Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2008, 19:42   #10
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nazajutrz z samego rana odwiedził ją policjant, który przedstawił się jako detektyw Morgan. Mężczyzna w średnim wieku o smagłej cerze i wielkich niebieskich oczach, którego w normalnych okolicznościach uznałaby za nieprzyzwoicie atrakcyjnego. Ale okoliczności nie były normalne. Mimo to Amber zerkała na niego zalotnie i kokieteryjnie trzepotała rzęsami.

Dlaczego to robisz ty niemoralna kobieto, wstydu nie masz? - zaśmiała się do siebie w duchu – Przecież jesteś mężatką. Na dodatek on uważa, że jesteś od niego dwadzieścia lat młodsza.
Nie miała nic złego na myśli ale ta nowa sytuacja dziwnie ją ośmieliła. Chciała po prostu wypróbować na ile wdzięki tego młodzieńczego ciała działają na mężczyzn. Bardziej z ciekawości i przekory niż z rzeczywistym zamiarem poderwania go. Gdzieś podświadomie wiedziała przecież, że należy do Vinca. Ale czy Vince nadal należał do niej? W zasadzie już od dawna przestało ich cokolwiek łączyć. Może powinni teraz zacząć od nowa oddzielnie? Nie popełniać tego samego błędu co dwadzieścia lat temu decydując się na małżeństwo. Teraz przecież mają już pewność, że im nie wyjdzie. Czy logicznym byłoby więc pakować się od nowa do tej samej brudnej i zamulonej rzeki?

Detektyw wyglądał na zaskoczonego. Nic dziwnego, przecież uwodziła go właśnie nieletnia. Mówił jednak rzeczowo, beznamiętnym głosem i notował czasem coś w swoim oprawionym w skórę notesie. Stuprocentowy profesjonalista – zdążyła pomyśleć lecz wtedy jego wzrok przez krótką chwilę prześlizgnął się po jej dekolcie i długich zgrabnych nogach, które były doskonale wyeksponowane w przykusej szpitalnej koszuli. Uśmiechnęła się do siebie z triumfem.

Kiedy jednak zaczął przemowę porzuciła momentalnie błahe myśli i chłonęła intensywnie każde jego słowo. Poczuła w żołądku skurcz oczekiwania.
Dowiedzieliśmy się kim jesteś - zerknął na swój notes szukając w nim dokładnych informacji – Jessica Carter. Lat siedemnaście. Ojciec – John Carter. Chirurg plastyczny. Matka – Ashley Carter-Wellington. Po rozwodzie z twoim ojcem wyjechała do Europy gdzie ponownie wyszła za mąż i założyła drugą rodzinę. Rodzeństwo... – przewrócił stronę i czytał dalej – młodszy brat David.

Patrzyła na niego nerwowo próbując jakoś zaakceptować te nowe rewelacje. Głośno przełknęła ślinę i zaczerpnęła głęboki oddech.
- Naprawdę zupełnie nic z tego nie pamiętasz? - kontynuował.
Pokręciła przecząco głową i spuściła wzrok.
- Odszukaliśmy was w bazie danych osób zaginionych. Wasze zniknięcie odnotowano dwa tygodnie temu. Wasze oraz ośmiorgu innych uczniów elitarnego liceum z Los Angeles. Pozostała szóstka prawdopodobnie zginęła podczas pożaru fabryki. Nie znane są dokładne okoliczności zaginięcia. Brak także podejrzanych. Mieliśmy nadzieję, że wy rzucicie jakieś światło na tą sprawę.
- Obawiam się, że nie potrafię panu pomóc. - odparła zmieszana.
Mimo to policjant zadał jej wszystkie pytania ze swojej niekrótkiej listy. Nie udzieliła mu żadnej odpowiedzi, z wyjątkiem zdania relacji z tych kilku godzin w elewatorze i akcji ratunkowej. Detektyw Morgan zostawił jej swoją wizytówkę i grzecznie podziękował za rozmowę oraz zaznaczył aby w najbliższym czasie nie opuszczała stanu Kalifornia. Oczywiście jak tylko coś sobie przypomni ma telefonować bez względu na porę dnia lub nocy.

Policjant skierował się w stronę drzwi ale przystanął jeszcze i podrapał się w gęstą czuprynę końcem ołówka.
- Aha. Twoja rodzina została już powiadomiona o twoim odnalezieniu. Czekają na zewnątrz. Zaraz ich do ciebie poproszę.
Serce Amber zaczęło kołatać w jakimś szalonym tempie. Poczuła, że traci grunt pod nogami. Już tutaj są? Jak ma się zachować, co im powiedzieć? Powinna była przygotować się na ten moment, obmyślić jakąś wiarygodną strategię! A teraz nie pozostało jej nic ponad czystą improwizację. Cała ta sytuacja przyprawiała ją o zawrót głowy. Czuła się jak oszust podszywający się pod kogoś innego, wykorzystujący perfidnie tragedię niewinnych ludzi.

Policjant opuścił salę. Po minucie do środka weszły nieśmiało dwie inne osoby. Dobrze zbudowany i opalony mężczyzna po czterdziestce oraz chłopak, na oko piętnastoletni, o jasnych włosach opadających luźno na raniona. Ubrany w wytarte jeansy i T-shirt z logo rockowej kapeli, o której Amber nigdy nie słyszała. Jej nowy „brat” miał wciąż dziecięcą buzię o delikatnych rysach, duże wydatne usta i jasnoniebieskie oczy. Takie same jakie Amber oglądała od niedawna w lustrze. Jej podobieństwo do „ojca” także było zauważalne, choć w mniejszym stopniu niż do nowego „brata”.

Gdy tylko przekroczyli próg ojciec wydał z siebie głośne westchnienie ulgi. Dopadł do niej w kilku susach i zaczął gorliwie przytulać ją do piersi.
- Kochanie, tak się martwiliśmy. Myślałem już, że nie... - przerwał i ze łzami w oczach zaczął gładzić ją po policzkach. - Mówili nam o amnezji, skarbie czy ty naprawdę... - głos uwiązł mu w gardle, nie potrafił dokończyć zdania.
- Tak proszę pana, przykro mi. Kompletnie pana nie pamiętam. – odparowała bez zastanowienia lecz zaraz ugryzła się w język widząc grymas paniki wymalowany na twarzy swojego nowego rodziciela.
- Boże – jęknął i zaraz znów zaczął ją tulić – Nie martw się Jess... wszystko sobie przypomnisz skarbie. - Starł pojedynczą łzę i wskazał na młodego chłopca – Jego pewnie też nie pamiętasz, co? To twój brat, Dave.
- Cześć Dave – uniosła dłoń w geście powitania i uśmiechnęła się niewyraźnie. Po chwili zdała sobie sprawę jak głupio musiało to zabrzmieć ale nic lepszego nie przyszło jej po prostu do głowy.
Chłopak prychnął lekceważąco i rzucił zirytowany:
- Amnezja? Jess...jesteś żałosna. Na pewno znowu odpieprzasz jakiś teatr. Zrobiłabyś wszystko aby tylko zwrócić na siebie uwagę, prawda? Tak jak wtedy gdy udawałaś, że skręciłaś kostkę na szkolnym meczu. Ale cel zrealizowałaś i poderwałaś w ten sposób Billa Tauba. Zresztą pasujecie do siebie. Śliczne puste główki i ...
- Przestań Dave – ryknął na niego pan Carter – Nie widzisz w jakiej sytuacji znalazła się twoja sistra? Mógłbyś okazać odrobinę zrozumienia do jasnej cholery. Przecież oni zostali porwani!
- Ale ty jesteś naiwny tato – David zniesmaczony odwrócił od niej wzrok – Pewnie zalała się w trupa na tej szkolnej wycieczce razem z pozostałymi członami ich kółka wzajemnej adoracji a teraz bawi ich, że rozpętali taką aferę!
- Wiesz co Dave! Jesteś niepoważny. Najlepiej będzie jeśli zaczekasz na nas w samochodzie. - pan Carter zrobił groźną minę a jego syn pokręcił tylko głową, wcisnął do uszu słuchawki i wyszedł głośno trzaskając za sobą drzwiami. Ojciec przeniósł wzrok z powrotem na Amber i współczująco poklepał ją po ramieniu:
- Przepraszam cię kochanie. Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło. On...
- Nie szkodzi, naprawdę – Amber weszła mu w pół słowa.
Wyjaśniła się chociaż jedna sprawa – pomyślała. - Mój nowy brat nie pała do mnie nadmierną sympatią.
Na chwilę zapadła krępująca cisza a potem „tata” podał jej torbę z ubraniami i oznajmił, że zabiera ją wreszcie do domu, tam gdzie jej miejsce.
Moje miejsce? - pomyślała lekko spanikowana - Moje miejsce na pewno nie jest przy was, ale w tym momencie nie mam po prostu innego wyjścia jak z wami pójść panowie.

Przed opuszczeniem szpitala poprosiła jeszcze ojca aby podyktował jej numer telefonu do ich domu a później dopadła pielęgniarkę wychodzącą z sali na przeciwko i zaleciła jej oddać karteczkę Vince'owi. „To sprawa życia lub śmierci” - błagała kobietę i wcisnęła jej w dłoń kawałek papieru - „Proszę mu to dać i przekazać, że teraz mam tylko jego”.

Była przygnębiona i milcząca przez całą drogę. Zajęła miejsce obok kierowcy w czerwonym eleganckim kabriolecie marki BMW. David siedział z tyłu i nie zamienił z nimi już ani słowa. Amber mocno wcisnęła się w fotel w nadziei, że może w ten sposób zniknie im z oczu. Wiatr przyjemnie targał jej jasne włosy a słońce zmuszało by nieustannie mrużyła oczy. Ojciec gadał jak nakręcony. O pracy, o przebudowie kliniki, o tym, że matka mimo iż mieszka w Europie nadal ją kocha i codziennie wydzwaniała czy śledztwo w sprawie jej zaginięcia przynosi rezultaty. Mówiąc o matce robił się jednak spięty a jego śnieżnobiały uśmiech wyglądał jeszcze bardziej sztucznie niż zazwyczaj co pozwoliło jej z całą pewnością stwierdzić, że matka Jessici nie zadzwoniła pewnie ani razu i dzieci z poprzedniego małżeństwa niewiele ją obchodzą. Za to ojciec nadrabia nadgorliwością za obojga rodziców.

Po pół godzinie byli na miejscu. Samochód zatrzymał się na wysypanym żwirem podjeździe. Wysiadła pośpiesznie z wozu a jej oczom ukazała się ogromna śnieżnobiała willa z rozległym tarasem i dachem z czerwonej dachówki. Ojciec zerkał na nią zatroskanym wzrokiem, brat z kolei zupełnie ją ignorował. Wcisnął głębiej do uszu słuchawki iPoda, zgrabnym ruchem wyskoczył z samochodu i zniknął bez słowa za drzwiami posiadłości.
-Mogę się rozejrzeć? - zapytała zdezorientowana pana Cartera.
-Oczywiście Jess, przecież jesteś w domu skarbie – przytaknął i ujął jej dłoń gotowy by wszystko jej pokazać.
-Jeśli to nie sprawi ci przykrości chciałabym iść sama.
Dostrzegła kolejny grymas zawodu na jego przystojnej twarzy ale puścił jej rękę i odparł:
-Jak sobie życzysz skarbie. Gdybyś mnie potrzebowała będę w środku.

Obeszła dom szerokim łukiem. Z trzech stron okalał go zadbany ogród pełny egzotycznych kwiatów, drzew i idealnie przystrzyżonych krzewów. Od frontu natomiast rozciągał się bajeczny widok. Imponujących rozmiarów basen, rząd leżaków i niskich przeszklonych stoliczków. Woda błyszczała w słońcu lazurową barwą, kusiła bijącym od niej przyjemnym chłodem. Nieopodal basenu stał długi kontuar a za nim barek wypełniony przeróżnymi rodzajami alkoholi. Amber upewniwszy się, że nikt jej nie obserwuje zaserwowała sobie szklaneczkę whiskey. Musi odreagować. Ten dzień przyniósł stanowczo zbyt wiele wrażeń.

Niepewnym krokiem weszła wreszcie do domu. Jego wnętrze było niemniej imponujące. Marmurowe posadzki, jasne wełniane dywany, olejne obrazy i ekskluzywne meble. Amber przechadzała się po nim jak po muzeum bojąc się niemal czegokolwiek dotknąć. Wreszcie w kuchni natknęła się znów na ojca. Stał tyłem, oparty o kuchenny stół i przecierał dłońmi zmęczoną twarz. Wyglądał na zdruzgotanego i załamanego. Poczuła ukłucie żalu. Facet musiał czuć się fatalnie. Miał ku temu kila dobrych powodów.

Podeszła do niego i poklepała go po plecach. W tej chwili chciała jakoś dodać mu otuchy.
- Głowa do góry. Na pewno zacznę sobie wszystko przypominać i niebawem twoje życie wróci do normy... - zawahała się lecz w końcu wykrztusiła z siebie ciche – ...tato.
 
liliel jest offline