Garrem zaśmiał się w duchu. Piloci-Jedi... No tak, zawsze są lepsi. Zawsze gotowi... Nie wiem po co mam za nich nadstawiać karku. Po chwili zastanowienia w duchu, dodał; Tu chodzi również o moje życie, więc lepiej będzie jeśli JA będę zajmował się pilotowaniem, a ONI walką, czy tam manipulowaniem tymi swoimi mocami. Bothanin topił się powoli w narastającej panice - nigdy jeszcze nie uczestniczył w takiej sytuacji.
- Jak potrafię latać? No dobrze, chyba dobrze... Ale nigdy nie próbowałem w takiej sytuacji... - szepnął do Ay've. Miał nadzieję, że inni go nie słyszą.
Na słowa Darrakha odrzekł;
- Jak długo wytrzyma świątynia po ataku żołnierzy klonów? Nawet nasze kody nie zatrzymają ich na długo - spojrzał na wysyp ARC, po czym dorzucił. - Jedyną drogą jest ucieczka i, nie ukrywam, będzie bardzo trudna... ale nie niemożliwa. Chyba... Mam rację? Potrafię latać, ale nie jestem pewien swoich umiejętności w takich warunkach.
Mowa mistrza Jedi zupełnie go nie uspokoiła, mimo że poczuł dziwne, kojące uczucie w umyśle. Zgadzał się z nim w zupełności. Ten drugi Jedi optujący po stronie otwartej walki, wyszedł pokłóciwszy się ze swoim nauczycielem - jednego szaleńca mniej. Zwrócił twarz ponownie w stronę okna, gdzie dojrzał zakapturzoną postać. Coś mówiło mu, że to nie jest zwykły żołnierz.
Gdy starszy mistrz powiedział o przejściach niekoniecznie powietrznych, Garrem bardzo się zaciekawił. Łowił każde jego słowo. Oznaczałoby to, że nie będę musiał nadstawiać karku w powietrzy, ani ginąć w świątynnej jadalni! Bothanin obserwował Jedi, gotów iść za nim w razie potrzeby. Widział w tym większe szanse niż ucieczka powietrzem. Wszakże świątyni miała przed nim wiele tajemnic. Po dłuższym zastanowieniu uznał ucieczkę powietrzem za bezsensowną i poczuł wstyd, że proponował to Jedi. Oni wszakże znali się lepiej. Cóż, Garrem często myślał prostymi torami...
Ostatnio edytowane przez Terrapodian : 22-06-2008 o 22:16.
|