Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2008, 18:33   #54
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
W tym czasie gdy goście gospody "Pod Rozbrykanym Kucykiem" rozmawiali w miasteczku Bree, a także w okolicach wrzało już od plotek. Wieści o nocnych zdarzeniach rozniosła się lotem błyskawicy. Od chałupy do chałupy przemieszczały się pochody rządnych wiedzy i bardziej już ciekawych niźli przerażonych mieszkańców. Szczególną atencją cieszyły się domy tych, którzy podczas tej strasznej nocy potracili bliskich. Każdy chciał usłyszeć jak pani Ligment opowiada jak to ostatni raz widziała swojego zaginionego męża i jak złe w związku z tym miała przeczucia. Mało kto pamiętał o tym, że owe złe przeczucia pani Ligment miała każdego dnia gdy tylko stary Ligment wychodził do karczmy. A przekładały się one na krzyk, płacz i głośny trzask tłuczonych garnków, które to zawsze budziły sąsiadów...

Jak się rzekło całe Bree żyło zdarzeniami ostatniej nocy i każdy wpatrywał się w niebo, tylko czekając na wyznaczoną godzinę. Nim jeszcze słońce dotarło do połowy swej drogi po niebie pod gospodą zgromadził się już nielichy tłum.
- Powiadają, że elfi książę przybył ze swoją świtą nam na ratunek i całą gospodę dla siebie zajęli! - powiadał jeden - I szczerym złotem za wszelkie dobro płacą!
- A ten sknera Butterbur pod kluczem ich trzyma i dla siebie wszystek złoto chce zagarnąć! - Odpowiedział jakiś z hobbitów próbując zobaczyć coś więcej niźli mu pozwalał niewielki wzrost.
- A to nie wiecie jak to z elfim złotem jest? - Zawołał stary Ferny mocno już przepitym głosem - Z rana złoto jak się patrzy, a w nocy jeno piasek i słoma z takiego złota zostaje! Z torbami pójdzie Butterbur!

Im więcej się ludzi na niewielkim podwórzu kucyka zebrało tym bardziej wszyscy zdawali się poddenerwowani i zniecierpliwieni. Ten i ów zaczął się dobijać do świeżo naprawionych drzwi gospody. W końcu rozległ się zgrzyt rozsuwanych zasuw i przed zebranymi objawił się sam Butterbur. Odziany był lepiej niźli na co dzień. Na tą okazję przywdział bowiem szkarłatną koszulę z gładkiej materii, szerokie, błękitne pantalony, a żeby tego było mało przepasał się jasno połyskującym srebrnym pasem. W obu dłoniach ściskał swą wierną miotłę i w te oto słowa zwrócił się do zebranych:
- Szanowni mieszkańcy Bree! Znaczy się drodzy sąsiedzi i wy wszyscy z okolicy, którzyście przyszli na to zgromadzenie, które to weźmie się i wejdzie do historii naszego miasta o ile ktoś kiedyś raczy ją spisać. Z uwagi na moją funkcję prawie, że urzędową pod swoją pieczę biorę prowadzenie owego wiecu, to jest zgromadzenia i niniejszym je otwieram!
To powiedziawszy dwukrotnie o próg gospody trzonkiem miotły uderzył. A trzeba by nadmienić, że mimo pogodnego poranku z biegiem dnia zaczęło się chmurzyć. Jakby na znak dany przez szanownego pana Butterbura z zachmurzonego nieba lunęła struga deszczu i wszyscy zebrani jak jeden mąż rzucili się ku wejściu do gospody!

[MEDIA]http://ketheme.googlepages.com/Boreash-Crank.mp3[/MEDIA]

Nijak Butterbur nie mógł ich powstrzymać. Nie wiedzieć kiedy cała gospoda zapełniła się ludźmi i hobbitami. Ci co się do środka nie zmieścili pobiegli w te pędy do domu psiocząc na podły los i pogodę.

W panującym w środku ścisku panowało nieliche poruszenie. Ktoś chciał mówić ktoś znów mu przeszkadzał inni zaś kłócili się o to kto będzie mówił pierwszy choć nikt ich nie słuchał. W końcu gospodarz przyturlał z zaplecza wielgachną dębową beczkę w jakiej to zwykło się piwo trzymać. Postawił ją na środku i wskazał ją pierwszemu który z chciał przemówić. Traf chciał że był to niewysoki, płomieniście rudy hobbit z rodziny Carrotów. Rwał się do głosu przepychając między dużymi ludźmi, a podskakiwał przy tym niczym mała, czerwona piłeczka.

Jednym susem wskoczył na beczkę, która zakołysała się mocno, lecz szybko złapał równowagę i zaczął mówić podnieconym, piskliwym głosikiem:
- Rodzinę moich kuzynów od strony babki Anatemy z Underhillów wczoraj w nocy porwano! - Zawołał tak głośno, aż wszyscy się uciszyli. Widać tchu mu zabrakło bo czerwony się zrobił na twarzy nie mniej niźli jego własna czupryna. Lecz gdy tylko oddech złapał zaczął mówić dalej. - A jeszcze tydzień temu pożyczyli ode mnie zabytkową porcelanę w ręcznie malowane kwiaty, która to mieli oddać zaraz po wyprawieniu urodzin swojego najstarszego syna! A teraz ich nie ma! I jak niby mam odebrać swoją własność pytam się?!





Gdy tylko hobbit z rodziny Carrotów zlazł z beczki wdrapała się nań Pelagia Ligment, którą od tamtego ranka sąsiadki zdążyły przemianować na wdowę Ligment. Zapłakana, leciwa już niewiasta poczęła mówić łamiącym się głosem:
- Gdzie jest, ach gdzie jest mój kochany mąż?! Pytam się was gdzie jest ten dobry ojciec dzieci i gospodarz, którego co roku chwalono za największe dynie w Bree?! Zginął przepadł bez wieści! Jak kamień w wodę i krew w piach! Teddzie Butterbur to twoja wina! - Zagrzmiała pani Ligment, wskazując kościstą dłonią na przerażonego gospodarza. - To ty dobrych mężów i gospodarzy sprowadzasz na złą drogę! Hodujesz tu nienawistnego wroga każdej porządnej rodziny! A imię jego jest brandy i piwo! Zapamiętajcie moje słowa dziś alkohol i upiory, a jutro karty i kobiety lekkich obyczajów!
Na te słowa pobladły wszystkie zebrane w gospodzie dobre żony podejrzliwie poczęły spoglądać na pana Butterbura. Ten zaś mocno zaniepokojony tokiem rozmowy czym prędzej pomógł zejść pani Ligment z beczki, choć ta wcale z niej schodzić nie chciała.

Na to tylko czekał stary Ferny. Wgramolił się na beczkę, o mało co jej nie przewracając i z trudem łapiąc równowagę zaczął przemawiać:
- A ja wam mówię ludzie, że pani Ligment rację ma! - Po sali się śmiech począł nieść. Bo jakkolwiek stary Ferny może i miał Butterburowe piwo i brandy za wroga ale pewnikiem pani Ligment nie spodobały by się metody walki jakie zwykł stosować. - Wszelkie zło pochodzi z Butterbura gospody! Bo tu wszystkie obce złażą i siedzą. A to może myśmy sobie te upiory wymyślili? Może ktoś z naszych ludzi czarować zaczął i upiory przyzywać?! Od pamięci najstarszych zawsze były upiory w kurhanach i nikomu nie szkodziły póki się tam do nich nie lazło. To obcy jakiś przylazł w nasze strony i mącić zaczął. Kto wie może to i ten sam co u Butterbura teraz na kwaterze siedzi?! Powiadam wszystko co złe z obcych czarowników i chrzczonego piwa! A na dodatek...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 19-06-2008 o 20:46.
Avaron jest offline