Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2008, 00:48   #15
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Founier stał w miejscu patrząc się nienawistnie na Fanfana. Nigdy za nim nie przepadał, a teraz, nareszcie, miał powód, by być dla niego… Nazwijmy to delikatnie – surowy.
- Oczywiście, że widziałem tego twojego „kogoś”. I właśnie go zatrzymałem.
Chłopak na moment rozejrzał się dookoła i upewnił, że nie do końca udana ironia wskazywała na niego.
- Już, za mną, a po próbie pogadasz sobie z zainteresowanym Saint-Leon’em
W jego głosie słychać było nieskrywane zadowolenie z siebie.
Tak czy siak, nie było wyjścia – dziwna postać uciekła już na dobre, więc teraz należało wymyślić, jak z tego wszystkiego się wykręcić. W końcu nie było żadnych dowodów, że to on!
Żadnych…?
Ledwie ruszyli po kładkach nad sceną, kiedy z sąsiednich desek wytoczyła się szeroka, kartonowa tuba. Founier schylił się po nią – różne rzeczy można było zawsze znaleźć tam, na górze, ale nigdy takiego rulonu. Chwilę tylko zastanawiał się, zanim przybliżył jeden z jej końców do ust.
- Zmienianie głosu mówiąc przez tubę? Tak, to do ciebie podobne.
Jeszcze mocniej złapał Fanfana za ramię i sprowadził na dół…

Dyrektor, przed którym stał nieco zakłopotany Zbyszek, był przysadzistym nieco mężczyzną – jednym z tych, dzięki którym tak popularne stało się słowo „burżuj”. Czarne włosy i wąsik, wszystko ulizane tak, że błyszczało w świetle dnia. Mimo, że najprawdopodobniej nikogo nie miał tego dnia gościć, był ubrany w czarny garnitur. Oprócz sterty papierów, na biurku leżał także jego cylinder. Cóż, był to nieodłączny element jego stroju każdego dnia, jak mógłby się zorientować ktoś, kto codziennie by widywał Pierre’a.
Gdy mężczyzna położył list na biurku, zlustrował Sarneckiego wzrokiem.
- Znalazłeś ten list, powiadasz… Tak, tak, tak… A od kogo go znalazłeś? - Nie czekając na odpowiedź zagubionego skrzypka, kontynuował. – Widzisz, bardzo chciałbym poznać tego twojego przyjaciela. Chyba mamy kilka spraw do omówienia… Czy wiesz, o czym do mnie napisał? To śmieszne, ale poprosił… Ależ nie! Zażądał rezerwacji loży! Dożywotniej! A to wszystko za darmo… Nie mówiąc o kolejnym paragrafie listu, w którym deklaruje chęć przyjmowania pensji w wysokości dwudziestu tysięcy franków miesięcznie! Podpisano? Upiór Opery!
Wygłaszając całe to przemówienie, sam kreślił niezbyt porządną wiadomość na pobrudzonym skrawku papieru. Zaraz też złożył go niestarannie i wcisnął w ręce stawiającemu opór Zbyszkowi.
- Wiesz pan co? Wrócisz na próbę, a po niej zaniesiesz to swojemu znajomemu... Tak, tak, tak… Do widzenia!
To powiedziawszy zamknął drzwi tuż przed nosem skrzypka.
Cóż, bez wątpienia trzeba było się zastanowić co dalej – w tym momencie jednak prawdopodobnie przerwa w próbie dobiegała końca. Polak pospieszył więc tą samą drogą, którą przybył do gabinetu dyrektora, z powrotem na salę.

- Ale gdzieżby tam, to żaden żart! – zaśmiał się Jules Sauveterre do Amelie. – Myślę, że otrzymanie róży od postaci, która nawet nie istnieje, jest bardzo prawdopodobną opcją!
Jules odczekał chwilę i wziął dziewczynę za rękę.
- Amelie, nie możesz żyć tylko i wyłącznie takimi bajkami. W co jak co, ale w takiego upiora nie powinnaś chyba wierzyć. Przecież widziałaś, jak jakiś dowcipniś robił sobie żarty – nie tylko z Saint-Leon’a, ale i właśnie twojego Upiora Opery! Chodź, przerwa już się kończy.
Pociągnął ją przez widownię pod samą scenę.

Cesare’owi, rzecz jasna, nikt nie odważył się zadać jakiegokolwiek pytania. Tego też można było się spodziewać. Nikt nie chciał wprowadzić go w nastrój jeszcze gorszy, niż domniemany Upiór. Kwadrans minął więc bardzo szybko, a tuż przed jego upłynięciem, Founier, podwładny Balzacka przyprowadził do niego jakiegoś kilkunastoletniego chłopca od wszystkiego. Mimo protestów Fanfana – bo tak okazał się mieć na imię ów chłopiec - wytłumaczył, że to on, z pomocą kartonowej tuby, był tajemniczym Upiorem…

Amelie natomiast, kiedy Jules wrócił na swoje miejsce, odwróciła się i pobiegła na swoje miejsce. Znała tę drogę na pamięć, więc nie patrzyła przed siebie… Nie przewidziała jednak faktu, że ktoś mógł stanąć na jej drodze. I w ten właśnie sposób wpadła prosto na wracającego od dyrektora Zbyszka. Oboje upadli, równie zaskoczeni i zmieszani. Dziewczyna wypuściła z rąk swoją różę opatrzoną wstążką z inicjałami, mężczyźnie natomiast upadł list od „U.O.”, a także ten do niego skierowany od dyrektora. Przypadek, bądź los to sprawił, ale tak wstążka, jak i list do skrzypka upadły w taki sposób, że Sarnecki zobaczył wstążkę, a Amelie podpis pod listem.
Jedno i drugie opatrzone tym samym znakiem, identycznie nawet napisanym.

U.O.
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline