Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2008, 20:52   #127
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Levin;
Kiedy podchodzisz coraz bliżej Veriona, robisz się coraz bardziej... senny, coraz bardziej beztroski, wesoły. Śmieszy cię byle co, wszystko naraz zaczyna cię cieszyć; te meble są wspaniale, ich kolor jest prześwietny, Almanakh jest przepiękna, twój kruk jest przekochany, Kejsi jest przemiła, Barbak jest przewspaniałym wojownikiem, czujesz się bosko i masz ochotę zaśpiewać coś z radości. Chwytasz Veriona za rękę – jęki on ciepły, jaki przyjemnie ciepły! Ma taką gładką, atłasową skórę! Aż cię dłoń mrowi. Złe wspomnienia przemykają ci przed oczami, i znikają w bezdennej otchłani. Wokół jest tak cicho, tak ciepło, tak miękko, tak przyjemnie! Dawno tak dobrze się nie czułeś.
- ...! – Verion drgnął lekko, na jego twarz wstąpił powoli wyraz spokoju.
Przestał krzywic twarz, otworzył jedno fioletowe ślepię.
- Why... thank... you... – wyszeptał.
Przeniósł porozumiewawcze spojrzenie na Almanakh.
- Dziękuję – uśmiechnęła się do ciebie słabo.
Wiedziała, że nie powinna cię prosić o coś takiego... Zanurzyła się w jasnej poświacie, wyrosły jej trzy białe skrzydła. Poruszyła nimi nieznacznie, z jednego wypadło świetliste pióro.
- Proszę, weź je – podała ci je.

Barbak;
- Barbaku... Valgaav jest... – Lavender zawahał się. – Oszalał z rozpaczy. Niespełna rozumu to zbyt mocne słowo, szalony, to zbyt delikatne. Verion tak na niego działa, samo brzmienie jego imienia doprowadza Valgaava do szału.
- Wesprzyj mnie Twą wiedzą. Pomóż mi zrozumieć. Czy fakt iż Valgaav stał się Kiharą Gaava tak wpłynął na jego umysł?
- Spójrz.
Nadszedł dzień, w którym zjawił się Verion. Kihara Riona. Zabójca smoków. Zamordował jego rodziców. Wraz z nielicznymi, zdołał zbiec.
Nadszedł czas Wielkiej Wojny z Shabranido. Jak wiesz, tylko nieliczne rasy i nieliczni jej przedstawiciele zdobyli się na odwagę i poświęcenie, by stoczyć za cały wymiar chaosu samobójczą walkę z Shabranido. Dlatego przegrywaliśmy. Świadomi, iż porażka oznacza nadejście chaosu do świata materialnego, Oni, Starożytne Czarne Smoki, otworzyli Bramę międzywymiarową i przekroczyli ją, wyruszając w desperacji po pomoc. Gdzieś, gdzie nigdy nikomu nie odmówiono pomocy. Tutaj, do Wymiaru Bieli. Almanakh natychmiast przybyła im z odsieczą. Ja pozostałem, aby strzec Wymiaru Bieli.
Nie będę znów powtarzał całej historii, którą znasz. Wiedz jednak, jakie miało to konsekwencje dla rasy Valgaava. Złote smoki, najdumniejsze, najdostojniejsze, imające się magii i obcujące śmiało z ludźmi, podczas Wojny nie chciały walczyć u boku Czarnych Smoków. Te kłótnie poróżniły ich dalece, tak jak tysiące innych sporów wcześniej. Złote smoki uznały Starożytne Czarne Smoki za zdrajców. Nie wolno im było bowiem otwierać Bramy, złamały odwieczny zakaz.
Prawdziwym pretekstem ku nienawiści skierowanej przeciwko Czarnym Smokom była jednak duma Złotych Smoków. Uważały, ze Starożytne Czarne Smoki zrodziły się w mgłach chaosu, gdyż władały mroczną magią równie dobrze co białą. Pomimo łagodnego usposobienia, Czarne Smoki zostały skazane na zagładę jako „bracia Shabranido”.
Pewnej nocy na klan Valgaava napadło stado Złotych Smoków. Tak po prostu, bez ostrzeżenia, zaczęli mordować jego braci. Zanim zorientowali się, co się dzieje, było już za późno na zwycięstwo. Valgaav odniósł w tej walce bardzo ciężkie rany, i podobnie jak paru niedobitków, uciekł z pola walki. Uciekł na pustynię, gdzie z braku sił runął na ziemię. Złote smoki krążyły nad nim jak sępy, a potem nagle zawróciły i znikły na horyzoncie. Złorzeczył im, drwiąc, iż pożałują, że darowały mu życie. Wtedy pojął, dlaczego odleciały. Uciekły.

Tuż przed nim zjawił się Gaav. Lord Demonów, skaziciel żywiołu ognia. Valgaav był półprzytomny z bólu, utraty krwi. Dźwignął się, próbował zaatakować demona. Nie sięgnął go nawet, z braku sił padł na piach, konając.
- Mógłbyś przeżyć, Valgaav, młody starożytny czarny smoku – rzekł Gaav z uśmiechem.
- Po co? – szepnął, zrezygnowany.
- Nic tak nie drażni tych, którzy chcą nas zniszczyć, jak fakt, iż istniejemy – odparł.
- W sumie masz rację...
- Powiedz, iż chcesz wstać, a podniosę cię.
- Nie mam zamiaru zadawać się z demonami.
- Nie. Miałeś zamiar zabić je. Zwłaszcza jednego z nich. Miałeś zamiar zemścić się za krwawą rzeź na twych niewinnych pobratymcach. Sam nie dasz rady. Nie musisz być sam, Val.
- Nie chcę...
- Stań u mego boku. Zniszczymy Veriona i jego potomstwo. Strącimy złote smoki z piedestału, na który bezprawnie wpełzły waszym kosztem. Chodź, Val. Jeśli chcesz pomóc swoim braciom... Twoja pokorna śmierć, na jaką skazały cię złote smoki w niczym im nie pomoże.
- Jak... chcesz...?
- Opętam cię. Stworzę moim Kiharą. Będzie trochę bolało. Tylko przez chwilę.
- Właściwie... to nie jest takie...złe... Może...zdołam.... To wcale nie jest takie złe... – szepnął, umierając.

Jako półdemon, półsmok, stanął u boku Gaava, jako jego Kihara. Żył odtąd w planie mgieł chaosu. Materializacja jego smoczej lub ludzko-podobnej powłoki w świecie materialnym przychodziła mu początkowo z wielkim trudem i w ciężkich cierpieniach.
Gaav był niezwykle... opiekuńczy jak na demona. Żywił do niego przedziwną sympatię. Zachowywał się irracjonalnie. Był mu jak ojciec, przyjaciel, brat. Nigdy go nie uderzył. Szanował go, liczył się z jego zdaniem. Valgaav nie nadużywał jego zaufania. W duszy knułem przeciwko demonom. Wszystkim.
Rozdarty między bielą a chaosem, Valgaav oszalał. Szczęśliwym trafem, Gaav był bardziej zainteresowany walką z Rionem, niż uprzykrzaniem życia istotom w planie materialnym. Valgaav mordował demony, demony Riona, stale polując, czając się na jego Kiharę. Veriona. Bywało, że krzyżował też szyki demonom samego Gaava! Gaav, o dziwo, akceptował to z reguły.
Teraz wiem dlaczego. Mistress wymusila to na nim. Chroniła swój eksperyment, swojego smoka-demona, Valgaava.

Gaav odkrył moc Bieli, i prowadził badania nad próbami zjednoczenia Bieli i Chaosu, stworzenia nowego ładu. Coś musiało pójść nie tak, jak chciała Mistress. Nasłała na Gavaa drugiego Lorda Demonów, Pana Dusz, Phibriza.

Gaav zginął z ręki Phirbiza. Jako Kihara Gaava, Valgaav zostałem jedynym spadkobiercą jego całego dorobku. Wszystkie Sheera należące do Gaava dostały po jego śmierci obłąkańczego szału. Podobnie jak Valgaav. Zaczęła się masowa eliminacja wszystkiego, co było słabsze. Wszystkiego, co się nawinęło, a co do niedawna należało do Gaava.

Nadszedł dzień, w którym Rion, Phibrizo i Kanzel uknuli intrygę przeciwko Almanakh. Nie zapomnieli, co wyrządziło im Oko Światła. Nadszedł dzień zemsty.
Otworzyli Bramę, wysłali swoich Kihara do Wymiaru Bieli, by zgładzili Almanakh. Valgaav zamierzał im w tym przeszkodzić. Jako Starożytny Czarny Smok przysięgał strzec Bramy.

Jego głównym celem był Verion. I doskonale o tym wiedział. Udało mu się przedrzeć, jemu jedynemu.
Starożytne Czarne smoki z czasem wyginęły. Valgaav patrzył na ich śmierć, przeciwdziałał ich tragediom jak tylko mógł. Wreszcie, postanowił odszukać ocalałych i zjednoczyć ich. Zaczął poszukiwania. Trwały długo i były bezowocnie.

- Jak widzisz to, że Valgaav został Kiharą Gaava, ocaliło m użycie. Valgaav marzył o zemście i żył tylko dla niej. Verion jest tym najbardziej znienawidzonym. Zabił mu rodziców, braci, przedarł się przez Bramę, zniszczył jedyne, być może ostatnie jajo czarnych smoków, jakie odnalazł Valgaav. Ci dwaj mają tysiące powodów, aby nienawidzić siebie nawzajem. Smocze prawo nadaje mu możliwość zemsty na demonie. Respektuje jego Wolną Wolę.
- Czy chęć zemsty mogła zaślepić go tak bardzo?
- On dla niej żyje.
- Czy Twoim zdaniem jeszcze coś się dla niego liczy?
- Honor, zdaje się. Było jeszcze coś. Aenis. Siostra Veriessa. Zdawało mi się, że się polubili.
- Nie zabił Veriona, fakt. Nic z tego nie rozumiem Panie mój.
- Sądzę, iż nie chciał, aby postronni, Tacy Jak Wy, ucierpieli przez jego żądzę zemsty. Nigdy też nie widział łez w oczach demona. Ale do przebaczenia jeszcze daleka droga.
- Ześlij na me barki konkretne zadanie a postaram się mu podołać.
- Dobrze więc. Znajdź łuskę czarnego smoka. Kiedy Starożytne Czarne Smoki przybyły do Wymiaru Bieli podczas wojny z Shabranido, mogły zgubić i pozostawić tutaj łuski ze swej skóry. Znajdź chociaż jedną, a powiem ci co dalej.

Wracasz do burdelu. Przeprowadzasz rekonesans; niektóre drzwi są pozamykane, kiedy otwierasz inne prowadzące do nastrojowych pokoi z wielkimi lożami, jeden ze strażników zaczepia cię pytając co robisz. Tłumaczysz się różnymi wykrętami i idziesz dalej. Budynek jest drewniany. Dach, hmmm trudno ocenić co to, chyba też drewniany...?
Strażników jest przytłaczająco ilość – aż dwóch. Drzwi do piwnicy zamknięte.
- Alkohol jest w piwnicy – powiadamia cię karczmarz.
- Mam na imię Barabak.
- Lu – podał ci dłoń.
- Jeśli mi się uda napędzić klientelę bierz za alkohol 1/3 więcej niż zazwyczaj. Zobaczymy czy pamiętam cokolwiek jeszcze z rozkręcania imprez.
- Uważaj tylko, nie podpadnij Azmaerowi – ostrzegł. – No dobra, to pokaż co potrafisz.
Przedstawiasz swój bisuness plan panienkom.
- Ej, to ty jesteś tym orkiem, który imprezował w tawernie! – poznała cię któraś.
- Tak, to on skopał psy Hieronima, hihi! – zachichotały inne.
- Nooo, zielony wielkoludzie – przylepiły się do ciebie. – Niech ta noc będzie gorąca!

No i zaczyna się...!
- SZANOWNI PAŃSTWO!!!... TYLKO DZIŚ!!!! TYLKO TERAZ!!!!! SPECJALNIE DLA WAS!!!!! CZARNOOKA PIĘKNOSĆ!!! TYLKO DLA WAS I BLOND BIĘKNOŚĆ!!!! TYLKO DLA WAS!!!
- ŁUUUUU!!! – zakryzknał się kto podpity, a reszta poszła jego śladem.

* * *
- Cholerny... ork... – wysapał z trudem.
Słonko przetarła mu spoconą twarz.
- Nieza...prosz... iłmnie naimpre... – wywarczał w gorączce Verion.
* * *
Barbak;
Z paleniska wystrzeliły snopy błyszczących fioletowo-czerwonych iskier. Pod „sceną” Barbaka skupił się gęsty tłumek, podskakujących i wywijających rękoma panów, wśród których wiły się rozchichotane panienki. Goście przy stolikach wrzeszczeli, wyli, gwizdali, klaskali i tłukli o stoły, inni cisnęli się do szynkwasu.
Zerkasz na dwóch ochroniarzy. Niech ich szlag. Jakieś kołki, sztywniaki! Jak mumie, ożywieńcy, gapią się tylko!

Kejsi; Powracasz. Fala wody z głośnym szumem rozbija się o ziemię, po czym wznosi się wysoką, spienioną ścianą wody i uderza z łomotem w pnie krzew, w wilki. Porwane z prądem zwierzęta wraz z falą wodospadu spadają w dół ze skarpy.

Ray`gi, Akrenthal, Tev; Usłyszeliście szum wody, a potem zobaczyliście potężną falę wznoszącą się ponad urwiskiem. Niewiele myśląc wbiegliście do szczeliny skalnej by się schronić.

Levin; Póki co nie ma już nic do roboty przy Verionie i Almanakh, zostajesz więc odteleportowany waz ze swym krukiem z powrotem pod klif.

Kejsi, Levin, Ray`gi, Akrenthal, Tev;
Wilki spłukało. Kejsi za pomocą lodu i spękań w skałach utworzyła rysunek jedenastu jedynek w okręgu. Nie jest to może arcydzieło, ale wyryte w skale, ma szanse przetrwać tu przez długie lata.
Wchodzicie do groty. Jest bardzo niewielka, niska i wąska. Słyszycie brzdękanie łańcucha i pisko-pomruki. Znajdujecie trolla, kolor zielony, wzrost 1,5 metra, postura trollowatobeczkowata. Przykuty do skały łańcuchem, za nóżkę.

http://www.plasticandplush.com/plast...ges/grady1.jpg

Na wasz widok zaczyna wydawać strachliwo-gniewne odgłosy i kuli się.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline