Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2008, 15:32   #128
Josonosimiti
 
Reputacja: 1 Josonosimiti nie jest za bardzo znany
Pożar. Pożar w kuźni. Gorąco uderzające w ciało. Krzyki i skwierczenie drewna. Niepokój i zdenerwowanie.

Cisza. Cisza i chłód. Spokój?

Estre otworzył oczy. Był w lesie. Stał pod wzniesieniem skalnym. Nagle wszystko zawirowało. Zobaczył siebie. Zobaczył jak stoi wystraszony i przygląda się walce jego przyjaciół z ogniem. Zobaczył jak podążają w las i w pełnym skupieniu kroczą po cichu. Zobaczył! O tak zobaczył. I to go zabolało. Zobaczył jak walczyli z bestią. Tańczyli nad przepaścią śmierci. A on stał. Stał jak kołek wbity w ziemię. Wstydził się siebie samego. Brzydził się spojrzeć na swoje dłonie.
"Co za chańba..."
Teraz zobaczył jak zatrzymał się przed szczeliną skalną.
"Levin... Kejsi... ? Co do cholery?!"
Levin i Kejsi wyparowali. Dosłownie wyparowali na jego oczach.

"Albo się zjednoczę z chaosem, albo to mnie zabije. Tak czy siak zginę... " Miał już święcie dość, tych wszystkich dziwnych zjawisk. Ludzie znikali, pojawiali się, gadali jakieś bzdury o których nic nie wiedział, potężne komety latały nad głowami i drwiły sobie z ciemności fioletowego mroku nocy.

-Mistress ! Miej litość! Ten cały natłok informacji... To mnie zabija. Zrozumiałem, że nie jesteście chaosem z którym zawsze walczyłem. O nie! Jesteście inni. Wizja mieszanki chaosu i bieli nadal jest dla mnie odległa, jak moje pochodzenie, ale zmieniłem swoje nastawienie.
Tutaj po prostu nie ma odpowiednich kwiatów, a nie będę zadawał cierpienia z takiego powodu. Nadal jestem wojownikiem światła. Mogę powiedzieć, że z przyczyny oczywistej jaką jest świat w którym przebywam, skłaniam się w stronę chaosu. Ale nie oddaje! -


Niepewność chwili świdrowała Estreiche w brzuchu. Podniecony i z lekka wystraszony rozglądał się, spoglądając na drzewa wzrokiem który chciał zobaczyć co jest za nimi.

W pewnym momencie ujrzał parę świetlistych punktów.
Niedaleko obok niej rozbłysła kolejna. Analogicznie pojawiły się kolejne.

"Wilki." Nie zastanawiając się chwycił za miecz i ruszył pod górę. "To moja szansa. Mogę odpłacić moją bierność. Zginąć? Raczej nie. Nawet jeśli... Nie to się liczy." Wspinał się po klifie, odbijając się od kamieni i podciągając na korzeniach. Był już blisko szczytu i zaślepiony szałem nie zastanawiał się nad poczynaniami swoich towarzyszy.
Usłyszał szum wody, który z nasilał się, aż do dudniącego dźwięku. Przez chwilę zwątpił i nawet chciał się zatrzymać. Skarcił siebie samego w myślach i biegł dalej.
Przed sobą zobaczył wilka. Podniósł miecz aby zadać cios.
"Co ja robie?! Czemu mam zabijać? "
Za potencjalną ofiarą pojawiła się ściana wody. Uderzyła z niebagatelną siłą zrzucając elfa z klifu. Woda była wszędzie, wdzierała mu się do gardła, nosa, uszu. Wytrąciła mu z rąk broń. Starał się chwycić skrawka ziemi. Przez chwilę dotykał skały jedną ręką. Miał szansę.
- Przem...! - Woda zalała mu usta, dusząc jego krzyk. Uderzył plecami o twardą ziemię, odbijając się nieznacznie i opadając ponownie. Woda ściekła w głębsze partie lasu. Przewrócił się na brzuch i podparł rękoma. Wypluwał wodę i starał się złapać oddech.
Chwilę później jego oddech stał się miarowy. Podniósł się i stanął na nogi. Wzrokiem odszukał miecz leżący w krzewie. Chwiejnym krokiem podszedł i chwycił go.
"Cały mokry..." Przez moment miał zamiar wytrzeć wodę z falchionu o ubranie, lecz ono też nie było suche.
- Co, to na stos spalonych kości, było? - Wymamrotał sam do siebie. Zamroczyło go. Woda zrobiła swoje. Pobliski krzak dowiedział się co Estreiche jadł w ciągu ostatniego czasu.
Po przyozdobieniu roślinności, odwrócił się aby odnaleźć drużynę.
"Spryciarze schowali się w grocie." Uśmiechnął się, gdy zauważył sylwetkę drowa. Nigdy nie przepadał za takimi elfami, lecz ten nie wydawał mu się podejrzany.

W milczeniu skierował się za grupą do wnętrza groty.
Kręciło mu się w głowie. Myślał, że znowu zwymiotuje, lecz jakoś się powstrzymał.
W ciemności dostrzegł to po co tu przyszli. Mały troll przykuty do ściany skalnej.
Podszedł do niego spokojnie. "To jeszcze dziecko... Barbarzyńcy" Odłożył miecz na ziemię i zniżył się do poziomu wzroku.
- Spokojnie... - "Cholera nawet nie wiem, czy on mnie rozumie..."
Obejrzał łańcuch z bliska w poszukiwaniu jakiegoś słabego ogniwa. Odwrócił się do kompanów i spokojnym głosem zapytał.
- Ktoś potrafi to otworzyć? -
 
Josonosimiti jest offline