Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2008, 17:54   #121
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Koło zdawać by się mogło po raz kolejny się zamknęło. Wąż Uroboros zatopił kły we własnym ogonie... i takie tam inne filozoficzne gdybania. Barbak na powrót stał się ochroniarzem w bordelu. Na powrót przyjdzie mu rozdzielać kopniaki na prawo i lewo, tłuc pijanych do nieprzytomności klientów, wywalać tych przytomnych, jednak niewypłacalnych. Jednym słowem dbać o szeroko pojęty dobry interes lokalu. Pocieszającym jest fakt iż miał w tym wprawę, no i oczywiście miał oparcie w Panu! To pomagało, gdy jakaś skąpo ubrana, czy może raczej należało by stwierdzić nie ubrana niewiasta przechadzała się wokoło niego. Może nie pomagało zawsze, ale przynajmniej było gdzie skierować myśli gdy wszech obecne, wesoło podskakujące cycki mąciły w głowie. Nie należy też wyciągać pochopnych wniosków. Bez względu na ilość serwowanych soczystych dowcipów Barbak zdecydowanie nie należał do kochających inaczej, a na samą myśl o .... fuj! Ork nie przysięgał nigdy również żyć w celibacie i raczej nie zamierzał zamieniać przyjemności cielesnych na medytacje połączone z kontemplacją i umartwianiem się. Potrafił jednak, a przynajmniej tak mu się zdawało oddzielić pracę od przyjemności. Poza tym jakoś nie wyobrażał sobie samego siebie w objęciach kobiety innej rasy niż zielona. Pod tym względem chyba należało go określić nudnym tradycjonalistą.
Z zamyślenia na tematy cycków i seksualności wyrwał go Palladine. Ork został zabrany w obiecane miejsce, został zabrany do Veriona.

Ork spodziewał się ujrzeć demona co najmniej na łożu śmierci. Spodziewał się zobaczyć go w agonii, leżącego w gorączce. Spodziewał się że będzie on słaby i że będzie mógł z nim porozmawiać. Zdecydowanie nie spodziewał się tego co zobaczył.

To ze Verion i Valgaav darzyli się niezbyt ciepłymi uczuciami było orkowi wiadome już od dawna. Czarny smok, któremu Ork kiedyś wyświadczał pewną przysługę w tej chwili pacyfikował Demona. Smok, który warto tu zaznaczyć również oddał swą duszę chaosowi. Który również stał się demonem, który również w pewien sposób zszedł ze ścieżki światła spuszczał teraz Verionowi tęgie lanie. Lanie? On go po prostu równał z ziemią. Sarkastyczny, sadystyczny, dużo przymiotników mogło by określać Veriona, jednak w tej konkretnej chwili tylko jeden zdawał się być odpowiedni: bezbronny.

Jak Ork po chwili zauważył, poza nim do tego wymiaru trafili jeszcze Kesji i Levin. Ślepiec zaryzykował zdecydowaną postawę, zdecydował brać w obronę poszkodowanego... i bardzo szybko poszybował w tył lotem parabolicznym. Na całe szczęście koniec lotu przypadał w zasięgu zielonych ramion orka. Barbak szybkim, zdecydowanym i możliwie delikatnym ruchem złapał Druida. Na chwilę powietrze uszło z jego płuc, a pęd Levina-posiku zmusił go do kilku kroków wstecz. Jednak zaraz potem stał on na powrót pewnie, a jego przyjaciel był tuż obok.

- Dzięki!
- Polecam się. Nie rób tego więcej. Nie jesteśmy stworzeni do latania! Nie ma nic gorszego niż latanie. Nie lataj! Nie w mojej obecności!


Valgaav był wściekły. Kejsi również próbowała, jednak z podobnym skutkiem. Wciągnęła Valgaava w rozmowę, jednak w żaden sposób nie utemperowała złości czarnego smoka. Nie tędy zatem droga, na otwartą walkę nie było ich w tej chwili stać. Zresztą Ork nie chciał występować przeciw smokowi. Dziękował Palladine’owi że nie ma teraz przy nim Fungrimm’a. Krasnolud mógłby wpaść na kapitalny pomysł szarży na smoka. Ta zapewne skończyła by się tragicznie tak dla niego jak i dla całej reszty przyjaciół. Może zatem inaczej.

YouTube - Gregorian - The Sound Of Silence

- Valgaawie! Kiharo Gaava! Czarny smoku! Ja, skromny sługa Twego przyjaciela, Palladine’a staję dziś przed Tobą i składam Ci pokłon! To mówiąc Ork wykonał głęboki skłon głową, a jego zaciśnięta prawa pięść potężnie uderzyła we własną klatkę piersiową na wysokości serca. Staję, choć nie Ciebie spodziewałem się tu ujrzeć. Nie mniej jednak rad jestem z tego spotkania. Liczę bowiem na Twą mądrość. Mam nadzieje znaleźć rozwiązanie problemu który nurtuje mnie i mego Pana. Vaalgaawie, zaprzestań proszę na chwilę pacyfikacji tego... stworzenia. Zaprzestań choć na chwilę! PROSZĘ! Wysłuchaj mnie, proszę i pomóż mi! Pomagając mi będziesz mógł liczyć na wzajemność. Nie wpadaj w furię! Zanim nazwiesz mnie bezczelnym śmieciem, przypomnij sobie, że do tego śmiecia już raz zwracałeś się o pomoc. Już raz dzięki naszej kooperacji jeden z pomiotów czystego chaosu znalazł swą zagładę. Dziś stajemy przed przeciwnikiem, dużo trudniejszym. Przeciwnikiem przy którym Rith, był jedynie niczego nie wartą wydmuszką. Stajemy przed problemem, sprawą dużo większej wagi. Pomni skuteczności naszej współpracy połączmy proszę Twą mądrość, z mym śmiertelnym sercem i zastanówmy się wspólnie jak sprawę rozwiązać. Trafiłem tu, z polecenia Palladine’a. Ponieważ Almanakh, prosiła mnie o ratunek dla tego tu Veriona. Prosiła o coś co pozornie zdawało by się być paradoksem. O coś co nie powinno mieć racji bytu.
Jednak ja nie tylko nie śmieję się z tego, ale świadom jestem powagi tej prośby. Prośba ukazuje bowiem nowe fakty, których nigdy wcześniej me śmiertelne oczy nie widziały. Otóż prawda ta mówi, że starego porządku świata już nie ma. Że nie ma już istot składających się jedynie z bieli, nie ma istot na wskroś złych, na wskroś chaotyczny. Daruj porównanie, ale tak Verion, tak Almanakh, tak Palladine... jak w końcu i Ty Kiharo Lorda Gaava jesteście tego najlepszymi przykładami. Żadne z Was nie jest już w pełni złożone tylko i wyłącznie z materii jednej ze stron. W każdym z Was drzemią zarówno światło jak i chaos fioletu. Różnicie się zaledwie sposobem postrzegania nowego ładu, oraz nawykami przejętymi z poprzedniego porządku. Valgaavie, staliście się w ten sposób bardzo podobni do nas, pod pewnymi względami jesteście teraz Tacy jak My. Staliście się bardziej ludzcy, bardziej podobni do śmiertelnych. Czarny Smoku! Stare ludowe przysłowie mówi, iż mylić się jest rzeczą ludzką, natomiast wybaczać iście boską. Skoro zatem jak mniemam staliście się choć trochę podobni do nas, może nie tyle wybaczysz temu oto Verionowi, ale może przynajmniej postarasz się zaakceptować fakt iż popełnił on błędy. Takie same jak te które popełniamy wszyscy. Pomóż mi zatem, pomóż Palladine’owi, Almanakh. Pomóż i Verionowi w budowaniu nowego ładu. Pokaż że chaos i światło nie zawsze muszą walczyć ze sobą. Pokaż, że świadome błędów przeszłości są w stanie budować przyszłość, w której będzie żyło się lepiej wszystkim istotom, wszystkim obdarzonym wolną wolą.

- Verionie! Postaram się ze wszystkich sił znaleźć w sobie dziedzictwo krwi. Postaram się wykrzesać w sobie chaos. Postaram się aby ten Cię wspomógł. Czego oczekuję w zamian? Tak oczekuję czegoś w zamian! Oczekuję, ze w zamian za mój chaos, Ty pozostawisz w sobie odrobinę Bieli. Nie cały chaos oddam Tobie, natomiast Ty nie całą biel mi zwrócisz. W ten sposób udowodnisz wszystkim wokoło, że nie jesteś już tępym demonim pachołkiem, bez wolnej woli, bez własnego rozumu. Pokarzesz, że zdolny jesteś do czynów nazwijmy to wyższych. Bowiem prawda jest taka, ze bez względu na to co myślisz o Takich jak Ja, od jakiegoś czasu zaliczasz się do nich również i Ty. Jak widać eksperyment okazał się być w mym mniemaniu zakrojony na o wiele większą skalę, a Ty tak samo jak i ja pełnisz w nim rolę szczura laboratoryjnego. Różnica jest tylko taka, że ja jestem zielony.


Gdy Ork zakończył swój monolog, wyraźnie zmęczony ilością górnolotnych myśli przysiadł w oczekiwaniu na odpowiedź. Spodziewał się ostrej i ciętej riposty. Nie winił ich za to. Tak samo jak jemu samemu zrozumienie tego wszystkiego zajmie zapewne trochę czasu. Miał tylko nadziej że czasu starczy na ocalenie Veriona. Spodziewał się również bardziej konkretnych odpowiedzi i nie zdziwił by go fakt gdyby nagle jego zielony byt przerodził się w byt zielonej grzanki.

Gdy zakończy się rozmowa, Barbak poprosi Palladine’a o powrót do domu uciech. Ma wszakże zadanie do wykonania, chaos do odszukania w sobie samym. Ma wszakże ocalić inny byt. Ma wszakże ocalić Veriona.
YouTube - Gregorian - Nothing else matters
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 18-06-2008, 19:44   #122
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
W ciemności zabłysło jasne białe światełko.
Kejsi powoli otworzyła oczy. Bolał ją łokieć i głowa, trochę się poobijała. Ale ocknęła się, ocknęła, miała jeszcze siły, siły do walki!
Słyszała głos Levina. Kręciło się jej w głowie. Zastękała, zebrała wszystkie siły, i podniosła się chwiejnie z podłogi.
- Valgaav...!
Wstała na dwie tylnie łapki, ale zatoczyła się i upadła znów na cztery.
- Valgaav!
Ruszyła ku niemu, kuśtykając, zataczając się.
- Już wiem! Powiedział mi!
Przysiadła, odpoczęła chwilę i ruszyła dalej.
- Valgaav! Już wiem! To było straszne...! Odmówiliście mu.... rozgniewał się... Biel i Chaos... Odwieczny cykl... wielkich wojen... jesteście w nim uwięzieni! Nie mogło być inaczej, Valgaav, wiesz o tym! Ale teraz... teraz może być inaczej! – krzyknęła błagalnie. – Teraz może być inaczej, bo Verion, bo Almanakh, oni są poza tym kołem, poza zabójczą pułapką przeznaczenia! Zmienili się, zmienili swoje drogi! Mogą wyzwolić nas wszystkich! Valgaav!

Barbak zaczął przemawiać. Kejsi popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie spodziewała się, że ork zachowa się w ten sposób! Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

Zebrała siły, podbiegła znów do leżącego Veriona i klęknęła pomiędzy nim a Valgaavem, zasłaniając Veriona własnym ciałem.



- Te wszystkie okrucieństwa, te morderstwa, to zło, ta biel... to wszystko musiało się stać, Valgaav! To był zwiastun Wielkiej Wojny! Ale ona nie musi wybuchnąć! Verion i Almanakh, mogą ją powstrzymać, razem, razem, razem!

Kiedy Valgaav wysłuchiwał Barbaka, Kejsi wyjęła coś ze swojej zielonej torebki na obróżce. Miała nadzieję, że słowa orka uspokoją trochę smoka. Potem wyciągnęła do Valgaava łapki, rozchylając je, i pokazując mu świecące przepięknym światłem piórko, które dostała od Almanakh.



- Pozwól, aby Światło zmyło z twej duszy gniew, pozwól wejrzeć Światłu poprzez mrok nienawiści, pozwól mu pozostać, przebaczając. Droga Światła jest trudna, pełna bólu i rozpaczy. Ale krocz nią dalej, starożytny smoku. Przyjmij Światło, przyjmij jego miłość, pokój, przebaczenie. Jeśli nie potrafisz... jeśli nie potrafisz, co za różnica, czy Almaankh będzie z nim, czy z tobą? – szepnęła smutnie.
Spojrzała mu w oczy szklistymi, złotymi ślepkami. Liczyła na to, że łzy podziałają na smoka lepiej niż agresja.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 19-06-2008, 18:30   #123
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Levin, Kejsi, Barbak;
Toczycie rozpaczliwą walkę; walkę ze swymi myślami, i walkę z Valgaavem, która przybiera dramatyczny obrót. Nie ma póki co ofiar śmiertelnych, ale czym są rany odniesione w bitwie w porównaniu ze złamaną duszą?

Barbak traktuje starożytnego smoka górnolotnymi przemowami. Valgaav skupia na nim całą swoją uwagę, jak się wam zdaje. Verion ma chwilkę czasu na złapanie oddechu, choć po kaszląco-charczących odgłosach jakie wydaje sądząc, nie jest z nim za dobrze. Nie próbuje nawet wstać, leży na brzuchu, wgnieciony w popękaną podłogę.

Levin również zagaduje do smoka, próbując odwrócić jego uwagę i wezwać na pomoc Almanakh.
- Owszem jest ranny i osłabiony. Jak się zranił? Łukiem Almanahk.
Valgaav prychnął pogardliwie.
- Wy nic nie rozumiecie – pokręcił z politowaniem głową. – „Łuk” Almanakh, to JEST Almanakh. Oko Światła, Almanakh, to jedno i to samo jestestwo Bieli. Jej łuk jest częścią niej, jest manifestacją jej energii, tak samo, jak jej włosy, jej ręce, nogi, oczy, usta.
- A co zrobi Ona gdy się dowie, że go zabiłeś?

- Nie dowie się – mruknął dobitnie Valgaav.
Znikł! TAM!...
Pojawił się obok Barbaka i nim ork zdążył drgnąć, porwał jego łuk, jego Maleństwo, z kołczanu wyciągnął jedną strzałę. Zajęło mu to ułamek sekundy, i już był z powrotem, znów stał ponad nieruchomym Verionem leżącym na spękanej, umorusanej czerwienią podłodze.
- Dowie się, że to wy go zabiliście – ogłosił dobitnie smok. – Szczęśliwie, zostały tu nawet ślady energii Ast i Arotha, gdyby miała wątpliwości!
- Przyjdzie się mścić i to razem z innymi wojownikami światła.
- Co z tego – bąknął obłąkańczo. – I tak jestem ostatnim z mojej rasy. Moja egzystencja była pasmem cierpień i porażek. Pragnę odejść, śmierć z jej ręki byłaby wybawieniem. Chciałem tylko zemścić się na zabójcy moich bliskich, nim odejdę.
- Misstres też nie będzie zadowolona. Czy warto?
- Zabił... moją... rodzinę...! – wywarczał. – Połowę... mojej... rasy...!!!
Cięciwa Maleństwa trzeszczała głucho, naciągnięta do granic możliwości.
"Pani, jesteśmy w ciężkiej sytuacji, czarny smok chce....”
- ZAMILCZ!!! – ryknął Valgaav i wypuścił strzałę.
Zanim to robił, uniósł łuk. Wycelował w pierś Levina.
Mężczyzna z jękiem padł na plecy. Kruk, kracząc przeraźliwie, krążył ponad nieruchomym ciałem.

Jasny błysk zalał wszystko. Valgaav zmrużył oczy, osłonił twarz dłonią.
- NIE!!! – potrząsnął wściekle głową. – Nie zrobię tego...!
No nieźle. Znów gada sam do siebie, i chyba ma zwidy. Zapatrzył się w piórko Almanakh, które pokazała mu Kejsi.
- A co zrobi Ona gdy się dowie, że go zabiłeś? – spytał Levin.
Valgaav zerknął na niego niemal z przestrachem. Spojrzał na swoje dłonie, na Barbaka, na jego łuk.

She's a creation…
made by evil hands…

- Sło...ymkhhh...
Valgaav natychmiast zerknął na Veriona, który kaszląc, obrócił się z trudem na plecy. Smok gwałtownie drgnął, na jego twarz wstąpił wyraz zgrozy i zdumienia, złote oczy zabłysły jaśniej, źrenice zwęziły się do wąziutkich kresek. Verion, poobijany, zakrwawiony, charczący nierównomiernie i z trudem, leżał nieruchomo, z zaciśniętymi mocno powiekami. Na poharatanych policzkach błyszczały dwie kryształowo mokre smużki.
- Ty... płaczesz...?! – wyjąkał osłupiały Valgaav, cofając się, jakby zobaczył ducha.

"Pani, jesteśmy w ciężkiej sytuacji, czarny smok chce....”

Valgaav złapał się za głowę, zasłonił twarz, i zawył przeraźliwym, bolesnym rykiem. Głośno uderzył kolanami o podłogę, klękając obok Veriona, wciąż zasłaniając twarz. Wstrzymaliście oddechy, krew w waszych żyłach zamarzła. To był okropny widok.

Valgaav, sapiąc głośno, odjął jedną dłoń od twarzy, na tyle, iż widać było jego złote, smocze ślepię, spoglądające na Veriona. Prosto w fioletowo oko demona, który z trudem uchylił rozciętą powiekę.
Zrobiło się bardzo cicho. Patrzyli na siebie całą wieczność.
Valgaav nie poruszył się, trwał klęcząc, z opuszczoną głową. Jedynie zamknął ślepię. Verion poruszył nieznacznie zakrwawionymi ustami. Nie dosłyszeliście, co szepnął.
Valgaav rozpłynął się w powietrzu.

Upuszczony koszyk głucho upadł na podłogę. Pachnące mocno zioła wypadły na zakrwawioną ziemię.
Almanakh stała moment jak zahipnotyzowana, zapatrzona w Veriona. Spojrzała każdemu z was w oczy, i bez słowa przypadła do demona, ze łzami w oczach.
* * *
Barbak; Zgodnie z twoją prośbą, wracasz. Burdel wzywa!
Zjawiasz się znów w przybytku rozkoszy. Nic się nie zmieniło, odkąd go opuściłeś, a bywalcy najwyraźniej nie zauważyli nawet twojego zniknięcia, jakby nigdy nie miało miejsca. Amaer zniknął. Na próżno szukasz go w okolicy, wybył widocznie.

Kejsi, Levin;
Zostaliście. Byliście tak ogłuszeni, tak oślepieni, tak znieczuleni bólem Almanakh, jej rozpaczą i żalem, że nie pamiętacie dokładnie, co się działo po tym, jak Valgaav wybył.
Verion zemdlał, tyle wiecie. Znaleźliście się w przytulnym pokoju, gdzie stało jedynie łóżko i kilka taboretów.



Położyła go na łóżku, pamiętacie. Przyniosła zioła, pachniały strasznie mocno, kwiecistymi łąkami. Robiła z nich opatrunki, lub papkę, którą posypywała bandaże. Rzuciła jakieś zaklęcie. Verion krwawił. Jak zwykły człowiek. Długo był nieprzytomny.

Kiedy dotknęła jego zimnej dłoni, uśmiechnął się. Poznał ją od razu. Postawiła kubek z wywarem na stoliku. Schyliła się i lekko podniosła głowę Veriona. Ten odetchnął i otworzył zamglone oczy. Nadal cały drżał. W głowie miał jeden wielki zamęt. Serce kołatało mu nienaturalnie szybko.
- Słonko? – szepnął.
- Tak, to ja.
- Masz taką ciepłą rękę... – uśmiechnął się nieprzytomnie.
- Jak się czujesz? – spytała troskliwie.
On zakaszlał chrapliwie i odparł smutnie:
- Zimno mi.
Znów poczuł zimny dreszcz paraliżujący jego kręgosłup.
- Napij się ziół. Poczujesz się lepiej.
Wypił całe lekarstwo, które powoli wlała mu do ust. Ciężko było mu przełknąć, gdyż czuł drażniący ból w gardle. Potem Słonko przetarła mu czoło i położyła jego ciężką głowę na miękkiej poduszce. Poczuł wewnątrz przyjemne ciepło i zamknął zmęczone oczy.
- Lepiej?
- Yhym...
Zerknęła na niego z wielką obawą. Czuła, że dzieje się z nim coś bardzo niedobrego. Było jej tak strasznie przykro. A jednocześnie była wściekła, ze nie potrafiła mu pomóc. To największe cierpienie jakiego może doznać wojownik. Wiedzieć, że jego ukochana osoba się męczy, i że jest bezradny wobec tego co sprawia jej ból.
Czuł, że miał gorączkę, że coraz ciężej mu się oddychało, że był cały spocony. Przerażająco trudno było mu wykonać tak banalny ruch jak podniesienie ręki. Znów drgnął lekko, pod wpływem nagłego zimnego dreszczu. Syknął ze złością przez zęby.
- Cśśśś, wiem, że boli... - przetarła mu twarz mokrą tkaniną.
- Yes... it does...
Spojrzała na Levina.
- Proszę, dotknij go. Weź od niego Biel! – poprosiła błagalnie. – Nie bój się.
Miałeś wrażenie, że łoże Veriona otacza ciemna mgła, w której majaczy jeszcze inna, kobieca postać.
- Ivjidia-hapsen-haps... – cichutki, melodyjny głos, ucichł.

http://fc03.deviantart.com/fs13/f/20...berPalette.jpg

- Miss…
- Wszystko będzie dobrze. Wytrzymaj jeszcze troszkę. Wypij więcej.
Przyłożyła mu kubek do ust, ale skrzywił się, trochę napoju ściekło mu po brodzie.
- I don`t... feel… so good…
Zacisnął mocno powieki. Był przerażony i bezradny. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat był zupełnie bezbronny. Poczuł nagle dotyk dłoni Słonka na swym policzku. Słyszał, że ona coś mówi, ale nie skupił się na tyle, by to zrozumieć.

She's a creation made by evil hands
She slept in her grave for thousand years
But in this night of violet tears
he brought her back to life again

He created an angel just for himself
He gave her beauty he gave her life
But she couldn't live without a soul
So she faded away again

- …no…! No, n-no…! – wystękał boleśnie.
- Co ci jest? Verion, słyszysz...?!
Z bijącym sercem przyłożyła dłoń do jego czoła. Było rozpalone jak ogień.

In this dark and rainy night
he cames out of the shadows
He wants to finish what he began
a thousand years ago

He looks into her broken eyes
and he seals it with a kiss Angel

Where am I?
What's happening to me?
Everything so cold
Everything so dark
What is this pain I feel?
Why does it hurt?
Please NO-
LET ME DIE!

She's a creation made by evil hands
She slept in her grave for thousand years
But in this night of violet tears
he brought her back to life again

He created an angel just for himself
He gave her beauty he gave her life
But she couldn't live without a soul
So she faded away again

He's so facinated
by her pale white skin
He starts to kiss her body
all over again

They belong together
That's what he has in mind
She kills him with a kiss
Forever joined in death

She's a creation made by evil hands
She slept in her grave for thousand years Angel
But in this night of violet tears
he brought her back to life again

My power is my mind. Mistress zawsze to powtarza. Now I understand. Her power is her mind. Almanakh`s power is her love.
You can`t have them both!

- Słon…
- Cśśś. Jestem tutaj – pogłaskała go po głowie.
- Don`t... die... please... don`t... – wyszeptał nieprzytomnie. – don`t... fade... away... please...
- Cśśśś, już dobrze - przytuliła głowę do jego policzka, czule i delikatnie przecierając mu czoło i szyję mokrą tkaniną.
Chwyciła go za przegub ręki. Dosłownie czuła, jak krew rwącym potokiem przeciska się przez jego żyły.
- Hang on – szepnęła.
- I`m… all right… Mistress… - uśmiechnął się słabo, majacząc. – I`m… so scared…
- Don`t be. It`s all right…
- It hurts… so badly, Mo…ther…! - wydyszał.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 20-06-2008, 16:05   #124
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Panie mój! Valgaav. Żal, chęć zemsty. Owładnęły nim. Nie panuje nad sobą, nie panuje nad swymi czynami, zdawać by się mogło że oszalał. To już nie ten sam dumny Czarny Smok, z którym rozmawiałem. To nie ta sama istota, która wyznaczała cel w walce z Rith’em. Coś się w nim zmieniło. Me śmiertelne oczy tego nie widzą, ale to nie jest ten sam Valgaav. Palladine, Panie mój! To Twój przyjaciel, przynajmniej za takiego go zawsze uważałem. Pomóż mi. Znasz go dobrze, wiesz co może nim powodować. Oczywiście to co mówił jest prawdą. Na pewno żywi do Veriona głęboką nienawiść, na pewno ma powody do takich uczuć. Nie wierzę jednak aby żądza mordu, żądza zemsty tak go zaślepiła. Zaślepiła do tego stopnia aby tak szalał. Zaatakował Levina, groził Kejsi. Zachowywał się jak niespełna rozumu! Panie, mogę starać się uczynić bardzo wiele. Wespół z moimi przyjaciółmi zdolni jesteśmy zrobić naprawdę wiele, ale jeśli przyjdzie nam stanąć kiedyś naprzeciw Valgaava, bez Twojej pomocy będziemy bezsilni. Wesprzyj mnie Twą wiedzą. Pomóż mi zrozumieć. Czy fakt iż Valgaav stał się Kiharą Gaava tak wpłynął na jego umysł? Czy chęć zemsty mogła zaślepić go tak bardzo? Czy Twoim zdaniem jeszcze coś się dla niego liczy? Nie zabił Veriona, fakt. Nic z tego nie rozumiem Panie mój. Ześlij na me barki konkretne zadanie a postaram się mu podołać. A w zadaniach niewypowiedzianych dopomóż swemu skromnemu słudze.

Wzrok Almanakh zapamięta na długo. Te bezdenne oczy, które zatrzymały się na nim na zaledwie chwilę. Te oczy, w których było tak wiele uczyć, tak wiele łez, tak wiele nadziei, tak wiele strachu. Ork nie mógł zawieść tych oczu. Almanakh prosiła go o pomoc. Barbak musiał się śpieszyć, nie było czasu do stracenia.

Gdy znalazł się na powrót w bordelu, uderzyła go od razu atmosfera tego miejsca. Po planie na którym się znajdował przed chwilą, ten zdawał się być beznadziejny, przepełniony złem, czynami i uczuciami które nie były w smak orkowi. Przepełniony tak bardzo złem, że wręcz zdawał się być przepełniony fioletem. Wystarczyło jedynie wyciągnąć dłoń w dowolnym kierunku aby go zaczerpnąć. Wystarczyło jedynie zamknąć oczy aby wizje chaotycznej walki i wszech obecnej śmierci (tak własnej jak i cudzej) spłynęły niczym sen na jawie:

YouTube - Warhammer Online : Age of Reckoning - Cinematic Trailer GC

Ork ocknął się, a w zasadzie powrócił myślami to rzeczywistości.

Panie dopomóż mi w mojej misji. Spraw aby me słowa trafiały na podatny grunt, abym był wysłuchany. I Wybacz wszystko to co od tej chwili się stanie.

Barbak postanowił dokładnie zapoznać się z lokalem. Zajrzeć wszędzie tam gdzie, gdzie będzie to możliwe. Sprawdzić go od piwnicy aż po sam dach. Gdy to czynił sprawdzał przede wszystkim z jakich materiałów jest budynek wykonany, czy jest piwnica, czym kryty jest dach, jak silne są straże (starał się dokładnie policzyć ilość ochroniarzy na zasadzie jeden, dwa, trzy, dużo, wiele, jeszcze więcej.... ). Jeśli został by zapytany co i poco robi zacznie się tłumaczyć, iż zamierza w jakiś sposób poprawić ochronę tego budynku. Nie ma jeszcze dokładnego obrazu jak powinno to zostać uczynione i dlatego dokładnie sobie wszystko ogląda.

Gdy zakończy obchód budynku i zejdzie na powrót do pomieszczenia w którym rozmawiał z Azmaerem, podejdzie do Barmana.

- Cześć. Jestem wraz z tym karzełkowatym, kolorowym tu nowy. Będziemy ochraniali ten interes. Przynajmniej tak na razie ustalono. Powiedz mi czy trzymasz tu większe ilości alkoholu, czy są one w jakimś bezpieczniejszym miejscu. Z doświadczenia wiem, że lepiej takie beczułki trzymać na zapleczu, aby jacyś podpici klienci nie starali się ich przechwycić. Ork uśmiechnął się starając się wypaść możliwie przekonująco. Mam na imię Barabak Ork podał barmanowi dłoń. Jak myślisz będzie tu dziś jakaś większa imprezka, czy raczej zapowiada się spokojna i mało pracowita noc? Może by tak troszeczkę napędzić koniunkturę. Pomożesz mi? Może da rade zarobić troszeczkę więcej grosza. Jeśli mi się uda napędzić klientelę bierz za alkohol 1/3 więcej niż zazwyczaj. Zobaczymy czy pamiętam cokolwiek jeszcze z rozkręcania imprez.

Mając nadzieje na pomoc barmana, Ork podszedł do tutejszych dziewczynek.

- Czeeeeść. Jestem Barbak i będę nad wami... tfu... z Wami pracował. Zielonoskóry zastanawiał się czy zostanie dobrze zrozumiany, nie wiedział dlaczego ale mimo tak długiego czasu przepracowanego w burdelu jakoś nie nabrał zbytniej śmiałości do dziewcząt.Chciałbym spróbować, zaczarować naszych dzisiejszych klientów i wyciągnąć od nich możliwe dożo grosza. Pomożecie mi? Jeśli tak to w zasadzie proszę Was o to co robicie zazwyczaj... jakiś taniec, jakieś słodkie miny... zaczarujcie ich... ich sakiewki... a ja postaram się troszeczkę zamącić im w głowach..

Jeśli barman i dziewczynki zgodzą się z jego pomysłem, Ork zrobi, coś z czego zapewne Fungrimm będzie śmiał się przez najbliższe 150 lat.

Panie, to jest właśnie ten moment w którym potrzebna mi twa dość niekonwencjonalna pomoc. Spraw proszę, aby wszystko poszło gładko. Spraw proszę aby ci ludzie pomogli mi w mych niecnych planach. Dopomóż proszę. A przy okazji... Panie znasz się na muzyce.......????? Jak zwykł mawiać kwiat dzisiejszej młodzieży: Panie, o najwyższy z Ziomali! Zapodaj jakiś bicior bo może być ze mną nie kulawo.

Ork wskoczył w jakieś dobrze widoczne miejsce, odchrząknął i wydobył z siebie falset.

Alex C. feat Yass - Doktorspiele - Onet.pl Teledyski

//wyobraźcie sobie proszę, że ten pacjent ze słuchawkami na uszach jest zielony //

Śpiewając dość znany kawałek, wezwał do siebie dwie z stojących w głębi dziewczyn. Jedna była czarno włosa, czarno oka, była w zasadzie naga, druga była blondynką, cycatą, nagą blondynką... obie nie były jednak zielone. A szkoda?! Nie to się jednak liczyło!!! Barbaku w oczy!!! Patrz im w oczy!!! Ork uśmiechając się do nich lubieżnie prowokował do tańca i śpiewu. Prowokował je i starał się wyeksponować je tak, aby przykuć uwagę zgromadzonych w lokalu, zaraz potem zwrócił się do obecnych wokoło.

- SZANOWNI PAŃSTWO!!!... TYLKO DZIŚ!!!! TYLKO TERAZ!!!!! SPECJALNIE DLA WAS!!!!! CZARNOOKA PIĘKNOSĆ!!! TYLKO DLA WAS I BLOND BIĘKNOŚĆ!!!! TYLKO DLA WAS!!! ZASTANÓWICE ZO MOGĄ WAM ZROBIĆ, GDY WPADNIECIE IM W RĘCE!!! TYLKO DZIŚ CO CZWARTY GŁĘBSZY NA KOSZT BARU!!! ZAPRASZAM DO WSPÓLNEJ ZABAWY, NIECH TA NOC ZAPADNIE WAM WSZYSTKIM W PAMIĘC NIECH SPIRYT LEJE SIĘ SZEROKĄ RZEKĄ, NIECH PANIE BĘDĄ DELIKATNE LUB NIECH BĘDĄ WCIELENIEM DIABŁA, W ZALEŻNOŚCI OD UPODOBAŃ. A WASZE WRAŻENIA ZE SPĘDZONEJ TU NOCY NIECH ZAPADNĄ WAM W PAMIĘĆ NA RESZTĘ WASZEGO ŻYCIA

Jeśli wszystko potoczy się jak trzeba, faktycznie zapamiętacie ten wieczór, pomyślał z goryczą Ork, jednak starał się aby po jego minie nie było tego widać.

DJ Magic vr. Max Farenthide - Get Down - Onet.pl Teledyski

//ponownie pacjent ze słuchawkami//

Barbak starając się nie złapać spojrzenia barmana, który powinien mieć teraz pełne ręce roboty, próbował zadbać o to aby wszyscy się bawili i możliwie dużo pili, wliczał w to także dotychczasową ochronę, zdecydowanie nie wliczał siebie. Miał nadzieje że impreza rozkręci się na tyle aby nikt nie próbował go wywalić przez drzwi frontowe za to co zrobił. Miał nadzieje, że wizja zbliżającego się muru, zbliżającego się z tak wielką prędkością... nie spełni się.

Niech wszystko co ma procenty zacznie robić swoje, a Verion już niedługo będzie cieszył się dobrym zdrowiem. Tylko pytanie czy zielone sumienie to wytrzyma.... Barbak nie miał czasu zastanawiać się nad tym.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 21-06-2008, 16:26   #125
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kejsi była w rozterce. Biedny Verion! Biedny Valgaav! Biedna Almanakh!
Wszystkich ich zdradziła idea Bieli i fioletu. Byli tacy a nie inni, musieli walczyć przeciwko sobie, nie potrafili inaczej, być może. Z prób połączenia bieli i chaosu też wynikło przez wieki wiele tragedii.
Verion i Valgaav byli ze sobą skłóceni od lat, dowiedziała się Kejsi. Rozumiała postawę smoka, pragnął odzyskać honor swej rasy, zemścić się za bliskich. Z drugiej strony nie podobał się jej sposób jakim próbował to osiągnąć – ale, z trzeciej strony z kolei, z trzeciej, z trzeciej, Verion na pewno nie był delikatniejszy, kiedy mordował czarne smoki, nie! Chimerka nigdy nie zapomni, jak Valgaav klęknął przy demonie, i patrzył na niego, tak okropnie, okropnie, żałośnie patrzył!
Nie wiedziała, czy Verion i Valgaav dogadali się w myślach, nie usłyszała, co demon wyszeptał.
Wszystko układało się przeciwko Verionowi i Almanakh, ale oboje walczyli, by być razem. I to było dla Kejsi najpiękniejsze!

Verion leżał, poturbowany, w gorączce, złamany. Złamany do tego stopnia, że aż płakał. To samo przerażało Valgaava, przecież demony nie płaczą, nie płaczą, nie potrafią! To chyba dlatego, że Verion był śmiertelny i miał zwyklejsze ciało niż inne demony.

Chimerka bardzo żałowała Veriona, chociaż wciąż pamiętała o tym, że jest demonem i dopuścił się wielu strasznych rzeczy, w tym zabił Lavendera. Może się zmienił. Jeśli tak, Kejsi chciała dać mu szansę. Nie potrafiła okazać w pełni swojego smutku, czuła się nieprzyzwoicie dobrze, uśmiech cisnął się jej na buzię. To dlatego, że ranny Verion pożerał jej negatywne uczucia! Pomyślała, że to dobrze. Mogła mu pomóc chociaż trochę w ten sposób.
Patrzyła na Almanakh z zachwytem, jak krzątała się przy Verionie, ocierała mu twarz, robiła opatrunki, poiła go i doglądała.
Była pełna podziwu dla niej. Cierpliwość i łagodność Almanakh były legendarne, legendarne, legendarne! Kiedy już zezłościła, było gorzej, o wiele gorzej! Kejsi nie rozumiała, jak Almanakh, podczas ich pierwszego spotkania, kiedy Verion rzucił się na nią i skrępował ją, jak ona wtedy była zdolna zachować spokój i nie zgładzić go, nie walczyć!? Przecież miała siły, miała Biel, mogła go pokonać, gdyby chciała! On sam o tym wiedział! Skąd wiedziała!? Skąd miała odwagę, skąd miała tyle ufności, tyle nadziei!? Teraz tak samo, nie bała się go zupełnie, nie bała się go dotykać, brudzić rąk jego skalaną demoniczną krwią. Przecież mógł ją teraz skrzywdzić, zadać jej ból, cierpienie, żeby mógł się nim pożywić!

Dla Kejsi Verion był bardzo obcy. Zjawiał się czasem, mówił coś czasem, ale figurował w jej świadomości jak demon, towarzysz Almanakh. Znała go zbyt słabo i zbyt krótko, by bez zastanowienia zaryzykować dla niego honor, zdradzić Biel i zrobić coś dla chaosu! Patrzyła na Almanakh, prosząc ją o radę. Kejsi nie mogła wybrać. Zbyt wiele demonicznych sztuczek, zbyt wiele wiary w Światło, zbyt wiele konfliktów bieli i chaosu, zbyt wiele neutralności! Kejsi nie chciała być neutralna! Chciała służyć Światłu!
Bała się Veriona. Nie chciała przy nim stać, nie chciała go dotykać, patrzeć mu w przenikliwe fioletowe oczy. Jego umysł skrywał zbyt wiele. Lavender ostrzegał, że Verion pomimo łagodnego wyglądu i niewinnego wyrazu twarzy jest bestią wcieloną, która potrafi zabić z największym okrucieństwem, wciąż uśmiechnięta beztrosko przy tym. Kejsi wciąż miała wątpliwości, czy Almanakh powinna się z nim zadawać... powinna, powinna! Chyba...!? Powinna! Ale on...!?

Potrząsnęła głową, zrozpaczona i zagubiona.
Zrobić coś złego!?
Nagle wpadła na świetny pomysł!

Poprosiła Almanakh o powrót na klif, gdzie była skalna pionowa ściana. Chciała pojawić się na jej szczycie.
Postanowiła założyć trwały obiektów kultu fioletu! To nikogo nie zaboli, nikomu nie zrobi krzywdy!

Ku swemu zdumieniu, Kejsi pojawiła się przed watahą wilków, wilków, wilków! Kejsi z piskiem odbiła się i wskoczyła wysoko na najbliższe drzewo!
- Wilmiałki!!! – jęknęła. – Pełno wilmiałków!!! Och nie znowu miał ta czkawmiałka!!!

Kejsi zauważyła, że w dole na skarpie stoją Raygi, Akrenthal i Tev!

- Przepraszam, ale nie możecie atakować moich przyjamiałciół! – zawołała do ujadających wilków.

Pomachała kocim ogonkiem, w jej łapce pojawił się świetlisty krąg, piórko od Almanakh w jej torebce na obróżka zajaśniało mocno.

Pani lodowych snów,
Szepcie chmurnych westchnień,
Blasku bezdennych głębin,
Odezwij się do mnie,
Waterfall Howl!!!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=mDns9XLUGTk&feature=related[/media]

Z trzymanego przez Kejsi błyszczącego kręgu wytrysnęła woda z siłą wodospadu! Kejsi miała nadzieję, że fala chwilowej rzeki zmyje wilki w dół zbocza. Potem zejdzie z drzewa i pobiegnie do mokrej skały.

Odbicie świetliste zmrożone rozkazem bieli,
Skuj swoim gładkim lustrem ciszy wrzask złych dusz,
Zduś ogień nienawiści ich umysłów i serc,
Blizzard wind!!!

Kejsi chce żeby woda w spękaniach skały zamarzła, a potem z jej pomocą rozsadzić szczeliny skalne, tworząc tak na skale napis. Chciała zrobić jedenaście metrowych cyfr „1”, ułożonych tak, by tworzyły okrąg, najlepiej o średnicy 11 metrów. Podpisze dzieło „For Verion the bakłażan”!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 21-06-2008, 19:03   #126
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Przemowy nie przyniosły widocznego skutku, Levin podejrzewał, że zaatakowanie smoka czy nawet podejście do demona pogorszy tylko sprawę. Walkę przerwało coś niezwykłego łzy Veriona. To właśnie ten ludzki odruch odwlekł czas śmierci demona. Gdy smok teleportował się, przyszła Almankh. Levin przykleknął na jedno kolano i schylił głowę.
-Pani.
Nigdy jeszcze jej nie widział, zresztą teraz też nie patrzył na nią.

Dom, pokój. Co? Jak? łóżko na którym leży Verion i taborety wokół niego. Avadriel zaczął krążyć w powietrzu, przekazując Levinowi obraz. Almankh stała przy łóżku i opiekowała się Verionem, w pokoju nikogo więcej nie było. Chociaż... przy drugim boku demona była mgła, mgła która formowała się w postać kobiety. Obie zajmowały się demonem. Druid nie miał siły, zresztą jak on śmiertelnik mógłby pomóc? Usiadł na taborecie. Do tej pory działał na adrenalinie i emocjach, oba czynniki hamowały ból. Teraz czuł. Kręgosłup bolał go od rzutu smoka. Dzięki Barbarkowi (wreszcie zapamiętał jego imię) był to tylko ból kręgosłupa a nie pęknięty kręgosłup. Prawa ręka również go bolała, podobnie jak kręgosłup przyczyną był smok. Jedyni nogi go bolały z innej, jakże ludzkiej przyczyny, po prostu sporo dziś chodził.
- Proszę, dotknij go. Weź od niego Biel! Nie bój się.
Słowa wojowniczki światła były wypowiedziane cicho i błagalnie i to one przypomniały Levinowi gdzie jest.
Wstał i podszedł do łóżka, delikatnie przesunął wojowniczkę i złapał jedną rękę Veriona za nadgarstek, drugą dłonią zamknął ten uścisk. Nie wiedział czy dotyk jest konieczny ale na pewno nie szkodził. Próbował przypomnieć sobie dzisiejsze zabójstwo i "pchnąć" je do Veriona.

"Trawa, padają obaj i chwilę tarzają się w niej. Ręce szukają szyi druida. Wyprostowane kolano oddzieliło walczących ale nie na długo. Levin usiadł na przeciwniku i zaczął go okładać pięściami. Szeroki zamach i pięść trafiła prosto w zęby. Ból w ręce i jeszcze większy szturmujący bramy jego umysłu. Drugi cios trafił w nos, chrzęst oznajmia złamanie. Przeciwnik przestał się stawiać ale druid w szale ciągle go tłucze."

"Tym razem napastnik jest związany. Dyszy ciężko, boi się a do tego boli go nos, nie dość, że złamany to przed chwilą dostał w niego jeszcze raz. Levin siada na piersi tamtego, przyciska ostrze brzytwy do szyji i po sekundzie uciska. Krew wypływa i plami ubranie."

W głowie Levina narodziła się myśl, może przekazać wszystkie złe wspomnienia?

"Kilka chat krytych strzechą, typowych dla północnych mieszkańców kontynentu. Grupa chłopców mniej więcej w wieku 12 lat otacza młodszego chłopaka. Przywódca dzieci, syn sołtysa podchodzi do niego, coś mówi i go popycha. Chłopak pada przestraszony i patrzy niewidzącym wzrokiem gdzieś w dal."

"Zmierzch, ta sama wioska, do dachu jednego z domów ktoś przywiązał line a na niej wisi mały terier. Pod domem stoi dwójka dzieci, jeden może dziesięcioletni chłopczyk wtula się w ubranie starszej siostry i płacze."

"Noc, polana. Ten sam niewidzący chłopak siedzi na trawie, obok niego leży stado wilków."

"Ranek, las. Sołtys zabrał syna na polowanie, obaj idą lasem i rozmawiają. Nie przejmują się, że spłoszą zwierzynę. Nagle z lasu wyskakują wilki. Sołtys napina łuk ale nie zdąża.
Młody chłopiec leży na polanie i patrzy oczami swoich leśnych przyjaciół. Nie uśmiecha się. Płacze, przerażony tym co zrobił."

"Miasto, targ. Tłum ludzi. Levin już starszy, na oko osiemnastoletni idzie z Avadrielem na ramieniu..."

"Zostaw. Jeżeli oddasz wszystkie wspomnienia, przestaniesz być człowiekiem. To one, nawet te złe kształtują Was. Nie chcę być związany z człowiekiem, który jest bestią."
Levin nie odpowiada, nie musi. Próbuje przekazać myśl Verionowi.
"Jak mam zabrać Biel?"
 
Szarlej jest offline  
Stary 21-06-2008, 20:52   #127
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Levin;
Kiedy podchodzisz coraz bliżej Veriona, robisz się coraz bardziej... senny, coraz bardziej beztroski, wesoły. Śmieszy cię byle co, wszystko naraz zaczyna cię cieszyć; te meble są wspaniale, ich kolor jest prześwietny, Almanakh jest przepiękna, twój kruk jest przekochany, Kejsi jest przemiła, Barbak jest przewspaniałym wojownikiem, czujesz się bosko i masz ochotę zaśpiewać coś z radości. Chwytasz Veriona za rękę – jęki on ciepły, jaki przyjemnie ciepły! Ma taką gładką, atłasową skórę! Aż cię dłoń mrowi. Złe wspomnienia przemykają ci przed oczami, i znikają w bezdennej otchłani. Wokół jest tak cicho, tak ciepło, tak miękko, tak przyjemnie! Dawno tak dobrze się nie czułeś.
- ...! – Verion drgnął lekko, na jego twarz wstąpił powoli wyraz spokoju.
Przestał krzywic twarz, otworzył jedno fioletowe ślepię.
- Why... thank... you... – wyszeptał.
Przeniósł porozumiewawcze spojrzenie na Almanakh.
- Dziękuję – uśmiechnęła się do ciebie słabo.
Wiedziała, że nie powinna cię prosić o coś takiego... Zanurzyła się w jasnej poświacie, wyrosły jej trzy białe skrzydła. Poruszyła nimi nieznacznie, z jednego wypadło świetliste pióro.
- Proszę, weź je – podała ci je.

Barbak;
- Barbaku... Valgaav jest... – Lavender zawahał się. – Oszalał z rozpaczy. Niespełna rozumu to zbyt mocne słowo, szalony, to zbyt delikatne. Verion tak na niego działa, samo brzmienie jego imienia doprowadza Valgaava do szału.
- Wesprzyj mnie Twą wiedzą. Pomóż mi zrozumieć. Czy fakt iż Valgaav stał się Kiharą Gaava tak wpłynął na jego umysł?
- Spójrz.
Nadszedł dzień, w którym zjawił się Verion. Kihara Riona. Zabójca smoków. Zamordował jego rodziców. Wraz z nielicznymi, zdołał zbiec.
Nadszedł czas Wielkiej Wojny z Shabranido. Jak wiesz, tylko nieliczne rasy i nieliczni jej przedstawiciele zdobyli się na odwagę i poświęcenie, by stoczyć za cały wymiar chaosu samobójczą walkę z Shabranido. Dlatego przegrywaliśmy. Świadomi, iż porażka oznacza nadejście chaosu do świata materialnego, Oni, Starożytne Czarne Smoki, otworzyli Bramę międzywymiarową i przekroczyli ją, wyruszając w desperacji po pomoc. Gdzieś, gdzie nigdy nikomu nie odmówiono pomocy. Tutaj, do Wymiaru Bieli. Almanakh natychmiast przybyła im z odsieczą. Ja pozostałem, aby strzec Wymiaru Bieli.
Nie będę znów powtarzał całej historii, którą znasz. Wiedz jednak, jakie miało to konsekwencje dla rasy Valgaava. Złote smoki, najdumniejsze, najdostojniejsze, imające się magii i obcujące śmiało z ludźmi, podczas Wojny nie chciały walczyć u boku Czarnych Smoków. Te kłótnie poróżniły ich dalece, tak jak tysiące innych sporów wcześniej. Złote smoki uznały Starożytne Czarne Smoki za zdrajców. Nie wolno im było bowiem otwierać Bramy, złamały odwieczny zakaz.
Prawdziwym pretekstem ku nienawiści skierowanej przeciwko Czarnym Smokom była jednak duma Złotych Smoków. Uważały, ze Starożytne Czarne Smoki zrodziły się w mgłach chaosu, gdyż władały mroczną magią równie dobrze co białą. Pomimo łagodnego usposobienia, Czarne Smoki zostały skazane na zagładę jako „bracia Shabranido”.
Pewnej nocy na klan Valgaava napadło stado Złotych Smoków. Tak po prostu, bez ostrzeżenia, zaczęli mordować jego braci. Zanim zorientowali się, co się dzieje, było już za późno na zwycięstwo. Valgaav odniósł w tej walce bardzo ciężkie rany, i podobnie jak paru niedobitków, uciekł z pola walki. Uciekł na pustynię, gdzie z braku sił runął na ziemię. Złote smoki krążyły nad nim jak sępy, a potem nagle zawróciły i znikły na horyzoncie. Złorzeczył im, drwiąc, iż pożałują, że darowały mu życie. Wtedy pojął, dlaczego odleciały. Uciekły.

Tuż przed nim zjawił się Gaav. Lord Demonów, skaziciel żywiołu ognia. Valgaav był półprzytomny z bólu, utraty krwi. Dźwignął się, próbował zaatakować demona. Nie sięgnął go nawet, z braku sił padł na piach, konając.
- Mógłbyś przeżyć, Valgaav, młody starożytny czarny smoku – rzekł Gaav z uśmiechem.
- Po co? – szepnął, zrezygnowany.
- Nic tak nie drażni tych, którzy chcą nas zniszczyć, jak fakt, iż istniejemy – odparł.
- W sumie masz rację...
- Powiedz, iż chcesz wstać, a podniosę cię.
- Nie mam zamiaru zadawać się z demonami.
- Nie. Miałeś zamiar zabić je. Zwłaszcza jednego z nich. Miałeś zamiar zemścić się za krwawą rzeź na twych niewinnych pobratymcach. Sam nie dasz rady. Nie musisz być sam, Val.
- Nie chcę...
- Stań u mego boku. Zniszczymy Veriona i jego potomstwo. Strącimy złote smoki z piedestału, na który bezprawnie wpełzły waszym kosztem. Chodź, Val. Jeśli chcesz pomóc swoim braciom... Twoja pokorna śmierć, na jaką skazały cię złote smoki w niczym im nie pomoże.
- Jak... chcesz...?
- Opętam cię. Stworzę moim Kiharą. Będzie trochę bolało. Tylko przez chwilę.
- Właściwie... to nie jest takie...złe... Może...zdołam.... To wcale nie jest takie złe... – szepnął, umierając.

Jako półdemon, półsmok, stanął u boku Gaava, jako jego Kihara. Żył odtąd w planie mgieł chaosu. Materializacja jego smoczej lub ludzko-podobnej powłoki w świecie materialnym przychodziła mu początkowo z wielkim trudem i w ciężkich cierpieniach.
Gaav był niezwykle... opiekuńczy jak na demona. Żywił do niego przedziwną sympatię. Zachowywał się irracjonalnie. Był mu jak ojciec, przyjaciel, brat. Nigdy go nie uderzył. Szanował go, liczył się z jego zdaniem. Valgaav nie nadużywał jego zaufania. W duszy knułem przeciwko demonom. Wszystkim.
Rozdarty między bielą a chaosem, Valgaav oszalał. Szczęśliwym trafem, Gaav był bardziej zainteresowany walką z Rionem, niż uprzykrzaniem życia istotom w planie materialnym. Valgaav mordował demony, demony Riona, stale polując, czając się na jego Kiharę. Veriona. Bywało, że krzyżował też szyki demonom samego Gaava! Gaav, o dziwo, akceptował to z reguły.
Teraz wiem dlaczego. Mistress wymusila to na nim. Chroniła swój eksperyment, swojego smoka-demona, Valgaava.

Gaav odkrył moc Bieli, i prowadził badania nad próbami zjednoczenia Bieli i Chaosu, stworzenia nowego ładu. Coś musiało pójść nie tak, jak chciała Mistress. Nasłała na Gavaa drugiego Lorda Demonów, Pana Dusz, Phibriza.

Gaav zginął z ręki Phirbiza. Jako Kihara Gaava, Valgaav zostałem jedynym spadkobiercą jego całego dorobku. Wszystkie Sheera należące do Gaava dostały po jego śmierci obłąkańczego szału. Podobnie jak Valgaav. Zaczęła się masowa eliminacja wszystkiego, co było słabsze. Wszystkiego, co się nawinęło, a co do niedawna należało do Gaava.

Nadszedł dzień, w którym Rion, Phibrizo i Kanzel uknuli intrygę przeciwko Almanakh. Nie zapomnieli, co wyrządziło im Oko Światła. Nadszedł dzień zemsty.
Otworzyli Bramę, wysłali swoich Kihara do Wymiaru Bieli, by zgładzili Almanakh. Valgaav zamierzał im w tym przeszkodzić. Jako Starożytny Czarny Smok przysięgał strzec Bramy.

Jego głównym celem był Verion. I doskonale o tym wiedział. Udało mu się przedrzeć, jemu jedynemu.
Starożytne Czarne smoki z czasem wyginęły. Valgaav patrzył na ich śmierć, przeciwdziałał ich tragediom jak tylko mógł. Wreszcie, postanowił odszukać ocalałych i zjednoczyć ich. Zaczął poszukiwania. Trwały długo i były bezowocnie.

- Jak widzisz to, że Valgaav został Kiharą Gaava, ocaliło m użycie. Valgaav marzył o zemście i żył tylko dla niej. Verion jest tym najbardziej znienawidzonym. Zabił mu rodziców, braci, przedarł się przez Bramę, zniszczył jedyne, być może ostatnie jajo czarnych smoków, jakie odnalazł Valgaav. Ci dwaj mają tysiące powodów, aby nienawidzić siebie nawzajem. Smocze prawo nadaje mu możliwość zemsty na demonie. Respektuje jego Wolną Wolę.
- Czy chęć zemsty mogła zaślepić go tak bardzo?
- On dla niej żyje.
- Czy Twoim zdaniem jeszcze coś się dla niego liczy?
- Honor, zdaje się. Było jeszcze coś. Aenis. Siostra Veriessa. Zdawało mi się, że się polubili.
- Nie zabił Veriona, fakt. Nic z tego nie rozumiem Panie mój.
- Sądzę, iż nie chciał, aby postronni, Tacy Jak Wy, ucierpieli przez jego żądzę zemsty. Nigdy też nie widział łez w oczach demona. Ale do przebaczenia jeszcze daleka droga.
- Ześlij na me barki konkretne zadanie a postaram się mu podołać.
- Dobrze więc. Znajdź łuskę czarnego smoka. Kiedy Starożytne Czarne Smoki przybyły do Wymiaru Bieli podczas wojny z Shabranido, mogły zgubić i pozostawić tutaj łuski ze swej skóry. Znajdź chociaż jedną, a powiem ci co dalej.

Wracasz do burdelu. Przeprowadzasz rekonesans; niektóre drzwi są pozamykane, kiedy otwierasz inne prowadzące do nastrojowych pokoi z wielkimi lożami, jeden ze strażników zaczepia cię pytając co robisz. Tłumaczysz się różnymi wykrętami i idziesz dalej. Budynek jest drewniany. Dach, hmmm trudno ocenić co to, chyba też drewniany...?
Strażników jest przytłaczająco ilość – aż dwóch. Drzwi do piwnicy zamknięte.
- Alkohol jest w piwnicy – powiadamia cię karczmarz.
- Mam na imię Barabak.
- Lu – podał ci dłoń.
- Jeśli mi się uda napędzić klientelę bierz za alkohol 1/3 więcej niż zazwyczaj. Zobaczymy czy pamiętam cokolwiek jeszcze z rozkręcania imprez.
- Uważaj tylko, nie podpadnij Azmaerowi – ostrzegł. – No dobra, to pokaż co potrafisz.
Przedstawiasz swój bisuness plan panienkom.
- Ej, to ty jesteś tym orkiem, który imprezował w tawernie! – poznała cię któraś.
- Tak, to on skopał psy Hieronima, hihi! – zachichotały inne.
- Nooo, zielony wielkoludzie – przylepiły się do ciebie. – Niech ta noc będzie gorąca!

No i zaczyna się...!
- SZANOWNI PAŃSTWO!!!... TYLKO DZIŚ!!!! TYLKO TERAZ!!!!! SPECJALNIE DLA WAS!!!!! CZARNOOKA PIĘKNOSĆ!!! TYLKO DLA WAS I BLOND BIĘKNOŚĆ!!!! TYLKO DLA WAS!!!
- ŁUUUUU!!! – zakryzknał się kto podpity, a reszta poszła jego śladem.

* * *
- Cholerny... ork... – wysapał z trudem.
Słonko przetarła mu spoconą twarz.
- Nieza...prosz... iłmnie naimpre... – wywarczał w gorączce Verion.
* * *
Barbak;
Z paleniska wystrzeliły snopy błyszczących fioletowo-czerwonych iskier. Pod „sceną” Barbaka skupił się gęsty tłumek, podskakujących i wywijających rękoma panów, wśród których wiły się rozchichotane panienki. Goście przy stolikach wrzeszczeli, wyli, gwizdali, klaskali i tłukli o stoły, inni cisnęli się do szynkwasu.
Zerkasz na dwóch ochroniarzy. Niech ich szlag. Jakieś kołki, sztywniaki! Jak mumie, ożywieńcy, gapią się tylko!

Kejsi; Powracasz. Fala wody z głośnym szumem rozbija się o ziemię, po czym wznosi się wysoką, spienioną ścianą wody i uderza z łomotem w pnie krzew, w wilki. Porwane z prądem zwierzęta wraz z falą wodospadu spadają w dół ze skarpy.

Ray`gi, Akrenthal, Tev; Usłyszeliście szum wody, a potem zobaczyliście potężną falę wznoszącą się ponad urwiskiem. Niewiele myśląc wbiegliście do szczeliny skalnej by się schronić.

Levin; Póki co nie ma już nic do roboty przy Verionie i Almanakh, zostajesz więc odteleportowany waz ze swym krukiem z powrotem pod klif.

Kejsi, Levin, Ray`gi, Akrenthal, Tev;
Wilki spłukało. Kejsi za pomocą lodu i spękań w skałach utworzyła rysunek jedenastu jedynek w okręgu. Nie jest to może arcydzieło, ale wyryte w skale, ma szanse przetrwać tu przez długie lata.
Wchodzicie do groty. Jest bardzo niewielka, niska i wąska. Słyszycie brzdękanie łańcucha i pisko-pomruki. Znajdujecie trolla, kolor zielony, wzrost 1,5 metra, postura trollowatobeczkowata. Przykuty do skały łańcuchem, za nóżkę.

http://www.plasticandplush.com/plast...ges/grady1.jpg

Na wasz widok zaczyna wydawać strachliwo-gniewne odgłosy i kuli się.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 22-06-2008, 15:32   #128
 
Josonosimiti's Avatar
 
Reputacja: 1 Josonosimiti nie jest za bardzo znany
Pożar. Pożar w kuźni. Gorąco uderzające w ciało. Krzyki i skwierczenie drewna. Niepokój i zdenerwowanie.

Cisza. Cisza i chłód. Spokój?

Estre otworzył oczy. Był w lesie. Stał pod wzniesieniem skalnym. Nagle wszystko zawirowało. Zobaczył siebie. Zobaczył jak stoi wystraszony i przygląda się walce jego przyjaciół z ogniem. Zobaczył jak podążają w las i w pełnym skupieniu kroczą po cichu. Zobaczył! O tak zobaczył. I to go zabolało. Zobaczył jak walczyli z bestią. Tańczyli nad przepaścią śmierci. A on stał. Stał jak kołek wbity w ziemię. Wstydził się siebie samego. Brzydził się spojrzeć na swoje dłonie.
"Co za chańba..."
Teraz zobaczył jak zatrzymał się przed szczeliną skalną.
"Levin... Kejsi... ? Co do cholery?!"
Levin i Kejsi wyparowali. Dosłownie wyparowali na jego oczach.

"Albo się zjednoczę z chaosem, albo to mnie zabije. Tak czy siak zginę... " Miał już święcie dość, tych wszystkich dziwnych zjawisk. Ludzie znikali, pojawiali się, gadali jakieś bzdury o których nic nie wiedział, potężne komety latały nad głowami i drwiły sobie z ciemności fioletowego mroku nocy.

-Mistress ! Miej litość! Ten cały natłok informacji... To mnie zabija. Zrozumiałem, że nie jesteście chaosem z którym zawsze walczyłem. O nie! Jesteście inni. Wizja mieszanki chaosu i bieli nadal jest dla mnie odległa, jak moje pochodzenie, ale zmieniłem swoje nastawienie.
Tutaj po prostu nie ma odpowiednich kwiatów, a nie będę zadawał cierpienia z takiego powodu. Nadal jestem wojownikiem światła. Mogę powiedzieć, że z przyczyny oczywistej jaką jest świat w którym przebywam, skłaniam się w stronę chaosu. Ale nie oddaje! -


Niepewność chwili świdrowała Estreiche w brzuchu. Podniecony i z lekka wystraszony rozglądał się, spoglądając na drzewa wzrokiem który chciał zobaczyć co jest za nimi.

W pewnym momencie ujrzał parę świetlistych punktów.
Niedaleko obok niej rozbłysła kolejna. Analogicznie pojawiły się kolejne.

"Wilki." Nie zastanawiając się chwycił za miecz i ruszył pod górę. "To moja szansa. Mogę odpłacić moją bierność. Zginąć? Raczej nie. Nawet jeśli... Nie to się liczy." Wspinał się po klifie, odbijając się od kamieni i podciągając na korzeniach. Był już blisko szczytu i zaślepiony szałem nie zastanawiał się nad poczynaniami swoich towarzyszy.
Usłyszał szum wody, który z nasilał się, aż do dudniącego dźwięku. Przez chwilę zwątpił i nawet chciał się zatrzymać. Skarcił siebie samego w myślach i biegł dalej.
Przed sobą zobaczył wilka. Podniósł miecz aby zadać cios.
"Co ja robie?! Czemu mam zabijać? "
Za potencjalną ofiarą pojawiła się ściana wody. Uderzyła z niebagatelną siłą zrzucając elfa z klifu. Woda była wszędzie, wdzierała mu się do gardła, nosa, uszu. Wytrąciła mu z rąk broń. Starał się chwycić skrawka ziemi. Przez chwilę dotykał skały jedną ręką. Miał szansę.
- Przem...! - Woda zalała mu usta, dusząc jego krzyk. Uderzył plecami o twardą ziemię, odbijając się nieznacznie i opadając ponownie. Woda ściekła w głębsze partie lasu. Przewrócił się na brzuch i podparł rękoma. Wypluwał wodę i starał się złapać oddech.
Chwilę później jego oddech stał się miarowy. Podniósł się i stanął na nogi. Wzrokiem odszukał miecz leżący w krzewie. Chwiejnym krokiem podszedł i chwycił go.
"Cały mokry..." Przez moment miał zamiar wytrzeć wodę z falchionu o ubranie, lecz ono też nie było suche.
- Co, to na stos spalonych kości, było? - Wymamrotał sam do siebie. Zamroczyło go. Woda zrobiła swoje. Pobliski krzak dowiedział się co Estreiche jadł w ciągu ostatniego czasu.
Po przyozdobieniu roślinności, odwrócił się aby odnaleźć drużynę.
"Spryciarze schowali się w grocie." Uśmiechnął się, gdy zauważył sylwetkę drowa. Nigdy nie przepadał za takimi elfami, lecz ten nie wydawał mu się podejrzany.

W milczeniu skierował się za grupą do wnętrza groty.
Kręciło mu się w głowie. Myślał, że znowu zwymiotuje, lecz jakoś się powstrzymał.
W ciemności dostrzegł to po co tu przyszli. Mały troll przykuty do ściany skalnej.
Podszedł do niego spokojnie. "To jeszcze dziecko... Barbarzyńcy" Odłożył miecz na ziemię i zniżył się do poziomu wzroku.
- Spokojnie... - "Cholera nawet nie wiem, czy on mnie rozumie..."
Obejrzał łańcuch z bliska w poszukiwaniu jakiegoś słabego ogniwa. Odwrócił się do kompanów i spokojnym głosem zapytał.
- Ktoś potrafi to otworzyć? -
 
Josonosimiti jest offline  
Stary 22-06-2008, 20:00   #129
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
- To, to, to… wszystko zdarzyło się tak szybko…!
- Nie ma sprawy Morcruchusie, wszystko ogarniam… - drow z twarzą wykrzywioną perfidnym uśmieszkiem przebrał palcami powietrze – Nie martw się.
- Ośmielił się nam grozić, Ray’gi, Ray’gi…!
- Mi, mój drogi, nie nam.– sprostował mroczny elf – To poważna różnica. Czyż nie ?

Morcruchus, zdumiony, umilkł po postawieniu tego pytania retorycznego przez Ray’giego, a ten zachichotał, gdyż zawsze wiedział jak skutecznie uciszyć namolnego „towarzysza” podróży. Ray’gi zauważył zniknięcie Levina i Kejsi, lecz wiedział, gdzie byli. Byli tam u jego największych przeciwników i to tylko utwierdzało go w przekonaniu o ich przyszłym losie. Tragicznym.

Wilk. Wataha. Pojawiły się znikąd. Twory pierwotnej arogancji i furii. Drow’owi błysnęło z oczu. …kogoś takiego szukaliśmy…kogoś tańczącego ponad życiem i śmiercią…takiej jak my bestii, która wyszła z ciemności, komuś komu nigdy nie było dane do końca umrzeć…
Gdzie teraz był Ast i Aroth, gdzie była ta jedna osoba, w tylu szalonych osobowościach…? Zapewne, gdzieś, w świecie Mistress. Mistress, która stworzyła go i sprawiła, że jest, tym kim jest. Ray’gi, syn domu Tareyatechi walczył na cudzym gruncie. Lecz…! Jakże piękne byłoby jego zwycięstwo…?!

Kejsi i Levin przybyli. Kejsi przegoniła wilki falą, wydobytą z wód oceanu. Ray’gi skwitował to życzliwym spojrzeniem i kiwnął głową z uznaniem. Wkroczyli do ciemnej jaskini. Jaskini, która zamieszkiwana była przez zielonego, dziwnego trolla, który, po ujrzeniu drużyny zaczął się rzucać i warczeć. Kocha wolność ? Czy może jest osamotniony…? Dla mrocznego uczucia nigdy nie miały znaczenia, ale teraz, chociaż dalej je lekceważył i zbywał pobłażliwym uśmiechem zaczynał je rozumieć. Rozumiał je, lecz, nie wiedział, które z ekscentrycznych bóstw powierzchni stworzyło te niepotrzebne i z reguły zawadzające bodźce. Uklęknął przy trollu i spokojnym gestem go „zaprosił”. Użył teleempatii, bez konieczności używania teleempatii. Uśmiechnął się i pokazał, że nie są wrogami. Przynajmniej na razie, zielony przyjacielu.

- Pomożesz mi Kejsi ? – zapytał, lecz myślami był gdzie indziej, gdzieś w myślach był tam gdzie przed chwilą chimera i ślepiec.

Mistress…! Wypowiadam twe imie w tym świecie już po raz drugi, lecz nie raczysz mi pewnie odpowiedzieć i za tym razem ! Więc będę ponawiał swe daremne próby raz, po razie z ponurą determinacją oczekując za każdym razem odpowiedzi ! – rozległo się mentalne wołanie – Bo i tak mnie słyszysz, nie chcesz tego, nie chcesz, ale musisz… Tylko przyjrzyj się temu cudownemu widokowi ! Stworzyłaś monstrum… gratuluje…! Kogoś kto łączy niewypowiedziany rozsądek oraz niewyobrażalne szaleństwo ! Chór jęków i wrzasków z piekła rodem… Znajome są pewnie tobie te dźwięki ? Dobrze. Bardzo dobrze. Niedługo pogrążysz swój świat, światy równoległe i wszystkie plany w wojnie. Jednak dla nas, którzy przez wieki wieków siedzieli w głębinach największych mroków sama wojna nie wystarczy. To będzie wojna, która pochłonie cały fioletowy inwentarz. Nic poza nią nie będzie dla Ciebie istnieć. Mało by było nazwać Cię genialną ! Bo stworzyłaś sama kogoś bez kogo nasze zwycięstwo nigdy nie byłoby pełne ! Astarotha, Pana Mgieł ! … Tak Mistress, to przyjemność. Bo wojna… jest przyjemna. Odśpiewaj pieśń naszej nieuniknionej victorii ! I stój tam. I przyglądaj się… Ja, widzę już dokładnie… Lecz wsłuchaj się… w triumfalny werbel… I stój tam… I przyglądaj się…

Jak pada Fiolet…!
 
Mijikai jest offline  
Stary 22-06-2008, 20:01   #130
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kejsi rozejrzała się jeszcze uważanie, czy w okolicy nie został jakiś niewypłukany falą wilk, i podbiegła do krawędzi urwiska. Przechyliła się głową w dół, aby dobrze się rozejrzeć.
Ku swemu przerażeniu zauważyła elfa, Estre, który zmyty falą gramolił się z powrotem na skały.
- Estreeee! – zawołała, machając do niego ogonkiem.
Zrobiła przewrót w przód, zeskoczyła zwinnie ze skalnej ściany i wylądowała na czterech łapkach. Podbiegła do kaszlącego wodą elfa.
- Nic ci nie jest, nic ci nie jest!? – spytała troskliwie.- przepraszam, nie wiedziałam, że tam jesteś! To była moja fala, mój czar, miał zmyć wilki, przepraszam! Dobrze... dobrze, że już jesteś! – uśmiechnęła się. – Bałam się, że nas nie znajdziesz, zabłądzisz w lesie! Nie rób tak więcej, nie rób! Chodź z nami!

Zajrzeli do groty i znaleźli trolla!
- Trooooolll, ale milutki, milutki, milutki trooooooool! – zachichotała Kejsi. – Podli, jak mogli porwać takie małe stworzonko!?
- Ktoś potrafi to otworzyć? – Estre oglądał łańcuch.
- Ale gruby – zmartwiła się Kejsi. – Nie mam pojęcia jak takie coś rozłupać!
Obejrzała się na resztę.
- Raygi, Akrenthal, rzućcie w ten łańcuch swoją magią! – poprosiła rozbrajająco. – Tev, wścieknij się na ten złom, zniszcz go!

Rozejrzała się wokół.
- Wybaczcie na chwilę, muszę znowu zajrzeć do Veriona, sprawdzić, czy czuje się lepiej! Wiecie, że Valgaav nieźle mu przyłożył? – skierowała do Raygiego i Akrenthala.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172