Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2008, 22:17   #60
Makuleke
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Teliamok "Telio" Brandybuck

Hobbit wstał, jak zdążył się zorientować, zdecydowanie za późno. Było już z pewnością dobrze po porze pierwszego śniadania, a i drugie właśnie przepadało. Młody Brandybuck jednak nie martwił się tym zbytnio, jako że nie takie trudności zdarzało mu się pokonywać. Nie przejmował się też zbytnio ani stanem swojej odzieży i włosów, które były brudne i gęsto upstrzone liśćmi, gałęziami i wszystkim, co znaleźć można w leśnym poszyciu. Hobbit zignorował też fakt, że bolały go niemal wszystkie mięśnie po nocy przespanej na gołej ziemi. Tym, co popędzało go do wznowienia wędrówki było wspomnienie minionej nocy. Nie wiedział, jak daleko zboczył ze Wschodniego Gościńca, którym podążał do Bree i chciał wrócić na niego jak najprędzej. Obrazy trupich książąt otaczających go we mgle nie pozwalały się tak szybko odegnać i Telio czuł, że musi dowiedzieć się, z czym się wczoraj spotkał.
Podniósłszy się zatem z ziemi i strząchnąwszy z grubsza liście z ubrania począł hobbit rozglądać się po okolicy. Pierwszym radosnym widokiem był jego kucyk, który w spokoju skubał niedaleko trawę. Kiedy Telio sprawdził, czy wszystkie jego bagaże znajdują się na swoich miejscach, z uśmiechem stwierdził, że od głównego traktu tak daleko nie odjechał i nie zostało mu więcej jak godzina jazdy. Pełen entuzjazmu siadł więc na swojego wierzchowca i raźno ruszył przed siebie. Jadąc wyobrażał sobie, coby powiedziała jego rodzina i znajomi, kiedy opowiedziałby im swoją wczorajszą przygodę. Z pewnością słuchaliby z zapartym tchem i, o ile mógłby potwierdzić prawdziwość swych słów, okrzyknęliby go bohaterem. Niewielu wszak nawet pośród dzielnych Brandybuck' ów wyszło cało ze spotkania oko w oko z pradawnymi upiorami.
Przebywszy, jak wspomniano, niezbyt długą drogę, dojechał Telio do Bree i bez żadnych utrudnień ze strony starego (choć zapewne nie tak starego, jak wskazywałaby jego biała czupryna) Erada, który wszakże mruknął pod nosem coś o "tłoku na drogach", wjechał do miasteczka. Jadąc wolno uliczkami postanowił nie zwracać uwagi na spojrzenia, jakie zapewne wywoła jego sfatygowany mocno strój, a jakie na pewno napotkałby w rodzinnym Shire. Nic jednak takiego nie nastąpiło. Wszyscy mieszkańcy byli wyraźnie zaaferowani czymś zupełnie innym. Młody hobbit pomyślał, że może mieć to związek z wczorajszymi wypadkami, które z pewnością nie ominęły i miasta. Kierując się za coraz gęstszym tłumem doszedł do "Rozbrykanego Kucyka" i, odprowadziwszy wierzchowca do stajni, postanowił, mimo tłoku, wejść do środka.
W ścisku, jaki panował w karczmie nikt nie zauważył młodego, może czterdziestoletniego hobbita w podróżnym płaszczu, kurtce, czerwonej kamizelce i zielonych spodniach. Jego śniada twarz, przykryta plątaniną czarnych loków, z dwoma czarnymi oczami pośrodku, miała wyraz lekkiego onieśmielenia na widok tylu ludzi, a szczególnie dziwnego starca w kapeluszu i szlachetnego młodzieńca, który, jak można było poznać, był elfem. Telio trafił na sam koniec przemowy kapelusznika, jednak od razu domyślił się, że narada zebrała się w celu wyjaśnienia zagadki mgielnych straszydeł.
-Jeżeli tylko dostanę tutaj ciepłą strawę i suchy kąt to gotów jestem wyruszyć z wami skoro świt!
Słowa mężczyzny nazywającego siebie Sokolnikiem nieco ośmieliły hobbita, który, przeciskając się z niemałym trudem przez tłum, wystąpił na środek.
-Nie wiem panie, czy mogę się wam na coś przydać, ale ja też zetknąłem się zeszłej nocy z potworami, o jakich mówicie. Z chęcią dowiem się więcej o nich, gdyż po to właśnie opuściłem dom, aby poznać niezwykłe historie. - Po tych słowach Telio zwrócił się w stronę Galdora. -Tobie zaś, jaśnie wielmożny elfie, zawdzięczam to, że mogę tu stać. Twoja to zapewne moc,, choć może o tym nie wiesz, powstrzymała upiory czyhające w lesie na moje życie. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym towarzyszyć ci w podróży, i, jeśli się da, spłacić choć część mojego długu.
Tu hobbit skłonił się nisko i cofnął nieco, jakby zaskoczony śmiałością własnych słów wobec tak szlachetnej osoby. Nagle, uświadomiwszy sobie swój błąd, zrobił znowu krok do przodu i z ukłonem nie niższym niż poprzednio powiedział: -Wybaczcie mi moi panowie, Teliamok Brandybuck, do usług waszych i waszych przyjaciół.
 
Makuleke jest offline