Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2008, 00:32   #90
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Dawno nic nie wrzucałem do mojego ulubionego pozasesyjnego tematu, najwyższa pora nadrobić zaległości

Dzisiaj przygotowałem króciutkie porównanie dwóch horrorów niemal identycznych pod względem tematu i sposobu wykonania. Napisałem „niemal” gdyż jeden film od drugiego oddziela przepaść nie do pokonania.




REC vs DIARY OF THE DEATH

W lewym narożniku zawodnik zza wielkiej wody, film w reżyserii żywej legendy George’a A. Romero, DIARY OF THE DEATH! O tym panie nie trzeba za wiele mówić, jest znany przede wszystkim z nakręcenia świetnego horroru „Noc żywych trupów” i jego późniejszych kontynuacji.
W prawym narożniku już rozgrzewa się film REC hiszpańskiej produkcji, wyreżyserowany przez Jaume Balagueró i Paco Plaza, pierwszego możecie pamiętać z rewelacyjnej „Ciemności”, której również był reżyserem.

Przeciwnicy spotkają się w 3 rundach, które wyłonią zwycięzcę, mogącego dzierżyć tytuł najlepszego filmu o zombiakach opowiadającego historię z perspektywy kamery. To bowiem łączy obie produkcję, martwe poruszające się zwłoki i ostatnio popularna metoda narracji z perspektywy kamery. Ciekawostką jest to, że zarówno, Romero jak i Balagueró byli autorami scenariuszy do swoich dzieł.



1.FABUŁAwedług mnie jest bardzo ważnym kryterium przy ocenianiu jakiegokolwiek filmu. Tytuł z dobrą fabułą zawszę się obroni a z kiepską jest to niezwykle trudne.

Diary of the dead jak też większość filmów Romero podejmujących tematykę mózgożernych zombiee nie posiada zbyt skomplikowanej fabuły, mógłbym rzec, że w ogóle nitka fabularna sprowadza się do zazwyczaj nieudanych prób przetrwania bohaterów rzuconych na pastwę martwych ludzi.

Zacznijmy jednak od początku, tytuł ten opowiada historię grupki studentów szkoły filmowej próbujących nakręcić swój własny horror o mumii/zombiakach. Przewrotny los chciał, że w tym samym momencie następuje wysyp nieumarłych i studenci dostają jak na tacy gotowy materiał.
Wyzwania pokazania prawdy i uwiecznienia jej podejmuję się Jason Cred(grany przez Joshua Close’a), kamerzysta, który bierze do serca swoją rolę.
Film niczym nie zaskakuje, czy to przewidywalnymi chwilami mającymi przestraszyć widza czy to wątpliwą inteligencją młodych amerykanów jak i ich bezradnością. Zauważa się w tym wiele odgrzewanych pomysłów.

Nie można jednak odmówić temu zawodnikowi kilku świetnych scen…niestety komediowych. Krótka scenka z amishem czy „ludzkie rybki” rozkładają na łopatki. Tylko czy horrory kręci się po to żeby bawiły?



Tu również fabuła nie jest mocną stroną, choć zdecydowanie lepiej wypada w porównaniu do konkurenta. Widz również z perspektywy kamery śledzi młodą reporterkę realizującą film o nocnej pracy strażaków. Reporterka wraz z kamerzystą udają się na pierwsze wezwanie razem ze strażakami do starej kamieniczki. Problem wydaje się być błahy, gdyż chodzi o dziwne odgłosy dobywające się z mieszkania starszej pani. Ta z niewiadomych przyczyn atakuje jednego z funkcjonariuszy policji raniąc go dotkliwie. W tym czasie kamienica zostaje odizolowana od świata, bo służby bezpieczeństwa uważają, iż w budynku doszło do wybuchu zaraźliwej choroby…
Dalszego rozwoju akcji można się już domyślić.

Zdecydowanie posiada większą liczbę nieoczekiwanych zwrotów akcji w porównaniu do przeciwnika co nie było zresztą trudne do osiągnięcia. Na pochwałę zasługuje zakończenie filmu, ale o tym warto przekonać się samemu.

W tej kategorii zarządzam remis 0:0 z lekką przewagą dla filmu Rec, niestety i jeden i drugi tytuł mocno w tym elemencie zawodzą.



2. GRA AKTORSKA. – Jak wiadomo dobra gra aktorska jest w stanie zmienić nieudaną produkcję w arcydzieło.


Aktorzy osiągnęli to, czego nie udało się osiągnąć ani w Diary of the dead ani w Cloverfield zrealizowanego w podobnym stylu…byli naturalni. Dzięki ich grze człowiek oglądając miał wrażenie jakby te zdarzenia w rzeczywistości zostały uchwycone telewizyjną kamerą a nie były posklejane w sterylnym studio.
Wśród samych aktorów nikt w szczególności się nie wyróżniał, wszyscy spisali się bardzo dobrze. Najwięcej widzimy na ekranie oczywiście biegającą główną postać, reporterkę Ángele(w tej roli Manuela Velasco) oraz strażaka Manu(Ferrán Terraza).

Minusem w tej kategorii jest sztampowość postaci. Wścibska i gadatliwa reporterka, dzielny i zaradny strażak czy milczący i tajemniczy naukowiec. Zabrakło mi tu próby pomieszania bądź nawet wywrócenia do góry nogami archetypów. Wielka szkoda.


Coś takiego jak „gra aktorska” nie istniało w tym tytule, postacie plątały się bezsensu na ekranie rażąc sztucznością. Zdecydowanie pokazanie tej opowieści z punktu widzenia kamery ucierpiało przez to w dużym stopniu.
Chwalebnym wyjątkiem jest profesor Andrew Maxwell – postać, w którą wcielił się Scott Wentworth. Niezwykle inteligentny i wygadany bohater wprowadzający do całości przyjemną nutkę czarnego humory. W porównaniu o wiele młodszych kolegów z planu pan Wentworth wypadł rewelacyjnie. Chciałoby się tylko, żeby ta rola nie była tak skromna.


Zdecydowane prowadzenie 1:0 hiszpańskiej produkcji.



3.KLIMAT – to chyba najważniejszy wyznacznik dobrego horroru. Ta kategoria ma odpowiedzieć na podstawowe pytanie: „Czy bałeś się oglądając film?


Twórca chyba sam nie miał zamiaru robić horroru a metkę filmu grozy ten tytuł dostał przez przypadek. Paradoksalnie to sceny komediowe są najlepiej zagrane i to je warto zapamiętać a całą masę „strasznych” momentów wyrzucić z pamięci. Choć miało wyjść naturalnie i tym przerażać widza to wyszło wyjątkowo sztucznie. Nawet zombiee wydawały się strasznie nieruchawe i zwyczajnie ciężko mi było kupić opowiastkę o tym, że banda ledwie poruszających się umarlaków dokonała tak strasznego spustoszenia. Żałosne.



W tej kategorii niekwestionowanym zwycięzcą jest Rec, który od początku do końca trzyma w napięciu a jego „naturalność” sprawia, że po plecach przebiegają nam ciarki i nie możemy oderwać wzroku od poczynań bohaterów. Muzyka, ujęcia kamery i gra aktorska, to czynniki, które sprawiły, że film osiągnął rzecz dla horroru najważniejszą: straszył. Nic więcej nie trzeba dodawać.


PODSUMOWANIE
Wynikiem 2:0 wygrywa REC nokautując rywala!

Hiszpanie po raz kolejny udowadniają, iż potrafią tworzyć horrory na wysokim poziomie, co więcej nie potrzeba do tego wielkich środków. Jest to niskobudżetowy film o nieskomplikowanej fabule, lecz jego wykonanie jest pierwszorzędne. Polecam każdemu miłośnikowi filmów grozy.
Amerykańska produkcja pozostaje daleko w tyle za konkurentem. Widać tu wyraźnie „zmęczenie materiałem” i to chyba najwyższa pora żeby pan Romero wziął się za inną kategorię filmów, w reżyserowaniu komedii byłby z pewnością lepszy.


Jest to dość ogólnikowe porównanie jednak powinno dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie: „Jaki film z tej dwójki warto obejrzeć?”
 
mataichi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem