Orendil
W powietrzu świsnął trzonek drewnianej lagi i Ferny wylądował na posadzce wzbijając tuman pyłu i wywołując ogólny śmiech. W tym akompaniamencie Orendil wdrapał się na beczkę, wciąż wspierając się różdżką o podłogę. – Hympf. – Te parsknięcie zabrzmiało jakby wydmuchiwał sobie nos w chusteczkę, albo rękaw. - Wypraszam sobie. Nie mam nic wspólnego z chrzczeniem piwa. – Dodał rzeczowym tonem. W karczmie wciąż było słychać rozmowy, szmery i chichoty. Nie pomogło kilkukrotne stuknięcie laską o podłogę, ani ponowne zdzielenie nią, próbującego wrócić do beczki Fernego. Dopiero gdy poirytowany czarodziej roztrzaskał o podłogę jakiś flakonik huknęło, błysnęło i zaśmierdziało, zapał mieszkańców miasta jako tako się ostudził. – Tak… ten… no… chcecie wiedzieć w czym problem? To ja wam powiem.
- Upiory znacie…
- Znamy. – Odpowiedział ktoś z tłumu.
- Znacie. Wiecie, że zbliżać się tam nie wolno…
- Nie wolno, coby ich nie drzaźnić!
- Drażnić mój drogi, drażnić. Wiecie, że…
- Wiemy!
- Wiem, że wiecie! Nie przerywaj mi. No… Wiecie, że jak się je zdrzaźni… tfy! Zdrażni. To mogą wyleźć z leża. Tak się stało w czasie wielkiego moru, kiedyśtam. Nie ważne. Ważne jest co robią, jak już wylezą. Wiecie, że wasze rodziny poznikały. Dobra wiadomość jest taka, że pewnie żyją, a raczej mogą żyć, jeśli się ich znajdzie i uwolni. Tylko pamiętajcie! Słuchajcie uważnie i pamiętajcie, bo to ważne. Kurhanów są setki. Według moich badań tak koło tysiąca. – Kto wie, kiedy ten cudak znalazł czas, na tak szczegółowe badania. - Teraz zagrożenie pochodzi z jednego leża. Jeden możny z dawnych czasów i jego świta. Nim odkryjecie właściwe leże obudzicie ich znacznie więcej. Ktoś chce próbować szczęścia? A więc to głupi pomysł…
Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 13:01.
|