Kapitan, mimo że nie wypił wcale aż tak bardzo dużo, do swojej kajuty szedł całe dwie godziny. Po drodze zaszedł jeszcze na mostek kapitański, gdzie nie zastał już nikogo. Komputer w dalszym ciągu prowadził manewr zaprogramowanych przez komandora Selina trzech impulsów hamujących. Tutaj Pavel wypił swój kufel piwa wpatrując się w wielki ekran - jedyne miejsce na statku, nie licząc doków, z którego można oglądać niebo.
Było coś koło trzeciej nad ranem, gdy cała załoga była już w swoich kajutach. Krucjator powoli wytracał prędkość. Około piątej nad ranem leciał z prędkością 245 tys. km/s. czyli niemalże taką samą jak tydzień temu. Manewr właściwego wytracania prędkości planowany był na późniejsze dni. Wiązać się to będzie z wytworzeniem odmiennej niż do tej pory siły grawitacji. Cały statek wymaga do tego manewru konfiguracji i zabezpieczenia wnętrz. Każdy sektor z osobna musi zostać odwrócony na bok o 90 stopni, a grawitacja odśrodkowa musi zostać wyłączona. Krucjator swoim układem pomieszczeń został przystosowany na tę okoliczność. Zanim to jednak nastąpi, na kolejne cztery godziny zaplanowany był inny manewr - automatyczne składanie żagli słonecznych.
Zadanie to miały wykonać sporych rozmiarów czteroramienne roboty, które od pewnego czasu siedziały wyłączone w składzie robotów i maszyn ciężkich w sektorze piątym na poziomie pierwszym i ładowały swoje akumulatory. Wyległy teraz na korytarz w ilości sztuk trzydziestu dwóch i udały się windą na dół prosto do pierścienia zewnętrznego, do którego pasażerowie nie posiadający skafandrów kosmicznych nie mięli dostępu. Swoim kształtem i rozmiarem przypominały stalowe, bezgłowe konie. Cztery kończyny każdego z nich zakończone były trójpalczastymi dłońmi. Poruszały się szybko i zwinnie szeleszcząc przy tym cicho w głównym korytarzu. |