Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2008, 16:15   #63
Ticket
 
Ticket's Avatar
 
Reputacja: 1 Ticket nie jest za bardzo znany
Choć na przemowie Orendila, nasz znamienity hobbit był obecny, to zrozumiał z niej ledwie piąte przez dziesiąte. Nazbyt zajęty był spłoszonym popatrywaniem wokoło, wzrok jego bowiem przyciągała mnogość rasowa jaką przedstawiało sobą Bree. Gdzie nie spojrzeć tam człek, a i dostrzegł jak się zdaje co najmniej jednego elfa.

Zdumiewające! Co prawda określało się ich mianem "Dużych Ludzi", ale dopiero stojąc wewnątrz Rozbrykanego Kucyka, otoczony nimi, mógł w pełni docenić z jakimi olbrzymami na tu do czynienia.

Nadmienić przy tym należy że umiejętności integracyjne pana Powe były jak to się mówi "mocno przesadzone." Pełen entuzjazmu, swój plan ewentualnej interakcji opierał na paru błędnych przesłankach jak np. "Nigdy nie patrz elfowi w oczy." W zasadzie najmniej obawiał się spotkania z krzatami, bowiem miał kiedyś okazję podsłuchać jak dwójka która zawędrowała do Shire wymieniała się krotochwilami na temat elfów. Rozpoczęcie rozmowy od:

-Więc tak..Był sobie, pewnego razu konkurs na największą ladacznicę.Tłum ludzi na polanie. W centralnym miejscu, na zielonej trawie stoi stól. Niziołek wchodzi z tacą na której leży pomarańcza. Wchodzi ludzka kobieta siada na stole , coś cmoknęło i... nie ma pomarańczy.
Wszyscy widzowie w uznaniu biją brawo. To wszak nie lada wyczyn!
Potem na arenę wkracza rozpustna Helga - orkowa niewiasta o nie lada reputacji. Wchodzi nizioł, kładzie na stole arbuza. Helga siada na stole, coś cmoknęło i ...nie ma arbuza.
Widzowie szaleją z zachwytu! Czegoś takiego jeszcze nie widzieli.
Potem na scenę wchodzi elfka.Ostatnia zawodniczka. Drobna pannica, nikt jej nie zna.
Wchodzi niziołek na polanę i kładzie na stole orzeszek.Tłum wygwizduje biedną spiczastouchą niemiłosiernie. Ta zawstydzona, nieśmiało siada na orzeszku, coś cmoknęło i... nie ma stołu.


...wydawało się wcale dobrym sposobem na przełamanie lodów.

Okazało się jednak że urodzonym nad Brązową Baranduiną szczęście dalej sprzyja i nie będzie musiał marnować zbyt dużo czasu w tym może i intrygującym, ale jeżeli go o to spytać, zdecydowanie zbyt flejtuchowatym miejscu. Osiedla ludzkie może i były imponujące, ale tylko dla kogoś kto swój nos zostawił we Wschodniej Ćwiartce, dziękuję bardzo.

Jegomość o obficie nastroszonych bokobrodach wołał o magicznych sztuczkach czynionych przez niejakiego pana Orendila. Czarodziej! Cud nad cudy! A więc jeden z tych prastarych mędrców był już tutaj na miejscu i czekał na niego.

-Chodź Rajon i na litość otrzyj się, wyglądasz jak obślinione niemowlę!- syknął szarpiąc brata w kierunku Orendila.

Jak już wspomnieliśmy Leon nie za bardzo wiedział jak rozmawiać z ludźmi, można sobie więc tylko wyobrazić jego konsternację gdy podchodził do czarodzieja. Chęć okazania mądremu mężowi należytego szacunku, walczyła z nim z intuicją każącą wykazać się stanowczością, bowiem magowie nie zwykli chyba przeznaczać swego czasu na rzeczy miałkie. Dlatego też jego powitanie miotało się pomiędzy tymi dwoma biegunami: szacunkiem i stanowczym wymaganiem:

-Wszystek ludzie stąd do zielonego Shire gadają o mądrości Wielkiego Orenbila męża prawego, tedy słuchaj mnie panie! -zakrzyknął ciągnąc maga za skraj szaty by zwrócić jego uwagę- Ja żem człek skromny i zacny, prośbę mam, a jak wieść niesie dla władzę mającego nad magią mus to.. Rajon!! Rajon, zostaw to! -podbiegł do leżącego nad ziemi brata, który właśnie wyrwał jednemu z Dużych Ludzi zupę i wylał ją na siebie. -Przepraszamy, przepraszamy...- wybąkał.-On nie chciał...
 
Ticket jest offline