Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2008, 23:38   #61
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
O masz, ożywiło... he he, się na gościńcach. Upiory, dziwacy, ptasznicy...
Ledwo próg przestąpił a już żądania stawia. Tylko o pieniądzach jakoś wspomnieć, he he, nie raczy. Taka to będzie banda, już widzę.
- Pociągnął nosem i splunął w dół schodów między zaaferowany tłum.

O, jeszcze jeden... I to, patrzecie, patrzecie, hobbit... Co to mogło nizioła z nory na świat wygnać? Chyba kto gdzie darmo piwo warzyć musi...
Takiś chętny, żeby buciki długouchemu czyścić... Dobrze, jak ci szmatą pozwoli... Schudnąć ci, Teliamoku-tłumoku, pod tą komendą przyjdzie...
Jacy wszyscy na upiory cięci, jacy mężni...
- Raz jeszcze splunął, kufelek osuszył, gębę wierzchem dłoni otarł i znów łokcie na kolanach oparł i w tłum się zapatrzył niemiło.
 
Betterman jest offline  
Stary 24-06-2008, 02:14   #62
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


[MEDIA]http://bkavaron.googlepages.com/Taverns-WoW.mp3[/MEDIA]

Jeśli sądzicie, że w Kucyku panowało zamieszanie, to powiadam Wam dopiero teraz dziać się poczęło. Samo już wystąpienie imć Orendila w niejednym sercu wzbudziło zamęt i strach, a nagłe pojawienie się obcych doprowadziło do nielichego harmidru. Na nic się zdały głośne nawoływania Butterbura, nikt nie słyszał ani jego ani groźnego postukiwania jego miotły. Wszyscy gadali jeden przez drugiego, a każdy byle głośniej i byle tylko jego głos było słychać. Jedni gorąco pomysł popierali inni znów za nic nie chcieli o żadnej wyprawie słyszeć.

W końcu sam Tedd Butterbur wlazł na beczkę podpierając się swą miotłą i ryknął niczym wściekły lew:
- Ciiiiiiszaaaaaa! - Wołał a obfite bokobrody nastroszyły mu się ze złości tak, że zaiste przypominał lwa. - Tak do niczego nie dojdziemy ludzie! Trzeba pomału! Po kolei! Najsampierw powiem, że mnie się zdaje iż prawda jest przy panu Orendilu. Toć on się na tym zna! W końcu wszyscyśmy widzieli jego magiczne sztuczki, a skoro on jest czarodziejem tędy znać się musi. Wszak jasnym jest, że czarodzieje znają się na wszystkim, a już na pewno na czarach. Skoro on twierdzi, że ta cała książka jest potrzebna to nam trzeba ową książkę zdobyć!

Na te słowa tłum zaszemrał w sposób, który można by nazwać pełnym aprobaty. Butterbur pokiwał głową i uśmiechając się szeroko, wielce z siebie zadowolony, wzniósł w uroczystym geście miotłę i rzekł:
- Zagłosujmy zatem! Kto jest za wysłaniem śmiałków do domu owego Elronda niech uniesie...
- Ale panie Butterbur! - Zapiszczał młody Carrot z karczemnego stołu, dzięki czemu widać było szczyt jego rudej czupryny - Przecież tu w Bree żyją prości ludzie! Skąd weźmiemy tych jakim tam... śmiałków?
Butterbur już miał zgromić zuchwałego młodzika z całą siłą, lecz rozglądając się w koło wszędzie napotykał twarze o ewidentnie mało śmiałym wyrazie. Nie pozostawało nic innego jak tylko przyznać się, że o bohaterów miejscowego pochodzenia równie łatwo jak o hobbita niejadka. I wtedy spojrzenie Tedda zatrzymało się na tym dziwacznym obcym, o którym wszyscy już zdołali zapomnieć.

Uśmiech wrócił na twarz gospodarza i z nową siłą rzekł do zgromadzonych:
-A ja wam powiadam, że śmiałkowie się znajdą! Bo nic tak nie pobudza w człeku śmiałości jak pękata sakiewka! Ze swej strony zatem daję każdemu kto ruszy na tę wyprawę 50 srebrnych groszy i tyleż samo tym, którzy z niej powrócą jak i dożywotni kredyt pod moim dachem. Sądzę, że szlachetni mieszkańcy Bree wspomogą mnie w tym...

Wywód przerwało mu radosne westchnięcie ulgi i nie mniej radosny okrzyk na cześć jego roztropności...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 24-06-2008 o 03:15.
Avaron jest offline  
Stary 24-06-2008, 16:15   #63
 
Ticket's Avatar
 
Reputacja: 1 Ticket nie jest za bardzo znany
Choć na przemowie Orendila, nasz znamienity hobbit był obecny, to zrozumiał z niej ledwie piąte przez dziesiąte. Nazbyt zajęty był spłoszonym popatrywaniem wokoło, wzrok jego bowiem przyciągała mnogość rasowa jaką przedstawiało sobą Bree. Gdzie nie spojrzeć tam człek, a i dostrzegł jak się zdaje co najmniej jednego elfa.

Zdumiewające! Co prawda określało się ich mianem "Dużych Ludzi", ale dopiero stojąc wewnątrz Rozbrykanego Kucyka, otoczony nimi, mógł w pełni docenić z jakimi olbrzymami na tu do czynienia.

Nadmienić przy tym należy że umiejętności integracyjne pana Powe były jak to się mówi "mocno przesadzone." Pełen entuzjazmu, swój plan ewentualnej interakcji opierał na paru błędnych przesłankach jak np. "Nigdy nie patrz elfowi w oczy." W zasadzie najmniej obawiał się spotkania z krzatami, bowiem miał kiedyś okazję podsłuchać jak dwójka która zawędrowała do Shire wymieniała się krotochwilami na temat elfów. Rozpoczęcie rozmowy od:

-Więc tak..Był sobie, pewnego razu konkurs na największą ladacznicę.Tłum ludzi na polanie. W centralnym miejscu, na zielonej trawie stoi stól. Niziołek wchodzi z tacą na której leży pomarańcza. Wchodzi ludzka kobieta siada na stole , coś cmoknęło i... nie ma pomarańczy.
Wszyscy widzowie w uznaniu biją brawo. To wszak nie lada wyczyn!
Potem na arenę wkracza rozpustna Helga - orkowa niewiasta o nie lada reputacji. Wchodzi nizioł, kładzie na stole arbuza. Helga siada na stole, coś cmoknęło i ...nie ma arbuza.
Widzowie szaleją z zachwytu! Czegoś takiego jeszcze nie widzieli.
Potem na scenę wchodzi elfka.Ostatnia zawodniczka. Drobna pannica, nikt jej nie zna.
Wchodzi niziołek na polanę i kładzie na stole orzeszek.Tłum wygwizduje biedną spiczastouchą niemiłosiernie. Ta zawstydzona, nieśmiało siada na orzeszku, coś cmoknęło i... nie ma stołu.


...wydawało się wcale dobrym sposobem na przełamanie lodów.

Okazało się jednak że urodzonym nad Brązową Baranduiną szczęście dalej sprzyja i nie będzie musiał marnować zbyt dużo czasu w tym może i intrygującym, ale jeżeli go o to spytać, zdecydowanie zbyt flejtuchowatym miejscu. Osiedla ludzkie może i były imponujące, ale tylko dla kogoś kto swój nos zostawił we Wschodniej Ćwiartce, dziękuję bardzo.

Jegomość o obficie nastroszonych bokobrodach wołał o magicznych sztuczkach czynionych przez niejakiego pana Orendila. Czarodziej! Cud nad cudy! A więc jeden z tych prastarych mędrców był już tutaj na miejscu i czekał na niego.

-Chodź Rajon i na litość otrzyj się, wyglądasz jak obślinione niemowlę!- syknął szarpiąc brata w kierunku Orendila.

Jak już wspomnieliśmy Leon nie za bardzo wiedział jak rozmawiać z ludźmi, można sobie więc tylko wyobrazić jego konsternację gdy podchodził do czarodzieja. Chęć okazania mądremu mężowi należytego szacunku, walczyła z nim z intuicją każącą wykazać się stanowczością, bowiem magowie nie zwykli chyba przeznaczać swego czasu na rzeczy miałkie. Dlatego też jego powitanie miotało się pomiędzy tymi dwoma biegunami: szacunkiem i stanowczym wymaganiem:

-Wszystek ludzie stąd do zielonego Shire gadają o mądrości Wielkiego Orenbila męża prawego, tedy słuchaj mnie panie! -zakrzyknął ciągnąc maga za skraj szaty by zwrócić jego uwagę- Ja żem człek skromny i zacny, prośbę mam, a jak wieść niesie dla władzę mającego nad magią mus to.. Rajon!! Rajon, zostaw to! -podbiegł do leżącego nad ziemi brata, który właśnie wyrwał jednemu z Dużych Ludzi zupę i wylał ją na siebie. -Przepraszamy, przepraszamy...- wybąkał.-On nie chciał...
 
Ticket jest offline  
Stary 24-06-2008, 17:35   #64
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Gwar zaczął stopniowo narastać, aż osiągnął apogeum w momencie gdy zapora w postaci Butterbura uległa wpuszczając do środka więcej ludzi i hobbitów niż dane było Haerthe zobaczyć nawet w Tharbadzie. Od razu gdy cała gawiedź zapełniła izbę, młody rohirrim poczuł jak właśnie zjedzona jajecznica zaczyna mu podchodzić niebezpiecznie wysoko przełyku. Nie przepadał za zamkniętymi pomieszczeniami, a zaaferowany, spocony tłum tylko spotęgował efekt coraz bardziej doskwierających mdłości. Poczuł, że jeśli zaraz nie wyjdzie, całe śniadanie pójdzie na marne. Skinął obecnym przy stole głową na pożegnanie i zaczął przepychać się do wyjścia z karczmy przez, które cały czas napływali nowi, żądni wyjaśnień mieszkańcy Bree. Minąwszy karczmarza w pośpiechu wręczył mu parę srebrnych monet i z rosnącą determinacją torował sobie siłą drogę ku drzwiom. Gdy wypadł w końcu na zewnątrz potrącając jakiegoś dziadka, który zwyzywał go od przybłędów i pogroził koślawą laską, oparł się dłońmi o kolana i spojrzał z ulgą w pochmurne niebo przyjmując na spragnioną twarz każdy nawet najmniejszy podmuch wiatru i pojedyncze krople deszczu, który musiał się niedawno rozpadać. Po paru głębszych wdechach poczuł, że organizm zaczął się uspokajać. Bree mu nie służyło.

W stajni panował spokój, choć krzyki od strony izby karczemnej były dość wyraźnie słyszalne i nie sposób było nie rozróżnić skrzekliwego głosu jakiejś kobiety, która gorączkowo dopytywała się o los swojego męża. Haerthe starał się nie słuchać. Podszedł do Łatki i pogładził ją po pysku przykładając swój policzek do końskiego.
- Nic tu po nas, Fathi - szepnął - Udamy się na zachód i opuścimy to przeklęte miejsce. Potem najwyżej do Tharbadu... tak... wiem, że szkoda, ale nie możemy wrócić. - Zdjął z wieszaka ogłowie i obejrzawszy pobieżnie wszystkie rzemyki założył je klaczy ułożywszy grzywę i uszy tak by jej nic nie doskwierało. Następnie zabrał się za kulbakę i juki - Na pewno sobie poradzą. Jest z nimi ten elf i czarodziej... No nie patrz tak na mnie. Na nic się zdam w jakichś kurhanach...

Westchnął dopinając luźno popręg. Skórzany pas nosił już wyraźne oznaki zużycia i zakup nowego zdawał się nieubłaganie zbliżać. Wyjąwszy ze sztylpy kłos siana, który nieznośnie zaczął uwierać go w łydkę, Rohirrim dosłyszał, że głos zabrał Butterbur. Poczciwy karczmarz przez cały czas zachowywał się jak należy i trudno go było nie polubić. Haerthe nagle źle poczuł się z faktem, że zamierza opuścić tych ludzi w potrzebie. W dodatku zobowiązał się pomóc elfowi co z kolei było dość wiążące nawet dla jego wolnej duszy.

W końcu podjął decyzję. Wyprowadził konia na zewnątrz i przywiązał go ponownie do żerdzi koło poidła.
- Robię to tylko dla pieniędzy, których nam brakuje... i mówię to poważnie. - doskonale jednak wiedział, że Łatka miała swój rozum, którego nie dało się łatwo zwieść. W każdym razie Haerthe był już gotowy do drogi i jakoś tak czuł sie lepiej ze sobą po dokonaniu wyboru. Wrócił do karczmy.

Nie pchał z powrotem przez cały tłum. Stanął przy drzwiach, oparłszy się o sfatygowaną po wczorajszym zajściu framugę i odczekał aż co gorliwsi ochotnicy zgłosili się na wyprawę. Potem powiedział:
- Też wyruszę do Rivendell Panie karczmarzu.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 24-06-2008, 23:41   #65
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Niestety, karczmarz nie zdążył opowiedzieć swojej historii, gdyż Orendil prawie natychmiast zabrał głos i nie zamierzał właściwie nikogo innego do niego dopuścić. Nikt też nie miał najwyraźniej zamiaru opowiadać o koszmarze, który nawiedził ich ostatniej nocy. Galdor słuchał z uwagą opowieści czarodzieja starając się wyłowić cenne informacje spośród mnóstwa absolutnie niepotrzebnych dodatków.

"Upiory kurhanów. To nie są tylko upiory kurhanów. One się nie ruszają poza swoje siedlisko i najbliższą okolicę. Coś jeszcze je wspiera tak, że są potężniejsze. Tylko co?"

Był właściwie pewien, że złe duchy, które zamieszkiwały pobliskie grobowce same nie opuściłyby ich, a już na pewno nie zaatakowałyby miasta. Ktoś albo coś je zbudziło i kazało wyjść w świat. I to było dla niego bardzo niepokojące. Najwyraźniej Orendil nie brał tego pod uwagę.

Jednak nie dane było elfowi zwrócenie uwagi na ten niewielki, ale dość istotny szczegół, gdyż doszło właśnie południe (a może było trochę przed) i mieszkańcy miasta zebrali się przed gospodą na zapowiedziany przez karczmarza wiec. Na rozpoczęcie Butterbur powitał i wyjaśnił powód zebrania, lecz w tym momencie zaczęło padać i wszyscy, jak jeden mąż ruszyli do środka gospody omal nie tratując po drodze właściciela. W kilka chwil cała karczma była pełna ludzi i niziołków.

Galdor narzucił kaptur na głowę i lekko przygarbił się, aby nie onieśmielać zebranych swoją obecnością. Wolał przeczekać całe zamieszanie, gdyż już wielokrotnie spotkał się w ostatnich czasach z nieufnością ludzką. Elfy nie chodziły już po ziemiach Śródziemia tak często jak niegdyś, zaś ludzie zaczęli się ich bać, co było sprawką Nieprzyjaciela, który zawsze chciał skłócić plemiona Pierworodnych i Następców.

Rzeczywiście nikt nie zwrócił na niego uwagi. Na ławie po prawej stronie natychmiast znalazł miejsce jakiś młody hobbit o kasztanowych włosach (zdaje się, ze z jakiejś gałęzi Underhillów) i majtając w powietrzu nogami rozglądał się ciekawie po karczmie. Zapewne nigdy jeszcze nie był w takim miejscu, gdyż nie osiągnął jeszcze pełnoletności.

Jak to zwykle bywało na tego typu zebraniach natychmiast właściwie zapomniano, co było powodem i zaczęto wyciągać pewne lokalne sprawy absolutnie nie powiązane z ostatnimi wydarzeniami. Dopiero Kapelusznik zapanował nad sytuacją uciszając zebranych małą sztuczką i wyjaśniając ... w przystępnych dla ogółu słowach wydarzenia ostatniej nocy. Na słowa o "fajerwerkach", jakie wywołał swoim zjawieniem się w mieście Galdor uśmiechnął się pod nosem.

"Obawiam się, że bez tych "fajerwerków" mogłoby nie być tego zebrania."

Orendil zakończył swoje wystąpienie pytaniem skierowanym do elfa i uwaga sali zwróciła się na niego. Jednak okazało się, że znów ktoś inny postanowił odpowiedzieć na nie. W drzwiach stanął nieznajomy, który bezceremonialnie zabrał głos mimo, że nikt go o to nie prosił. Galdor, który już miał odpowiedzieć czarodziejowi zrezygnował, gdyż najwyraźniej zebranie jeszcze się nie skończyło. Butterbur zaczął szukać śmiałków na wyprawę do Rivendell, proponując nawet pieniądze dla chętnych. Pojawił się również jakiś żądny przygód Brandybuck.

Wykorzystując powstałe zamieszanie Galdor wstał i zbliżył się do Orendila, do którego podszedł właśnie hobbit i o coś zapytał. Jednak szybko musiał on zając się swoim towarzyszem, który zachowywał się, jakby był niespełna rozumu.

- Chciałbym porozmawiać z Tobą na osobności. - wykorzystując krótką chwilę prywatności powiedział elf cicho tak, aby tylko czarodziej usłyszał.

Od strony drzwi zgłosił się następny członek ekspedycji, jeden z uczestników wydarzeń z ostatniej nocy w gospodzie ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 25-06-2008, 09:00   #66
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
Po powiedzeniu tego, co miał do powiedzenia zamierzał oddalić się od beczki i zająć przygotowaniami, werbunek drużyny zostawiając karczmarzowi. Na drodze stanął mu jakiś hobbit. Już miał zgromić go za to, że przeszkadza mu w takiej ważnej chwili. Zupełnie zmienił zamiary, kiedy dostrzegł z czym ten przychodzi. Wpierw omal nie zachłysnął się powietrzem z wrażenia. Potem omal nie zaniósł się szaleńczym śmiechem. Opanował się w porę, by nie robić hobbitowi przykrości. Zainteresowanie nowym zjawiskiem nie opadło nawet wtedy, kiedy podszedł do niego Galdor.

- Widziałeś? Szczekający hobbit. A to dopiero!
- Chciałbym porozmawiać z Tobą na osobności. - Rzekł elf.
- Oczywiście. Ale spójrz tylko. To ci dziw. Ciekawe czy aportuje! - Nim ktokolwiek zdążył mu przerwać, włożył dwa palce w usta i przeraźliwie gwizdnął. Osadziło to Rajona w miejscu, dzięki czemu brat mógł go dopaść. Wyglądało na to, że to koniec, lecz na twarzy czarodzieja pojawił się dość szczeniacki uśmieszek. Ot, w starym kpie odezwał się mały psotnik. Wypatrzył sobie jakiś leżący na stole kawałek kurczaka i najwyraźniej chciał sprawdzić swoją tezę o aportowaniu. Struchlał dopiero pod karcącym spojrzeniem Galdora. - No nic, chodźmy.

Chwycił eldara za skraj szaty i począ prowadzić do pokoiku, który zajął na górze. Kiwnął jeszcze głową Butterburowi, by ten kontynuował to co zaczął. Obejrzał się raz jeszcze, gdy mijali przybłędę siedzącego na schodach, by zobaczyć jak zgłasza się kolejny ochotnik. Uśmiechnął się pod nosem i wspierając się o laskę poprowadził noldora dalej.

- Ale ten hobbit na dole. Najprawdziwszy waryjat. Fascynujące! - Wciąż burczał do siebie tymi słowy.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 13:03.
Keth jest offline  
Stary 25-06-2008, 09:48   #67
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Galdor zwrócił uwagę na niezwykłe zachowanie jednego z hobbitów. Nie uważał jednak tego za powód do śmiechu. To było duże nieszczęście dla samego dotkniętego tajemniczą przypadłością oraz dla jego bliskich. Bez wątpienia bardziej na miejscu było zaoferowanie pomocy, a nie próba sprawdzenia, czy zezwierzęcenie jest kompletne. Ta sprawa jednak musiała poczekać, gdyż teraz trzeba było zająć się inną, dużo poważniejszą.

Podążył za Orendilem na górę mijając po drodze milczącego człowieka ze szramą na twarzy. Elf uświadomił sobie dopiero, że nie odezwał się on ani jednym słowem, zupełnie, jakby był niemową. Ale to również musiało poczekać.

Orendil otworzył drzwi do pokoju, gdzie odpoczywał ostatniej nocy i wszedł pierwszy do pomieszczenia. Galdor wszedł za nim i zamknął za sobą drzwi.

- Bez wątpienia ten hobbit wymaga pomocy. Jednak ja nie o tym chciałem. - zagaił noldor starając się skupić na chwilę na sobie uwagę roztrzepanego czarodzieja - Orendilu, kim jesteś? - zapytał bez ogródek i utkwił badawcze spojrzenie w stojącym przed nim mężczyźnie oczekując na reakcję.
 
Smoqu jest offline  
Stary 25-06-2008, 12:47   #68
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
W gospodzie takie panowało poruszenie, że mało kto zauważył wyjście Galdora i Orendila. Wszystkie oczy zdawały się być zwrócone na ogniście rudego hobbita szarpiącego się ze swym troszkę odstającym od normy bratem. Śmiechu z tego było co nie miara, a im głośniej wszyscy się śmiali tym bardziej kolorystyka hobbickiej twarzyczki upodobniała się do barwy włosów.

Jednak nim w pokoju na górze zatrzasnęły się drzwi, Butterbur już opanował zamieszanie. Miał wszakże do wypełnienia misję zleconą mu przez maga. A jako, że zadanie było istotne i prawie, że urzędowe tedy należało odpowiednio się do tego przygotować. Nie wiedzieć skąd przyniesiono starą pergaminową kartę, słoiczek czegoś co może i kiedyś było atramentem, a donośne gęsie wrzaski na podwórzu niezbicie świadczyły o tym skąd wzięło się świeżo naostrzone gęsie pióro.



Butterbur rozsiadł się przy jednej z ław i powoli zaczął kaligrafować, nieznacznie wysuwając język z ust.
- W imieniu ludu Bree i okolic... - Pisał sylabizując. - Ja niżej zakrzyżykowany oznajmiam... Iż na służbę miasta się zaciągam ażeby ku jego chwale tudzież dla spokojności mieszkańców... Psia krew kleks! A skocz no który po szmatkę wytrzeć trzeba bo pergaminu już nie ma! Dobrze! Piszmy dalej...dla mieszkańców spokojności na wyprawę się udam i księgę wskazano przez mistrza Orendila do rąk jego dostarczę. Za co pobiorę przed wyjazdem groszy srebrnych 50 i tyleż samo po powrocie... A jeśli bym pieniądze wziął i precz w świat z nimi poszedł tedy zaświadczam, żem psim chwostem jest i takim, a takim synem takiej, a takiej matki nijakiego szacunku porządnych ludzi nie godnym!
Butterbur odetchnął głęboko wstrętne mu pióro odłożywszy i dokument zebranemu ludowi pokazał czego wynikiem była gorąca owacja. Westchnął raz jeszcze, pot perlisty, który to po tak trudnym zadaniu czoło mu skropił, rękawem otarł i rzekł pełnym godności głosem:
- Gdzież są zatem ci śmiałkowie? - To mówiąc na stół rzucił pękaty i miło brzęczący woreczek

 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 25-06-2008, 14:13   #69
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
Valin przez cały czas siedział cicho, lecz kiedy zobaczył, jak wielkie poruszenie wywołała cala wyprawa do Rivendel, stwierdził A co mi tam.. i podniósł się powoli. Niektórych może zdziwiła mała czerwona plama na koszuli, ale on jej nie widział. Wyprostował się, co przy jego posturze zrobiło wrażenie na obecnych. Wyciągnął miecz, oparł się na nim i powiedział:
- Mi także trochę świeżego powietrza dobrze zrobi. Wyruszę z wami.
Podniósł kufel, opróżnił jego zawartość i stanął w kącie, opierając się o ścianę.
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!
Keledrall jest offline  
Stary 25-06-2008, 16:47   #70
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wtedy po schodach z łoskotem większym niż ktokolwiek by się spodziewał, stoczył się kufel. Tłum przy schodach ucichł i rozsunął się trochę, dalej zaszumiał i zafalował rozchdzącym się szybko kręgiem. Zbyt wiele spojrzeń zwróciło się na chudzielca, który stał pochylony, trzymając się niepewnie poręczy, jakby ten jeden kufelek uczynił większe, niż ktokolwiek by się spodziewał, spustoszenie w jego, przywykłej - zdałoby się - trzeźwości. Patrzył ponuro, jak to zwykle, choć trochę bardziej niepewnie, a może i boleśnie, choć kto by tam w oczy mu spozierał.

- Szlag... - zachrypiał cicho, ale sporo znalazło się takich, co ów szept zrozumiało.

Nosem pociągnął, wyprostował się trochę i spodnie w kroku poprawił. Zszedł po schodach wolno bardzo, jakby go spojrzeń tyle do tyłu pchało, ale kto bystry - widział, że jakby się -dziwak - sam sobie nogami zapierał.

Przez tłum szedł jakby nie wygódek czyściciel, siekiernik i złodziej miejscowy, a udzielny książę. Kto widział, jak zęby zacisnął - mało iskry nie szły - o krok się cofał, choćby na trzewik sąsiada. A przez te zwarte zęby coś warczał, prawie jakby się w tamtego hobbita pociesznego zapatrzył.

Ale pocieszny nie był.

Wziął pióro, skrzywił się do Butterbura i złożył na pergaminie koślawy krzyżyk.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 25-06-2008 o 16:53.
Betterman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172