Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2008, 21:13   #9
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Widać było, ze pani psycholog, czy psychiatra nie za bardzo wie, jak się znaleźć w sytuacji. Vince też nie wiedział i cholernie obawiał się, że Amber również. Siedziała ze spuszczoną głową gryząc wargi, a psycholog nie zaczynała jeszcze bardziej pogarszając sprawę oraz przedłużając milczenie. Wreszcie zaczęła, ale po kwadransie bezsensownego gadulstwa Vince nie wytrzymał
- Pani doktor, przepraszam, czy możemy uznać, że mamy to już za sobą? – Zapytał się dość obcesowo nie troszcząc się bynajmniej o dobre samopoczucie stojącej przed nimi doktorki.
- Chłopcze, chyba nie rozumiesz sytuacji ...
- Niewątpliwie, pani doktor, nie rozumiem, bo nie mam pojęcia, czy nawet mam rodzinę i jak się nazywam. Ona także nie, ale wiem jedno, ze kiedy się obudziłem tam ... wtedy, tylko ta dziewczyna była przy mnie.
- Rozumiem, ze przeszliście bardzo ciężkie chwile, ale właśnie dlatego ja jestem tutaj.
- Jasne. Wie pani: „Po pierwsze nie szkodzić”. Tymczasem pani po prostu teraz nas dobija. Proszę dać nam spokój, czy to tak dużo?
- Nie, jeżeli tego naprawdę potrzebujecie, ale żeby o tym wiedzieć musimy jednak porozmawiać, nie uważasz?
- Dlatego właśnie porozmawialiśmy, teraz zaś może sobie pani odpuścić?
- Młody człowieku – powiedziała dobitnie. – Po pierwsze nie mogę, bo jestem lekarzem, który ma wam pomóc, nawet jeżeli nie chcecie tej pomocy przyjąć. Po wtóre nie chcę, bo interesuje mnie ten przypadek, jako lekarza, a więc podwójnie nie mogę. Bądź więc łaskaw się zamknąć i mówić tylko wtedy, gdy cię poproszę. I za siebie, nie za koleżankę. Zrozumiałeś?
- Pani doktor, jako pacjent chcę, żeby sobie pani odpuściła, pani zaś być może jest zaciekawiona przypadkiem, ale nie jesteśmy bynajmniej zainteresowani rolą królików doświadczalnych w pani pracy. Chcemy po prostu odpocząć i sobie pójść, potem zaś jak najszybciej wyjść ze szpitala. Jesteśmy wdzięczni wszystkim lekarzom, w tym od biedy nawet pani, ale niezwykle byśmy byli wdzięczni, gdyby pani zrozumiała, że najlepiej nam pani pomoże dając nam jakiś czas na oswojenie się z sytuacją. Wtedy ...

To przypominało rozmowę ślepego z głuchym. Vince brał na siebie cały ogień, żeby odczepiła się od żony. Przez jakiś czas nawet mu się udawało robiąc z siebie tego złego, którego za wszelką cenę należy poskromić. W myślach jednak przeklinał doktorkę, która wpieprzyła się w tak delikatnym momencie.

- Kurwa! Kurwa! I jeszcze raz kurwa! Teraz Amber siedzi, jak przybita i co ja do cholery mam robić? – Pytał sam siebie. Jego małżonka rzeczywiście po całej scenie w pralni wyglądała jak obraz totalnego przygnębienia. Vince tylko wyczuwał, jak wielka burza musi mieć miejsce w sercu dziewczyny. Siedziała ze spuszczoną głową nie odpowiadając na pytania lekarki, albo rzucając monosylabami. Nie zareagowała nawet na jej groźbę, ze powiadomi o tym, co zastała w łaźni ich rodziny, ale zobaczył, że zarumienione policzki dziewczyny nagle zbladły. Wściekły chciał zerwać się i ... i nie wiedział co, ale nagle poczuł jej dłoń zaciskającą się na jego ręce. Twarz Amber wydawała się teraz spokojna, jak pustynia lodowa, i równie, jak ona, zimna. Jego żona czasem potrafiła wpaść niemal w histerię, ale równie szybko umiała się z tego stanu podnieść. Była zmienna, niczym diwa ze słynnego libretta Verdiego „La donna e mobile.” On miał spokojniejszy oraz bardziej zrównoważony charakter. Zmienili się w nastolatków! Ona cały czas gryzła się z sobą, zastanawiała nad moralnością całej sytuacji, a on przyjął to ot tak ... po prostu ... przynajmniej w porównaniu z nią. Tak, jak i stosunki między nimi. Dla niego nie zmieniło się nic. Nowa Amber była dalej Amber, a jej nowe piersi, chociaż troszkę mniejsze niż poprzednie, dalej należały do niej; nie do jakiejś dziewczyny, której nie znał, tylko właśnie tylko i wyłącznie do jego żony, chociaż nie miały owego ulubionego pieprzyka. Koniec.

Ciało było jak ubranie. Może nie do końca, ale tak starał się bronić przed tym wszystkim, co się zdarzyło. Po prostu zaakceptował sytuację, bo po cholernej prawdzie, nie miał zielonego pojęcia, co zrobić? Przecież te dzieciaki ... te dzieciaki, o których mówiła jego żona ... no właśnie ... przecież to do cholery nie sci-fi. Oglądał kiedyś taki film, kiedy ojciec zamienił się z synem na umysły, a potem powrócili znowu do swoich ciał. Ale to był film! Teraz mieli rzeczywistość, w którą też nie uwierzyłby, ale która wrzuciła ich w ciała nastolatków. Nie wierzył w powrotną zamianę, choć ... może inaczej ... po prostu nie chciał na ten temat myśleć, bo obawiał się o własne zdrowie psychiczne.

Jednak teraz bardziej obawiał się o Amber. W sumie, to nawet wdzięczny był pani psycholog, że wkurzyła jego żonę. Amber wściekła to Amber, którą nawet tygrys omijałby z daleka. Co więcej, ona dopiero w pełni wkurzona była najzimniejszym, najlogiczniejszym draniem, jakiego znał. Popatrzył z boku na jej twarz. Młodzieńcza, inna ... wała! Inna? Cholera, na ten jeden pieprzony moment, to była twarz identyczna! Co z tego, ze nie ten sam wygląd? Ale identyczne ściągnięcie brwi, drgnięcie ust, wreszcie, nie był w stanie powiedzieć co, ale to razem tworzyło oblicze, które bezsprzecznie należało do jego żony i absolutnie nikogo innego.

- Pani doktor Cole – jej chłodny głos zmieniłby w lodowiec jezioro, gdyby jakieś było w pobliżu, - dziękujemy za pomoc, ale jak pani widzi, tylko pogarsza pani stan psychiczny swoich pacjentów.
Lekarka podniosła rękę, jakby w geście przerwania jej, ale Amber nie pozwoliła wejść sobie w słowo.
- Proszę dać mi się wypowiedzieć. Skoro tak długo chciała pani uzyskać ode mnie, jakieś słowo, to rozumiem, ze nie po to, żeby mi zaraz przerywać. Proszę zauważyć łaskawie, ze jest pani tutaj, żeby nam udzielić pomocy. Nie jestem psychologiem, ale nie trzeba nim być, żeby zauważyć, że doprowadziła pani wyłącznie do kłótni z nami. Nie oczekujemy tego typu pomocy, a już na pewno mamy prawo z niej zrezygnować, jeżeli jej nie chcemy. Zna pani przepisy American Psychological Association? Zapewne tak. Więc wie pani, o czym mówię. Nie licząc łamania swobód zapewnionych Konstytucją oraz amerykańskim prawem. Tak więc, do widzenia, mam nadzieję przy jakiejś bardziej miłej okazji i mam nadzieję, że zdoła pani namówić do pomocy kilku innych pacjentów, którzy zgodzą się udostępnić swoje przeżycia do pani pracy. Żegnam.

Wyszła, a chłopak ruszył za nią zostawiając lekko zszokowaną psychiatrę. Przez chwilę przemierzali korytarz w milczeniu.
- Musimy iść. Kolacja zaraz. Nie odprowadzaj mnie. Nie teraz, proszę. Muszę się zastanowić w samotności nad tym wszystkim – dodała.
- Tutaj, samotność? – Vince aż uśmiechnął się. – Beze mnie? – Nagle domyślił się.
- Wybacz, ale pomyśl, to na pocieszenie, że samotność jest zawsze bez ciebie. Nawet, gdybyś nie był moim mężem, to jesteśmy sami wobec całego świata. Wiemy o tym obydwoje, prawda? Jest straszny syf – uśmiechnęła się lekko kręcąc głową. - No, dobrze, lecę już, do jutra – przez chwilę zawahała się, czy go nie pocałować na do widzenia, ale zrezygnowała. Tylko kiwnęła ręką.
- Dzięki za pocieszenie – chłopak nie wiedział, czy się skrzywić, czy uśmiechnąć, wreszcie wyszło mu coś pośredniego, co absolutnie nie pozwalało sądzić, co naprawdę myśli. – Ale jak chcesz, ja także mam słowo pocieszenia.
- Tak? – Odchodząca już Amber zatrzymała się.
- Pomyśl, że mogło być gorzej.
- Niby jak?
- No, ja mogłem zostać tobą, a ty mną.
Przez chwilę, aż wstrzymała oddech, potem parsknęła śmiechem. Na krótko, bo przygryzła lekko wargi chcąc się powstrzymać.
- Cholera, Vince, masz rację.
Przez mikrosekundę poczuł jej wargi muskające jego policzek:
- Ogól się rano – doszedł go głos znikającej dziewczyny. – Wiesz, że nigdy nie lubiłam, jak zapominałeś, bo bardzo drapie przy całowaniu.

Lekarz nawet nie krzyczał specjalnie. Dr Kanes chciał powiedzieć kilka mocniejszych słów, ale zrezygnował widząc, ze Vince jest uprzejmy, ale go po prostu nie słucha. Nawet nie jadł kolacji mimo, że kurczak pachniał nadzwyczaj apetycznie. Położył się i myślał, pewnie tak samo, jak ona. Co z nimi? Jak teraz się odnaleźć? Jak nie zatracić tego, co ich kiedyś łączyło? I jak jej udowodnić, iż te niezwykle kształtne piersi, które obnażyła w pralni są piękne i atrakcyjne dla niego przede wszystkim dlatego, że stanowią jej ciało, że należą do niej. Kiedy zasypiał twarz starej Amber i nowej mieszały się, splatały, łączyły, rozdzielały. Wreszcie zasnął.

Rano jakieś śniadanie, golenie jednorazówką, krótka rozmowa z doktorem i wreszcie:
- Proszę, udaj się ze mną do sekretariatu. Tak, jak wspominałem, przedstawiciele policji chcą z wami porozmawiać. Wprawdzie wyjaśniałem, ze obydwoje macie amnezję, ale rozumiem, to ich obowiązek. Zadadzą kilka pytań i będą mieli dla ciebie niespodziankę.
- A co z moją żo ... – ugryzł się w język na końcówce „”. – No, z moją koleżanką, którą także więziono w elewatorze?
- Jest obecnie na spotkani piętro niżej. Potem pan inspektor zechce się spotkać z tobą, porozmawiać, zadać kilka pytań. Wreszcie przekazać tobie kilka istotnych informacji.
- Chodźmy więc – wiedział, że musi z nimi porozmawiać. Takie były procedury, lecz liczył też na to, ze dowie się czegoś o sobie, tym nowym sobie, którym teraz był.
- Chodźmy, czas nagli. Wasze badania nie potwierdziły żadnego niebezpieczeństwa dla organizmów. Dlatego nie mamy powodu, żeby was tutaj trzymać. Rzecz jasna, będziecie przez czas jakiś pod szczególna opieką z zaleceniem, żebyście się zgłaszali do lekarza, gdyby wystąpiła jakakolwiek nietypowa reakcja organizmu. Mam na myśli dosłownie cokolwiek. Coś, co normalnie możnaby zlekceważyć, jednakże przy was wolałbym być ostrożny.
- Off course, doktorze. Naprawdę rozumiem. Jeśli musimy tam iść, idźmy I tyle. Rozumiem, ze po takim wydarzeniu władze muszą zbadać wszystko i tyle, tym bardziej, ze jak czytałem w newsach internetowych, nie wszystkich odnaleziono.
- Internet rzeczywiście podał prawdę. Ponoć. Rzeczywiście mają nadzieję, ze może przypomnicie sobie coś, co pomoże im w poszukiwaniach reszty.
- Może, ale bardzo wątpię.
- Tak też powiedziałem inspektorowi - jak widać dr Jones realistycznie podchodził do ich chęci współpracy. Może zresztą rozmawiał już z panią doktor Cole. Jeżeli jednak tak, nie zdradzał się z tym. Przeniósł zresztą temat na wyniki badań. Chłopak pytał o swoje, ale i te Amber, jednak lekarz poza ogólnym stwierdzeniem, ze jest pozytywnie, nie powiedział zbyt wiele na ten, dla niego, szalenie istotny temat.

Rozmawiając szli do gabinetu piętro niżej.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 16-06-2008 o 21:18.
Kelly jest offline