Las, droga i to dziwne uczucie. Jakie ono jest? Dziwne. Jak wyrzuty sumienia z powodu popełnienia złego uczynku ale dużo silniejsze. I nagle światłość. Biel oślepiająca biel, której on nie zobaczył, biel która go nie oślepiła. Światło było wyczuwalne w dziwny sposób. No właśnie ostatnio wszystko jest dziwne. Trafił i to nie sam, wraz z Kejisi i orkiem w sam środek potyczki. Nieznajomy tłukł właśnie Veriona. Widział to dzięki swemu krukowi. Przysłuchiwał z uwagą wymianą zdań. No tak, czarny smok tłucze Veriona zabójce smoków. Levin z niewiadomych przyczyn lubił demona. Pewnie dlatego, że był najbardziej ludzki z wielkich. Astaroth był jego towarzyszem podróży ale był jakiś zdystansowany, obcy, dziwny. No tak dziwny jak wszystko ostatnio. Z demonów była jeszcze Misstres, wielka potężna, nieznajoma. Ktoś potężny, ktoś nierealny. Wielcy wojownicy światła też byli potężni ale nierealni. Almanakh podobnie jak Verion była wyjątkiem. Miała swoje słabości i miała uczucia. była chodź trochę ludzka. Sam Verion też miał najbardziej zarysowany charakter, był ironiczny, gadatliwy i podły ale był, rozmawiał. Levin patrzył jak smok po raz kolejny wgniata Veriona w podłoże jaskini. Smok kazał im wybierać, Levin zareagował szybko, bez namysłu. Podszedł do walczących i spojrzał na smoka swoimi niewidzącymi oczami. -Tak jestem wojownikiem światła i wyznawcą Almanakh. nie nie jestem sługą Veriona. Z własnej woli mu pomagam.
Korzystając z oczu kruka wyciągnął w kierunku Veriona rękę. W tym czasie nie spuścił swoich oczu z twarzy smoka. -Zabijesz mnie?
Dziwne, nie bał się. Brak strachu nie był bynajmniej skutkiem jakiejś szczególnej odwagi, po prostu jeszcze do niego nie doszło w pełni, że zabił człowieka a zaraz smok może zabić go. Nagle wpadła mu do głowy pewna myśl. Uchylił murów obronnych i tak jak kierował myśli do Avadriela próbował przekazać wiadomość Verionowi.
"Weź mój fiolet." |