Wygląda na trochę opuszczony… Świetnie, w końcu jakieś lokum. Ileż można spać pod gołym niebem?… - Max od dawna nie był w tak dobrym humorze. Wczoraj mógł odświeżyć się i wyprać ciuchy w dość czystym jeziorze, a dzisiaj prawdopodobnie będzie nocować w pensjonaciku. Niezbyt zachęcająco wyglądającym, ale jednak. Spojrzał do swojej torby. Oprócz ciuchów, perfum, kilku przydatnych przedmiotów i walających się, bezwartościowych już papierków były tam trzy puszki konserw i dwie półtoralitrowe wody mineralne - tyle prowiantu zostało mu po tygodniowym marszu przez lasy, z dala od cywilizacji.
Jak nie znajdę tam jedzenia, to pojutrze będę wpiepszać już tylko jagody… ale i tak jest lepiej niż dobrze.– pomyślał Max. Włączył sobie „Coma – Leszek Żukowski” i cicho podśpiewując pomaszerował w kierunku hotelu.
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd.
Z przyzwyczajenia spojrzał na swojego złotego Rolexa, którego dostał od ojca kilka lat temu na urodziny – była 15:34.
Podchodząc do domków spojrzał przez okno i zobaczył w nim dwie postaci. Zastanawiał się chwilę, czy nie zająć po prostu drugiego, mniejszego lokalu, ale zrezygnował z tego pomysłu.
Przez tydzień nikogo nie spotkałem… w sumie nie będę za bardzo narzekał, bo to oszczędza kłopotów, ale jednak dobrze jest czasem pogadać… w życiu jak w pokerze, czasami trzeba zaryzykować. Chciał jeszcze przesłuchać sobie ponownie „Coma - Chaos Kontrolowany”, ale postanowił już zdjąć słuchawki z uszu..
- Cześć – powiedział po polsku stojąc w drzwiach… a raczej w futrynie, bo drzwi nie było.
Przecież oni pewnie nie mówią po polsku… jesteśmy gdzieś w zachodnich Niemczech. Mógłbym przejść na niemiecki, ale lepiej znam angielski.
- Dzień dobry – spróbował po angielsku, a widząc koloratkę jednego z nich dodał –
Niech będzie pochwalony.
Czekał na reakcję swoich rozmówców i taksował wzrokiem pomieszczenie.