Siedząc na wygodnym, obitym granatowym aksamitem fotelu profesor Knopff przyglądał się zebranej w gabinecie młodzieży. Wysłuchał uważnie ich pytać, z dezaprobatą i niesmakiem popatrzyła na wymieniających wzajemne złośliwości Julię i Faustina. Tę burzę w szklance wody, przerwał cichy, acz stanowczy głos młodego Chórzysty.
-
Dziękuję panu, panie Hoffma. Celna uwaga. – Knopff poprawił małe, okrągłe okularki i pogładził się po szpakowatej, koziej bródce –
Teraz pozwólcie, że po krótce odpowiem na wasze pytania.
-
Panie Zeller co prawda do Elsbethn jeżdżą dwa pociągi dziennie, ale wolałbym abyście wybrali ten wcześniejszy o szóstej rano – widząc pewną konsternację na twarzach słuchaczy, profesor zaśmiał się zmieszany –
Ach zapomniałem wam powiedzieć... Pociąg dojeżdża do miasteczka Elsbethn a dalej trzeba jeszcze przejść jakieś pięć kilometrów polną drogą do Oberwink.
Julia rozpromieniła na dźwięk tych słów. Już od dawna miała ochotę na jakąś górską wycieczkę. Obiecała sobie w duchu, że nawet Faustin, nie będzie w stanie zepsuć jej tej niesamowicie zapowiadającej się przygody na łonie natury.
-
Oberwink jest niedużą, malowniczo położoną wioską, której nie skaziła jeszcze w pełni cywilizacja..heemm – odchrząknął Knopff i kontynuował –
Ma to swoje dobre i złe strony. Cisza, spokój ale też brak linii wysokiego napięcia oraz telefonu. Najbliższy znajduje się w Elsbethen. Oberwink to kilkanaście gospodarstw, komisariat, remiza i nieduża gospoda, w której mój przyjaciel Arthur wynajął dla was pokoje. Co się tyczy twojego pytania Andreasie…no cóż mnie to wygląda na jakąś rodzinną vendetę. Ktoś komuś zgwałcił córkę a ojciec razem z braćmi postanowili sami wymierzyć sprawiedliwość. Takie rzeczy się zdarzają, ale na wszelki wypadek przyjrzyjcie się bliżej tej sprawie.
Profesor jeszcze raz powiódł wzrokiem po zebranych.
Jacy oni młodzi i niedoświadczeni… dopiero wstąpili na swoją Ścieżkę – pomyślał patrząc na, pełne wyczekiwania i napięcia twarze.
Nie słysząc więcej pytań, profesor wstał.
-
Moi drodzy, życzę wam powodzenia. Mam nadzieję, że sprawa okaże się tylko lokalnym zatargiem a nie niczym poważnym. Wierzę w was i wasze umiejętności. Nie zawiedźcie mnie. – po kolei uścisnął dłoń każdego z członków Kabały Otwartego Umysłu –
Szerokiej drogi i jeszcze raz powodzenia. ***
Poranek był chłodny i mglisty. Julia zjawiła się jako pierwsza na dworcu. Z niewielkim plecakiem i torbą w ręku czekała na pozostałych. Dzisiejszej nocy nie zmrużyła oka. Kilka razy wstawała i zaglądał do plecaka, upewniając się, czy zabrała potrzebne rzeczy. Kurt wręcz przeciwnie. Najpierw sporządził dokładną listę a następnie ze stoickim spokojem zapakował plecak i udał się na spoczynek. Wiedział, że musi być wypoczęty, ponieważ czekał ich dzień pełen wrażeń. Po drodze na dworzec Eteryta spotkał Jagera, któremu towarzyszyła drobna blondynka z małym berbeciem na ręku.
-
Uparł się, że odprowadzi tatusia na dworzec –dziewczyna uśmiechnęła się ciepło, patrząc na Andreasa.
Mały chłopczyk na słowo tatuś wyciągnął drobna rączkę w kierunku Eutanatosa.
-
To moja żona Lena i mały Klaus – Andreas dokonał prezentacji, gładząc czule chłopca po rozczochranych włoskach.
Kurt patrzył ze zdziwieniem na tę rodzinną scenkę. Co prawda słyszał, że Jager jest żonaty i ma dzieci, ale wydawało mu się to jakieś dziwne i nienaturalne. Tymczasem chłodny i opanowany Eutanatos pokazał właśnie swoją ludzką twarz oraz pełne ciepła i miłości serce.
Kiedy weszli na peron Julia czekała już na nich w towarzystwie dwóch Chórzystów. Dziewczyna dogryzała sobie zawzięcie z Faustinem, a biedny, dobroduszny Julian próbował ich uspokoić. Z megafonu popłynęła zapowiedź:
-Pociąg do Elsbethen odjedzie z tor drugiego, przy peronie pierwszym !!!
Usłyszeli przeciągły gwizd. Mgła opadła a zza chmur wyjrzało słońce. Zapowiadał się piękny dzień. Powoli nieświadomi tego co ich czeka, zaczęli wsiadać do pociągu. Zajęli miejsca w przedziale. Gwałtowne szarpnięcie,
lokomotywa ruszyła.