinujesz?"
"Zaufaj mi."
"Chcesz spełnić jej prośbę."
"Proszę zrób to."
Cisza po drugiej stronie, przez mury nie słyszał myśli Avadriela, których tamten nie chciał przekazać. Po chwili znów widział, jak zwykle bez kolorów. Podszedł do swego przeciwnika, który skulił się.
-Ręce a nie będzie boleć.
Tamten spojrzał na niego.
-Jesteś ślepy?!
-Teraz kopnę Ciebie w nos. O! Widzisz? Trafiłem.
Czuł się źle, nie chciał tego człowieka traktować jakoś szczególnie brutalnie. Podszedł do pobliskiego drzewa i zerwał jakieś pnącza, upewniając się wcześniej, że to nie wąż. Związał nimi dokładnie najemnika. Ostatni raz przyjrzał się jemu i szybko załatał lukę w murach chroniących umysł. Avadriel zakrakał i zaczął kołować. Próbował go powstrzymać ale Levin odciął się od niego. Z sakwy wyciągnął klingę. Klingę, która już raz spróbował krwi. Klingę, która zadała ranę, która do dziś widnieje na jego policzku. Szybko przyparł kolanem najemnika do ziemi. Lewa ręka od razu trafiła na szyje. Nóż odszukał tętnice.
-Pani robie to dla Ciebie. Verionie Tobie poświęcam tę śmierć.
Mimo, że słowa wypowiedział szeptem usłyszeli je wszyscy.
Krew, dużo krwi. To ja nacisnąłem czy on się targnął? Znieruchomiał. Umarł. "Zabiłem człowieka."
Brzytwa do golenia spadła na trawę. Wstał, zachwiał się.
"Czemu jestem osłabiony? Dlatego, że zabiłem bezbronnego z zimną krwią? A może to Verion wysysa moje siły? Zaraz zwymiotuje. Gdzieś tu jest drzewo."
Dał kilka kroków i zrobił ruch jakby chciał chwycić się czegoś. Niestety drzewa tam nie było. Padł, poparł się rękami. Zwymiotował kiełbaskami "made in hell".
Znowu wstał dał klika kroków i usiadł. Już nie wstał. Był sam. Avadriel wiedział, że Levin nie chce teraz rozmawiać z nikim a reszta był zaskoczona zachowaniem młodego mężczyzny.
 
Szarlej jest offline